Historia #91871 ciąg dalszy.
Roland odwiedzał firmę średnio 2 razy w tygodniu rozmawiając głównie z dyrektorem. Widząc wszędzie pokomunistyczne porządki kręcił głową z niedowierzaniem. Nie obiecywał złotych gór, ale stopniowo było troszkę lepiej: podniósł pensje, wdrożył lepsze i ładniejsze ubrania robocze, przybywało nam ciekawych kontraktów z montażem w Niemczech i delegacjami płatnymi w Deutche Mark!!. To było coś!
Pewnego dnia w firmie pojawiły się dwa wypasione czarne mercedesy. Identyczne. Miały pewnie już swój przebieg, ale na tle naszych maluchów 126p to były turbo pojazdy kosmiczne.
Jednym mercem jeździł dyro, a drugi sobie stał w garażu.
Do wyjazdów zagranicę był przeznaczony wyłącznie jeden mercedes, drugi kursował tylko po kraju i nigdy nie miały prawa jechać razem do tego samego celu.
Długo nie trzeba było, żebyśmy się zorientowali, że ten drugi ma przebijane numery - dowód i numer rejestracyjny miały ten sam (duplikat). Roland - cwaniaczek - tak dopieszczał firmę po swojemu. Potrwało to ze 2-3 lata, wymagało czasem różnych lawiracji na przykład przy przeglądach technicznych, ale wówczas nie było centralnego systemu i to działało.
Przy likwidacji firmy dyrektor kazał wprowadzić przebijanego merca na halę i go zezłomować za pomocą młotów, szlifierek, pras - mieliśmy dowolność. Miał zostać śrut. Pamiętam scenę jak kolega z wielkim młotem wszedł na dach i naparzał z góry po szybach i słupkach. Zutylizował wartość swojej kilkuletniej pensji w godzinę.
Roland odwiedzał firmę średnio 2 razy w tygodniu rozmawiając głównie z dyrektorem. Widząc wszędzie pokomunistyczne porządki kręcił głową z niedowierzaniem. Nie obiecywał złotych gór, ale stopniowo było troszkę lepiej: podniósł pensje, wdrożył lepsze i ładniejsze ubrania robocze, przybywało nam ciekawych kontraktów z montażem w Niemczech i delegacjami płatnymi w Deutche Mark!!. To było coś!
Pewnego dnia w firmie pojawiły się dwa wypasione czarne mercedesy. Identyczne. Miały pewnie już swój przebieg, ale na tle naszych maluchów 126p to były turbo pojazdy kosmiczne.
Jednym mercem jeździł dyro, a drugi sobie stał w garażu.
Do wyjazdów zagranicę był przeznaczony wyłącznie jeden mercedes, drugi kursował tylko po kraju i nigdy nie miały prawa jechać razem do tego samego celu.
Długo nie trzeba było, żebyśmy się zorientowali, że ten drugi ma przebijane numery - dowód i numer rejestracyjny miały ten sam (duplikat). Roland - cwaniaczek - tak dopieszczał firmę po swojemu. Potrwało to ze 2-3 lata, wymagało czasem różnych lawiracji na przykład przy przeglądach technicznych, ale wówczas nie było centralnego systemu i to działało.
Przy likwidacji firmy dyrektor kazał wprowadzić przebijanego merca na halę i go zezłomować za pomocą młotów, szlifierek, pras - mieliśmy dowolność. Miał zostać śrut. Pamiętam scenę jak kolega z wielkim młotem wszedł na dach i naparzał z góry po szybach i słupkach. Zutylizował wartość swojej kilkuletniej pensji w godzinę.
firma samochód
Ocena:
120
(142)
Komentarze