Czuję się oszukana. Oszukana nie tylko przez mojego byłego narzeczona, ale przez całe moje najbliższe otoczenie albo i przez cały świat.
Wiem, pewnie dramatyzuję. Postaram się opisać tę historię możliwe kompleksowo, ale i tak pewnie będzie długo.
Pięć lat temu związałam się z Michałem. Poznaliśmy się, gdy jako studentka pracowałam dorywczo w barze. Michał był tam barmanem, również studentem. Ja przyjechałam do Wrocławia z małego miasteczka, od był rodowitym Wrocławianinem. Oczywiście, miałam już swoich znajomych, ale on jako facet towarzyski miał pokaźne słowo znajomych, kumpli, przyjaciół łącznie ze znajomymi z przedszkola. Jeszcze zanim zaczęliśmy się spotykać, wiedziałam już, że inna pracownica baru jest jego dobrą koleżanką, a wręcz przyjaciółkom z liceum. Mieli ze sobą świetny kontakt, do tego stopnia przez jakiś czas byłam przekonana, że są oni parą. Potem, gdy poznaliśmy się bliżej wyjaśnił, że zna Anię od liceum i nawet się w niej podkochiwał, ale ostatecznie zostali kumplami i bardzo sobie ją ceni, ale jako przyjaciółkę.
Przez pierwsze miesiące naszego związku byłam jednak o nią zazdrosna. Ich kontakt był naprawdę intensywny, dopiero gdy dałam mu jednoznacznie znać, że trochę mnie to irytuje. Michał zapewniał, że nie ma to wpływu na naszą relację, ale jednak postawił pewne granice. I przez naprawdę długi czas miałam spokój ducha, widząc, że Michał Anię widuje głównie w pracy lub w większej ekipie znajomych.
Niemniej po 2-3 latach związku znów zaczęłam odczuwać pewien dyskomfort. Byliśmy już oboje po studiach, w pracy na pełen etat, zamieszaliśmy razem. Krótko po tym Michał zaczął coraz częściej wychodzić ze swoją ekipą znajomych. O ile było to weekend, często im towarzyszyłam, jednak robił to też w tygodniu. Zwracałam mu uwagę, że nie powinien przesiadywać po nocach na mieście, gdy rano idzie do pracy, ale zbywał mnie, że kiedy mamy się bawić, jak nie teraz, gdy jesteśmy młodzi i bez zobowiązań. Zauważyłam, że prawie na każdym takim spotkaniu była też Ania, a kilka razy nawet okazało się, że byli na mieście sami, bo... tak wyszło. Bo ktoś nie przyszedł, bo ja nie chciałam iść, bo wszyscy zamulają, tylko nie on i jego psiapsi Ania. Znów zaczęłam dostawać piany. I tu właśnie pojawia się część o moim otoczeniu.
Otóż wszyscy nasi wspólni znajomi, jak i moje koleżanki twierdziły, że przesadzam, że przecież nie ma nic złego w tym, żeby wyjść ze znajomymi, skoro otwarcie mi o tym mówi i zawsze zaprasza to na pewno nie ma nic na sumieniu i nie powinnam mu robić wyrzutów albo usiłować czegoś zabraniać, bo wyjdę na zaborczą babę. Powiecie pewnie, że powinnam mieć swój rozum. Powinnam, ale nie miałam. Byłam przekonana, że to we mnie jest problem. Do tego oczywiście jak raz czy drugi obejrzałam rolkę na Facebooku, że nie można odcinać drugiej połówki od znajomych albo, że toksyk zabrania Ci spotykać się ze znajomymi, zaczęłam być bombardowana takimi treściami.
Znacie takie uczucie, kiedy serce mówi wam co innego niż rozum? No więc moje serce cały czas mi mówiło, że coś jest nie tak, mimo, że wszyscy przekonywali mój rozum, że jest ok. Jednak nie wytrzymałam i ostatecznie powiedziałam Michałowi wbrew radom, że po prostu mi się tego jego ciągłe wyjścia nie podobają.To była rozmowa spokojna, ale nieprzyjemna. W jej konsekwencji jak sądzę, Michał oświadczył mi się kilka tygodni później, podkreślając, że chce mi udowodnić, że jestem jedyną kobietą, z którą chce być, oczywiście, ja się zgodziłam. To miał być nasz nowy początek, już jako narzeczeństwo, a nie luźny związek. I przez parę miesięcy było świetnie. Spędzaliśmy więcej czasu razem, było stabilniej, spokojniej, sielsko.
Do czasu. W pewnym momencie powróciły dziwne wyjścia w środku tygodnia, bo tym razem trzeba poszaleć przed ślubem. Ech...
Znajomi znów:
- No przecież Ci się oświadczył, daj się chłopakowi jeszcze wyszaleć! Nie bądź jędzą!
I co? I rok temu zostaliśmy oboje zaproszeni na urodziny jego kumpla. Była to sobota wieczór, więc oczywiście mieliśmy iść razem, ale po południu zadzwoniła do mnie mama, że jej koleżanka z Wrocławia, którą zresztą znam, jest w głupiej sytuacji, bo złamała nogę, zaraz ma wyjść ze szpitala, a w domu ma tylko niewielkie zapasy, a syn ją wystawił, bo nie przyjedzie po nią do szpitala i nie pojedzie na zakupy. Poprosiła, abym kobiecie pomogła i wskoczyła na jego miejsce. Zgodziłam się i powiedziałam Michałowi, że ewentualnie dojadę później na imprezę. W międzyczasie jednak okazało się, że to wszystko trwa o wiele dłużej niż myślałam i strasznie mnie wymęczyło, więc gdy o 21 dopiero byłam w supermarkecie z listą zakupów od starszej pani, napisałam mu, że ja chyba odpadam i wracam do domu. Michał odpisał mi sucho, że ok.
Po skończonej akcji poczułam wyrzuty sumienia, czując lekkiego focha z jego strony w powietrzu. Mimo zmęczenia zrobiłam się na bóstwo i pojechałam na imprezę.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że Michała... tam nie ma. Owszem był, trochę się napił, a potem powiedział, że wraca do domu. Zaczęłam więc do niego dzwonić - czyżbyśmy się minęli? Michał jednak nie odbierał. Stwierdziłam, że ok, to wypiję drinka, skoro już jestem i też wracam do domu. Zauważyłam, że Ani też tam nie ma. Mając już dziwne podejrzenia wyszłam stamtąd po pierwszym drinku. W domu go nie było. Wrócił nad ranem. Gdy zapytałam, gdzie był po imprezie u kumpla stwierdził, że poszedł jeszcze z paroma osobami na miasto. Zapytałam, czy była tam Ania. Stwierdził, że nie, że jej w ogóle nie było na imprezie. Pokazałam mu więc zdjęcie z jej Facebooku, gdzie widać, tylko ich oboje, przytulonych jak para gdzieś na Rynku. Zdjęcie wstawione po 2 w nocy, on otagowany.
Od słowa do słowa przynał mi się. Przyznał, że zdradził mnie z Anią tej nocy i nie był to pierwszy raz. Bronił się jednak, że było to tylko parę razy i to nieregularnie, więc to nawet nie romans. A ja zrozumiałam, że to zdjęcie było dla mnie. Ona tym zdjęciem postanowiła splunąć mi w twarz i pokazać, że mój narzeczony w nocy woli być z nią na mieście, niż ze mną w łóżku.
Ponieważ się rozpisałam, puenta będzie krótka - tak, każdy może mieć swoich znajomych. Ale jeśli ty czujesz, że twoja druga połowa gra nie fair, to nie daj sobie nikomu wmówić, że to ty jesteś problemem.
Wiem, pewnie dramatyzuję. Postaram się opisać tę historię możliwe kompleksowo, ale i tak pewnie będzie długo.
Pięć lat temu związałam się z Michałem. Poznaliśmy się, gdy jako studentka pracowałam dorywczo w barze. Michał był tam barmanem, również studentem. Ja przyjechałam do Wrocławia z małego miasteczka, od był rodowitym Wrocławianinem. Oczywiście, miałam już swoich znajomych, ale on jako facet towarzyski miał pokaźne słowo znajomych, kumpli, przyjaciół łącznie ze znajomymi z przedszkola. Jeszcze zanim zaczęliśmy się spotykać, wiedziałam już, że inna pracownica baru jest jego dobrą koleżanką, a wręcz przyjaciółkom z liceum. Mieli ze sobą świetny kontakt, do tego stopnia przez jakiś czas byłam przekonana, że są oni parą. Potem, gdy poznaliśmy się bliżej wyjaśnił, że zna Anię od liceum i nawet się w niej podkochiwał, ale ostatecznie zostali kumplami i bardzo sobie ją ceni, ale jako przyjaciółkę.
Przez pierwsze miesiące naszego związku byłam jednak o nią zazdrosna. Ich kontakt był naprawdę intensywny, dopiero gdy dałam mu jednoznacznie znać, że trochę mnie to irytuje. Michał zapewniał, że nie ma to wpływu na naszą relację, ale jednak postawił pewne granice. I przez naprawdę długi czas miałam spokój ducha, widząc, że Michał Anię widuje głównie w pracy lub w większej ekipie znajomych.
Niemniej po 2-3 latach związku znów zaczęłam odczuwać pewien dyskomfort. Byliśmy już oboje po studiach, w pracy na pełen etat, zamieszaliśmy razem. Krótko po tym Michał zaczął coraz częściej wychodzić ze swoją ekipą znajomych. O ile było to weekend, często im towarzyszyłam, jednak robił to też w tygodniu. Zwracałam mu uwagę, że nie powinien przesiadywać po nocach na mieście, gdy rano idzie do pracy, ale zbywał mnie, że kiedy mamy się bawić, jak nie teraz, gdy jesteśmy młodzi i bez zobowiązań. Zauważyłam, że prawie na każdym takim spotkaniu była też Ania, a kilka razy nawet okazało się, że byli na mieście sami, bo... tak wyszło. Bo ktoś nie przyszedł, bo ja nie chciałam iść, bo wszyscy zamulają, tylko nie on i jego psiapsi Ania. Znów zaczęłam dostawać piany. I tu właśnie pojawia się część o moim otoczeniu.
Otóż wszyscy nasi wspólni znajomi, jak i moje koleżanki twierdziły, że przesadzam, że przecież nie ma nic złego w tym, żeby wyjść ze znajomymi, skoro otwarcie mi o tym mówi i zawsze zaprasza to na pewno nie ma nic na sumieniu i nie powinnam mu robić wyrzutów albo usiłować czegoś zabraniać, bo wyjdę na zaborczą babę. Powiecie pewnie, że powinnam mieć swój rozum. Powinnam, ale nie miałam. Byłam przekonana, że to we mnie jest problem. Do tego oczywiście jak raz czy drugi obejrzałam rolkę na Facebooku, że nie można odcinać drugiej połówki od znajomych albo, że toksyk zabrania Ci spotykać się ze znajomymi, zaczęłam być bombardowana takimi treściami.
Znacie takie uczucie, kiedy serce mówi wam co innego niż rozum? No więc moje serce cały czas mi mówiło, że coś jest nie tak, mimo, że wszyscy przekonywali mój rozum, że jest ok. Jednak nie wytrzymałam i ostatecznie powiedziałam Michałowi wbrew radom, że po prostu mi się tego jego ciągłe wyjścia nie podobają.To była rozmowa spokojna, ale nieprzyjemna. W jej konsekwencji jak sądzę, Michał oświadczył mi się kilka tygodni później, podkreślając, że chce mi udowodnić, że jestem jedyną kobietą, z którą chce być, oczywiście, ja się zgodziłam. To miał być nasz nowy początek, już jako narzeczeństwo, a nie luźny związek. I przez parę miesięcy było świetnie. Spędzaliśmy więcej czasu razem, było stabilniej, spokojniej, sielsko.
Do czasu. W pewnym momencie powróciły dziwne wyjścia w środku tygodnia, bo tym razem trzeba poszaleć przed ślubem. Ech...
Znajomi znów:
- No przecież Ci się oświadczył, daj się chłopakowi jeszcze wyszaleć! Nie bądź jędzą!
I co? I rok temu zostaliśmy oboje zaproszeni na urodziny jego kumpla. Była to sobota wieczór, więc oczywiście mieliśmy iść razem, ale po południu zadzwoniła do mnie mama, że jej koleżanka z Wrocławia, którą zresztą znam, jest w głupiej sytuacji, bo złamała nogę, zaraz ma wyjść ze szpitala, a w domu ma tylko niewielkie zapasy, a syn ją wystawił, bo nie przyjedzie po nią do szpitala i nie pojedzie na zakupy. Poprosiła, abym kobiecie pomogła i wskoczyła na jego miejsce. Zgodziłam się i powiedziałam Michałowi, że ewentualnie dojadę później na imprezę. W międzyczasie jednak okazało się, że to wszystko trwa o wiele dłużej niż myślałam i strasznie mnie wymęczyło, więc gdy o 21 dopiero byłam w supermarkecie z listą zakupów od starszej pani, napisałam mu, że ja chyba odpadam i wracam do domu. Michał odpisał mi sucho, że ok.
Po skończonej akcji poczułam wyrzuty sumienia, czując lekkiego focha z jego strony w powietrzu. Mimo zmęczenia zrobiłam się na bóstwo i pojechałam na imprezę.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że Michała... tam nie ma. Owszem był, trochę się napił, a potem powiedział, że wraca do domu. Zaczęłam więc do niego dzwonić - czyżbyśmy się minęli? Michał jednak nie odbierał. Stwierdziłam, że ok, to wypiję drinka, skoro już jestem i też wracam do domu. Zauważyłam, że Ani też tam nie ma. Mając już dziwne podejrzenia wyszłam stamtąd po pierwszym drinku. W domu go nie było. Wrócił nad ranem. Gdy zapytałam, gdzie był po imprezie u kumpla stwierdził, że poszedł jeszcze z paroma osobami na miasto. Zapytałam, czy była tam Ania. Stwierdził, że nie, że jej w ogóle nie było na imprezie. Pokazałam mu więc zdjęcie z jej Facebooku, gdzie widać, tylko ich oboje, przytulonych jak para gdzieś na Rynku. Zdjęcie wstawione po 2 w nocy, on otagowany.
Od słowa do słowa przynał mi się. Przyznał, że zdradził mnie z Anią tej nocy i nie był to pierwszy raz. Bronił się jednak, że było to tylko parę razy i to nieregularnie, więc to nawet nie romans. A ja zrozumiałam, że to zdjęcie było dla mnie. Ona tym zdjęciem postanowiła splunąć mi w twarz i pokazać, że mój narzeczony w nocy woli być z nią na mieście, niż ze mną w łóżku.
Ponieważ się rozpisałam, puenta będzie krótka - tak, każdy może mieć swoich znajomych. Ale jeśli ty czujesz, że twoja druga połowa gra nie fair, to nie daj sobie nikomu wmówić, że to ty jesteś problemem.
Ocena:
113
(141)
Komentarze