Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

 

#91177

przez ~rge ·
| Do ulubionych
Jestem nauczycielką w przedszkolu.

W pracy bardzo dużo rozmawiam z dziećmi. Czasami ja o coś zapytam, żeby ich lepiej poznać, ale częściej oni sami mi opowiadają o sobie. I wiecie co? Jak słyszę, co mówią, to nie raz jest mi ich niesamowicie szkoda.

Dzieci chętnie opowiadają o tym, co się dzieje w domu. Nie we wszystko wierzę (konkretnie w historie typu "mama mi dała wódkę, pijemy tak co piątek"), do niektórych podchodzę bardzo ostrożnie ("tata mnie bije" - i żeby nie było, z takich rzeczy jest sporządzana notatka służbowa, jest rozmowa z dyrekcją o dalszych krokach, obserwowanie dziecka [zarówno pod względem siniaków, skaleczeń itp, jak i tego, co mówi o rodzicach] i raz na jakiś czas pytania o rodziców, bardzo delikatne. Dzieci w wielu przypadkach nie mówią prawdy, dlatego musimy być bardzo ostrożni). Chcemy pomóc dziecku, ale jednocześnie musimy uważać z oskarżeniem rodziców.

W niektóre rzeczy, o których mówią dzieci, wierzę całkowicie. I to o tych ostatnich historia, a konkretnie o rodzicach, którym nie chce się poświęcać czasu dzieciom.

Na palcach jednej ręki mogę zliczyć dzieci, którymi rodzice rzeczywiście się zajmują. Są to dzieci przeważnie spokojne, które bardzo często mówią "z mamą robię...", "wczoraj z tatą..." (mam grupę mieszaną, więc starsze dzieci w większości posługują się określeniami typu wczoraj/jutro), "my z tatą też robimy takie ćwiczenia!", "ja z mamą również robiłam kiedyś taką sałatkę!". Większość dzieci jednak opowiada nam (pracownikom przedszkola), że po powrocie do domu nie mają czasu, bo grają w gry komputerowe i oglądają telewizję.

Jedno dziecko powiedziało mi kiedyś, że musi jak najwięcej rysować w przedszkolu, bo w domu mu wolno tylko oglądać telewizję, żeby nie było bałaganu. Inna dziewczynka powiedziała, że nie ma w domu nic do rysowania, bo mama uważa, że nie musi się bawić. Jeszcze inna dziewczynka ma dużo zabawek, ale musi bawić się sama. Gdy pytam dzieci, czy byli w weekend na spacerze/placu zabaw, większość mówi że nie, "bo rodzicom się nie chciało". Jedna dziewczynka często wspomina, że lubi, gdy przychodzi po nią niania, bo niania się z nią bawi, a rodzice nie.

Mam na grupie bardzo dużo dzieci, których jeden rodzic w ogóle nie pracuje. Takie dzieci najczęściej są w przedszkolu po dziewięć godzin, czy to dyżur, czy zwykły dzień w tygodniu. I o ile jesteśmy za tym, aby dziecko niepracującego rodzica przychodziło do przedszkola (szczególnie, gdy rodzice nie poświęcają mu dużo czasu w domu), tak niesamowicie szkoda mi dziecka, które jest zawsze w przedszkolu dziewięć godzin, a rodzic nie odbierze go nawet raz na dwa tygodnie troszkę wcześniej.

Idąc na dyżury lub zastępstwa na inne grupy, notorycznie widzę dzieci, które robią wszystko, aby ściągać na siebie cały czas uwagę - nawet jeśli to rzeczy niebezpieczne. W większości są to dzieci, którym urodziło się młodsze rodzeństwo lub którym rodzice nie poświęcają prawie w ogóle czasu.

Część moich znajomych ma dzieci w wieku przedszkolnym. I tylko jedna moja koleżanka rzeczywiście poświęca czas dziecku. Dwie ciągle oddają dziecko pod opiekę swoich rodziców, bo wolą iść na imprezę/wyjść gdzieś ze znajomymi, albo po prostu spędzić czas bez dziecka. Jedna zabroniła dziecku telewizji i telefonu (co uważam za dobre), ale na urodziny lub inne uroczystości, goście mają nakazane, aby kupować dziecku tylko prezenty, z których dziecko będzie mogło korzystać samodzielnie (to znaczy żadnych gier, w które rodzice musieliby grać, najlepiej bez książek, bo dziecko nie umie czytać, a rodzicom się nie chce. Najlepiej puzzle, bo to dziecko układa samo).

Masa osób uważa, że dzieci "stają się coraz gorsze". A ja się zastanawiam, jakie mają być, skoro nikt im nie chce poświęcić uwagi? Jeśli nikt im nie chce pokazać, że są kochane i chciane? W przedszkolu przy 25 dzieci nauczyciel nie ma czasu, aby każdemu poświęcić dużo czasu i okazać jak najwięcej wsparcia. Nie mówiąc o tym, że ci starsi nauczyciele (nie wszyscy, ale sporo) są wypaleni zawodowo i nie chce się im pokazać, że to dzieci są najważniejsze.

przedszkole wychowanie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (177)

#91184

przez ~Socialmediazyciem ·
| Do ulubionych
Mój szef Janusz wpadł na genialny pomysł. Chce zrobić firmie social media. Sam pomysł zły nie jest, bo jedyne co mamy to stronę z lat 2000, przy której to modernizacji programista podrzucił pomysł mojemu szefowi.

I nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że cały content ma być oparty na pracownikach. Od razu się temu sprzeciwiłam, bo nie życzę sobie mojego wizerunku w internecie (poza bardzo prywatnym Facebookiem, który służy mi tylko do grupy sąsiedzkiej, mojej osoby jako takiej w internecie nie ma).

Wytłumaczyłam moje powody. Podkreśliłam, że cenię swoją prywatność i nie podoba mi się to, aby mój wizerunek reklamował firmę. Kilka innych osób też tak powiedziało. Przez święta myśleliśmy że temat umrze śmiercią naturalną.

Janusz się nie zrehabilitował i na porannym spotkaniu kazał wymyśleć całemu zespołowi inny content, bo chce startować z nim od przyszłego miesiąca. Jeśli nie, to zrobimy materiały z życia biura.

biuro social media

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (127)

#91186

przez ~Anabelle98 ·
| Do ulubionych
Właśnie zostałam dziecięcym katem i nigdy w życiu nie powinnam mieć dzieci.

W odwiedziny do mnie przyjechała kuzynka z mężem i 1,5 roczną córką. Moja sąsiadka ma dziecko w podobnym wieku, więc gdy ja przyjęłam opiekę nad małą i wysłałam kuzynkę na randkę z mężem (ja stęskniłam się za dzieckiem, oni mogą złapać oddech), umówiliśmy się na placu zabaw.

Od słowa do słowa padło, że co zrobię jeśli Mała będzie robiła mi problemy skoro doświadczenia z dzieckiem nie mam. Zaśmiałam się, że jak to co? Przywiąże do grzejnika albo zamknę na ogródku. I jest to mój standardowy żart z kuzynką, która pracuje zdalnie i gdy Młoda daje jej popalić, to się śmieje, że zamyka ją w klatce, bo z basenu z kulkami umie już wyjść, a z klatki jeszcze nie.

Zostałam przez sąsiadkę zrugana, że nie powinnam tak nawet żartować, bo takim postępowaniem unormuje przemoc wobec dzieci, a moja kuzynka nie powinna mi najwidoczniej oddawać dziecka pod opiekę, skoro nie umiem się nim zająć. W tym czasie jej syn się przewrócił i zaczął płakać, a ona do niego natychmiast pobiegła i zaczęła robić panikę.

Dziecko upadło w piasku, przewracając się o własne nogi.

dziecko opieka

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (126)

#90566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na piekielnych pojawiły się 2 dość podobne historie, jedna dość niedawno, a druga kilka lat temu. Historie podobne, ale opinie komentujących skrajnie różne.

I to mnie właśnie zastanawia. Jak to jest, że pod historią dziewczyny, która zerwała z grubym facetem z kompleksami były komentarze, że dobrze zrobiła, że nie powinna się pakować w coś takiego i nie jest od pomagania mu w radzeniu sobie z problemami, ale pod historią faceta, który wypisał się z relacji z kobietą, która zdradzała objawy choroby psychicznej, było pełno komentarzy krytykujących faceta jako egoistyczną świnię i że zasługuje na życie w samotności, skoro ucieka od problemów i nie chce wspierać dziewczyny.

Osobiście nie potępiam ani jej ani jego. Zwłaszcza że to były początki relacji, więc jak widać, że coś jest nie tak, i ktoś nie chce brnąć w trudny związek, to ma do tego pełne prawo. Ale zastanawia mnie, skąd taka różnica w komentarzach. Może chodzi o to, że między dodaniem jednej a drugiej historii minęło kilka lat, więc albo zmienili się użytkownicy albo ich poglądy, a może to podwójne standardy, że jak dziewczyna zrobiła coś takiego, to dobrze, a jak facet, to źle?

Możecie sobie przeczytać obie historie i porównać komentarze.
https://piekielni.pl/90496#comments
https://piekielni.pl/81362#comments

komentarze

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (148)

#91183

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii https://piekielni.pl/91178 .

Jest sobie taki blok nowohucki (jeden z tych starszych), gdzie pod balkonami mieści się dach parteru wysuniętego w stronę ulicy. (Na parterze nikt nie mieszka, jest tam punkt prześwietleń rentgenowskich.)

Jedna starsza pani mieszkająca na drugim? trzecim? piętrze notorycznie (jak twierdzą sąsiedzi) wyrzuca przez balkon resztki jedzenia (na przykład pomidorów czy spaghetti) rzekomo celem dokarmiania gołębi. Gołębie, a jakże, zlatują się. Co prawda nie najzdrowszą dla Columba livia forma urbana dietę wspomniana pani im zapewnia, zaś na blaszanym, nasłonecznionym dachu i tak już nadpsute jedzenie szybko psuje się doszczętnie, ale i tak często-gęsto trochę ptaki zjedzą. Paskudzą po takim posiłku ponad normę.

Około czterdziestoletnia kobieta z pierwszego piętra, z sobie tylko znanych powodów niezadowolona z aromatów i widoków na własnym balkonie, urządziła kiedyś owej starszej pani publiczną awanturę, czego byłam naocznym świadkiem. Po prostu (pardon mój klatchiański) wydarła do niej ryja, gdy obie były akurat na swoich balkonach. Co na to starsza pani?

Wylała z balkonu butelkę wody celem oczyszczenia daszku (niestety, nieskutecznie), po czym wycofała się do mieszkania, pomstując głośno na poziom kultury osobistej dzisiejszej młodzieży z sąsiadką z pierwszego piętra na czele.

Stopień piekielności poszczególnych bohaterek historii jak zwykle pozostawia się ocenie Szanownych Czytelników.

blok

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (116)

#91185

przez ~Matasza ·
| Do ulubionych
W odniesieniu do https://piekielni.pl/91177

Jestem samotną matką pięciolatki. Mój partner zmarł jakiś czas temu i w efekcie zostałam sama z ogromnym kredytem hipotecznym, gospodarstwem rolnym i rzeczoną pięciolatką.

Mam szczęście, bo moja praca pozwala na utrzymanie tego całego majdanu. Albo raczej "moje prace", bo oprócz etatu mam kilka dodatkowych źródeł dochodu, żeby móc jakoś utrzymać się w kupie.

Śpię po jakieś 5, maks. 6 godzin na dobę, bo dzień kończę i zaczynam oporządzając zwierzęta, w międzyczasie pracuję (na szczęście zdalnie), ogarniam dom, sprzątam, pracuję w ogrodzie i na roli.

I jest jeszcze pięcioletnia latorośl, z którą staram się spędzać jak najwięcej czasu. Czytamy, śpiewamy, pieczemy, zajmujemy się razem zwierzętami, gramy w planszówki, rysujemy i robimy wszystko, co dzieci w tym wieku robić lubią.

Niestety, zdarza się, że kończę zmianę o 20:00. Pół biedy, jeśli "dniówka" jest spokojna, wtedy mogę zająć się dzieckiem, patrząc jednym okiem na ekran komputera. Gorzej, gdy sypią się błędy, a ja nie mogę odejść od ekranu, bo wiszę na teamsie z resztą ekipy.

Wtedy moje dziecko albo bawi się samo, albo, niestety, odpalamy JimJama czy innego Disneya i ogląda bajki. A to wszystko przetykane skargami w stylu "ty nigdy się ze mną nie bawisz", która powodują u mnie poczucie winy, bezradności i tego, jak koszmarną matką jestem.

Był weekend, dla mnie dyżurowy. Co oznacza, że jeśli coś się wykrzaczy, dzwonią do mnie, siadam przed kompa i naprawiam.
W ten weekend wyjątkowo psuło się WSZYSTKO i prawie nie miałam kiedy iść się wysikać. Niestety, nie mogłam też bawić się z małą, której szybko znudziły się kolorowanki, więc, chcąc nie chcąc w ruch poszedł pilot i bajki. No trudno, co zrobić.

W poniedziałek, gdy odbierałam małą z przedszkola, pani przedszkolanka zasugerowała mi, chociaż bardzo naokoło i przez kwiatek, że może skoro nie mam czasu dla dziecka, to nie powinnam była go "robić". A siedzenie przed komputerem, gdy dziecko ogląda bajki to zaniedbanie.

Akurat w ten weekend moje dziecko siedziało przed telewizorem i opowiedziało o tym w klasie, gdy po kolei opowiadali, co robili w domu z rodzicami. Mała radośnie wszystkich poinformowała, że oglądała bajki cały weekend, bo mama nie miała czasu i siedziała przed komputerem.

Przyjechałam do domu i pod pretekstem skorzystania z WC zamknęłam się przed własnym dzieckiem w łazience i płakałam.
A to wszystko dlatego, że sytuacja, której sobie nie wybrałam, zmusza mnie do wzmożonej pracy dla (o ironio) zapewnienia mojemu dziecku jak najlepszych warunków.
I wszystko pomimo tego, że staram się bardzo spędzać jak najwięcej czasu z moją małą, chociaż niejednokrotnie jestem wykończona, albo dopada mnie fala żałoby i jedyne, na co mam ochotę, to zawinąć się w kocyk i płakać.

Więc droga nauczycielko, zanim wysuniesz tak daleko idące wnioski, zapytaj, dowiedz się, porozmawiaj z rodzicem. A jeśli nie chcesz, to proszę, nie wygłaszaj światłych uwag na temat wychowywania dzieci. Bo nie wiesz, z kim ktoś się mierzy i ile będą kosztowały twoje dyrdymały.

przedszkole

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (172)

#91182

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem kierownikiem pociągu. Z racji tego, że spotykam w swojej pracy setki ludzi każdego dnia, paru piekielnych zawsze się znajdzie. ;)

Dzisiaj napiszę trochę o ludzkiej głupocie i braku odpowiedzialności.
Temat główny: przejazdy kolejowe.
Jeśli przejazd nie jest zabezpieczony rogatkami lub maszynista dostanie sygnał, że urządzenia zabezpieczające nie działają, ma obowiązek zwolnić do 20km/h i trąbić, ile wlezie :)
Dzisiaj Pani kierująca samochodem zatrzymała się przed znakiem "STOP", patrzyła na zbliżający się do niej pociąg, po czym podniosła rękę w celu podziękowania maszyniście za jego uprzejmość i ruszyła prosto pod pędzący pociąg.
Pociąg NIGDY nie przepuści Was na przejeździe. Zwalnia i trąbi, bo takie są przepisy. A takie sytuacje zdarzają się nagminnie. I wiele z nich, niestety, kończy się tragicznie. "A, przejadę szybko, zdążę" Nie, nie zdążysz. Źle ocenisz prędkość i już nigdzie nie dojedziesz.

Temat główny: pasażer z psem.
Pies może jechać pociągiem tylko, jeśli:
a) ma kaganiec i jest na smyczy
b) siedzi w transporterze
c) właściciel posiada ważną książeczkę szczepień
Ludzie nagminnie zapominają kagańca albo, co gorsze, bagatelizują ten przepis, bo "on nie gryzie, jest grzeczny, siedzi na kolanach, Pusia taka malutka jest, nikomu krzywdy nie zrobi".
Kiedyś jedna Pusia, rasy york, siedząca na kolanach u właścicieli rzuciła się na przechodzące obok 4-letnie dziecko. Wygryzła mu kawał policzka. Blizna i trauma do końca życia. Pani zdziwiona, piesek nigdy wcześniej nikogo nie ugryzł.
Jaki obsługa pociągu my też odpowiadamy za Waszego psa. I ponosimy konsekwencje za brak czyjejś odpowiedzialności, ponieważ to my odpowiadamy za bezpieczeństwo pasażerów. Dlatego czepiamy się tego, a często nie wpuszczamy do pociągu osób z psami "luzem". I nie obarczam tutaj winą psa - ma prawo być wystraszony, zestresowany- reaguje w odpowiedni dla siebie sposób.

Ale to i tak ja jestem wredna i piekielna :) No cóż, czasami muszę.

Pociąg

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (145)

#91179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tej historii ja jestem piekielny.
Byłem zalewany telefonami (pewnie jak duża część z Was) super hiper ofertami dotyczącymi fotowoltaiki. Niestety, prowadzę działalność, więc muszę odbierać nawet takie telefony.
Na początku grzecznie dziękowałem za propozycje, jednak po którymś z rzędu telefonie zaczęło mnie to dość mocno irytować, żeby nie powiedzieć dosadniej.
Cóż... Chcą się bawić, to i ja zagram w tę grę.
Odpowiadałem, że bardzo chętnie założę panele i pytałem, czy montują także na blokach. Po takiej odpowiedzi rozmowy się szybko kończyły.
Potem firmy się wycwaniły i zaczęły pytać, czy mieszkam w domu jednorodzinnym...
Moje odpowiedzi brzmiały wtedy: nie, mieszkam w jaskini/namiocie/szałasie/ziemiance/jestem bezdomny.
Na chwilę obecną ofert fotowoltaiki już nie dostaję.

Oczywiście, otrzymywałem również specjalne zaproszenia na prezentacje fantastycznych garnków, materacy itp.
Panie oczywiście chciały wiedzieć w jakim mieście mieszkam.
To było jeszcze prostsze :)
Okazywało się, że nie prowadzą prezentacji we Władywostoku, Baku, Czelabińsku i Astanie.
Te telefony również się skończyły.

Teraz dzwonią z pytaniem, czy mam ziemię na dzierżawę pod farmy słoneczne...

spam fotowoltaika

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (126)

#91178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wkurzyłam się. I w związku z tym jutro na mojej klatce schodowej zawiśnie kartka, której tekst właśnie tworzę, ale będzie to brzmiało mniej-więcej tak:

"Szanowni sąsiedzi!
Uprzejmie informuję, że do wyrzucania resztek jedzenia służy kontener z napisem "BIO" w komorze śmietnikowej, a NIE okno w kuchni! Zaraz po świętach odpowiednie zgłoszenie pójdzie do administratora budynku, wraz z sugestią skierowania jednej z kamer na ścianę (i okna) naszego bloku, w miejscu gdzie pod oknami znajdują się resztki jedzenia. Biorąc pod uwagę ilość w/w resztek oraz wysokość mandatu za zaśmiecanie, chyba będzie im się opłacało nawet zamontować całkiem nową kamerę w tym celu.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świat!"

No wredna jestem, wiem...

blok_mieszkalny

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (120)

#91175

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio w wiadomościach telewizyjnych często spotykamy "mrożące " wiadomości o kierowcach rozjeżdżających biednych pieszych na pasach. Tacy są rozwydrzeni kierowcy. Nie neguję że czasami się tacy zdarzają - jak wszędzie na świecie.
Ja sam jeżdżę dużo po mieście i widzę drugą stronę medalu o której się nie mówi.
Piesi święte krowy - jeden na dziesięć zatrzyma się przed przejściem i spojrzy na bok. Reguła to przejście bez zatrzymania, po prostu dalsza część chodnika i tak robią młodzi i starsi. Bardzo często marsz z kapturem na głowi i twarzą w telefonie. Rowerzysta na przejściu - czasami są dni że nie zdarzyło mi się aby taki zatrzymał się i przeprowadził rower przez przejście.
Wymagamy od kierowców ale nikt nie wymaga od pieszych i rowerzystów. Najwygodniej narzekać na "zwyrodnialców " za kierownicą.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (126)