Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Poczekalnia

Tutaj trafiają wszystkie historie zgłoszone przez użytkowników - od was zależy, które z nich nie trafią na stronę główną, a którym się może poszczęścić. Ostateczny wybór należy do moderatorów.
poczekalnia

#92045

przez ~chomix ·
| było | Do ulubionych
W kamienicy, w której mieszkam rozpoczął się remont elewacji. No spoko, takie rzeczy muszą być robione, wszystko zapowiedziane i ok. Remont miał rozpocząć się z początkiem kwietnia.

Piekielność pierwsza. Postawiono przy zatoczce parkingowej pod kamienicą znak z zakazem parkowania od 1.04. Przez tydzień od tej daty nie działo się nic - parkować nie można, choć nic się nie dzieje, a dodam, że kamienica w centrum, więc o miejsca parkingowe ciężko. Po tygodniu zjawili się robotnicy, rusztowanie stawiali 3 dni. Potem znowu kilka dni ich nie było. Całodobowy zakaz parkowania obowiązuje więc od blisko 3 tygodni.
Wczoraj praca ruszyła z kopyta. Taaaa... może nie do końca z kopyta. Tak się składa, że mieszkam na parterze. Wczoraj dosłownie robotnicy przyszli, pokręcili się po rusztowaniach. Pogoda ładna, więc miałem otwarte okna, jednak zamknąłem je, bo po pierwsze panowie przynieśli sobie głośniczki, żeby umilić sobie pracę muzyczką, po drugie, co chwilę było słychać wulgarne okrzyki. Około południa zauważyłem, że jeden z robotników dosłownie bezczelnie gapi mi się przez okno do mieszkania, w związku z czym dość ostentacyjnie zaciągnąłem zasłony i słyszę za chwilę równie ostentacyjny krzyk:
- Wuj zasłonił sobie okno, hehe!
A to dopiero początek remontu,który teoretycznie ma się skończył po majówce...
Już to widzę...

remont budowlancy elewacja

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (27)
poczekalnia

#92044

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zanim wpis odsyłam tu:
https://biznes.interia.pl/firma/news-koktajl-pestycydow-w-rodzynkach-z-biedronki-i-lidla-tak-tlum,nId,7950984

Dwa plus rak gratis
Niebawem będziemy mieli na naszym rynku spożywczym towary z Ameryki Południowej. Już wiemy, że tam nikt nie kontroluje tego, czym i ile razy producent zabezpiecza ,,żywność" przed zbiorem. W artykule mamy małą próbkę tego, co nas czeka. Stara mądrość ludowa mówi, żeby jeść to, co jest produkowane w okolicy, bo nie trzeba tego zabezpieczać do transportu. Tak ,,optymistycznie" przed świętami.

Supermarkety

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (19)
poczekalnia

#92043

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Bareja wiecznie żywy, czyli "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?"

Pod koniec zeszłego tygodnia Młoda pojechała na zawody. Duże. Ogólnopolskie. No dobra, w sumie to Mistrzostwa Polski. Kilkudniowe. Ponieważ z jej szkoły tańca różne osoby tańczyły w różne dni, dogranie transportu i noclegów tak, aby było jak najbardziej optymalnie, to było potężne wyzwanie logistyczne, któremu szkoła tańca sprostała. Dla historii ważne jest tylko to, że bus, który rano przywoził jedne osoby, po południu/wieczorem wracał z innymi osobami.

Busy były zamówione jakieś dwa miesiące wcześniej, bo później to nie ma szans, nie wiem czemu tak wygląda ta branża, ale jak nie zamówisz odpowiednio wcześniej, to potem ci pozostaje tylko koleo.pl albo coś w tym stylu. Nie ma i już, fizycznie nie ma, wszystkie są zamówione, w transporcie. No właśnie, wszystkie...

Siedzę sobie spokojnie w domu, zerkam a to na stronkę z wynikami, a to na powiadomienia na grupie i widzę, że dzieciaki nie dotarły. Bus się zepsuł, na szczęście już tylko godzinkę drogi od miejsca docelowego, trenerka wyjechała swoim prywatnym samochodem po dziewczyny (cztery osoby) i dotarły. Fajnie, tylko że to był bus, którym wieczorem miało wracać osiem osób... No zepsuty i uj, firma przewozowa poprzestała na tej informacji, radźcie sobie sami.

Ku*wa. Z noclegami kwestia wyglądała mniej-więcej tak samo jak z busem, tzn. co zarezerwowane, to nasze, o dodatkowych miejscach możesz pomarzyć. Już nie wspominam o kosztach, bo każdy rodzic zapewne by zapłacił za dodatkowy nocleg, ale miejsc po prostu NIE MA. Ponad 500 km odległości, 6 godz. drogi, nie każdy może pojechać po dziecko. W sumie to chyba nikt nie mógł, nawet zmotoryzowani. Firma przewozowa się wypięła, bus zepsuty i koniec dyskusji, nie mamy innego, żeby podstawić.

Gdyby nie trenerka-cudotwórczyni, to nie wiem, jak byśmy wybrnęli z tej sytuacji. Dała kluczyki do swojego prywatnego samochodu jednemu z opiekunów (który i tak miał wracać tego dnia z dziewczynami busem) i załatwiła jakiegoś swojego znajomego, który poświęcił te "naście" godzin, żeby przyjechać i zapewnić transport. Wracali na dwa samochody osobowe.

"Nie mamy dla pani busa i co nam pani zrobi?". No nie wiem, najłagodniejsze co mogę wymyśleć, to częściowy zwrot kosztów, bo usługa, za którą zapłaciliśmy, nie została w pełni wykonana. Opłacony był transport "do" i "z powrotem", tego dnia było tylko "do".

I nie wiem, czy to tylko moja wielkopańska fanaberia, że uważam, iż mimo dużego popytu na tego rodzaju usługi firma powinna jednak mieć "na stanie" choć jeden pojazd, który może wysłać w takiej właśnie awaryjnej sytuacji? Czy też jednak pokornie powinniśmy przyjąć do wiadomości, ze zepsuł się i radźcie sobie?

IDO

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (50)
poczekalnia

#92041

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dowolne skrzyżowanie w dowolnym mieście.
Światła do lewoskrętu mogą być w dwóch wersjach:
1. pełny kolor - oznacza skrzyżowanie kolizyjne czyli należy liczyć się że auta z naprzeciwka mają pierwszeństwo
2. strzałka w lewo z kolorem- skrzyżowanie bezkolizyjne czyli skręcając w lewo macie pierwszeństwo
Notorycznie jestem świadkiem jak kierowcy skręcając na strzałce czyli na skrzyżowaniu bezkolizyjnym (!) nagle się zatrzymują na środku tego skrzyżowania prowokując auto za nimi do nagłego hamowania i potencjalnej kolizji.
Pamiętajcie to uniwersalna zasada w Polsce.
Nie tłumaczy Was fakt że nie znacie miasta.
Wy po prostu nie znacie przepisów...

skrzyżowanie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (24)
poczekalnia

#92039

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wchodzę sobie na stronę Piekielni.pl w celu poczytania nowych historii. Pomijam już fakt, że strona mobilna od dawna nie funkcjonuje i na smartfonie wyświetla się wersja dla komputerów, co jest dość uciążliwe, ale wczoraj późnym wieczorem i dziś rano doszła nowa "atrakcja" w postaci dźwiękowej reklamy niedającej się wyłączyć przez pierwsze kilkanaście sekund. Nawet wyciszenie smartfona nie pomaga. W związku z tym dałem sobie spokój z dalszym przeglądaniem i nie wiem, czy jeszcze tu wrócę.

rozrywka

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (36)
poczekalnia

#92037

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Retrospekcje z dzieciństwa #5

Temat: niech przemówią pięści

Słowem wstępu nakreślę, że w latach 90 bójki między dzieciakami były na porządku dziennym, tłukł się każdy z każdym, pierwszą i preferowaną przez każdego metodą rozwiązywania sporów była walka, a pięści przemawiały lepiej niż najlepsze argumenty, które to argumenty nota bene nikogo nie obchodziły, bo liczyła się tylko siła.


1. Zawsze znajdzie się większy brat

Dwaj koledzy, rówieśnicy, Maciek i Wojtek. Posprzeczali się o coś i postanowili rozwiązać sprawę za pomocą pięści. Maciek wygrał, ale Wojtek nie mógł się z tym pogodzić, więc nasłał swojego starszego brata, który bez najmniejszego trudu oklepał Maćka. Jednakże Maciek też miał starszego brata - starszego i silniejszego niż brat Wojtka. Dopadł go akurat w okolicy osiedlowych śmietników. Po zaaplikowaniu oklepu wrzucił go do kontenera na śmieci i zatrzasnął klapę. Siedział tam ponad godzinę, aż uwolnił go sąsiad, który przyszedł wyrzucić śmieci. Wojtek z Maćkiem się pogodzili i uznali, że w ewentualne przyszłe konflikty nie będą już angażować braci.

2. Test twardości

Pewnego razu szliśmy sobie w czterech przez neutralny teren, gdy dopadli nas chłopaki z sąsiedniej ulicy. Ci sami, z którymi toczyliśmy konflikt o bazę, opisany w poprzedniej historii. Było ich też czterech, ale ci akurat byli starsi i silniejsi od nas. Ruszyliśmy oczywiście do walki, ale szybko nas poskładali. Pozbieraliśmy się z ziemi i chcemy odejść w hańbie pokonani, ale oni nas zatrzymują i pytają:
- Jesteście twardzi?
- Jesteśmy!
- No to rozbierać się do gaci i włazić w pokrzywy.
Ponowna walka była bez sensu, bo znowu nas oklepią, uciekać się nie dało, więc uznaliśmy naszą porażkę, rozbieramy się i idziemy w stronę pokrzyw, które były wyższe od nas. Kiedy już mieliśmy w nie wejść, oni mówią:
- Dobra, wystarczy. Ubierać się i wyp***dalać!
Takiego wroga się szanuje.

3. Słodka zemsta

W szkole notorycznie zaczepiał mnie jeden typek. Pluł na mnie, rzucał we mnie różnymi rzeczami, podkładał mi nogę, albo podbiegał od tyłu, uderzał i uciekał. Chłopaczek był mały i wątły, ale bardzo szybki i zwinny, przez co nigdy nie mogłem go dogonić. Gdy zaczynałem pogoń, zawsze uciekał do najbliższej patrolującej korytarz nauczycielki, z płaczem, że chcę go bić. Pewnego razu jedziemy z kolegą na rowerach i nagle - nie wierzę własnym oczom - ten sam koleś idzie sobie chodnikiem. Rzuciłem do kolegi: czekaj! Skręciłem i jadę prosto na niego. W ostatniej chwili zeskoczyłem z roweru puszczając go bokiem i w ułamku sekundy stałem już przed kolesiem. Działo się to tak szybko, że nawet nie zdążył tego zarejestrować, a co dopiero rzucić się do ucieczki. Zacząłem tłuc bez opamiętania i przestałem dopiero, jak upadł na ziemię. Honorową zasadą było, że nie bije się leżącego. Nazajutrz w szkole mogłem zobaczyć swoje dzieło - oboje oczu podbite i pęknięta warga. Nigdy więcej mnie już nie zaczepił.

retrospekcje dzieciństwo

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (89)
poczekalnia

#92029

przez ~Matkakarmiaca ·
| było | Do ulubionych
Gliwice. Takie sobie miasto na Śląsku, spore centrum handlowe czy jak kto woli - galeria.
Obchodzę z płaczącym dzieckiem cały parter, szukam pokoju dla matki z dzieckiem - przy toaletach...a tam...marny przewijak, brud i smród, krzesełka dla matki karmiącej brak.
Wściekłam się. Tak duże centrum i żeby w tych czasach nie zapewnić matce karmiącej spokojnego miejsca? Bez przechodniów? Dla mnie to też nie jest komfortowe ani fajne żeby wyciągać cycka w tych pseudo strefach relaksu i karmić głodne dziecko. Zakryje się pieluchą, okej. Ale wolałabym naprawdę ten pokój.
A potem milion historii, że matka karmiła dziecko na oczach innych ludzi, że coś tam się odkryło, coś nie przykryło itp.
Dla porównania- Auchan w Żorach - piękny pokój dla karmiącej, zamykany na klucz, jest krzesełko, stabilny przewijak, umywalka a nawet i mikrofalówka by coś podgrzać dziecku. Można? Można!

Gliwice

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (95)
poczekalnia

#92027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Retrospekcje z dzieciństwa #4

Temat: budowanie i wojowanie, czyli osiedlowe gry strategiczne


1. Stróż i jego nóż

Budowaliśmy domek na drzewie i potrzebowaliśmy desek. Pozyskiwaliśmy je na śmietnikach, dzikich wysypiskach i budowach. Pewnego wieczoru udaliśmy się na taką budowę i zapytaliśmy stróża, czy mógłby nam dać jakieś niepotrzebne deski. Powiedział, że przejdzie się po terenie i zobaczy, czy jakieś są. Poszedł, a my czekamy. Czekamy, czekamy i czekamy, a jego nie ma. Po kolejnych dłużących się minutach stwierdziliśmy, że pewnie wcale nie szuka desek, tylko specjalnie nam tak powiedział, żebyśmy tu stali nie wiadomo ile jak idioci. Kolega zaczął recytować pod nosem:
- J***ny stróż, ma w dupie nóż!
Podchwyciliśmy temat i po chwili wszyscy skandowaliśmy na całe gardło:
- J***NY STRÓŻ, MA W DUPIE NÓŻ!
Wtem właśnie zjawił się podmiot liryczny naszego utworu, niosąc w rękach całkiem sporo desek. Usłyszał naszą rymowankę, oburzył się i powiedział, że teraz to nam może najwyżej kopa w dupę dać, a nie deski. Przepraszaliśmy i tłumaczyliśmy, ale nie pomogło.

2. Broń tego, co zbudowałeś

Zbudować domek na drzewie to jedno, ale trzeba go jeszcze bronić. Stale toczyliśmy boje z dzieciakami z sąsiedniej ulicy - oni zapuszczali się na nasz teren, my na ich, a gdy się spotkaliśmy to zwykle dochodziło do walki. Widocznie zazdrościli nam naszego domku, bo regularnie przychodzili i nam go niszczyli. Musieli nas obserwować i wiedzieć, gdzie jesteśmy, bo zawsze przychodzili pod naszą nieobecność. Nigdy nie zniszczyli go doszczętnie, ale rozwalali ile mogli. Kilka razy ich przydybaliśmy, ale zdążyli zejść z drzewa i uciec. Pewnego razu kopiemy sobie piłkę za blokiem, a tu przychodzi sąsiad i mówi:
- Domek wam demolują!
Ruszyliśmy z kopyta, ale najrozsądniejszy kolega od razu krzyczy:
- Stop!
Zatrzymaliśmy się, a on tłumaczy:
- Zobaczą nas z daleka i znowu uciekną. Musimy ich inaczej podejść.
Tak też poszliśmy okrężną drogą, gdzie rosła wysoka trawa. Czołgaliśmy się, żeby nas nie zauważyli. Udało się, nawet nie zauważyli kiedy podeszliśmy pod drzewo. Patrzymy - ich trzech, nas sześciu.
- Złazić - rozkazał kolega, który w takich sytuacjach naturalnie wchodził w rolę dowódcy oddziału.
- A nie będziecie nas bić?
- Będziemy, ale lepiej dla was jakbyście zeszli.
- No to nie zejdziemy.
Wchodzenie na drzewo i szarpanie się z nimi było zbyt niebezpieczne, bo wszyscy moglibyśmy pospadać. Nabraliśmy więc kamieni w ręce i rozpoczęliśmy metodyczny ostrzał. Po kilku salwach wywiesili białą flagę i oświadczyli, że już schodzą. Nie byliśmy patologią, żeby w sześciu bić trzech, bardziej chodziło o to by najedli się strachu. Skończyło się na kilku liściach, kop w dupę i do widzenia. Wiedzieliśmy, że i tak wrócą by się zemścić.

3. Akcja za liniami wroga

Po obronieniu naszego domku, uznaliśmy, że teraz trzeba kontratakować. Plan był prosty - udać się na ich teren, znaleźć ich bazę i zniszczyć. Znaliśmy jej przybliżoną lokalizację, więc nie powinno być trudno. Problem był tylko taki, było ich tam więcej, a my nie mogliśmy iść całą ekipą, bo zbytnio rzucalibyśmy się w oczy. Poszliśmy w czterech, na miejscu rozdzieliliśmy się i rozpoczęliśmy poszukiwania. Po spotkaniu w punkcie zbornym, druga grupa zakomunikowała, że udało im się znaleźć ich bazę i akurat nikogo tam nie ma. Szybko, lecz ostrożnie udaliśmy się na miejsce. Baza znajdowała się w krzakach na brzegu rzeki, idealne miejsce. W środku meble naznoszone ze śmietników i trochę innych rzeczy, z których najciekawsza była huśtawka zrobiona z zawieszonego na drzewie węża strażackiego. Mieliśmy taką samą, ale ze zwykłej liny. Skąd wzięli wąż strażacki? Nie mam pojęcia. Nie ma za bardzo co niszczyć, a wywalenie tego wszystkiego do rzeki nie miało większego sensu, bo naznoszą sobie nowych. Zrobiliśmy inaczej. Huśtawkę zdemontowaliśmy z zamiarem zamontowania jej u nas, a resztę bazy wykorzystaliśmy jako ubikację, zostawiając naszym oponentom wyraźne, płynne i stałe, ślady naszej wizyty.

dzieciństwo retrospekcje

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 13 (77)
poczekalnia

#92020

przez ~Leirnag ·
| było | Do ulubionych
Wiecie co mnie najbardziej irytuje? Wszędobylskie reklamy. Na Facebooku reklamy. Z tego powodu usunąłem konto bo miałem dość. Blokujesz reklamodawcę, a i tak wyświetlają tobie jego reklamę. I wiecie co? Na piekielnych też nie można w spokoju przeglądać bo ładują się reklamy. Naprawdę wszędzie muszą się pchać z reklamami? Jeśli ktoś nie mógł przeczytać początku to właśnie przez reklamę. Wrrrrr

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (43)
poczekalnia

#92024

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szkolenie BHP, a dokładniej głupota na nim.

Owa głupota to maseczka do robienia sztucznego oddychania. Na szkoleniu pan z BHP twierdzi że to gówno pozwala zrobić sztuczne oddychanie z taką samą efektywnością jak bez tego. Taa, jasne. Do dziś pamiętam jak na szkoleniu z Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy, ktoś zapytał instruktora o te maseczki.

"Jak się k...a, brzydzisz gościa któremu masz zrobić sztuczne oddychanie, bo jest zarzygany, zakrwawiony, zasmrodzony, to oczyść mu drogi oddechowe i rób k...a masaż serca, a nie kombinuj z tym gównem."

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (25)