Historia o babci nachodzącej wnuczkę w mieszkaniu, zainspirowała mnie do opisania historii z mojej rodziny.
Wychowywałam się w niewielkim mieście w centralnej Polsce. Mieszka tam także ciocia (siostra mamy) z rodziną.
Babcia owdowiała młodo, mając 45 lat, ale obie córki były już wtedy dorosłe, choć nadal mieszkały z rodzicami. Kilka lat później babcia poznała swojego drugiego męża, bezdzietnego wdowca z Warszawy. Przez jakiś czas spotykali się tylko w weekendy, ale po mniej więcej roku babcia się przeprowadziła do Warszawy i wzięli ślub. Babcia zamieszkała na stałe z mężem w Warszawie.
Mija wiele lat i najstarszy syn cioci, mój kuzyn, Michał, dostał się na studia do Warszawy. Tu trzeba dodać, że drugi mąż babci, Jan, był człowiekiem dość zamożnym i posiadał na własność prawie 100m2 mieszkanie. Po naradzie rodzinnej z Janem, Michałem i ciocią, babcia zaprosiła Michała do zamieszkania z nią i Janem na czas studiów. Michał mieszkał z nimi całe studia, potem wrócił na trochę w rodzinne strony, ale ostatecznie dostał pracę w Warszawie i ponownie przeniósł się do babci, szukając jednocześnie mieszkania na wynajem. Tak minął mniej więcej rok i niestety babcia owdowiała po raz drugi i stała się jedyną właścicielką mieszkania.
W tym czasie na studia dostałam się ja, także do Warszawy. Liczyłam na to, że też będę mogła zamieszkać u babci, choć mama mówiła, że nie chce babci obciążać bo mieszka tam już Michał. Babcia jednak powiedziała, że oczywiście, chętnie. No i wprowadziłam się do babci i do Michała.
Powiem tak - nie dało się nie zauważyć, że Michał robił wszystko, aby mnie z tego mieszkania wykurzyć. Od drobnych złośliwości, zaczepek, pretensji o byle co, a potem zapowiedzi wprost, że on by chciał, aby tam wprowadziła się jego dziewczyna i będzie tłok. Babcia starała się niwelować to napięcie, mówiąc, że każdego znajdzie się miejsce i mamy się nie kłócić. Dodam, że w czasie gdy tam mieszkałam głównie to ja byłam odpowiedzialna za sprzątanie, zakupy dla mnie i dla babci, również moja mama przyjeżdżała dość często, pomagała babci ogarniać codzienne sprawy. Ciotka praktycznie się tam nie pokazywała.
Po pierwszym roku studiów byłam tak zmęczona mieszkaniem z Michałem i jego dziewczyną, że postanowiłam wyprowadzić do wynajmowanego pokoju, który zwolnił się akurat u mojej koleżanki ze studiów. Babcię nadal odwiedzałam i pomagałam, ona ciągle mówiła, że jak będę chciała to mogę wracać. Nie wróciłam, ale nie w tym rzecz.
Ja po studiach ze względu na zaręczyny z chłopakiem z rodzinnego miasteczka, wróciłam tam. Mijało więc ponad 10 lat od kiedy Michał mieszkał z babcią. Stan zdrowia babci był już mizerny. Michał i jego dziewczyna niby o babcię dbali, ale jednak nadal musiała przyjeżdżać moja mama, ciocia, ja, moja siostra, bo Michał ciągle jęczał, jak mu ciężko samemu zajmować się babcią (babcia wymagała wożenia ją na wizyty do lekarzy, robienia zakupów, ogarniania sprzątania, ale poza tym była samodzielna, choć już słabiutka). Babcia zmarła i wtedy na jaw wyszedł jej testament, w którym mieszkanie zapisała w całości Michałowi.
Była to trochę przykra sytuacja, bo z jednej strony można powiedzieć, że Michał coś niecoś w mieszkaniu robił, ale nikt nigdy na ten temat np. z moją mamą nie rozmawiał. Z jednej strony mama czuła się trochę zrobiona w konia, z drugiej uznała, że to było mieszkanie Jana, do którego nie miała jakiś roszczeń, więc machnęła na to ręką, uznając, że babcia musiała czuć wielką wdzięczność wobec Michała za opiekę i towarzystwo.
No cóż... minęły 2-3 lata... Michał rozstał się z dziewczyną. Znałam ją dość dobrze, długo byli razem. Kiedyś napisała do mnie na Messengerze, że chciałaby mi coś powiedzieć, bo wcześniej miała nieco inny punkt widzenia, ale po rozstaniu uważa, że moja rodzina powinna o tym wiedzieć.
W skrócie dziewczyna opisała, jak przez kilka lat Michał i ciotka urabiali babcię, aby zapisała mu mieszkanie. Byli w tym natrętni, brali babcię na litość, kłamali, że ciotka i wujek mają problemy finansowe (nieprawda), że Michał zarabia minimalną krajową (nieprawda), a chciałby rodzinę założyć, mieć kilkoro dzieci (nawet to jest nieprawda) i mieszkanie bardzo by mu pomogło. Babcia długo mówiła, że chce dać każdemu po równo, na co ciocia solennie obiecywała, że nam (mi i mojej siostrze) oczywiście spłaci nasz udział, tylko nie wie kiedy, dlatego wolałaby nie mieć na sobie presji formalnej. Oczywiście, po śmierci babci nikt nam nie powiedział, że takowa deklaracja padła. Opowiedziałam to mamie, która machnęła ręką, stwierdziła, że jest jak jest i nie ma co się ze sobą szarpać.
Ale najbardziej mnie denerwuje, gdy Michał przyjeżdża do naszego miasta i przy każdej okazji użala się na sobą, że mieszkanie jest drogie w utrzymaniu (babcia do śmierci utrzymywała mieszkanie w całości), wymaga remontu, dzielnica taka sobie i z arogancją opowiada jak to sprzeda, kupi mniejsze i drugie na wynajem, a to wszystko potwornie tupeciarskim tonem. Raz bardzo się z nim pokłóciłam. bo już nie mogłam słuchać tego narzekania, jakie to mieszkanie nie akuratne, powiedziałam, że myślę, że inni wzięli by z pocałowaniem ręki, a on mi odparł, że przez 10 lat poświęcał się dla babci i to, że dostał to mieszkanie to minimum jakie mu się za to należało. Doszło do potwornej awantury, gdy wypomniałam mu, ile razy ja i moja siostra przyjeżdżałyśmy i pomagałyśmy, jak popchnął mnie do wyprowadzki z tego mieszkania, nigdy za nic w nim nie płacił, a on zwyzywał mnie od zawistnych nieudaczników.
Nie utrzymuję już z nim żadnego kontaktu. Do tego stopnia, że jak się spotykamy na ulicy to udajemy, że się nie znamy. Na spotkaniach rodzinnych udaję, że go tam nie ma. I nie chodzi mi o to, że on dostał mieszkania a ja nie - trochę mam z tego powodu poczucie niesprawiedliwości, ale denerwuje mnie, że po pierwsze ani ciotka ani on nie czują się zobowiązani do tego, aby wywiązać się z obietnicy danej babci (ciotka twierdzi, że obiecała babci tylko, że "coś" nam da i dała mi 5 tys. zł w kopercie weselnej) oraz, że Michał zachowuje się, jakby to mu się po prostu należało.
Wychowywałam się w niewielkim mieście w centralnej Polsce. Mieszka tam także ciocia (siostra mamy) z rodziną.
Babcia owdowiała młodo, mając 45 lat, ale obie córki były już wtedy dorosłe, choć nadal mieszkały z rodzicami. Kilka lat później babcia poznała swojego drugiego męża, bezdzietnego wdowca z Warszawy. Przez jakiś czas spotykali się tylko w weekendy, ale po mniej więcej roku babcia się przeprowadziła do Warszawy i wzięli ślub. Babcia zamieszkała na stałe z mężem w Warszawie.
Mija wiele lat i najstarszy syn cioci, mój kuzyn, Michał, dostał się na studia do Warszawy. Tu trzeba dodać, że drugi mąż babci, Jan, był człowiekiem dość zamożnym i posiadał na własność prawie 100m2 mieszkanie. Po naradzie rodzinnej z Janem, Michałem i ciocią, babcia zaprosiła Michała do zamieszkania z nią i Janem na czas studiów. Michał mieszkał z nimi całe studia, potem wrócił na trochę w rodzinne strony, ale ostatecznie dostał pracę w Warszawie i ponownie przeniósł się do babci, szukając jednocześnie mieszkania na wynajem. Tak minął mniej więcej rok i niestety babcia owdowiała po raz drugi i stała się jedyną właścicielką mieszkania.
W tym czasie na studia dostałam się ja, także do Warszawy. Liczyłam na to, że też będę mogła zamieszkać u babci, choć mama mówiła, że nie chce babci obciążać bo mieszka tam już Michał. Babcia jednak powiedziała, że oczywiście, chętnie. No i wprowadziłam się do babci i do Michała.
Powiem tak - nie dało się nie zauważyć, że Michał robił wszystko, aby mnie z tego mieszkania wykurzyć. Od drobnych złośliwości, zaczepek, pretensji o byle co, a potem zapowiedzi wprost, że on by chciał, aby tam wprowadziła się jego dziewczyna i będzie tłok. Babcia starała się niwelować to napięcie, mówiąc, że każdego znajdzie się miejsce i mamy się nie kłócić. Dodam, że w czasie gdy tam mieszkałam głównie to ja byłam odpowiedzialna za sprzątanie, zakupy dla mnie i dla babci, również moja mama przyjeżdżała dość często, pomagała babci ogarniać codzienne sprawy. Ciotka praktycznie się tam nie pokazywała.
Po pierwszym roku studiów byłam tak zmęczona mieszkaniem z Michałem i jego dziewczyną, że postanowiłam wyprowadzić do wynajmowanego pokoju, który zwolnił się akurat u mojej koleżanki ze studiów. Babcię nadal odwiedzałam i pomagałam, ona ciągle mówiła, że jak będę chciała to mogę wracać. Nie wróciłam, ale nie w tym rzecz.
Ja po studiach ze względu na zaręczyny z chłopakiem z rodzinnego miasteczka, wróciłam tam. Mijało więc ponad 10 lat od kiedy Michał mieszkał z babcią. Stan zdrowia babci był już mizerny. Michał i jego dziewczyna niby o babcię dbali, ale jednak nadal musiała przyjeżdżać moja mama, ciocia, ja, moja siostra, bo Michał ciągle jęczał, jak mu ciężko samemu zajmować się babcią (babcia wymagała wożenia ją na wizyty do lekarzy, robienia zakupów, ogarniania sprzątania, ale poza tym była samodzielna, choć już słabiutka). Babcia zmarła i wtedy na jaw wyszedł jej testament, w którym mieszkanie zapisała w całości Michałowi.
Była to trochę przykra sytuacja, bo z jednej strony można powiedzieć, że Michał coś niecoś w mieszkaniu robił, ale nikt nigdy na ten temat np. z moją mamą nie rozmawiał. Z jednej strony mama czuła się trochę zrobiona w konia, z drugiej uznała, że to było mieszkanie Jana, do którego nie miała jakiś roszczeń, więc machnęła na to ręką, uznając, że babcia musiała czuć wielką wdzięczność wobec Michała za opiekę i towarzystwo.
No cóż... minęły 2-3 lata... Michał rozstał się z dziewczyną. Znałam ją dość dobrze, długo byli razem. Kiedyś napisała do mnie na Messengerze, że chciałaby mi coś powiedzieć, bo wcześniej miała nieco inny punkt widzenia, ale po rozstaniu uważa, że moja rodzina powinna o tym wiedzieć.
W skrócie dziewczyna opisała, jak przez kilka lat Michał i ciotka urabiali babcię, aby zapisała mu mieszkanie. Byli w tym natrętni, brali babcię na litość, kłamali, że ciotka i wujek mają problemy finansowe (nieprawda), że Michał zarabia minimalną krajową (nieprawda), a chciałby rodzinę założyć, mieć kilkoro dzieci (nawet to jest nieprawda) i mieszkanie bardzo by mu pomogło. Babcia długo mówiła, że chce dać każdemu po równo, na co ciocia solennie obiecywała, że nam (mi i mojej siostrze) oczywiście spłaci nasz udział, tylko nie wie kiedy, dlatego wolałaby nie mieć na sobie presji formalnej. Oczywiście, po śmierci babci nikt nam nie powiedział, że takowa deklaracja padła. Opowiedziałam to mamie, która machnęła ręką, stwierdziła, że jest jak jest i nie ma co się ze sobą szarpać.
Ale najbardziej mnie denerwuje, gdy Michał przyjeżdża do naszego miasta i przy każdej okazji użala się na sobą, że mieszkanie jest drogie w utrzymaniu (babcia do śmierci utrzymywała mieszkanie w całości), wymaga remontu, dzielnica taka sobie i z arogancją opowiada jak to sprzeda, kupi mniejsze i drugie na wynajem, a to wszystko potwornie tupeciarskim tonem. Raz bardzo się z nim pokłóciłam. bo już nie mogłam słuchać tego narzekania, jakie to mieszkanie nie akuratne, powiedziałam, że myślę, że inni wzięli by z pocałowaniem ręki, a on mi odparł, że przez 10 lat poświęcał się dla babci i to, że dostał to mieszkanie to minimum jakie mu się za to należało. Doszło do potwornej awantury, gdy wypomniałam mu, ile razy ja i moja siostra przyjeżdżałyśmy i pomagałyśmy, jak popchnął mnie do wyprowadzki z tego mieszkania, nigdy za nic w nim nie płacił, a on zwyzywał mnie od zawistnych nieudaczników.
Nie utrzymuję już z nim żadnego kontaktu. Do tego stopnia, że jak się spotykamy na ulicy to udajemy, że się nie znamy. Na spotkaniach rodzinnych udaję, że go tam nie ma. I nie chodzi mi o to, że on dostał mieszkania a ja nie - trochę mam z tego powodu poczucie niesprawiedliwości, ale denerwuje mnie, że po pierwsze ani ciotka ani on nie czują się zobowiązani do tego, aby wywiązać się z obietnicy danej babci (ciotka twierdzi, że obiecała babci tylko, że "coś" nam da i dała mi 5 tys. zł w kopercie weselnej) oraz, że Michał zachowuje się, jakby to mu się po prostu należało.
rodzina mieszkanie
Ocena:
143
(155)
Komentarze