Jakiś czas temu wyszłam za mąż. Byłam dość młoda i głupia, a on... Nie wiem... Początki wiadomo, były burzliwe, docieraliśmy się. Małżeństwo nasze miało wzloty i upadki. Im dalej w las, tym więcej upadków. Podczas wzlotow pojawiła się córka, upadki zaczęły się coraz częściej, no ale dziecko...
Dziecko rosło, ja zdobyłam wymarzony zawód i tak sobie żyłam, patrząc na powolny upadek. Próbowałam siebie zmienić, zachowanie, wygląd, więcej zarabiać, zmienić dom. Nawet poszłam do psychologa, chciałam go namówić na terapię, ale ciągle nic. Wiecznie gdzieś leciał, był niedostępny, nie miał czasu (nie, to nie było związane z pracą ani rodzina). No cóż, w końcu po prostu zaczęliśmy żyć obok siebie i tyle, nawet nie kłóciliśmy się bo i po co? Ja zrobiłam dziś obiad, on jutro albo były tosty, dziecię jadło w szkole i u babci więc nic strasznego. Ja zapłaciłam rachunki albo on, co za różnica? Zwykle ja bo tylko ja o tym pamiętałam. Znajomi podsuwali mi pomysły: wyjazd, prezent, rozstanie w sypialni, kusa bielizna. Ktokolwiek miał pomysł ten coś proponował. Któregoś dnia stary kolega po fachu rzucił: odejdź od niego na próbę, dziecię duże, Ty coś wynajmij udaj, że odchodzisz, niech się obudzi. Ja spróbowałem i u mnie zadziałało.
- Hmmm... No dobra, mówię koniec, wyprowadzam się, dziecko zabieram, pozew dostaniesz pocztą... i wiecie co? Tak, złożył pozew o rozwód.
Dziecko rosło, ja zdobyłam wymarzony zawód i tak sobie żyłam, patrząc na powolny upadek. Próbowałam siebie zmienić, zachowanie, wygląd, więcej zarabiać, zmienić dom. Nawet poszłam do psychologa, chciałam go namówić na terapię, ale ciągle nic. Wiecznie gdzieś leciał, był niedostępny, nie miał czasu (nie, to nie było związane z pracą ani rodzina). No cóż, w końcu po prostu zaczęliśmy żyć obok siebie i tyle, nawet nie kłóciliśmy się bo i po co? Ja zrobiłam dziś obiad, on jutro albo były tosty, dziecię jadło w szkole i u babci więc nic strasznego. Ja zapłaciłam rachunki albo on, co za różnica? Zwykle ja bo tylko ja o tym pamiętałam. Znajomi podsuwali mi pomysły: wyjazd, prezent, rozstanie w sypialni, kusa bielizna. Ktokolwiek miał pomysł ten coś proponował. Któregoś dnia stary kolega po fachu rzucił: odejdź od niego na próbę, dziecię duże, Ty coś wynajmij udaj, że odchodzisz, niech się obudzi. Ja spróbowałem i u mnie zadziałało.
- Hmmm... No dobra, mówię koniec, wyprowadzam się, dziecko zabieram, pozew dostaniesz pocztą... i wiecie co? Tak, złożył pozew o rozwód.
Polska
Ocena:
116
(128)
Komentarze