Temat alimentów i opieki na dzieckiem po rozwodzie to temat, który bardzo grzeje tak kobiety, jak i mężczyzn i każda za stron ma jakieś swoje racje.
Mój chrzestny jest prawnikiem, zajmuje się głownie prawem karnym. Kiedyś na jakimś spotkaniu odpowiedział anegdotkę o tym, dlaczego nigdy w życiu nie chciałby zajmować się prawem rodzinnym. Jego koleżanka z kancelarii, specjalistka w tej dziedzinie miała kiedyś taki o to przypadek.
Zgłosiła się do niej klientka, która chciała odebrania praw rodzicielskich ojcu dziecka. Jako powód podała zły wpływ jaki ojciec ma na dziecko, które w wieku 14 lat piło regularnie alkohol, popalało i nawet brało się za inne środki odurzające.
Zdaniem matki, ojciec podawał dziecku alkohol, gdy ten miał 12 lat, jest nałogowym palaczem, który palił w domu, nie zważając na obecność dziecka, a do tego żyje z kobietą, która jest barmanką w nocnym klubie.
Ojciec widział to zgoła inaczej. Jego zdaniem matka od dawna prowadzi wobec niego kampanię oszczerstw, robi wielkie halo z tego, że dał chłopakowi spróbować łyka piwa bezalkoholowego, a palić to on zawsze palił na balkonie. Jego kobieta jest kelnerką w kawiarnii, a matce najbardziej przeszkadza, że jest 15 lat młodsza.
Jaka była prawda wiedzieli tylko ci dwoje, faktem jest jednak, że
- ojciec miał długą historię bycia zatrzymywanym gdy był pod wpływem alkoholu i miał dziecko pod opieką
- Dzieciak miał astmę, co mogło, ale nie musiało mieć związku z nałogiem ojca
- U dzieciaka nauczyciel w szkole znaleziono jakieś tabletki odurzające
- matka kilkukrotnie już zgłaszała przemoc wobec dziecko, co jednak nie zostało w żaden sposób potwierdzone
- Matka była już karana przez sąd za niewydawanie dziecka ojcu
- Matka wypisywała obraźliwe smsy do kobiety swojego byłego męża, nazywając ją przedstawicielką najstarszego zawodu świata w różnych formach.
Oczywiście, każda ze stron na każdy argument miała swój kontrargument, a bywały one różne na przykład "a twoja matka powiedziała, że mój bigos jest ubogi!" albo "a ty powiedziałaś, że mój kolega Romek jest głupi".
Rozprawa między nimi, licząc rozwodową, była już któraś z kolei. A to matka nie wydała syna, a ojciec nie zapłacił alimentów, on chce więcej widzeń, ona więcej alimentów itd. Dzieciak zeznawał już więcej razy niż miał zębów w buzi. Sama znajoma rozmawiała z nim już kilka razy, rozmawiali psychologowie, lekarze, inni prawnicy, sędziowie, nawet prokuratorzy.
Już w trakcie rozpraw sądowych, dzieciak nałykał się jakichś tabletek. Czy chciał się zabić czy tylko znieczulić, ciężko powiedzieć. Niemniej tej pierwszej opcji uniknął o włos. Prawniczkę o incydencie poinformowała matka, żądając, aby przyjechała do szpitala.
Gdy zjawiła się na miejscu, rodzice rozmawiali z lekarzem, oboje przejęci, oboje zapłakani. Po rozmowie prawniczka usiłowała dowiedzieć się o stan zdrowia dziecka. Niestety, już po chwili sytuacja między rodzicami eskalowała i zaczęli się awanturować. Po interwencji pielęgniarek, para wyszła i tam kontynuowała dyskusję. Adwokatka musiała ich długo uspokajać, ojciec rzucił matce na do widzenia, że jest k..., ona jemu, że jest ch... i tak się pożegnali.
Prawniczka po powrocie do domu zaczęła po prostu wyć. Ponoć powiedziała, że miała doświadczenie w takich sprawach i bywało paskudnie, to ten dzieciak ją złamał.
Poprosiła koleżankę o przejęcie tej sprawy. Nie odbierała telefonów od klientki, która chciała się dowiedzieć, dlaczego już jej nie reprezentuje. Wiedziała, że by jej nawrzucała, a ona przecież nadal była klientką kancelarii. Niemniej unikała jej jak mogła i nie chciała nigdy więcej słyszeć o tej sprawie.
Mój chrzestny jest prawnikiem, zajmuje się głownie prawem karnym. Kiedyś na jakimś spotkaniu odpowiedział anegdotkę o tym, dlaczego nigdy w życiu nie chciałby zajmować się prawem rodzinnym. Jego koleżanka z kancelarii, specjalistka w tej dziedzinie miała kiedyś taki o to przypadek.
Zgłosiła się do niej klientka, która chciała odebrania praw rodzicielskich ojcu dziecka. Jako powód podała zły wpływ jaki ojciec ma na dziecko, które w wieku 14 lat piło regularnie alkohol, popalało i nawet brało się za inne środki odurzające.
Zdaniem matki, ojciec podawał dziecku alkohol, gdy ten miał 12 lat, jest nałogowym palaczem, który palił w domu, nie zważając na obecność dziecka, a do tego żyje z kobietą, która jest barmanką w nocnym klubie.
Ojciec widział to zgoła inaczej. Jego zdaniem matka od dawna prowadzi wobec niego kampanię oszczerstw, robi wielkie halo z tego, że dał chłopakowi spróbować łyka piwa bezalkoholowego, a palić to on zawsze palił na balkonie. Jego kobieta jest kelnerką w kawiarnii, a matce najbardziej przeszkadza, że jest 15 lat młodsza.
Jaka była prawda wiedzieli tylko ci dwoje, faktem jest jednak, że
- ojciec miał długą historię bycia zatrzymywanym gdy był pod wpływem alkoholu i miał dziecko pod opieką
- Dzieciak miał astmę, co mogło, ale nie musiało mieć związku z nałogiem ojca
- U dzieciaka nauczyciel w szkole znaleziono jakieś tabletki odurzające
- matka kilkukrotnie już zgłaszała przemoc wobec dziecko, co jednak nie zostało w żaden sposób potwierdzone
- Matka była już karana przez sąd za niewydawanie dziecka ojcu
- Matka wypisywała obraźliwe smsy do kobiety swojego byłego męża, nazywając ją przedstawicielką najstarszego zawodu świata w różnych formach.
Oczywiście, każda ze stron na każdy argument miała swój kontrargument, a bywały one różne na przykład "a twoja matka powiedziała, że mój bigos jest ubogi!" albo "a ty powiedziałaś, że mój kolega Romek jest głupi".
Rozprawa między nimi, licząc rozwodową, była już któraś z kolei. A to matka nie wydała syna, a ojciec nie zapłacił alimentów, on chce więcej widzeń, ona więcej alimentów itd. Dzieciak zeznawał już więcej razy niż miał zębów w buzi. Sama znajoma rozmawiała z nim już kilka razy, rozmawiali psychologowie, lekarze, inni prawnicy, sędziowie, nawet prokuratorzy.
Już w trakcie rozpraw sądowych, dzieciak nałykał się jakichś tabletek. Czy chciał się zabić czy tylko znieczulić, ciężko powiedzieć. Niemniej tej pierwszej opcji uniknął o włos. Prawniczkę o incydencie poinformowała matka, żądając, aby przyjechała do szpitala.
Gdy zjawiła się na miejscu, rodzice rozmawiali z lekarzem, oboje przejęci, oboje zapłakani. Po rozmowie prawniczka usiłowała dowiedzieć się o stan zdrowia dziecka. Niestety, już po chwili sytuacja między rodzicami eskalowała i zaczęli się awanturować. Po interwencji pielęgniarek, para wyszła i tam kontynuowała dyskusję. Adwokatka musiała ich długo uspokajać, ojciec rzucił matce na do widzenia, że jest k..., ona jemu, że jest ch... i tak się pożegnali.
Prawniczka po powrocie do domu zaczęła po prostu wyć. Ponoć powiedziała, że miała doświadczenie w takich sprawach i bywało paskudnie, to ten dzieciak ją złamał.
Poprosiła koleżankę o przejęcie tej sprawy. Nie odbierała telefonów od klientki, która chciała się dowiedzieć, dlaczego już jej nie reprezentuje. Wiedziała, że by jej nawrzucała, a ona przecież nadal była klientką kancelarii. Niemniej unikała jej jak mogła i nie chciała nigdy więcej słyszeć o tej sprawie.
rodzice alimenty sąd rozwód
Ocena:
127
(151)
Komentarze