O tym jak poczułem się jak postać w jakiejś książce Orwella, Zajdla czy innej, gdzie bohater... ale nie uprzedzajmy puenty.
Delegacja zagraniczna do jednego z chłodniejszych krajów. Nocuję sobie w hotelu załatwionym przez firmę. Wszystko niby super, w pełni zautomatyzowane...
No właśnie, w pełni zautomatyzowane oznacza, że w hotelu nie ma żywej duszy obsługi a jedyny kontakt w jakiejkolwiek sprawie jest przez WhatsApp, gdzie na wiadomości odpowiada po angielsku coś, co mogłoby być skrzyżowaniem hindusa z AI.
Zimny kraj i lokalni są przyzwyczajeni do niższej temperatury, jednak dla mnie w pokoju jest po prostu za zimno. Nawet zakopany pod dwiema kołdrami marznę. Szukam więc jak podkręcić ogrzewanie...
Klima - zero regulacji. Kaloryfer - w miejscu normalnego pokrętła jest coś elektronicznego z kabelkiem idącym w ścianę. Piszę więc do obsługi...
I tu się zaczyna... otwórz skrzynkę elektryczną na ścianie przy drzwiach, znajdź kontrolę klimatyzacji (a jednak jest). Naucz się języka fińskiego (bo oczywiście ekran kontrolera nie może być w języku Szekspira), przestaw przyciskami tryb, itp itd...
Po dwóch godzinach dyskusji, klikania, bezskutecznego przestawiania dowiaduję się od obsługi że... jednak nie ma możliwości zmiany temperatury. Dla waszego komfortu i ekologii w całym hotelu jest stała temperatura 21 stopni (tak, chyba w grzejącym się kontrolerze). Wcale nie jest mi komfortowo. Za to rozumiem, że wyłączając ogrzewanie oszczędzamy prąd więc hotel ma rację, że jest ekologiczny.
No dobra, straciłem dwie godziny... to może kaloryfer pod oknem da się przestawić? Niestety nie jest nawet ciepły. Widać jeszcze nie grzeją bo to tylko październik a przecież temperatura nie spada poniżej minus pięć. Da się żyć, prawda?
No nie, wracamy do kontrolera klimy. Udaje mi się przestawić go na angielski, coś już idzie zrozumieć. Podnoszę temperaturę. Niestety... kontroler jest sterowany centralnie i po minucie ustawiona temperatura wraca do trybu eko (czyli zimno). Nie da się nawet wyłączyć klimy, z nawiewu w suficie non stop wieje zimnym powietrzem.
Poddaję się. Zakopany pod kołdrami jakoś przetrwam te 3 dni delegacji.
Na koniec dostaję wiadomość "jak oceniasz nasze usługi? mamy nadzieję że na pięć gwiazdek".
Czuję się jak w kiepskim opowiadaniu s-f gdzie człowiek utknął w pełni zautomatyzowanym miejscu, które nie przewiduje jego potrzeb.
Delegacja zagraniczna do jednego z chłodniejszych krajów. Nocuję sobie w hotelu załatwionym przez firmę. Wszystko niby super, w pełni zautomatyzowane...
No właśnie, w pełni zautomatyzowane oznacza, że w hotelu nie ma żywej duszy obsługi a jedyny kontakt w jakiejkolwiek sprawie jest przez WhatsApp, gdzie na wiadomości odpowiada po angielsku coś, co mogłoby być skrzyżowaniem hindusa z AI.
Zimny kraj i lokalni są przyzwyczajeni do niższej temperatury, jednak dla mnie w pokoju jest po prostu za zimno. Nawet zakopany pod dwiema kołdrami marznę. Szukam więc jak podkręcić ogrzewanie...
Klima - zero regulacji. Kaloryfer - w miejscu normalnego pokrętła jest coś elektronicznego z kabelkiem idącym w ścianę. Piszę więc do obsługi...
I tu się zaczyna... otwórz skrzynkę elektryczną na ścianie przy drzwiach, znajdź kontrolę klimatyzacji (a jednak jest). Naucz się języka fińskiego (bo oczywiście ekran kontrolera nie może być w języku Szekspira), przestaw przyciskami tryb, itp itd...
Po dwóch godzinach dyskusji, klikania, bezskutecznego przestawiania dowiaduję się od obsługi że... jednak nie ma możliwości zmiany temperatury. Dla waszego komfortu i ekologii w całym hotelu jest stała temperatura 21 stopni (tak, chyba w grzejącym się kontrolerze). Wcale nie jest mi komfortowo. Za to rozumiem, że wyłączając ogrzewanie oszczędzamy prąd więc hotel ma rację, że jest ekologiczny.
No dobra, straciłem dwie godziny... to może kaloryfer pod oknem da się przestawić? Niestety nie jest nawet ciepły. Widać jeszcze nie grzeją bo to tylko październik a przecież temperatura nie spada poniżej minus pięć. Da się żyć, prawda?
No nie, wracamy do kontrolera klimy. Udaje mi się przestawić go na angielski, coś już idzie zrozumieć. Podnoszę temperaturę. Niestety... kontroler jest sterowany centralnie i po minucie ustawiona temperatura wraca do trybu eko (czyli zimno). Nie da się nawet wyłączyć klimy, z nawiewu w suficie non stop wieje zimnym powietrzem.
Poddaję się. Zakopany pod kołdrami jakoś przetrwam te 3 dni delegacji.
Na koniec dostaję wiadomość "jak oceniasz nasze usługi? mamy nadzieję że na pięć gwiazdek".
Czuję się jak w kiepskim opowiadaniu s-f gdzie człowiek utknął w pełni zautomatyzowanym miejscu, które nie przewiduje jego potrzeb.
Hotel BobW Helsinki
Ocena:
101
(105)
Komentarze