Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
poczekalnia

#91755

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dwa lata temu razem z moim chłopakiem postanowiliśmy przygarnąć psa. I tak trafił do nas sześciomiesięczny buldożek francuski. Jak do nas trafił, to materiał na osobną historię jeśli będziecie chcieli, ale teraz o nie o tym.

Piesek dostaje szału gdy widzi inne psy, czyli jest tzw. psem reaktywnym. Wiedzieliśmy o tym przed adopcją, ale postanowiliśmy, że damy mu dom, bo nie mamy innych zwierząt, więc "jakoś sobie damy radę". No cóż, jednak życie nas zweryfikowało.

Pierwszy miesiąc zaadaptowaliśmy pieska u siebie, co było po prostu banalne. Ollie jest posłuszny, szybko nauczył się podstawowych komend. W domu oraz pośród ludzi jest psem po prostu idealnym. Kocha się bawić, robi typowe zoomi charakterystyczne dla frenczów (psiarze na pewno wiedzą, jest to typowe radosne bieganie dookoła niczym diabeł tasmański), wszystko je, czasem żebra cwaniak, ale jest przy tym przeuroczy i bardzo go kochamy.

Wszystko się zmienia, gdy pojawia się inny pies. Nie wiadomo skąd mu się to wzięło, no ale to nie miało znaczenia, zaczynamy intensywny trening. Ollie ewidentnie chce ugryść. Dosłownie "shoot to kill". Do tego jeży sie na grzbiecie i wydaje głośne mało przyjazne dźwięki.

Najpierw znaleźliśmy podobno najlepszą trenerkę w mieście, ale niestety stwierdziła po kilku tygodniach, że z nim na pewno nie ćwiczymy i zażądała od nas wideo z naszych starań, w przeciwnym razie ona rezygnuje.

I tu muszę przypomnieć, że wszystkie opinie, że wystarczy 10 minut dziennie z psem, aby była poprawa, możecie schować między bajki. Jest to totalna bzdura.

Zapytacie pewnie o kaganiec. Oczywiście, że próbowaliśmy, ale po trzech tygodniach zrezygnowaliśmy, bo Ollie zdzierał sobie pyszczek do krwi, byleby tylko ten kaganiec ściągnąć. Nie pomogły nagrody.

W międzyczasie piesek został pomyślnie wykastrowany. Liczyliśmy na zmniejszenie agresji po zabiegu, niestety nic takiego się nie stało.

Drugi trener miał z nami tylko konsultacje online, a kiedy pokazaliśmy mu filmiki z naszych spacerów, to stwierdził, że "psu należy się igła". Cytat.

Postępy jakie zrobiliśmy są tylko takie, że Ollie już nie reaguje na większe ptaki oraz jeże. Do tego jeśli pies jest w miarę daleko, to nawet odpuszcza i szybciej się uspokaja. Na początku to serduszko mu szybko biło jeszcze przez dobra 15 minut od momentu spotkania z psem.

Wszystkie mądre rady z Googla czy YouTuba są do tyłka. Obiecują cuda, ale w naszym przypadku chyba już nie ma ratunku. Przyznaję, że nadzieja już się nam kończy.

Pointy brak. Ollie nie podrużuje, chodzi na długie spacery tylko w nocy. U weterynarza czekamy na parkingu, aż będziemy mieli wolny gabinet i wtedy nas wołają.

Trochę już nie mamy siły, by się z nim bawić codziennie tyle, ile potrzebuje, więc przez swoją "przypadłość" nie może się wyszaleć.

Dobra, wyżaliłam się, teraz czekam na jajka i pomidory.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (51)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…