Dlaczego rzuciłam przyjemne studia przez piekielną, już byłą dyrektorkę wydziału.
Na ostatnim roku wybrałam seminarium u naszej pani dyrektor. Wybrałam sobie pracę źródłową na licencjat, skupiał się na roli rzecznika prasowego w bibliotece na podstawie mojej współpracy ze wspaniałą osobą, która taką rolę pełniła w bibliotece uniwersyteckiej.
Jednak pani dyrektor była oburzona moim wychylaniem się, bo praca ma być przeglądowa, a nie badawcza. Zmieniłam promotora, pracę wrzuciłam w system. I zawaliłam rok na jednych zajęciach. Zapłaciłam za powtórkę, zaliczyłam nieszczęsny przedmiot i szukam promotora, bo mój były wspaniały zakończył swoją kadencję upragnioną emeryturą. Idę sobie do losowego, byle nie do pani dyrektor. I bach. Wrzucam po raz drugi pracę, wychodzi mi plagiat w 80%. Dostaję praktycznie zawału. Patrzę od kogo rzekomo ukradłam pracę i widzę… wydawnictwo pani dyrektor na profesora zwyczajnego. Poddałam się. Nie miałam ochoty pisać nowej pracy, a wiedziałam że walka z nią jest z góry spisana na straty.
Jednak, 5 lat później, zupełnym przypadkiem spotykam w barze dziewczynę która studiuje to samo co i ja studiowałam. Z głupia opisałam jej moją sytuację, procenty też mi rozwiązały język. I dowiaduję się, że pani dyrektor już nie jest dyrektorem i co więcej, ma grubą sprawę, bo jej praca profesorska okazała się jedną wielką kradzieżą. Może ja się poddałam, ale dobrze widzieć że sprawiedliwość dosięga kogo trzeba!
Na ostatnim roku wybrałam seminarium u naszej pani dyrektor. Wybrałam sobie pracę źródłową na licencjat, skupiał się na roli rzecznika prasowego w bibliotece na podstawie mojej współpracy ze wspaniałą osobą, która taką rolę pełniła w bibliotece uniwersyteckiej.
Jednak pani dyrektor była oburzona moim wychylaniem się, bo praca ma być przeglądowa, a nie badawcza. Zmieniłam promotora, pracę wrzuciłam w system. I zawaliłam rok na jednych zajęciach. Zapłaciłam za powtórkę, zaliczyłam nieszczęsny przedmiot i szukam promotora, bo mój były wspaniały zakończył swoją kadencję upragnioną emeryturą. Idę sobie do losowego, byle nie do pani dyrektor. I bach. Wrzucam po raz drugi pracę, wychodzi mi plagiat w 80%. Dostaję praktycznie zawału. Patrzę od kogo rzekomo ukradłam pracę i widzę… wydawnictwo pani dyrektor na profesora zwyczajnego. Poddałam się. Nie miałam ochoty pisać nowej pracy, a wiedziałam że walka z nią jest z góry spisana na straty.
Jednak, 5 lat później, zupełnym przypadkiem spotykam w barze dziewczynę która studiuje to samo co i ja studiowałam. Z głupia opisałam jej moją sytuację, procenty też mi rozwiązały język. I dowiaduję się, że pani dyrektor już nie jest dyrektorem i co więcej, ma grubą sprawę, bo jej praca profesorska okazała się jedną wielką kradzieżą. Może ja się poddałam, ale dobrze widzieć że sprawiedliwość dosięga kogo trzeba!
Katowice
Ocena:
154
(166)
Komentarze