Jestem roszczeniowa i nie wstydzę się tego, jako przedstawiciel ostatniego roku Milenialsów. Daję sobie więc prawo do zaciągania złych nawyków od Generacji Z.
Otóż moi piekielni, poszłam z prośbą o podwyżkę. Wiedziałam, że w grudniu Prezes planuje budżet, a więc stwierdziłam, że to dobra pora, aby móc podyskutować na ten temat. W szczególności, że nie dostałam ani jednej podwyżki odkąd pracuję w firmie, a mój zakres obowiązków zwiększył się o dodatkowe zadania. I nie boję się napisać. Pracę zaczynałam w 2022 roku, gdy minimalna wynosiła 2209,56 zł na rękę. Ja wtedy zarabiałam szalone 4600 zł. Uważałam wtedy, że na zakres obowiązków na moim stanowisku, jest to w porządku stawka. Jednak w międzyczasie najniższa krajowa podnosiła i podnosiła. Prezes nie znał pojęcia inflacji, a jednocześnie nie miał problemu dorzucać mi zadań, bo bardzo dobrze sobie radzę z nimi i jest zadowolony z mojej pracy.
Od 2025 roku najniższą krajową wynosić będzie na rękę 3510,92 zł. Mój poziom płacy nadal na poziomie startowym 4600 zł. Daje to 1089,08 zł różnicy. Średnio mi się to zaczęło podobać, bo mam na sobie sporą odpowiedzialność (odpowiadam między innymi za akceptowanie umów na podstawowe usługi, których cena waha się u nas od 5 do nawet 100k, podstawowe księgowanie, administrację biurem i kadry czyt. umowy, urlopy, wypuszczanie wynagrodzeń, raporty do PFRONu). Ostatnio zostałam też odpowiedzialna za kontakt z agencją marketingową i wysyłanie jej materiałów oraz akceptację zwrotną tego co oni nam wysyłają.
Mój Janusz w rozmowie ze mną, gdy poprosiłam go o podwyżkę, zaczął podważać to co robię oraz fachowość moich działań. Zarzucił mi nieskuteczną windykację zapłat od kilku kontrahentów, gdy sam powiedział mi, że mam się nimi nie przejmować, bo on to załatwi. Dodał, że moja propozycja podwyżki jest niepoważna, a jego wzrost najniższej krajowej nie obchodzi, bo on na moje stanowisko ma taki budżet jaki ma i może dać mi co najwyżej 300 zł podwyżki o ile nie będę popełniała już żadnych błędów. Zarzucił mi też, że nie przykładam się do obowiązków, bo nie odbieram telefonu służbowego po pracy i musi dzwonić na mój prywatny.
Odparłam, że realnie przy zwiększonym zakresie obowiązków jestem cały czas stratna, bo nie dostałam ani grosza więcej. I tu mnie zbił argumentem. Dostałam przecież premię świąteczną i to co roku.
Premia świąteczna jest w takiej wysokości, że może kupię za nią trochę pierogów ruskich. Tak ze dwa, dwa i pół kilo, bo u mnie gotowe chodzą po 50 zł/kg.
Ostatecznie dostałam propozycję (nic na papierze!) podwyżki do 5000 zł netto.
I teraz powiedźcie mi drodzy piekielni, czy to ja za dużo wymagam, czy wręcz przeciwnie.
Z góry przepraszam też za błędy, ale piszę to jeszcze w emocjach.
Otóż moi piekielni, poszłam z prośbą o podwyżkę. Wiedziałam, że w grudniu Prezes planuje budżet, a więc stwierdziłam, że to dobra pora, aby móc podyskutować na ten temat. W szczególności, że nie dostałam ani jednej podwyżki odkąd pracuję w firmie, a mój zakres obowiązków zwiększył się o dodatkowe zadania. I nie boję się napisać. Pracę zaczynałam w 2022 roku, gdy minimalna wynosiła 2209,56 zł na rękę. Ja wtedy zarabiałam szalone 4600 zł. Uważałam wtedy, że na zakres obowiązków na moim stanowisku, jest to w porządku stawka. Jednak w międzyczasie najniższa krajowa podnosiła i podnosiła. Prezes nie znał pojęcia inflacji, a jednocześnie nie miał problemu dorzucać mi zadań, bo bardzo dobrze sobie radzę z nimi i jest zadowolony z mojej pracy.
Od 2025 roku najniższą krajową wynosić będzie na rękę 3510,92 zł. Mój poziom płacy nadal na poziomie startowym 4600 zł. Daje to 1089,08 zł różnicy. Średnio mi się to zaczęło podobać, bo mam na sobie sporą odpowiedzialność (odpowiadam między innymi za akceptowanie umów na podstawowe usługi, których cena waha się u nas od 5 do nawet 100k, podstawowe księgowanie, administrację biurem i kadry czyt. umowy, urlopy, wypuszczanie wynagrodzeń, raporty do PFRONu). Ostatnio zostałam też odpowiedzialna za kontakt z agencją marketingową i wysyłanie jej materiałów oraz akceptację zwrotną tego co oni nam wysyłają.
Mój Janusz w rozmowie ze mną, gdy poprosiłam go o podwyżkę, zaczął podważać to co robię oraz fachowość moich działań. Zarzucił mi nieskuteczną windykację zapłat od kilku kontrahentów, gdy sam powiedział mi, że mam się nimi nie przejmować, bo on to załatwi. Dodał, że moja propozycja podwyżki jest niepoważna, a jego wzrost najniższej krajowej nie obchodzi, bo on na moje stanowisko ma taki budżet jaki ma i może dać mi co najwyżej 300 zł podwyżki o ile nie będę popełniała już żadnych błędów. Zarzucił mi też, że nie przykładam się do obowiązków, bo nie odbieram telefonu służbowego po pracy i musi dzwonić na mój prywatny.
Odparłam, że realnie przy zwiększonym zakresie obowiązków jestem cały czas stratna, bo nie dostałam ani grosza więcej. I tu mnie zbił argumentem. Dostałam przecież premię świąteczną i to co roku.
Premia świąteczna jest w takiej wysokości, że może kupię za nią trochę pierogów ruskich. Tak ze dwa, dwa i pół kilo, bo u mnie gotowe chodzą po 50 zł/kg.
Ostatecznie dostałam propozycję (nic na papierze!) podwyżki do 5000 zł netto.
I teraz powiedźcie mi drodzy piekielni, czy to ja za dużo wymagam, czy wręcz przeciwnie.
Z góry przepraszam też za błędy, ale piszę to jeszcze w emocjach.
praca podwyżka
Ocena:
129
(139)
Komentarze