Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Adriana

Zamieszcza historie od: 12 lipca 2013 - 19:23
Ostatnio: 1 stycznia 2023 - 14:21
  • Historii na głównej: 11 z 15
  • Punktów za historie: 2667
  • Komentarzy: 88
  • Punktów za komentarze: 851
 

#69031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem złym pracownikiem, bardzo złym...

Do prezesa poszła skarga na mnie od niezadowolonego klienta. Skarga brzmiała w skrócie: "nie odpisuje na maile" i załączono 4 wiadomości, na które nie udzieliłam odpowiedzi.
Klient wysyła maile wpisując w polu "Do:" dwa adresy: mój i kolegi. Zakres moich obowiązków to sprawy księgowe, a kolega zajmuje się resztą (organizacyjno-techniczno-informacyjno-okolicznościowe). Jeśli mail nie dotyczy księgowości, a w polu "DO:" jak byk wpisany jest adres Jana, to oczywistym jest i dla mnie i dla Jana, że to on odpowie na maila, nawet nie dołączając mnie do odbiorców, bo po co. Dlatego też nie przesyłałam mu takich maili, bo jest on ich bezpośrednim adresatem.

Wiadomość pierwsza - nie byłam adresatem wiadomości. Tak, dobrze Państwo widzicie, nie było mnie na liście odbiorców maila, na którego nie udzieliłam odpowiedzi. Bezczelność moja wszelkie granice przekracza.

Wiadomość druga - treść "Witam, na Pana pytanie odpowiedzi udzieli pan Jan Piekielny, do wiadomości którego wysłał Pan tę wiadomość". Tak, klient załączył moją odpowiedź na swojego maila jako tę, na która nie udzieliłam odpowiedzi (kolega Jan wyjątkowo wpisany był w polu "DW:", dlatego akurat tę wiadomość mu przesłałam.

Wiadomość trzecia i czwarta - pytania natury organizacyjno technicznej, absolutnie nie związane z księgowością, Jan wpisany jako adresat. Nie miałam na co odpowiedzieć.

No i tak właśnie moi mili... Odpowiadajcie na maile, których nie otrzymaliście, bo może się w przyszłości okazać, ze jest to podstawą do złożenia skargi... ;-)

Praca z ludźmi

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (327)
zarchiwizowany

#52829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z przed chwili.
Zamawiam karmę dla psów na allegro. Taniej niż w zoologicznym o ponad złotówkę na puszce.
Znalazłam interesującą mnie karmę, cena mi odpowiada, koszt dostawy 13zł. Świetnie, kupujemy.
Ale czytam stronę "o mnie". A tam stoi CAPSLOCKIEM i boldem że:
"ZAKUPIONY TOWAR W DOWOLNE MIEJSCE W CAŁEJ POLSCE DOSTARCZY BEZPŁATNIE FIRMA KURIERSKA ( koszty dostawy ponoszę ja )."

Patrzę na stronę oferty:
"W przypadku produktów ciężkich ŻWIRKÓW, KARMY DLA PSÓW I KOTÓW cena zawiera koszty transportu firmą kurierską. Karmy zawsze dostarczamy na nasz koszt KURIEREM."

No cóż - kupuję karmę, 60 puszek, adres do wysyłki Polska, może i faktycznie nie trzeba dopłacać za kuriera?
Wysyłam zapytanie do sprzedawcy, że nie wiem ile mam zapłacić bo w_tym_i_w_tym miejscu na stronie aukcji napisał to_i_to, w kolejnym miejscu na stronie powtarza informację o bezpłatnej wysyłce karmy dla psów i kolejny raz powtarza tę informację na stronie "o mnie".
Dostaję odpowiedź, która mnie rozbawiła. Mianowicie zamówiona przeze mnie karma nie jest karmą :D A dokładniej odpowiedź brzmi, cytuję:
"W przypadku puszek z karmą mokrą doliczany jest koszt dostawy."
Podoba mi się taka rzetelna dezinformacja.

*nie mam absolutnie nic przeciwko płacenia za przesyłkę, zwróciłam tylko sprzedawcy uwagę, ze nie wiem czy mam płacić za kuriera czy nie skoro wszędzie pisze, że dostarcza karmę na swój koszt*

allegro

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (194)
zarchiwizowany

#52678

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie tak dawno, rok temu, jechałam autobusem. Komunikacja miejska to temat wdzięczny, autobusy i tramwaje dostarczają materiału na nie jedną zabawną historię.

Jak nie oceniać ludzi po zapachu. I wyglądzie.

Piękny dzień, ciepławo ale nie gorąco, pora przedpołudniowa więc autobus nie pełen. Siedzę, w okno patrzę, oddaję się marzeniom.
Wsiada dwóch panów. Brudnych (ale nie "zapleśniałych" od brudu jak nurki śmietnikowe), czuć tylko z daleka że nie czyści i że przepici.
Siadają na siedzeniu za mną. Zaczynam się rozglądać, gdzie jakieś miejsce wolne, coby tak blisko nie siedzieć i nie być zmuszoną do słuchania i wąchania... Niestety, autobus może i nie pełen, ale też nie pustawy. Trudno, nie chce mi się stać, to wytrzymam, pomyślałam. I nie żałuję.

Z całości rozmowy, której nie jestem w stanie przytoczyć co do słowa, wynikało, że dwaj panowie pracują na budowie, wzięli dzień wcześniej po kilka stów zaliczki i postanowili te pieniądze przepić. Panowie załatwili sobie na ten dzień wolne z pracy i po kilkunastogodzinnym piciu, przespaniu się gdzieś na ławce w parku i kolejnym morzu piwa rano postanowili w południe dojechać do własnych domów. Dowiedziałam się również, że na budowę przyjęty został Nowy, młody wiekiem i stażem pracy, którego zachowanie nie przypadło kolegom budowlańcom do gustu.

Panowie rozsiadli się wygodnie i zaczęli konwersować. Tak, konwersować - nie rozmawiać.
A wyglądało to mniej więcej tak:
- To ja Tobie, Januszku, bilet skasuję. Boś mi te trzy ostatnie piwa Ty zapłacił.
- Krzysiu, to bardzo uprzejme z Twojej strony.
Po chwili (czyli po operacji "bilet"):
-Dziękuję Ci Krzysztof, naprawdę dobry kolega z Ciebie. Bo ja trochę zaszalałem z tymi piwami tam w barze
- Janusz, nie dziękuj, dobry kolega z Ciebie, uczynny, nie chciałbym żebyś miał nieprzyjemności z powodu braku biletu.
- A wiesz Krzysiek, ten Młody, to on mnie bardzo denerwuje.
- Janusz, nie jesteś osamotniony w swoich odczuciach, Młody denerwuje wszystkich, nawet kierownika.
- Naprawdę, jego zachowanie jest nad wyraz irytujące.
- To może wspomnij mu o tym, zamiast dusić to w sobie?
- Masz rację, Krzysztofie, nie omieszkam tego uczynić przy najbliższej nadarzającej się okazji.
Chwila przerwy w tych wersalskich uprzejmościach, jednemu z nich dzwoni telefon.
- Oho, moja pani! Cicho Krzysztof, nie chcę żeby się jeszcze bardziej denerwowała jak Ciebie usłyszy...
"Tak kochanie.... No wiem, zabalowałem z kolegami.... Nie, obawiam się, że nie pojedziemy dzisiaj do marketu, ja trochę wypity jestem... Kochanie, nie denerw...Dobrze. Tak. Masz rację. Oczywiście. Za pół godzinki, skarbie, będę. No, to pa. Kocham cię"
Patrz, Krzysiu - rozłączyła się. Trochę jest niezadowolona chyba.
- Janusz, może Ty kup jej jakiegoś kwiatka? Zostały Ci jeszcze jakieś pieniądze? Róża tam w kwiaciarni 6zł, jak nie masz, to ja Ci dam
- Ejże, Krzysiu, mam, na kwiaty dla mojej pani zawsze mam.
.........
Niestety, ja musiałam wysiąść, panowie kontynuowali podróż i konwersację (jak mniemam). Uśmiech do końca dnia miałam zapewniony-niby takie zapijaczone prawie menele, ale sposobu prowadzenia rozmowy niejeden magister by się nie powstydził. A stwierdzenie "nie omieszkam tego uczynić przy najbliższej nadarzającej się okazji" na stałe wprowadziłam do swojego słownika. Zawsze się uśmiecham podczas wypowiadania tych słów ;)

komunikacja_miejska

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 264 (374)

#52293

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam kiedyś w pewnej firmie produkującej oprogramowanie księgowe. Jak "księgowe", to wiadomo kto je obsługiwał - księgowe. A księgowe z komputerami i nowoczesnymi technologiami się nie kochają.
Pani księgowa zadzwoniła z reklamacją, że "program źle liczy". Jak źle? No źle! Po prostu źle, źle, źle, niezgodnie z obowiązującymi przepisami, niedobrze i źle bardzo.

Jako, że program nim trafił do klientów był testowany przez 3 zaprzyjaźnione biura rachunkowe przez kilkanaście dni, a i w tworzeniu nowych wersji brało udział dwóch księgowych z wieloletnim doświadczeniem i sporą wiedzą, było wysoce nieprawdopodobne, aby jakieś nowelizacje przepisów nie zostały uwzględnione.
Jednakowoż błędy rzecz ludzka, mogą się zdarzyć, może jakiś niezwykły przypadek, trzeba sprawdzić.

Koleżanka poprosiła więc Panią Księgową o przesłanie danych mailem. Upewniała się czy Pani Księgowa maila wysłać potrafi ("Oczywiście że potrafię! No co też pani się pyta, to ten z małpą, prawda? No proszę pani, ja przy komputerze pracuję nie od wczoraj, oczywiście że potrafię!"), dopytała czy PK załącznik dodać potrafi ("No proszę pani! Ja mam wyższe wykształcenie, ja jestem KSIĘGOWĄ! Oczywiście, że jak maila to z załącznikiem"). OK, pani z eMGieeRem, wysoce wykształcona, oblatana w komputerach, mejlach, załącznikach. OK. Koleżanka podyktowała adres mailowy "biuro małpa firma kropka com kropka peel".
PK zapisała, oddyktowała, wszystko ślicznie.

Czekamy na załącznik. Minęło 10 minut, 20, pół godziny, godzina. Maila, a tym bardziej załącznika niet.
Dzwonię do PK zapytać czy wysłała i na jaki adres, bo do biura nie doszło. PK adres mi dyktuje, stwierdzam że prawidłowy, ale PK mówi że maila to ona dzisiaj nie wyśle, bo zajęta przeokrutnie, jutro ten załącznik dostaniemy ("I zobaczycie, jakie bzdury!"). OK. No to dzisiaj spokój, będziemy się martwic jutro.

Następnego dnia, po porannej kawie czyli tak koło 10 rano, do firmy wchodzi facet - 190cm wzrostu, tyle też pewnie w obwodzie klatki piersiowej, łysy, bez szyi, ubrany jakoś tak czarno i skórzanie - budzi respekt samym wyglądem. Odzywa się, głębokim basem że aż ciarki ze strachu latają po plecach:
- Bry... Załącznik przyniosłem... Znaczy się, tego, no,... mejla.
My z koleżanka sparaliżowane - firma na uboczu, budynek wolnostojący, monitoringu czy ochrony niet, a tu taki ABS...

ABS wyczekująco łypie na nas, a żadna z nas ani drgnie. Wyciągnął w moją stronę wielką jak bochen chleba łapę w której dzierżył kopertę. Wyciągnął i wyczekująco na mnie łypał. Otrząsnęłam się, kopertę z łapy wyciągniętej w moja stronę wzięłam, zdobyłam się na odwagę podziękować. ABS coś mruknął, obrócił się na pięcie i wyszedł. Patrzę na kopertę a tam pięknie wykaligrafowany napis: www.biuro@firma.com.pl
W środku płyta z nagranymi danymi.

Tak oto poznałam nowy sposób wysyłania załączników. Mailem. Wątpię, żeby ktoś naruszył prywatność danych i tajemnicę TEJ korespondencji.
Adres mailowy też piękny, o małpie PK nie zapomniała, skądże!

uslugi

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (800)
zarchiwizowany

#52298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z zeszłego roku.

Zaczynamy pracę od ósmej. W tym dniu wyjątkowo wcześnie dotarłyśmy z koleżankami do firmy. Wchodzimy, podpisujemy listę, idziemy w stronę naszego pokoju. Tuż przy wejściu siedzi sobie starszy pan, dziadziuś taki, czeka na oficjalne otwarcie firmy. Kłaniamy się grzecznie "Dzień dobry", pan odpowiada grzecznie "Dzień dobry" obciera nos w chusteczkę, coś tam sobie przy kurtce poprawia. Pytamy czy możemy w czymś pomóc, pan odpowiada że czeka na koleżankę z innego działu. OK. Poszłyśmy do naszego pokoju, włączamy komputery, włączamy czajnik (a jak, biuro to biuro-kawa rano musi być), w sumie może jakieś dwie minuty minęło od naszego wejścia gdy decydujemy się wyjść na dwór, dosłonecznić się przed pracą. Wychodzimy z pokoju, maszerujemy w stronę wyjścia z firmy i mijamy starszego pana. Jednak pan starszy dziwnie wygląda-jakoś tak bezwładnie, z nosa katar dynda a chusteczka w ręku, żółtawy zlekka.
"Halo?! Proszę pana?! Dobrze się pan czuje?! Proszę pana!!!"
Pan nie reaguje na wołanie. Na dotknięcie ramienia też nie nie.
Dosłoneczniania już nam się odechciało, wzywamy pogotowie. Żadna z nas nie ma pojęcia o udzielaniu pierwszej pomocy a osób przeszkolonych w tym zakresie jeszcze nie ma w pracy. Pogotowie przyjechało naprawdę szybko, ale nic nie mogli zrobić. Starszy pan odszedł. Ratownicy ułożyli ciało na podłodze, przykryli czarną folią, pozbierali się i pojechali. Ktoś w międzyczasie wezwał policję.
W firmie ogólny szok-jak to? Pan żył i nie żyje. Nagle. Odpowiadał "dzień dobry" a po chwili był już po drugiej stronie. Wszystkie działy snują się po korytarzu zerkając na czarną folię. Jedna policjantka została pilnować ciała aż do przyjazdu rodziny.
Piekielna jest cała sytuacja-człowiek przyszedł załatwić sprawę i zmarł nim firma rozpoczęła pracę. Ale najbardziej piekielne jest to, że czarna folia+policjantka+żona zmarłego+syn+córka przebywali w firmie do godziny 15. Od 7:45 do 15:00. Długo. Niezręcznie było wyjść do WC, do pokoju socjalnego, do działu obok. Cały dzień w firmie panowała dziwna cisza i przygnębienie. Klienci, którzy przyjeżdżali, natykali się na korytarzu na żałobników i policję. Nastrój pogrzebowy trwał u nas jeszcze kilka tygodni po opisywanym zdarzeniu. Do dzisiaj, a minął rok, jak przechodzę obok tego miejsca na którym zmarło się starszemu panu, przechodzą mnie ciarki. Krzesło, na którym dokonał żywota ostało wyrzucone. Źle się kojarzyło.

firma

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (33)