Żona mojego kolegi Jacka, kupiła przez internet antyczną komodę. W związku z tym zakupem, Jacek dostał tzw. bojowe zadanie odebrania komody od sprzedawcy i uiszczenia należności. Jacek jeździ passatem kombi, więc niejako na pewniaka udał się po odbiór wspomnianej komody. Na miejscu okazało się, że mebel jest na tyle duży, iż nawet w „passeratti” kombi się nie zmieści i Jacek będzie musiał wykombinować jakiś transport.
Wychodząc z domu sprzedawcy komody, Jacek natknął się na Pawła, swojego kolegę ze studiów, którego nie widział już kilkanaście lat. Panowie serdecznie się przywitali i po tradycyjnej wymianie zdań typu „kopa lat”, „co u Ciebie słychać”, Paweł zapytał się Jacka co go sprowadza w te rejony wielkiego miasta. Jacek wyjaśnił, że przyjechał po komodę, ale niestety ta się nie zmieści w jego samochodzie i teraz musi kombinować jakiś transport lub po prostu zamówić taksówkę bagażową. Paweł zapewnił Jacka, że nie musi się już martwić o transport, gdyż on w sobotę pożycza od kumpla dostawczaka, bo ma do zabrania parę gratów ze starego mieszkania, położonego rzut beretem od miejsca, w którym rozmawiali. Zabiorą więc tych kilka gratów, a i komoda Jacka się zmieści. Dodatkowo okazało się, że Paweł kupił mieszkanie w dzielnicy, w której mieszkał Jacek, więc nie będą musieli krążyć po całym mieście. No po prostu bajka! Paweł spadł z nieba Jackowi!
W sobotę Paweł przyjechał po Jacka i ruszyli zabrać wspomniane parę gratów ze starego mieszkania Pawła. Te kilka gratów okazało się być… przeprowadzką niemal całego dwupokojowego mieszkania. Niemal, gdyż szafy wnękowe i zabudowa kuchni pozostawały. Za pierwszym kursem zabrali rzeczy spakowane w kartony. Za drugim i trzecim meble plus komodę Jacka. Na dodatek wspomniane mieszkanie znajdowało się w bloku bez windy. Na całe szczęście w nowym mieszkaniu Pawła winda już była. Nie zmienia to faktu, że Jacek stracił całą sobotę na przeprowadzkę kolegi, o totalnym zmęczeniu nie wspominając. Oczywiście w tym momencie zapytałem się Jacka, dlaczego po prostu nie obrócił się na pięcie i „nie podziękował” koledze. Okazało się, że kiedy Jacek wspomniał, że miało być do przewiezienia parę rzeczy, a jest full przeprowadzka, Paweł zapewnił go, że już za chwileczkę, już za momencik na miejscu zjawi się jego szwagier wraz z bratem i to oni będą wszystko nosić, a Jacek będzie sobie mógł pójść na piwko do pobliskiego pubu. Co jakiś czas Paweł „dzwonił” do szwagra, czy tam brata i zapewniał, że za chwilę będą. Przy drugim kursie wiadomo było, że to zwykła ściema, ale Jacek machnął już na to ręką.
Najlepsze miało jednak dopiero nadejść! Po zakończeniu przeprowadzki, panowie dotarli wreszcie do domu Jacka i wnieśli komodę. Kiedy Jacek chciał się już oschle pożegnać z Pawłem, usłyszał od niego, że teraz muszą się rozliczyć! Mocno zdziwiony zapytał się o jakie rozliczenie chodzi. W odpowiedzi usłyszał, że kumplowi za pożyczenie dostawczaka obiecał dobrego łyskacza, a dodatkowo zrobili sporo kilometrów jeżdżąc z jednego końca miasta na drugi, a benzyna przecież kosztuje. Swój wywód zakończył żądaniem 100 zł. Jacka to zszokowało, ale szybko się opanował i stwierdził, że wprawdzie nie zna panujących na rynku stawek dla pracowników robiących przeprowadzki, ale biorąc pod uwagę, że to ciężka fizyczna harówka i to, że spędził na tej pracy cały dzień, 300 zł będzie odpowiednią gratyfikacją. Po odjęciu żądanych 100 zł, Jacek zażyczył sobie od Pawła 200 zł. Wywód ten okrasił oczywiście szeregiem nienadających się do cytowania słów i poprosił (eufemizm) Pawła o opuszczenie swojej posesji.
Wychodząc z domu sprzedawcy komody, Jacek natknął się na Pawła, swojego kolegę ze studiów, którego nie widział już kilkanaście lat. Panowie serdecznie się przywitali i po tradycyjnej wymianie zdań typu „kopa lat”, „co u Ciebie słychać”, Paweł zapytał się Jacka co go sprowadza w te rejony wielkiego miasta. Jacek wyjaśnił, że przyjechał po komodę, ale niestety ta się nie zmieści w jego samochodzie i teraz musi kombinować jakiś transport lub po prostu zamówić taksówkę bagażową. Paweł zapewnił Jacka, że nie musi się już martwić o transport, gdyż on w sobotę pożycza od kumpla dostawczaka, bo ma do zabrania parę gratów ze starego mieszkania, położonego rzut beretem od miejsca, w którym rozmawiali. Zabiorą więc tych kilka gratów, a i komoda Jacka się zmieści. Dodatkowo okazało się, że Paweł kupił mieszkanie w dzielnicy, w której mieszkał Jacek, więc nie będą musieli krążyć po całym mieście. No po prostu bajka! Paweł spadł z nieba Jackowi!
W sobotę Paweł przyjechał po Jacka i ruszyli zabrać wspomniane parę gratów ze starego mieszkania Pawła. Te kilka gratów okazało się być… przeprowadzką niemal całego dwupokojowego mieszkania. Niemal, gdyż szafy wnękowe i zabudowa kuchni pozostawały. Za pierwszym kursem zabrali rzeczy spakowane w kartony. Za drugim i trzecim meble plus komodę Jacka. Na dodatek wspomniane mieszkanie znajdowało się w bloku bez windy. Na całe szczęście w nowym mieszkaniu Pawła winda już była. Nie zmienia to faktu, że Jacek stracił całą sobotę na przeprowadzkę kolegi, o totalnym zmęczeniu nie wspominając. Oczywiście w tym momencie zapytałem się Jacka, dlaczego po prostu nie obrócił się na pięcie i „nie podziękował” koledze. Okazało się, że kiedy Jacek wspomniał, że miało być do przewiezienia parę rzeczy, a jest full przeprowadzka, Paweł zapewnił go, że już za chwileczkę, już za momencik na miejscu zjawi się jego szwagier wraz z bratem i to oni będą wszystko nosić, a Jacek będzie sobie mógł pójść na piwko do pobliskiego pubu. Co jakiś czas Paweł „dzwonił” do szwagra, czy tam brata i zapewniał, że za chwilę będą. Przy drugim kursie wiadomo było, że to zwykła ściema, ale Jacek machnął już na to ręką.
Najlepsze miało jednak dopiero nadejść! Po zakończeniu przeprowadzki, panowie dotarli wreszcie do domu Jacka i wnieśli komodę. Kiedy Jacek chciał się już oschle pożegnać z Pawłem, usłyszał od niego, że teraz muszą się rozliczyć! Mocno zdziwiony zapytał się o jakie rozliczenie chodzi. W odpowiedzi usłyszał, że kumplowi za pożyczenie dostawczaka obiecał dobrego łyskacza, a dodatkowo zrobili sporo kilometrów jeżdżąc z jednego końca miasta na drugi, a benzyna przecież kosztuje. Swój wywód zakończył żądaniem 100 zł. Jacka to zszokowało, ale szybko się opanował i stwierdził, że wprawdzie nie zna panujących na rynku stawek dla pracowników robiących przeprowadzki, ale biorąc pod uwagę, że to ciężka fizyczna harówka i to, że spędził na tej pracy cały dzień, 300 zł będzie odpowiednią gratyfikacją. Po odjęciu żądanych 100 zł, Jacek zażyczył sobie od Pawła 200 zł. Wywód ten okrasił oczywiście szeregiem nienadających się do cytowania słów i poprosił (eufemizm) Pawła o opuszczenie swojej posesji.
znajomy przeprowadzka
Ocena:
192
(200)
Komentarze