Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#92172

przez ~roy ·
| Do ulubionych
Czy piekielny byłem ja? Bo to usiłuje wmówić mi moja była już partnerka, choć nie wiem czy nawet realnie byliśmy w związku.

Spotykałem się kilka miesięcy z pewną kobietą. Dodajmy tu, że nie jestem już młodzikiem, mam 35 lat, ona ma 31. Spotykaliśmy i wszystko zmierzało w moim mniemaniu w bardzo fajnym kierunku.
Owa kobieta ma psa. Pies jak pies, całkiem sympatyczny gość, natomiast ja wielkim fanem owych zwierząt nie jestem i chciałbym być dobrze zrozumiany - tak, to sympatyczne mordki i obcowanie z nimi bywa dla mnie przyjemnością, fajnego psa też zaakceptowałbym u siebie w domu, ale nie jestem po prostu fanatykiem, którego rozczula każdy mijany piesio.

Pracuję w firmie, która w ramach corocznego bonusu funduje pracownikom urlop w jednym z hoteli należących do tego samego właściciela, co rzeczona wyżej firma. Jest tygodniowy pobyt z partnerem, rodziną czy kolegą w wybranym hotelu, warunkiem jest jedynie, że pobyt ten nie może być realizowany w tzw. wysokim sezonie.

W każdym razie urlop ten miałem już zaplanowany na maj i postanowiłem zaproponować ukochanej towarzyszenie mi, na co ona chętnie przystała. Hotel znajdował się 600km od naszego miejsca zamieszkania. Powiedziałem, że wolałbym, aby pies nam nie towarzyszył, bo znam dość dobrze tę okolicę i chciałbym możliwie intensywnie wykorzystać ten czas, a wiem, że z wielu atrakcji nie można korzystać z psem, pomijając aktywności, które po prostu z definicji nie nadają się dla psów, typu spływ kajakiem. Dziewczyna powiedziała, że nie ma sprawy, ona już ma za sobą wyjazdy bez psa i zawsze podrzuca go do rodziców.

Tak więc pojechaliśmy ze spokojną głową. Pierwsze dwa dni super, ale trzeciego dnia podczas standardowej wieczornej rozmowy z mamą, podczas której upewniała się, że z pieskiem wszystko ok, moja towarzyszka usłyszała słowa, które zmroziły jej krew w żyłach. Mianowicie mama powiedziała, że przyszła do niej sąsiadka na kawę i pies dziwnie na nią zareagował, warczał, więc mama czas wizyty sąsiadki tj. około godziny zamknęła go w pokoju obok. Dziewczyna zrobiła matce potworną awanturę, co już było dla mnie przesadą, ale na tym nie koniec. Otóż po zakończeniu rozmowy oznajmiła mi, że wyjeżdżamy natychmiast, ona musi wrócić, bo jej matka robi krzywdę psu i ona musi go ratować.

No powiem szczerze, że zdębiałam i powiedziałam, że nie uważam, aby fakt, że psa odizolowano na godzinę był znęcaniem się, które wymaga przerwania urlopu i jechania 600km w środku nocy. Pokłóciliśmy się i usłyszałem od niej wiele gorzkich słów o mojej nieczułości, braku zrozumienia, egoizmie. Powiedziałem, że przykro mi, ale naprawdę ten urlop jest dla mnie ważny i chciałbym, aby przynajmniej ochłonęła trochę po rozmowie z mamą, może później zadzwoniła jeszcze raz i nie podejmowała pochopnych decyzji, a tym bardziej nie zmuszała mnie do tego. Dziewczę wywaliło mi z tekstem, że ona nie wie, o co mi chodzi, przecież nic nie tracę, bo i tak za to nie zapłaciłem, skoro ją zaprosiłem to jestem za nią odpowiedzialny.

Tu się zirytowałem i powiedziałem, że jest dorosłą kobietą, a nie dzieckiem do niańczenia i choć będzie mi przykro, nie będę jej zatrzymywał na siłę, ale ja urlopu nie przerwę. Stała przede mną oniemiała z łzami w oczach i spytała, czy chce jej przez to powiedzieć, że nie odwiozę jej do domu. Po mojej odpowiedzi, rzuciła mi poduszką w twarz, rozkrzyczała się, a na koniec powiedziała, że mogę sobie spać na podłodze. Nosz, do cholery jasnej...

Powiedziałam stanowczo:
- Nie, nie będę spał na podłodze, nie dam ci dyktować mi, co mam robić. Pomogę ci zorganizować transport nawet teraz lub jutro, ale nie będziesz mnie wyganiać z łóżka, jeśli nie chcesz go ze mną dzielić, to ciebie podłoga też nie ugryzie!
Cóż, jakoś jednak daliśmy radę spać w jednym łóżku, następnego dnia rano odwiozłem ją na pociąg, nie odezwała się nawet wysiadając z auta. Zaczęła mnie jednak później bombardować wiadomościami z wyrzutami, na które postanowiłem nie odpowiadać.

Dopiero po urlopie napisałem do niej wiadomość, nie licząc, a nawet nie chcąc pojednania, jednak chciałem tę znajomość jakoś spiąć klamrą, napisałem mi, że przykro mi, że tak wyszło i mimo wszystko dziękuję za wszystkie miłe chwile i życzę wszystkiego dobrego. W odpowiedzi znowu pretensje i wyrzuty, więc już nie odpisałem.

Dziewczyna do dziś potrafi mnie zaczepiać dziwacznymi wiadomości, z aluzją, że zachowałem się jak... członek. Nie odpisuję wcale lub bardzo lakonicznie, ale nie blokuję, bo zastanawiam się, czy w jakimś momencie przyjdzie u niej refleksja, że jej zachowanie też było nie było w porządku.

związek

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (182)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…