Bożonarodzeniowe ozdoby pojawiające się w sklepach już od października przypomniały mi pewne zdarzenie z wczesnych lat 2000. Kiedy to większość rodziny jeszcze żyła i czuć było tę magię świąt.
W tamtych czasach wigilię przygotowywała moja babcia. Wzięła też na siebie całe gotowanie.
Wtedy zimy były jeszcze białe. Zamiast błota i deszczu był skrzypiący pod nogami śnieg i temperatury na minusie.
Lodówka była tylko jedna, potraw oczywiście dwanaście, a garnków jeszcze więcej. I gdzieś trzeba to pomieścić.
Babcia wystawiła prawie wszystko, co ugotowała, na balkon. Niestety mieszkała na parterze. Nie wiem, czy ktoś ją przyuważył z ulicy, z bloku naprzeciwko, czy z premedytacją szukał takiego celu.
24 grudnia babcia wstaje, zagląda na balkon, a tam nic. Wszystkie garnki ukradzione razem z zawartością. Nawet pary spodni, które się tam wietrzyły, złodzieje nie odpuścili...
Jaką trzeba być gnidą, żeby komuś tak zepsuć święta?
W tamtych czasach wigilię przygotowywała moja babcia. Wzięła też na siebie całe gotowanie.
Wtedy zimy były jeszcze białe. Zamiast błota i deszczu był skrzypiący pod nogami śnieg i temperatury na minusie.
Lodówka była tylko jedna, potraw oczywiście dwanaście, a garnków jeszcze więcej. I gdzieś trzeba to pomieścić.
Babcia wystawiła prawie wszystko, co ugotowała, na balkon. Niestety mieszkała na parterze. Nie wiem, czy ktoś ją przyuważył z ulicy, z bloku naprzeciwko, czy z premedytacją szukał takiego celu.
24 grudnia babcia wstaje, zagląda na balkon, a tam nic. Wszystkie garnki ukradzione razem z zawartością. Nawet pary spodni, które się tam wietrzyły, złodzieje nie odpuścili...
Jaką trzeba być gnidą, żeby komuś tak zepsuć święta?
złodzieje
Ocena:
150
(164)
Komentarze