Za mną bardzo długi okres poszukiwania mieszkania, zakończony sukcesem i tak mi się zebrało jak to ludzie marzą o własnych czterech kątach, a nie mają zupełnie świadomości z czym to się wiąże. Szukaliśmy z partnerem czegoś z efektem wow, więc było trudno, ale ogólnie mieliśmy też dość jasne kryteria i było ich sporo. Pytaliśmy o koszty utrzymania, czynsz, na rynku wtórnym gdzie się dało prosiliśmy o rachunki za wszystko. Siłą rzeczy prowadziliśmy też dyskusje z osobami z naszego otoczenia, planującymi kupić nieruchomości i chwytaliśmy się za głowy.
Osoba A wynajmuje mieszkanie, celując w czynsz nieprzekraczający 2000 zł. Jeszcze z partnerem patrzyła na domy po 200m2 za 750 tys. do całkowitego remontu. Partner miał mieć rzekomo dużo pieniędzy odłożonych, ale oszczędności te miały wystarczyć na zakup, ale już nie remont. Każde z nich wychowywało się w bloku, zero styczności z remontowaniem, zero technicznych umiejętności, trochę takie yolo, jakoś to będzie (ludzie koło 50. z dziećmi).
Osoba B zaczęła szukać mieszkania, raczej małego, żeby kredyt się zmieścił tak do 2000. Przeglądamy oferty, mówię "ej bo to jest nieocieplona kamienica, ogrzewanie elektryczne", odpowiedź B: "to co?". Ogólnie zero świadomości jak wysokie mogą być koszty ciepła w takim mieszkaniu.
Osoba C kupiła małe mieszkanie od dewelopera w prestiżowej lokalizacji miasta wojewódzkiego. Pytam o czynsz, on nie wie. "Stary tam jest recepcja 24/7, siłownia i nie wiadomo co jeszcze. Wiesz że to wszystko na utrzymaniu mieszkańców, wliczone w czynsz?" On nie wie, nie interesował się, chciał jak najszybciej kupić, zanim ceny pójdą w górę. Do tego dochodzą oczywiście absurdy sprzedawców. Jeden fliper zrobił w mieszkaniu bojler na 50l i opowiadał, że trzy osoby spokojnie wezmą prysznic na tym. Oczywiście wystarczy wygooglować ile wody schodzi na jeden prysznic i już wiadomo, że to kłamstwo, ale jak ludzie nie pytają o rachunki, to o to pewnie też nie. Deweloper wystawia mieszkanie za 11-12 tys. z metra, rynek wtórny w tej okolicy 8.5, ale pierwotny mniej więcej te 11. Pytam o konkretne mieszkanie, 14.500 za metr. Tłumaczę, że mieszkanie fajne, nawet byśmy się zastanawiali (choć po namyśle kompletnie nieustawne), ale ono nigdy nie będzie tyle warte, a jeszcze trzeba je urządzić. I odpowiedź "jak kogoś stać, to kupi". Nie dodałam już, że "jak jest kretynem, to owszem".
Minął rok, mieszkanie stoi dalej wolne, deweloperzy powoli schodzą z cenami, już w okolicy są ceny z rynku pierwotnego 8.5k. Chyba się bogaty naiwniak nie trafił. Wiecie, były zasadne wątpliwości czy rynek w okolicy kiedykolwiek dojdzie do 14 tys. za metr, a jeszcze urządzenie, ewentualnie koszt kredytu - biznes życia. Ogólnie ja wchodząc w te poszukiwania czułam się niekompetentna i brałam chętnie rodziców czy kogoś bardziej doświadczonego na oględziny, bo byłam pewna, że coś przegapię. Tymczasem ludziom nawet nie przychodzi do głowy, że instalacje mogą być do wymiany, stare drewniane okna mogą być nieszczelne, a pod boazerią nie wiadomo co siedzi. Ogólnie jestem zwolennikiem rynku wtórnego, bo nowe bloki są budowane w chowie klatkowym, bez ogólnodostępnych parkingów, z bezsensownymi układami i ekspozycją na północ w salonie i innymi tego typu problemami. A przy tym są droższe, przynajmniej w moim mieście.
Ale naciągactwo deweloperów to jedno, a drugim problemem jest to, że sami się wpędzamy w coś, czego nie jesteśmy w stanie utrzymać.
Osoba A wynajmuje mieszkanie, celując w czynsz nieprzekraczający 2000 zł. Jeszcze z partnerem patrzyła na domy po 200m2 za 750 tys. do całkowitego remontu. Partner miał mieć rzekomo dużo pieniędzy odłożonych, ale oszczędności te miały wystarczyć na zakup, ale już nie remont. Każde z nich wychowywało się w bloku, zero styczności z remontowaniem, zero technicznych umiejętności, trochę takie yolo, jakoś to będzie (ludzie koło 50. z dziećmi).
Osoba B zaczęła szukać mieszkania, raczej małego, żeby kredyt się zmieścił tak do 2000. Przeglądamy oferty, mówię "ej bo to jest nieocieplona kamienica, ogrzewanie elektryczne", odpowiedź B: "to co?". Ogólnie zero świadomości jak wysokie mogą być koszty ciepła w takim mieszkaniu.
Osoba C kupiła małe mieszkanie od dewelopera w prestiżowej lokalizacji miasta wojewódzkiego. Pytam o czynsz, on nie wie. "Stary tam jest recepcja 24/7, siłownia i nie wiadomo co jeszcze. Wiesz że to wszystko na utrzymaniu mieszkańców, wliczone w czynsz?" On nie wie, nie interesował się, chciał jak najszybciej kupić, zanim ceny pójdą w górę. Do tego dochodzą oczywiście absurdy sprzedawców. Jeden fliper zrobił w mieszkaniu bojler na 50l i opowiadał, że trzy osoby spokojnie wezmą prysznic na tym. Oczywiście wystarczy wygooglować ile wody schodzi na jeden prysznic i już wiadomo, że to kłamstwo, ale jak ludzie nie pytają o rachunki, to o to pewnie też nie. Deweloper wystawia mieszkanie za 11-12 tys. z metra, rynek wtórny w tej okolicy 8.5, ale pierwotny mniej więcej te 11. Pytam o konkretne mieszkanie, 14.500 za metr. Tłumaczę, że mieszkanie fajne, nawet byśmy się zastanawiali (choć po namyśle kompletnie nieustawne), ale ono nigdy nie będzie tyle warte, a jeszcze trzeba je urządzić. I odpowiedź "jak kogoś stać, to kupi". Nie dodałam już, że "jak jest kretynem, to owszem".
Minął rok, mieszkanie stoi dalej wolne, deweloperzy powoli schodzą z cenami, już w okolicy są ceny z rynku pierwotnego 8.5k. Chyba się bogaty naiwniak nie trafił. Wiecie, były zasadne wątpliwości czy rynek w okolicy kiedykolwiek dojdzie do 14 tys. za metr, a jeszcze urządzenie, ewentualnie koszt kredytu - biznes życia. Ogólnie ja wchodząc w te poszukiwania czułam się niekompetentna i brałam chętnie rodziców czy kogoś bardziej doświadczonego na oględziny, bo byłam pewna, że coś przegapię. Tymczasem ludziom nawet nie przychodzi do głowy, że instalacje mogą być do wymiany, stare drewniane okna mogą być nieszczelne, a pod boazerią nie wiadomo co siedzi. Ogólnie jestem zwolennikiem rynku wtórnego, bo nowe bloki są budowane w chowie klatkowym, bez ogólnodostępnych parkingów, z bezsensownymi układami i ekspozycją na północ w salonie i innymi tego typu problemami. A przy tym są droższe, przynajmniej w moim mieście.
Ale naciągactwo deweloperów to jedno, a drugim problemem jest to, że sami się wpędzamy w coś, czego nie jesteśmy w stanie utrzymać.
Mieszkaniówka
Ocena:
126
(144)
Komentarze