Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aken

Zamieszcza historie od: 5 czerwca 2011 - 3:15
Ostatnio: 11 czerwca 2014 - 0:19
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 2147
  • Komentarzy: 209
  • Punktów za komentarze: 1214
 

#17027

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z pracy na EXPO, tym razem jednak konieczny jest obszerny wstęp.

Pracowałem w pawilonie polskim w restauracji. Codziennie przez pawilon przewijały się tłumy gości, w co najmniej 97% Chińczyków. Wśród nich - zwłaszcza gdy frekwencja była słabsza - trafiali się wieśniacy przywożeni z interioru.
Część z nich potrafiła być bardzo piekielna: momentalnie zajmowali wolne stoliki sądząc, że jest to jakiś punkt odpoczynkowy po czym wyciągali własne jedzenie, zabierając się do niego w sposób tradycyjny: rozrzucając resztki, odpadki, opakowania na stole i wokół stołu. Słowem - chwila nieuwagi i czekało nas dziesięć minut sprzątania.
Oczywiście, jeśli ci ludzie chcieli tylko odpocząć a nie było dużego ruchu to dawaliśmy im trochę spokoju. Trzeba mieć w końcu trochę zrozumienia dla ludzi uczestniczących w tym obłędzie.
Druga ważna uwaga: chiński tzw. mandaryński to język chińskich mediów i urzędowy język Chin, ale ten kraj jest językowo ogromnie zróżnicowany i naprawdę NIE każdy Chińczyk zna mandaryński.

Ad rem.

Któregoś dnia przyszedł Chińczyk w wieku lat około sześćdziesięciu, bardzo płynnie mówiący po polsku. To rzecz bardzo niecodzienna, zwłaszcza w tym przedziale wiekowym, więc od słowa do słowa dowiedzieliśmy się, że ów Chińczyk pracował w Polsce w stoczni i przyszedł przypomnieć sobie smaki młodości. Siedział sobie spokojnie przy stoliku gdy nagle do grupy kilku stolików obok przysiadła się grupa potencjalnie piekielnych chińskich turystów (wierzcie mi, po paru miesiącach stwierdzenie kto należy do wycieczki z interioru było banalnie proste) i już zabiera się do otwierania własnych paczek z jedzeniem.

Mając przed oczami wizję góry śmieci od razu ruszyłem w ich stronę i moim mocno niedoskonałym mandaryńskim wyjaśniłem, że to restauracja i nie wolno tutaj jeść własnego jedzenia.

Reakcja?

Chińczycy zaczęli uśmiechać się z zakłopotaniem, widać że nie zrozumieli ani słowa. Nic to, pomyślałem i poprosiłem jedną z pracujących u nas Chinek żeby wyjaśniła w czym rzecz. Dziewczyna rozumna więc z miejsca ruszyła i wygłosiła całą przemowę że owszem, mogą trochę posiedzieć i odpocząć ale śmieceniu i własnemu jedzeniu mówimy kategoryczne NIE.

Reakcja?

Chińczycy zaczęli znów uśmiechać się z zakłopotaniem, nie zrozumiawszy ani słowa.
W tym momencie olśnienie: no tak, jeśli to ludzie gdzieś z zachodnich prowincji to pewnie nie znają mandaryńskiego. Ale co tam, przecież pismo jest wspólne bez względu na dialekty!
W związku z tym chwyciłem kartkę papieru, marker i napisałem po chińsku, że nie wolno siadać i jeść własnego jedzenia.

Reakcja?

Chińczycy po raz kolejny zaczęli uśmiechać się z zakłopotaniem.

Stałem z tą nieszczęsną kartką papieru, gdy nagle usłyszałem komentarz Chińczyka po polsku:

- Pan da im spokój, te wsiury to i tak analfabeci!

Poddałem się.

EXPO Shanghai

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 669 (755)

#13552

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historyjka z cyklu: zdarzyło się na EXPO.

Krótki wstęp: na EXPO pracowały tysiące ludzi, głównie Chińczyków ale reprezentowane były właściwie wszystkie nacje świata. Każdy z pracowników miał swoje ID, dzięki któremu był codziennie wpuszczany na teren, przez oddzielne bramki i tak dalej...

Któregoś wieczoru ( a robotę kończyłem z reguły ok 23 ) wychodzę sobie z terenu EXPO... i pięć metrów za bramką nagle zorientowałem się, że zapomniałem swojej karty ID, która bezpiecznie leży obok szafki.
Najpierw chciałem zrobić po prostu w tył zwrot, ale w tym momencie pojawił się [PPCS] czyli Pierwszy Piekielny Chiński Strażnik.

[PPCS]: Co pan wyprawia, nie wolno panu wejść!
[Ja]: ale przecież dopiero co wyszedłem. Zapomniałem karty ID, jutro rano ( co było absolutnie zgodne z prawdą ) muszę być w pracy, przecież nie wejdę bez karty!
[PPCS]: NIE WOLNO!
[Ja]: To co mam zrobić? Wejść wejściem?
[PPCS]: Taaaajest!

Złorzecząc pod nosem na formalistę ruszyłem do wejścia znajdującego się sporo dalej. Małe wyjaśnienie: czułem co się święci. Ten delikwent widział, że opuszczam teren. Ludzie przy wejściu - nie i fakt że raczej nie wyglądam jaki chiński turysta tak wiele nie zmieniał.

Przy wejściu próbuję wyjaśnić, o co chodzi, wypytuję o procedury i tak dalej...zaczyna się mętlik. Czuję że za chwilę się wścieknę ( jest już po 23, do domu trzeba jeszcze dotrzeć, rano do pracy... ) słysząc jakie są procedury więc po dziesięciu minutach dyskusji próbuję się uspokoić i podsumować to, co usłyszałem - pytając [DPCS] Drugiego Piekielnego Chińskiego Strażnika czy na pewno wszystko verstehen.
[Ja]: Dobrze. Ustalmy fakty krok po kroku, jeszcze raz, żeby było jasne czy wszystko dobrze rozumiem, ok?
[DPCS]: Ok.
[Ja]: Nie mam przy sobie mojej karty ID. Zgadza się?
[DCPS]: Tak.
[Ja]: Świetnie, idziemy dalej. Nie mam karty ID, ponieważ zostawiłem ją na terenie EXPO, tak?
[DCPS]: Tak.
[Ja]:Super. Nie mając karty ID, nie mogę wejść na teren EXPO, żeby ją odzyskać, tak?
[DCPS]: TAK.
[Ja]: Na szczęście, jest taka instytucja jak Biuro EXPO gdzie mogę z miejsca ( miałem przy sobie paszport ) otrzymać tymczasową przepustkę, która umożliwi mi wejście na teren EXPO, tak?
[DCPS]: Tak.
[Ja]: Podsumowując, jedynym sposobem dla mnie aby wejść na teren EXPO jest pójście OSOBIŚCIE do Biura EXPO i wyrobienie przepustki tymczasowej i innego sposobu nie ma, zgadza się?
[DCPS]: Tak, dokładnie.
[Ja]: I biuro EXPO jest NA TERENIE EXPO, zgadza się!?
[DCPS]: Tak.

W tym momencie chwyciłem się za głowę.
[Ja]: Czyli jedynym sposobem na wejście na teren EXPO jest udanie się do biura EXPO które mieści się na terenie EXPO...

Byłem tak zły, że cała sprawa zaczęła mnie śmieszyć. I właśnie ten śmiech mnie uratował.
Pojawił się [ACS] Anielski Chiński Strażnik, spojrzał na mnie, zapytał co się stało po czym po otrzymaniu odpowiedzi stwierdził:
[ACS]: Ja pana kojarzę. W porządku, proszę wejść ale za dwadzieścia minut jest pan tu z przepustką, ok?

To wystarczyło :)

Li Qiwu, xiexie nin!

EXPO

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 586 (664)

#11563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem historia sprzed paru lat o dwóch nadgorliwych niemniej niemal niezłomnych Stróżach Prawa.

Było to w jednym z warszawskich parków - zlot niedużego forum, w liczbie około dziesięciu osób siedzieliśmy sobie nad stawem. Było dość chłodno (późny sierpień ale wyjątkowo zimny wiatr) więc część osób rozgrzewała się delikatnie popijając napoje alkoholowe. Owszem, siedzieliśmy w miejscu publicznym ALE:
1. Alkohol był pity w postaci już wymieszanej z sokiem, bez butelek na widoku z wyjątkiem dwóch osób pijących spokojnie piwo;
2. Alkohol piła nie więcej niż połowa uczestników, reszta prowadziła lub nie miała ochoty.

W pewnym momencie podeszli dwaj Stróże Porządku (Nazwijmy ich SP1 i SP2). W parku było niewielu ludzi więc widzieliśmy ich z daleka, co za tym idzie na wszelki wypadek schowaliśmy butelki. Siedzieć już wcześniej siedzieliśmy cicho, więc sądziliśmy że się nie przyczepią - zwłaszcza że trochę dalej było NIECO głośniejsze towarzystwo.

Stróże Prawa podeszli do nas.
[SP1] Dzień dobry, prosimy przygotować dokumenty, będą mandaty.
Na to jedna z dziewczyn, oznaczmy ją [NN]:
[NN] A dlaczego?
[SP2] Za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym.

No tak, teraz to było jasne. Jeśli zamiast spisać kilku pijanych mięśniaków trochę dalej, spiszę się większe towarzystwo, w którym jest kilka dziewczyn i w sumie parę osób więcej to statystyki będą lepsze, a porządek zachowany, prawda?

W tym momencie [NN] wkurzyła się, bo należała do tych osób które W OGÓLE nie piły alkoholu tamtego dnia.
[NN] Przepraszam bardzo, a jeśli ja odmówię przyjęcia mandatu?
[SP1] No to skierujemy sprawę do sądu grodzkiego, a on zasądzi grzywnę nawet do pięciu tysięcy złotych!
Drugi Stróż Prawa dalej pracowicie wszystkich spisywał.
I w tym momencie przyszło na mnie [A] olśnienie.

[A] Przepraszam, chodzi o sądy grodzkie, tak?
[SP2] Oczywiście, sądy grodzkie.
[A] Na ulicy Kocjana, prawda? (zaczynam się uśmiechać)
[SP1] Taaak. (z wyraźnie mniejszą pewnością siebie, niż dotychczas).
[A] A to świetnie, bo ja tam pracuję! (w tym momencie już cały byłem roześmiany od ucha do ucha).
Chwila ciszy...
[SP1] No to skończy się na pouczeniu...
I obaj Stróże Prawda zrobili pospieszne w tył zwrot.

Reszta towarzystwa patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem, więc tłumaczę zgodnie z prawdą:
[A] Ale ja naprawdę teraz tam pracuję. Układam kable w ścianach...

Rzeczywistość z elementem bajkowym

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (941)

#10855

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W roku 2010 pracowałem za granicą na dość dużej wystawie międzynarodowej przy obsłudze pawilonu polskiego. Dość regularnie, co najmniej raz dziennie trafiali się Polacy, przy czym łatwo można było ich przyporządkować do dwóch kategorii:
Polacy mieszkający za granicą byli na ogół wyluzowani, nastawieni entuzjastycznie i serdeczni.
Polacy przyjeżdżający w ramach wycieczek z Polski nieomylnie zaczynali od całej litanii narzekań: a to że długa kolejka, a że gorąco, a że ścisk i mnóstwo Chińczyków dokoła (rzecz nie do pomyślenia, byliśmy w końcu w Chinach).
Miałem już trochę dość marud z Polski, więc za którymś razem pozwoliłem sobie na drobną krotochwilę, pomysł przyszedł po odwiedzeniu pawilonu pewnego innego kraju.

Podchodzi do mnie [A] uczestniczka wycieczki [U] i z miejsca zaczyna litanię.

[U] No nareszcie ktoś z Polski, można pogadać, bo wie pan taki upał i tak drogo i w ogóle męczące wszystko i te tłumy i ten pawilon wie pan taki niewielki i co wy tu wystawiacie...
[A] (z uśmiechem): Możemy porozmawiać po polsku, oczywiście, ale nie jestem Polakiem.
[U] Jak to przecież mówi pan po polsku, to znaczy że jest pan Polakiem!
[A] To nie do końca tak. Widzi pani, moi dziadkowie są z Polski i jak byłem mały to rodzice mnie zostawiali z dziadkami.
[U] No to jest pan Polakiem !
[A] Nie, nie, nie, ja owszem lubię polską kulturę, historię, uwielbiam język polski ale nie pochodzę z Polski.
[U] Aha.. a to skąd pan jest?
[A] (uśmiech od ucha do ucha) Hajfa, Izrael!

Zupełnie nie wiem czemu ale babka wykonała w tył zwrot :)

Shaghai

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 543 (637)
zarchiwizowany

#10935

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z cyklu drobne nieporozumienia w czasie pracy na EXPO

Było to wieczorem, przez nasz pawilon przetaczały się - jak zwykle o tej porze - prawdziwe tłumy gości. Wśród nich pojawiła się grupka performerów z Belgii. Mieli dość zabawne stroje - biało czerwone o takim kroju, że kojarzyły się albo z krasnoludkami, albo ze Świętym Mikołajem.

Jedna z pracujących z nami Chinek, Li [Li] zwróciła na nich uwagę - zwłaszcza że naprawdę wyróżniali się w tłumie.
Dialog między nami wyglądał tak:
[JA] - Zabawnie wyglądają, prawda?
[Li] - Tak, jak jakieś krasnoludki.
[JA] - Co ciekawe, zauważ ich liczbę. Jest ich siedmiu.
[Li] - O rany, faktycznie, jak w bajce!
[JA] - Fakt, że widzimy jedynie krasnoludki coś sugeruje, hm?
W tym momencie podeszła do nas kolejna z pracujących u nas Chinek, Kuai [Kuai] z pytaniem co nas tak bawi więc Li zwróciła jej uwagę na performerów którzy w tym czasie, w dobrych humorach, podeszli do naszego stanowiska.
Ja akurat musiałem na moment pobiec na zaplecze po towar i za chwilę wróciłem.
Zauważyłem że w tzw. międzyczasie liczba performerów wzrosła do ośmiu.
Podeszła do mnie Kuai.
[Kuai] - Strasznie śmiesznie wyglądają, prawda? Jak krasnoludki.
[JA] - To prawda. Co więcej, jest ich ośmiu. To rodzi pewne sugestie,hm?
Kuai chyba nie skojarzyła do końca o co mi chodzi bo raźnym krokiem podeszła do grupy i głośno zapytała:

- Przepraszam, który z Was jest Królewną Śnieżką?

Belgowie zrobili się czerwoni jak ich stroje a atak głupawki na stanowisku udało się opanować z wielkim wysiłkiem po dobrych piętnastu minutach...

EXPO 2010

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (156)

1