Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#9775

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Tiszki (ta z wpadaniem pod pociąg) przypomniała mi podobną przygodę mojej mamy (która zresztą podobnie jak Tiszka miała wręcz wyjątkowy talent do robienia sobie krzywdy).

Kiedy jeszcze żyła moja babcia, mama dość często jeździła do niej - babcia mieszkała w Puławach. W tym czasie (połowa lat dziewięćdziesiątych) pociągi na trasie Warszawa - Lublin i dalej na wschód oblężone były przez Rosjan i Białorusinów przyjeżdżających tu "na handel". Jechali ci ludzie z wielkimi torbami pełnymi różnych towarów, które sprzedawali na bazarach. Większość z nich to byli porządni, uczciwi, ciężko pracujący ludzie który z tego handlu utrzymywali rodziny. Moja mama, która rosyjski znała doskonale (tłumaczyła książki z tego języka, mówiła tak że wielu Rosjan brało ją za rodaczkę) często wdawała się z nimi w rozmowy, wysłuchiwała rodzinnych historii...

Ale kiedyś trafiła na piekielnego Rosjanina. Mama wsiadała właśnie do pociągu na Dworcu Centralnym w Warszawie - już chwyciła za poręcz i podniosła nogę, żeby ją postawić na stopniu, kiedy idący za nią z wielką torbą piekielny bezczelnie odepchnął ją łokciem, żeby wsiąść przed nią. Moja mama była niewysoka, raczej drobna - pchnięta przez wielkiego byka po prostu zatoczyła się i wpadła między wagon a peron.

Do odjazdu pociągu były już minuty, mama nie miała się jak wydostać - zrobiło się zamieszanie, ktoś pobiegł po konduktora, jacyś ludzie pomogli jej wyjść na peron - a kilku facetów którzy widzieli całą scenę złapało Rosjanina, żeby przytrzymać go zanim pojawi się policja.

Mama "wynurzyła się" na peron w opłakanym stanie: rozkrwawiona ręka, podrapane i obite nogi, porwane rajstopy, naderwana spódnica - obraz nędzy i rozpaczy. A tymczasem Rosjanin wyrywał się i klął po rosyjsku, żeby go puścili, że czego od niego chcą - a jak zobaczył moja mamę, to jeszcze rzucił grubym słowem.

Tego było za wiele. Moja mama (naprawdę, metr sześćdziesiąt pięć na obcasie, ale wielkiego charakteru) stanęła przed przytrzymywanym piekielnym, wzięła się pod boki i...

...i puściła mu w jego ojczystym języku taką wiązankę, jakiej pewnie jeszcze na uszy nie słyszał. Jak sama później przyznała, trochę ją poniosło. Podobno zdążyła skomentować jego rodzinę do piątego pokolenia wstecz - a wszystko płynną, gładką, literacką ruszczyzną.

Faceta tak zatkało, że do przyjścia policjantów już się nie odezwał, a jak po chwili zjawili się dwaj mundurowi, to grzecznie z nimi poszedł, nadal nie odzywając się ani słowem, tylko podobno oglądał się za siebie z mieszaniną lęku i szacunku...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 329 (357)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…