poczekalnia
Skomentuj
(47)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W ostatnią niedzielę znajomy podesłał mi info o festiwalu baniek mydlanych w moim mieście, zachęcając do wspólnego wyjścia z dziećmi. Na fotce plakatu wielkimi literami:
Festiwal Baniek Mydlanych!
Dmuchańce!
Wata cukrowa!
Spotkanie i zdjęcia z Minionkiem, Stichem lub Bluey!
Wstęp bezpłatny!!! (Ta ostatnia informacja bardzo podkreślona, napisana wielkimi literami).
Poszliśmy. Okazało się że wstęp za bramkę owszem za darmo, ale wszystkie "atrakcje" już płatne. Pięć minut skakania na dmuchańcu 15 zł. W ramach "festiwalu baniek" sprzedaż takich "mieczy", które w Pepco są po 2 zł, w cenie 15 zł. Nie było żadnego pokazu. Ot, można było sobie samemu kupić płyn, pomachać, albo pooglądać jak inni amatorzy machają i puszczają bąbelki. Żeby podejść bliżej, trzeba oczywiście kupić jeden z "mieczy". Do tego głośnik z losowym disco. Ktoś w stroju Bluey pokazał się na chwilę i można było sobie za darmo zrobić zdjęcie. To w sumie jedyna rzecz, która rzeczywiście była bezpłatna.
Generalnie wiem, że wszystko zgodnie z literą prawa (bo sam wstęp na teren imprezy był bezpłatny), ale dawno już nie czułam się tak zmanipulowana i zrobiona w balona, jak wtedy, gdy stałam pod plakatem z napisem "Wstęp bezpłatny" czytając cennik, ile rzeczywiście kosztuje wstęp na dmuchańca... Tydzień wcześniej była podobna impreza, organizowana przez władze miejskie, gdzie naprawdę wszystko było za darmo. Te plakaty były utrzymane w podobnej kolorystyce, co tamte. Nieźle to ktoś wymyślił. Jak już rodzice z dziećmi przyszli, obiecali, to przecież się nie wykręcą i choć z niesmakiem i poczuciem "dałem się nabrać" jednak bilet kupią.
Festiwal Baniek Mydlanych!
Dmuchańce!
Wata cukrowa!
Spotkanie i zdjęcia z Minionkiem, Stichem lub Bluey!
Wstęp bezpłatny!!! (Ta ostatnia informacja bardzo podkreślona, napisana wielkimi literami).
Poszliśmy. Okazało się że wstęp za bramkę owszem za darmo, ale wszystkie "atrakcje" już płatne. Pięć minut skakania na dmuchańcu 15 zł. W ramach "festiwalu baniek" sprzedaż takich "mieczy", które w Pepco są po 2 zł, w cenie 15 zł. Nie było żadnego pokazu. Ot, można było sobie samemu kupić płyn, pomachać, albo pooglądać jak inni amatorzy machają i puszczają bąbelki. Żeby podejść bliżej, trzeba oczywiście kupić jeden z "mieczy". Do tego głośnik z losowym disco. Ktoś w stroju Bluey pokazał się na chwilę i można było sobie za darmo zrobić zdjęcie. To w sumie jedyna rzecz, która rzeczywiście była bezpłatna.
Generalnie wiem, że wszystko zgodnie z literą prawa (bo sam wstęp na teren imprezy był bezpłatny), ale dawno już nie czułam się tak zmanipulowana i zrobiona w balona, jak wtedy, gdy stałam pod plakatem z napisem "Wstęp bezpłatny" czytając cennik, ile rzeczywiście kosztuje wstęp na dmuchańca... Tydzień wcześniej była podobna impreza, organizowana przez władze miejskie, gdzie naprawdę wszystko było za darmo. Te plakaty były utrzymane w podobnej kolorystyce, co tamte. Nieźle to ktoś wymyślił. Jak już rodzice z dziećmi przyszli, obiecali, to przecież się nie wykręcą i choć z niesmakiem i poczuciem "dałem się nabrać" jednak bilet kupią.
Ocena:
39
(49)
Komentarze