poczekalnia
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Widzę, że poprzednia historia bardzo wam się spodobała, dostałem dużo miłych komentarzy (za które dziękuję), więc postanowiłem kontynuować i zrobić z tego serię.
Retrospekcje z dzieciństwa #2
Temat: wybuchowe zabawy
W latach 90 jedną z najlepszych zabawek ówczesnej dzieciarni były petardy. Kupowało się je na kościelnych odpustach. Były wtedy normalne czasy, więc nikt nie wypytywał o dowód osobisty i nikt nie czepiał się sprzedawców, że sprzedają niepełnoletnim. Tak też gdy tylko był odpust, to zbroiliśmy się jak Talibowie i ruszaliśmy na poligon, testować nowe zabawki. Naszym poligonem była cała dzielnica.
1. Fizyka twoim sprzymierzeńcem jest
Inauguracją sezonu strzeleckiego był tak zwany karabinek na środku osiedla. Plac obstawiony ze wszystkich stron blokami, tworzyło się więc echo, które zwielokrotniało każdy dźwięk. Szliśmy na środek tego placu, układaliśmy petardy w krąg i odpalaliśmy wszystkie naraz. Strzelały jak seria z karabinu. Sąsiedzi masowo wychodzili do okien i klęli na czym świat stoi, a my zwijaliśmy się ze śmiechu :D
2. Tramwaj zwany zasmradzaniem
Ciekawą petardą był tak zwany śmierdziuch. Była to kulka z lontem, która po odpaleniu nie wybuchała, tylko emitowała kolorowy dym o zapachu zbuków. Wrzucanie śmierdziuchów do sklepów było zabawne, ale szybko się nudziło. Wymyśliliśmy więc coś lepszego. Wrzucanie śmierdziuchów to tramwajów. No, ale nie na przystanku przez drzwi, bo to każdy głupi potrafi. Największą wirtuozerią było trafienie śmierdziuchem przez okno do wnętrza jadącego tramwaju.
3. Wojna!
Co się działo, gdy ekipa z petardami spotkała inną ekipę z petardami, z innego osiedla? Wiadomo - wojna! Chowaliśmy się za jakąś osłoną i obrzucaliśmy się nawzajem petardami, głównie piccolówkami, czyli takimi małymi, czarnymi, co robią małe, ale głośne bum. Tak się nawzajem bombardujemy, gdy ktoś z tamtej ekipy rzucił achtunga. Była to najmocniejsza możliwa do kupienia na odpuście petarda. Wyglądała jak piccolówka, tylko była kilkadziesiąt razy większa, dysponowała kilkadziesiąt razy większą mocą i miała namalowaną trupią czachę i wielki napis ACHTUNG. Nie mieliśmy achtungów, więc musieliśmy się wycofać. Uciekliśmy, odprowadzani salwami śmiechu tamtej ekipy. Wróciliśmy na odpust i za całe pozostałe pieniądze nakupowaliśmy achtungów, a były one drogie. Znaleźliśmy tamtą ekipę i tak jak oni nam rzucili jednego achtunga, my im rzuciliśmy kilka naraz. Teraz to oni uciekali, a my się śmialiśmy.
Retrospekcje z dzieciństwa #2
Temat: wybuchowe zabawy
W latach 90 jedną z najlepszych zabawek ówczesnej dzieciarni były petardy. Kupowało się je na kościelnych odpustach. Były wtedy normalne czasy, więc nikt nie wypytywał o dowód osobisty i nikt nie czepiał się sprzedawców, że sprzedają niepełnoletnim. Tak też gdy tylko był odpust, to zbroiliśmy się jak Talibowie i ruszaliśmy na poligon, testować nowe zabawki. Naszym poligonem była cała dzielnica.
1. Fizyka twoim sprzymierzeńcem jest
Inauguracją sezonu strzeleckiego był tak zwany karabinek na środku osiedla. Plac obstawiony ze wszystkich stron blokami, tworzyło się więc echo, które zwielokrotniało każdy dźwięk. Szliśmy na środek tego placu, układaliśmy petardy w krąg i odpalaliśmy wszystkie naraz. Strzelały jak seria z karabinu. Sąsiedzi masowo wychodzili do okien i klęli na czym świat stoi, a my zwijaliśmy się ze śmiechu :D
2. Tramwaj zwany zasmradzaniem
Ciekawą petardą był tak zwany śmierdziuch. Była to kulka z lontem, która po odpaleniu nie wybuchała, tylko emitowała kolorowy dym o zapachu zbuków. Wrzucanie śmierdziuchów do sklepów było zabawne, ale szybko się nudziło. Wymyśliliśmy więc coś lepszego. Wrzucanie śmierdziuchów to tramwajów. No, ale nie na przystanku przez drzwi, bo to każdy głupi potrafi. Największą wirtuozerią było trafienie śmierdziuchem przez okno do wnętrza jadącego tramwaju.
3. Wojna!
Co się działo, gdy ekipa z petardami spotkała inną ekipę z petardami, z innego osiedla? Wiadomo - wojna! Chowaliśmy się za jakąś osłoną i obrzucaliśmy się nawzajem petardami, głównie piccolówkami, czyli takimi małymi, czarnymi, co robią małe, ale głośne bum. Tak się nawzajem bombardujemy, gdy ktoś z tamtej ekipy rzucił achtunga. Była to najmocniejsza możliwa do kupienia na odpuście petarda. Wyglądała jak piccolówka, tylko była kilkadziesiąt razy większa, dysponowała kilkadziesiąt razy większą mocą i miała namalowaną trupią czachę i wielki napis ACHTUNG. Nie mieliśmy achtungów, więc musieliśmy się wycofać. Uciekliśmy, odprowadzani salwami śmiechu tamtej ekipy. Wróciliśmy na odpust i za całe pozostałe pieniądze nakupowaliśmy achtungów, a były one drogie. Znaleźliśmy tamtą ekipę i tak jak oni nam rzucili jednego achtunga, my im rzuciliśmy kilka naraz. Teraz to oni uciekali, a my się śmialiśmy.
petardy
Ocena:
34
(126)
Komentarze