Na początku lat 90 ubiegłego wieku pracowałem w małej firmie produkcyjnej. Akurat otworzyliśmy się na prywatyzację i zostaliśmy kupieni przez Niemca. Dla mnie - młodego - i wielu pracowników starszej daty to było pierwsze zetknięcie z zachodnią cywilizacją na wyciągniecie ręki.
Przyjechał gościu (Roland) lat około 30. Sprawił na nas pozytywne wrażenie - miły, przedsiębiorczy, uśmiechnięty. Opiszę kilka piekielności z tej firmy.
Na przywitanie nowy właściciel zorganizował piknik zapoznawczy. Ja akurat w nim nie uczestniczyłem, więc opiszę przebieg z zasłyszanych relacji.
Roland wynajął mały ośrodek nad jeziorem na popołudniowe spotkanie całej załogi przy ognisku. Zorganizował kiełbaski, pieczywo i - najważniejsze - piwo. Dużo piwa. Niemieckie i w puszkach. Szwedzki stół się uginał.
Przyjechała ekipa - 25 osób z produkcji i 5 z biura. Roland próbował zacieśnić więzy, ale z powodu bariery językowej mógł porozmawiać tylko z dyrektorem i jednym kolegą z produkcji. Reszta się wyraźnie izolowała, jakby bojąc się słyszeć obcą mowę. Biurowi jeszcze jako-tako trzymali poziom, a tymczasem produkcyjni...
Przyszli, wypili po piwie-dwa-trzy, porechotali pomiędzy sobą, doszli do wniosku że tu są za wysokie progi dla nich więc przenoszą imprezę, ale skoro zaopatrzenie jest darmowe to żal żeby się zmarnowało. Każdy po kolei podchodził do stołu, brał kilka kiełbas i piwa ile mógł unieść i pomieścić po kieszeniach po czym z uśmiechem udali się na działkę kolegi Stefana.
Roland oniemiał. Pytał dyrektora o co tu chodzi, co zrobił nie tak? Nie mieściło mu się w głowie, że tak można.
Siara na całej linii.
c.d.n.
Przyjechał gościu (Roland) lat około 30. Sprawił na nas pozytywne wrażenie - miły, przedsiębiorczy, uśmiechnięty. Opiszę kilka piekielności z tej firmy.
Na przywitanie nowy właściciel zorganizował piknik zapoznawczy. Ja akurat w nim nie uczestniczyłem, więc opiszę przebieg z zasłyszanych relacji.
Roland wynajął mały ośrodek nad jeziorem na popołudniowe spotkanie całej załogi przy ognisku. Zorganizował kiełbaski, pieczywo i - najważniejsze - piwo. Dużo piwa. Niemieckie i w puszkach. Szwedzki stół się uginał.
Przyjechała ekipa - 25 osób z produkcji i 5 z biura. Roland próbował zacieśnić więzy, ale z powodu bariery językowej mógł porozmawiać tylko z dyrektorem i jednym kolegą z produkcji. Reszta się wyraźnie izolowała, jakby bojąc się słyszeć obcą mowę. Biurowi jeszcze jako-tako trzymali poziom, a tymczasem produkcyjni...
Przyszli, wypili po piwie-dwa-trzy, porechotali pomiędzy sobą, doszli do wniosku że tu są za wysokie progi dla nich więc przenoszą imprezę, ale skoro zaopatrzenie jest darmowe to żal żeby się zmarnowało. Każdy po kolei podchodził do stołu, brał kilka kiełbas i piwa ile mógł unieść i pomieścić po kieszeniach po czym z uśmiechem udali się na działkę kolegi Stefana.
Roland oniemiał. Pytał dyrektora o co tu chodzi, co zrobił nie tak? Nie mieściło mu się w głowie, że tak można.
Siara na całej linii.
c.d.n.
praca zachód impreza
Ocena:
142
(160)
Komentarze