Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#92203

przez ~jedzenioholiczka ·
| Do ulubionych
Czasem w internecie pojawiają się filmiki czy historie, jak kobieta po porzuceniu przez partnera nagle zaczyna o siebie dbać, chudnie itd. i ludzie zazwyczaj pytają, dlaczego nie zadbała o siebie tak, jak była z facetem. Ja też tego nie rozumiałam, dopóki nie stałam się jedną z takich kobiet.
Mam nadzieję, że nie wyjdzie za długo, opiszę wszystko dość skrótowo.

Byłam z facetem 7 lat, postanowiliśmy postarać się o dziecko. Zawsze byłam dość zadbaną kobietą, fakt, że miałam z 5-10kg nadwagi, ale byłam dość wysportowana, lubiłam się pomalować, ładnie ubrać, regularnie chodziłam do fryzjera. Oczywiście, przed ciążą dużo rozmawialiśmy o tym, jak miało by wyglądać wychowanie, opieka nad dzieckiem i wydawało mi się, że mój były, Michał, jest idealnym kandydatem na ojca.

W czasie ciąży i karmienia tyłam praktycznie cały czas. Będąc na macierzyńskim starałam się zrzucić pociążowe kilogramy. Wychodziłam na długie spacery, liczyłam kalorie... ale byłam wiecznie głodna i zmęczona. Lekarz doradził mi po prostu jeść zdrowo, chodzić na spacery i nie katować się restrykcyjnymi dietami, zwłaszcza w czasie karmienia piersią. Zaczęłam więc od zakupów - eliminacja słodyczy, niezdrowych przekąsek. Zaczęłam zdrowo gotować. Ponieważ słyszałam od Michała wiele uszczypliwych uwag na temat mojej wagi, myślałam, że temu przyklaśnie. On jednak spodziewał się, że ja będę jadła zdrowo, ale jemu mam gotować nadal tłuste i kaloryczne posiłki, kupować chipsy, paluszki itd.

Prosiłam go, aby wsparł mnie i jeśli musi jeść takie rzeczy, to nie w mojej obecności, bo mnie nadal do tego ciągnie, a nie chcę już tyć, tylko chudnąć. Odpowiadał niefrasobliwie, że to nie on jest na diecie, tylko ja. Obrażał się, że nie ma schabowego, tylko grillowana pierś z kurczaka, cały czas oskarżał mnie, że karzę go za jego uwagi odnośnie mojej wagi. Ostatecznie byłam tak skołowana niewyspaniem, ciągłym kontrolowaniem wagi, sprzeczkami z Michałem, że kompletnie się poddałam, a wręcz zaczęłam uciekać w obżarstwo. Tak, obżarstwo stało się moim nałogiem, w który uciekałam z powodu mojego smutku, frustracji i wiecznego zdenerwowania. Zachowywałam się jak alkoholik, objadałam się w ukryciu, chowałam słodycze po kątach. Do tego Michał robił mi przykrości, takie jak na przykład to, że gdy oglądaliśmy film, przynosił michę chipsów, a gdy chciałam się poczęstować, zabierał mi ją i mówił, że to nie dla mnie.

Potem wróciłam do pracy, słyszałam ciągle, że strasznie przytyłam, miałam ponad 30kg nadwagi. Czułam się fatalnie pod każdym względem. Michał ostentacyjnie komentował przy mnie wygląd innych kobiet, czasem rzucając uwagą typu "Kiedyś też taką laską byłaś". Patrzyłam w lustro i czułam się jak potwór. Gdy usiłowałam okazać Michałowi jakąś czułość, natychmiast ode mnie się odsuwał. O sypialni nawet nie wspomnę, bo nie ma o czym. Byłam ciągle zmęczona, już nawet odechciało mi się malować czy ładnie ubierać, bo po co, czułam się jak potwór, a jakiekolwiek dbanie o siebie byłoby pudrowaniem trupa. Nie chodziłam brudna czy śmierdząca, ale stawiałam na workowate ciuchy i starałam się po prostu nie rzucać w oczy. Co jakiś czas podejmowałam próby czy to pójścia na siłownię czy odchudzania się, ale zawsze słyszałam od Michała "Taaa, jasne, jak zwykle tylko gadasz" i cały zapał mi przechodził.

Tak minęły 3 lata. Niejednokrotnie oprócz zmartwień o mój wygląd i zdrowie, czułam, że utknęłam w tym związku i zastanawiałam się, czy mam się pogodzić z tym, że tak to teraz wygląda. Czułam się niekochana, pogardzana. Uwagi Michała mnie raniły, ale starałam się udawać, że mnie to nie rusza - ani złośliwości, ani brak czułości ani brak zainteresowania spędzaniem ze mną czasu. On uciekał w swoje zajęcia, ja w swoje. Sądziłam, że nigdy nie znajdę w sobie siły, aby cokolwiek zmienić, że akceptuję tę rzeczywistość.

Pewnego dnia zdarzyło się coś absolutnie niespodziewanego. Otóż Michał generalnie większość obowiązków związanych z wychowaniem dziecka zwalał na mnie. Każda próba skłonienia go do zajęcia się dzieckiem, wykazania jakiegoś zainteresowania kończyła się wzdychaniem, jęczeniem, marudzeniem. Wymusiłam na nim, aby chociaż raz w tygodniu woził dziecka do przedszkola. Ja pracowałam hybrydowo i prosiłam, aby wtedy kiedy ja jestem na HO, przejął ode mnie ten obowiązek. Robił to bardzo niechętnie. Gdy rano po tym, jak on poprzedniego dnia zawiózł dziecko do przedszkola, zeszłam rano do auta i odkryłam, że zostawił w aucie jakiś otwarty kefir czy jogurt - nie dość, że zalał mi podłogę w samochodzie, to z powodu upału, smród był potworny. Zadzwoniłam do niego z pretensjami, może zbyt impulsywnie. Po południu Michał oznajmił, że ma mnie dość, bo nie dość, że za mnie wozi dziecko do przedszkola, to jeszcze robię mu awantury.

Tego samego dnia wyprowadził się i oznajmił, że to koniec. Oczywiście, przeżyłam to potwornie, przepłakałam wiele dni, czułam, że to nie może się dziać naprawdę. Ale po kilku dniach zaczęłam się godzić z rzeczywistością. Oczywiście, nadal mocno to przeżywałam, ale starałam się jako tako wrócić do normalnego życia. Nieoczekiwanie Michał wrócił i powiedział, że po co się boczyć na siebie i gniewać i komplikować wszystko. Ucieszyłam się, ale gdy wieczorem po rozmowie chciałam go przytulić usłyszałam, żebyśmy teraz nie zgrywali szczęśliwej parki, bo wiadomo dziecko, wspólne mieszkanie i nic poza tym. To było zdecydowanie najgorsze, co od niego usłyszałam. Nie wiem, skąd wzięłam siłę, może zadział po prostu impuls - powiedziałam, że jeśli mnie nie kocha i ma być ze mną tylko z wygody, to niech się wynosi.

Michał obrażony wrócił do rodziców. Umówiliśmy się na opiekę naprzemienną - akurat dziecko z jego rodzicami ma bardzo dobry kontakt, więc wiedziałam, że pod ich okiem będzie wszystko ok, nawet jeśli Michał nie dowiezie. Po tym jak poukładałam sobie tę sytuację w głowie, stwierdziłam, że najlepsze co mogę zrobić to skupić się na sobie. Gdy miałam wolne od opieki nad dzieckiem, dużo trenowałam. Na dobre wprowadziłam zdrowe jedzenie do mojego jadłospisu. Nadrabiałam dawno odkładane plany, pomysły. Rozwinęłam się zawodowo. Po roku od rozstania zgubiłam już całą nadwagę, znowu zaczęłam się malować, dbać o siebie. I tak, odczułam satysfakcję, gdy raz, gdy odbierałam dziecko od teściów, to Michał wgapiał się we mnie, po czym powiedział, że wyglądam lepiej niż 10 lat temu. Ale nie zrobiłam tego dla tego momentu - tylko dla siebie.

Nie wiem, jak to jest u innych kobiet, ale ja schudłam dopiero po zakończeniu związku, bo wcześniej czułam się jak nic nie warta kupa, a żarcie było moim jedynym pocieszeniem. Czułam, że jestem nic nie warta i jestem z facetem, który mnie nie kocha, choć gdzieś tam głęboko w sercu miałam nadzieję, że tak nie jest, ale nigdy nie usłyszałam od niego tego, co byłoby dla mnie motywację - tego, że kocha mnie nawet grubą i że jestem warta tego, aby zawalczyć o swoje zdrowie i wygląd i będzie mnie w tym wspierał.

związek wygląd

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (226)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…