Jak sobie zaszkodzić...
Dwa lata temu pracowałam w firmie jubilerskiej, gdzie poznałam Laurę. Starsza babeczka w okolicach 50-tki, sympatyczna choć czasem i złośliwa. Pracowałyśmy razem przez niecały rok, głównym naszym zadaniem było czyszczenie biżuterii ze zwrotów ( materiał na osobną historię) oraz wpisywanie danych do systemu. Nic skomplikowanego.
Zanim przyszłam Laura pracowała tam już dobre trzy lata. Co prawda nie była moją przełożoną, ale gdy system odrzucał dane ze zwrotów, to Pani Wielka Manager (PWM) odsyłała mnie właśnie do niej, aby Laura się tym zajęła, gdyż sama nigdy nie została na to stanowisko przeszkolona, ona tylko patrzyła czy ludzie pracują, a gdy człowiek chciał wypisać sobie urlop to przy wszystkich pracownikach i całym kierowniczym teamie brała nieszczęśnika na środek i upokarzała publicznie, aby ten urlop odwołał. Kierownictwo miało przy tym niezły ubaw. Nic dziwnego zatem, że firma co chwila miała sprawę w sądzie o mobbing.
Odeszłam, znalazłam nową pracę, w której musiałam się niemało natrudzić, aby dostać stały kontrakt. Ale jest, udało się!
Od czasu do czasu pisałam do Laury co tam u niej, czy się spotkamy na kawie itp. Czasem odpisywała, że spoko, potem odczytywała tylko smsy, które jej wysłałam na whatsapp, ale nie pisała zwrotnie. Po czwartym takim olaniu mojej osoby dałam sobie spokój.
Niedawno firma zwolniła jednego z moich kolegów, gdyż się nie wyrabiał. Chłopak fajny, miły, sympatyczny, ale odkąd zaczął randkować z dziewczynami coraz rzadziej przychodził do pracy, a jak już był to nie pracował tylko siedział w kuchni i wyżerał zapasy.
Kierownictwo dawało mu 5 szans na ogarnięcie, ale spływało to po nim. Któregoś dnia po prostu zadzwonił, że już nie przyjdzie i tyle.
W związku z tym firma postanowiła poszukać kogoś na jego miejsce.
Wydawało mi się, że to fajna sprawa wystawić ogłoszenie na mojego fb, aby znajomi z Londynu, którzy pracy nie mieli, mogli sobie aplikować.
Napisałam wyraźnie w 3 językach, co i jak, załączyłam link do strony na którym znajdował się formularz oraz cały opis stanowiska.
Załączyłam e-mail mojego kierownika, gdzie zaznaczyłam,że jeśli mają jakieś pytania to mają je do niego kierować nie do mnie, bo ja tych wniosków nie rozpatruje, za zgodą wystawiam tylko ogłoszenie.
Zrozumieli wszyscy poza jedną osobą, Laurą.
20 minut po wystawieniu ogłoszenia odezwała się Laura, z całą masą pytań, zaspamowała mi niemalże całą skrzynkę. Chciałam być fair, odpisałam na ile mogłam, ale były tam też takie pytania, na które już nie mogłam odpowiedzieć np. czy ona musi pracować w weekendy, bo coś tam robi i to dla niej ważne. Odesłałam ją do adresu e-mail, aby wysłała zapytanie, delikatnie mówiąc, że ja nie wiem jak sobie firma życzy, każdy kontrakt jest przydzielany indywidualnie i to nie ja decyduje. Dostałam krótką wiadomość "to weź ich zapytaj i mi odpisz".
Nie odpisałam nic. Nie pytałam, gdyż uznałam, że skoro podałam wszystkie detale to już wystarczy mojej dobroci.
Następnego ranka (piątek) o godzinie 6 rano dzwoni telefon, Laura.
L - No hej, jesteś już w firmie?
Ja- Nie, dopiero co wstałam, szykuje się...
L- Aaaa no tak, bo wiesz ja to w gorącej wodzie kąpana. Słuchaj jak będziesz w firmie to idź prosto do managera i się zapytaj czy dostał moje CV, bo mu wysłałam.
J- W sensie aplikowałaś przez formularz zgłoszeniowy, tak?
L- Tak, tam też, i na maila mu wysłałam i jeszcze na jakiś support żeby wiedzieli, że składam.
J- No wiesz to już nie potrzebne, mówiłam żeby aplikować tylko przez formularz. Ale skoro wysłałaś to pewnie dostali, teraz musisz poczekać i może cię wezmą.
Do pracy zajechałam na godzinę 8. O 8.45 dzwoniła Laura, bo nie wysłałam jej sms-a czy oni jej CV mają! Odpisałam, że mają. OK.
Godzina 19.47 tego samego dnia, dzwoni telefon, patrze na ekran - Laura. Myślę sobie zmęczona jestem, nie odbieram. Dostaje sms-a "Zakrętka odbierz szybko, to emergency" Chwila zastanowienia, moje coś jej się stało, pomocy potrzebuje, no to odbieram i słyszę "Noo nareszcie! I co?? Mają moje CV?? Dostali? Kiedy zaczynam? Mam już jutro przyjść? Bo ja mojemu obecnemu pracodawcy powiedzieć muszę, że mam nową robotę" Noż kurrr...
Tłumaczę od nowa, mówię, że nie wiem kiedy zaczną rozpatrywać, odzew jest duży, a to czy ją wezmą czy nie to już nie ode mnie zależy. Ja wystawiłam tylko ogłoszenie!
Sobota, niedziela cisza. Poniedziałek 8 rano, telefon dzwoni, we mnie się już gotuje, nie muszę na ekran patrzeć wiem kto dzwoni. Wyciszam, nie dobieram, w pracy jestem. Na przerwie zerkam na telefon, whatsapp zasypany wiadomościami z jednym i tym samym pytaniem oraz wiadomością "mogłabyś chociaż odpisać i być fair dla obu stron, a nie tylko dla jednej!"
No to odpisuje "Tak. Mają twoje CV. Nie. Jeszcze nie zaczęli przeglądać aplikacji. Nie wiem kiedy to nastąpi. Musisz być cierpliwa i czekać aż do ciebie odpiszą/zadzwonią".
Zegar wybija godzinę, moją ulubioną, pakuje się, aby pędzić na metro, czekają mnie jeszcze zakupy, a chce zdążyć ze wszystkim. Wychodzę, szczęśliwa, uśmiechnięta, aż tu nagle ktoś łapie mnie za ramie i krzyczy "Zakrętka!"
Odwracam się... Laura. Myślę sobie "co do jasnej.." A bo ona była w pobliżu i pomyślała, że jak już jest to ja znajdę dla niej chwilkę czasu i ją po firmie oprowadzę... Skoro już przyszła. Witki opadają.
Po moim stanowczym nie i paru żołnierskich słowach, poszłam do domu.
Przez kilka następnych dni panowała cisza. Myślałam, że się obraziła. Nie powiem byłoby mi to na rękę, ale nie. Kilka minut temu dostałam sms-a, zwolniła się z pracy i przyjdzie jutro...
Ręce mi opadają, nie wiem już co mam robić, chciałam być tylko miła.
Dwa lata temu pracowałam w firmie jubilerskiej, gdzie poznałam Laurę. Starsza babeczka w okolicach 50-tki, sympatyczna choć czasem i złośliwa. Pracowałyśmy razem przez niecały rok, głównym naszym zadaniem było czyszczenie biżuterii ze zwrotów ( materiał na osobną historię) oraz wpisywanie danych do systemu. Nic skomplikowanego.
Zanim przyszłam Laura pracowała tam już dobre trzy lata. Co prawda nie była moją przełożoną, ale gdy system odrzucał dane ze zwrotów, to Pani Wielka Manager (PWM) odsyłała mnie właśnie do niej, aby Laura się tym zajęła, gdyż sama nigdy nie została na to stanowisko przeszkolona, ona tylko patrzyła czy ludzie pracują, a gdy człowiek chciał wypisać sobie urlop to przy wszystkich pracownikach i całym kierowniczym teamie brała nieszczęśnika na środek i upokarzała publicznie, aby ten urlop odwołał. Kierownictwo miało przy tym niezły ubaw. Nic dziwnego zatem, że firma co chwila miała sprawę w sądzie o mobbing.
Odeszłam, znalazłam nową pracę, w której musiałam się niemało natrudzić, aby dostać stały kontrakt. Ale jest, udało się!
Od czasu do czasu pisałam do Laury co tam u niej, czy się spotkamy na kawie itp. Czasem odpisywała, że spoko, potem odczytywała tylko smsy, które jej wysłałam na whatsapp, ale nie pisała zwrotnie. Po czwartym takim olaniu mojej osoby dałam sobie spokój.
Niedawno firma zwolniła jednego z moich kolegów, gdyż się nie wyrabiał. Chłopak fajny, miły, sympatyczny, ale odkąd zaczął randkować z dziewczynami coraz rzadziej przychodził do pracy, a jak już był to nie pracował tylko siedział w kuchni i wyżerał zapasy.
Kierownictwo dawało mu 5 szans na ogarnięcie, ale spływało to po nim. Któregoś dnia po prostu zadzwonił, że już nie przyjdzie i tyle.
W związku z tym firma postanowiła poszukać kogoś na jego miejsce.
Wydawało mi się, że to fajna sprawa wystawić ogłoszenie na mojego fb, aby znajomi z Londynu, którzy pracy nie mieli, mogli sobie aplikować.
Napisałam wyraźnie w 3 językach, co i jak, załączyłam link do strony na którym znajdował się formularz oraz cały opis stanowiska.
Załączyłam e-mail mojego kierownika, gdzie zaznaczyłam,że jeśli mają jakieś pytania to mają je do niego kierować nie do mnie, bo ja tych wniosków nie rozpatruje, za zgodą wystawiam tylko ogłoszenie.
Zrozumieli wszyscy poza jedną osobą, Laurą.
20 minut po wystawieniu ogłoszenia odezwała się Laura, z całą masą pytań, zaspamowała mi niemalże całą skrzynkę. Chciałam być fair, odpisałam na ile mogłam, ale były tam też takie pytania, na które już nie mogłam odpowiedzieć np. czy ona musi pracować w weekendy, bo coś tam robi i to dla niej ważne. Odesłałam ją do adresu e-mail, aby wysłała zapytanie, delikatnie mówiąc, że ja nie wiem jak sobie firma życzy, każdy kontrakt jest przydzielany indywidualnie i to nie ja decyduje. Dostałam krótką wiadomość "to weź ich zapytaj i mi odpisz".
Nie odpisałam nic. Nie pytałam, gdyż uznałam, że skoro podałam wszystkie detale to już wystarczy mojej dobroci.
Następnego ranka (piątek) o godzinie 6 rano dzwoni telefon, Laura.
L - No hej, jesteś już w firmie?
Ja- Nie, dopiero co wstałam, szykuje się...
L- Aaaa no tak, bo wiesz ja to w gorącej wodzie kąpana. Słuchaj jak będziesz w firmie to idź prosto do managera i się zapytaj czy dostał moje CV, bo mu wysłałam.
J- W sensie aplikowałaś przez formularz zgłoszeniowy, tak?
L- Tak, tam też, i na maila mu wysłałam i jeszcze na jakiś support żeby wiedzieli, że składam.
J- No wiesz to już nie potrzebne, mówiłam żeby aplikować tylko przez formularz. Ale skoro wysłałaś to pewnie dostali, teraz musisz poczekać i może cię wezmą.
Do pracy zajechałam na godzinę 8. O 8.45 dzwoniła Laura, bo nie wysłałam jej sms-a czy oni jej CV mają! Odpisałam, że mają. OK.
Godzina 19.47 tego samego dnia, dzwoni telefon, patrze na ekran - Laura. Myślę sobie zmęczona jestem, nie odbieram. Dostaje sms-a "Zakrętka odbierz szybko, to emergency" Chwila zastanowienia, moje coś jej się stało, pomocy potrzebuje, no to odbieram i słyszę "Noo nareszcie! I co?? Mają moje CV?? Dostali? Kiedy zaczynam? Mam już jutro przyjść? Bo ja mojemu obecnemu pracodawcy powiedzieć muszę, że mam nową robotę" Noż kurrr...
Tłumaczę od nowa, mówię, że nie wiem kiedy zaczną rozpatrywać, odzew jest duży, a to czy ją wezmą czy nie to już nie ode mnie zależy. Ja wystawiłam tylko ogłoszenie!
Sobota, niedziela cisza. Poniedziałek 8 rano, telefon dzwoni, we mnie się już gotuje, nie muszę na ekran patrzeć wiem kto dzwoni. Wyciszam, nie dobieram, w pracy jestem. Na przerwie zerkam na telefon, whatsapp zasypany wiadomościami z jednym i tym samym pytaniem oraz wiadomością "mogłabyś chociaż odpisać i być fair dla obu stron, a nie tylko dla jednej!"
No to odpisuje "Tak. Mają twoje CV. Nie. Jeszcze nie zaczęli przeglądać aplikacji. Nie wiem kiedy to nastąpi. Musisz być cierpliwa i czekać aż do ciebie odpiszą/zadzwonią".
Zegar wybija godzinę, moją ulubioną, pakuje się, aby pędzić na metro, czekają mnie jeszcze zakupy, a chce zdążyć ze wszystkim. Wychodzę, szczęśliwa, uśmiechnięta, aż tu nagle ktoś łapie mnie za ramie i krzyczy "Zakrętka!"
Odwracam się... Laura. Myślę sobie "co do jasnej.." A bo ona była w pobliżu i pomyślała, że jak już jest to ja znajdę dla niej chwilkę czasu i ją po firmie oprowadzę... Skoro już przyszła. Witki opadają.
Po moim stanowczym nie i paru żołnierskich słowach, poszłam do domu.
Przez kilka następnych dni panowała cisza. Myślałam, że się obraziła. Nie powiem byłoby mi to na rękę, ale nie. Kilka minut temu dostałam sms-a, zwolniła się z pracy i przyjdzie jutro...
Ręce mi opadają, nie wiem już co mam robić, chciałam być tylko miła.
ludzie
Ocena:
101
(111)
Komentarze