Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91839

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Był koniec czerwca, a ja złapałam potężne zapalenie zatok szczękowych. Nos tak zapchany, że nic nie czułam. Był to też czas, kiedy musiałam się przeprowadzić, więc mimo choroby przeglądałam oferty. Trafiłam na ciekawe ogłoszenie - mieszkanie 15 minut piechotą od starówki za połowę ceny w tej okolicy. Bardzo się zdziwiłam, ale postanowiłam zadzwonić i umówić się na oględziny. W najgorszym przypadku straciłabym trochę czasu. Finansowo było kiepsko, więc szukałam okazji.

Następnego dnia spotkałam się z właścicielką. Mieszkanie małe, ale przytulne. Meble z czasów wczesnego Gierka, telewizor i pralka około dwudziestoletnie, ale sprawne, w kuchni płytki pcv, w łazience podłoga pociągnięta farbą olejną, na ścianach wodoodporna tapeta, zero płytek, wanna obdarta i lekko żółta. Właścicielce zmarli rodzice, nie chciała sprzedawać z powodów sentymentalnych, nie zależało jej na jakimś wielkim zarobku, po prostu chciała utrzymać to mieszkanie. Była bardzo zawiedziona poprzednią lokatorką, bo wynajęła jednej pani, a potem się okazało, że wprowadziła się do niej druga, z dzieckiem, psem i fretką. Po paru miesiącach przestały płacić czynsz, w końcu udało się jej ich pozbyć (pani była mylnie przekonana, że jak ma dziecko, to może mieszkać za darmo), ale doprowadziły mieszkanie do strasznego stanu. Jedna ściana pomalowana pomarańczowo, druga na niebiesko (w tym samym pokoju). Farbą pomalowały też ramę okienną i balkonową z jednej strony (chyba maznęły pędzlem i zamiast to umyć, to poszły za ciosem), do tego jakieś dekoracyjne naklejki. Dywan pogryziony, dziecko zasikało tapczan, więc trzeba go wyrzucić, podobnie jak kilka innych mebli, nadgryzionych przez zwierzaki. Część mebli trzeba dokupić we własnym zakresie. Wanna do doczyszczenia albo wymiany, też we własnym zakresie. Właścicielka mieszka w innym mieście, nie da rady ogarnąć remontu, dlatego wynajmuje taniej, żeby ktoś sobie to zrobił sam, a w tym stanie mieszkania wstydziłaby się brać więcej.

Przemyślałam temat, skupiałam się na pracy i studiach, więc zależało mi tylko, żeby było ciepło i z internetem, a tu cena niska, czterdzieści minut piechotą na uczelnię, w drugą stronę pół godziny piechotą do pracy, piętnaście minut do starówki. Lokalizacja jak marzenie. Zgodziłam się, podpisałyśmy umowę, wpłaciłam kaucję. Był wtedy że mną chłopak, który trochę się krzywił, ale myślałam, że chodzi o meble.

Ostatniego czerwca przewoziłam swoje rzeczy. Wchodzimy do mieszkania, a tu niesamowity smród. Powiedziałam głośno "Coś tu zdechło, czy jak?", na co chłopak odpowiedział "No od początku tu tak śmierdziało, dlatego się zdziwiłem, że bierzesz, ale mówiłaś że się posprząta, odmaluje i będzie super." Zatrzymałam się na parę dni u niego, bo w tym smrodzie spać się nie dało. Po bliższych oględzinach okazało się, że nie tylko tapczan jest przesikany, dywany też. Za zgodą właścicielki wyrzuciliśmy wszystkie tapicerowane meble. Resztę wymyłam. Przy okazji ich odsuwania odkryłam stosy kup fretki pod ścianami. Odmalowaliśmy wszystko, parkiet został odparowany i wreszcie po prawie dwóch tygodniach mogłam się wprowadzić.

Przypomniałam sobie tamten remont, czytając komentarze o najmie i zniszczonych mieszkaniach. Do dziś ciężko mi uwierzyć, że można do takiego stanu doprowadzić mieszkanie, a do tego w nim mieszkać, i to z dzieckiem. Nie wiem, jak im nie przeszkadzał ten wszechobecny smród.

wynajem mieszkania

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…