poczekalnia
Skomentuj
(25)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ostatnio głośno o wykrytym przypadku błonicy u dziecka, przez social media przetoczyła się fala dyskusji o szczepieniach, szczepionkowcy i antyszczepionkowcy obrzucają się nawzajem inwektywami, no standard, znacie to. Ale ja z trochę innej perspektywy.
Mam znajomą, znajoma ma syna. Lekko upośledzony umysłowo, ale naprawdę lekko, jest nawet w stanie sam funkcjonować, tzn. będzie, bo na razie to jest w wieku nastoletnim. I ten syn począwszy od wieku 5-6 lat nie był już szczepiony. Na nic. I nie, znajoma nie jest "antyszczepem", po prostu dziecko jej często chorowało i przy którymś pobycie w szpitalu chłopak trafił na wredną, upierdliwą pielęgniarkę, która zrobiła mu zastrzyk w taki sposób, że od tamtej pory zestaw strzykawka + osoba w białym fartuchu to coś, przed czym należy protestować z całych sił, uciekać, wierzgać, krzyczeć, gryźć...
Znajoma żyje w ciągłym strachu. Ten większy o to, że chłopak zachoruje na coś, na co jak najbardziej jest szczepionka, no ale on jej nie przyjął. Nieco mniejszy o ewentualne konsekwencje finansowe, bo zdaje się, że sanepid może wystawić parę tysięcy mandatu za unikanie obowiązkowych szczepień. Z dzieckiem od dawna chodzi do lekarzy prywatnie (no dobra, nie prywatnie, ma fajny pakiet medyczny w pracy, obejmujący też dziecko), bo w rejonowej przychodni jej się parę lat temu zapytali, dlaczego dziecko nie szczepione - nie poszła tam więcej.
Rozmowy i przekonywania nic nie dają, bo o ile chłopak jest w stanie wiele rzeczy zrozumieć, tak na prośbę pójścia na szczepienie reaguje histerią, a nawet agresją. No przecież nie można go ogłuszyć i zaszczepić na wszystko, na co tylko się da...
Pointy nie będzie.
Mam znajomą, znajoma ma syna. Lekko upośledzony umysłowo, ale naprawdę lekko, jest nawet w stanie sam funkcjonować, tzn. będzie, bo na razie to jest w wieku nastoletnim. I ten syn począwszy od wieku 5-6 lat nie był już szczepiony. Na nic. I nie, znajoma nie jest "antyszczepem", po prostu dziecko jej często chorowało i przy którymś pobycie w szpitalu chłopak trafił na wredną, upierdliwą pielęgniarkę, która zrobiła mu zastrzyk w taki sposób, że od tamtej pory zestaw strzykawka + osoba w białym fartuchu to coś, przed czym należy protestować z całych sił, uciekać, wierzgać, krzyczeć, gryźć...
Znajoma żyje w ciągłym strachu. Ten większy o to, że chłopak zachoruje na coś, na co jak najbardziej jest szczepionka, no ale on jej nie przyjął. Nieco mniejszy o ewentualne konsekwencje finansowe, bo zdaje się, że sanepid może wystawić parę tysięcy mandatu za unikanie obowiązkowych szczepień. Z dzieckiem od dawna chodzi do lekarzy prywatnie (no dobra, nie prywatnie, ma fajny pakiet medyczny w pracy, obejmujący też dziecko), bo w rejonowej przychodni jej się parę lat temu zapytali, dlaczego dziecko nie szczepione - nie poszła tam więcej.
Rozmowy i przekonywania nic nie dają, bo o ile chłopak jest w stanie wiele rzeczy zrozumieć, tak na prośbę pójścia na szczepienie reaguje histerią, a nawet agresją. No przecież nie można go ogłuszyć i zaszczepić na wszystko, na co tylko się da...
Pointy nie będzie.
słuzba_zdrowia
Ocena:
11
(51)
Komentarze