Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Always_smile

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2014 - 17:04
Ostatnio: 9 kwietnia 2022 - 19:59
  • Historii na głównej: 42 z 42
  • Punktów za historie: 7996
  • Komentarzy: 152
  • Punktów za komentarze: 1613
 

#77419

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed chwili, jeszcze mną trzęsie.

Jadę samochodem. Warunki okropne: ciemno, leje, ludzie poubierani na ciemno, kompletnie niewidoczni.

Dojeżdżam do miejsca, gdzie do skrętu w prawo mam strzałkę, a między światłami a skrzyżowaniem są pasy z przejazdem dla rowerów. Zgodnie z przepisami zatrzymuję się przed światłami, z uwagi na warunki rozglądam się po 15 razy w każdą stronę, żeby mi ktoś na ciemno nagle nie wyszedł pod koła, po czym przejeżdżam jak strzałka pozwala. Zaraz za pasami zatrzymuję się w miejscu do tego wyznaczonym - namalowane pasy do zatrzymania (trójkąty bodajże) i czekam aż będę się mogła włączyć do ruchu. Puściłam z 5 samochodów i nagle łup! Coś uderzyło w moje drzwi.

Rowerzysta wjechał prosto w moje prawe drzwi i wali pięściami o szybę drąc się przy tym, że jak ja jeżdżę, że na czerwonym, zielone jest dla pieszych używając do tego mocno wulgarnej argumentacji. Próbowałam z gościem rozmawiać, że co on odwala, stoję w miejscu wyznaczonym dla samochodów od dobrej chwili, więc musiał specjalnie wykręcić, żeby wjechać w moje przednie drzwi. Facet nakręca się coraz bardziej bez przerwy uderzając w mój samochód pięściami. Stwierdziłam, że z idiotą się nie dogadam, mogę ewentualnie wezwać policję, tylko że świadków brak, a koleś na rowerze jeszcze ucieknie. Wyjść z samochodu w ciąży nie wyjdę do agresywnego faceta, więc jak tylko zrobiło się miejsce na pasie zostawiłam idiotę, który coś się jeszcze odgrażał.

Na szczęście na drzwiach jest tylko mikroskopijna ryska, której bym nie zauważyła, gdyby nie dokładne przestudiowanie boku w garażu.

Ps. Koleś albo jechał bez świateł, albo był tak daleko ze nie byłam w stanie go dostrzec. Nie ma innej możliwości, żebym go nie widziała przy tak dokładnym rozglądaniu się na boki.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (196)

#77190

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sypialnia dużego miasta. Uliczki w większości wąskie, idealnie na dwa samochody, trzeba zwolnić przy mijaniu się. Dzielnica dość nowa, pod każdym blokiem parking podziemny, dodatkowo przed każdym blokiem, sklepem, urzędem parkingi. Samochodów dużo, nie zawsze znajdzie się miejsce 3m od sklepu, ale nie dalej niż 5 min drogi.

1. Wyjeżdżam z osiedla i na skrzyżowaniu, gdzie dodatkowo jest przejście dla pieszych, samochód na awaryjnych. Zepsuł się tuż pod sklepem. Trójkąt bermudzki, codziennie nieustannie psują się w tym miejscu samochody. Ja wyjeżdżając na główną kompletnie nie widzę, czy muszę komuś ustąpić, samochody jadącej z głównej nie widzą, czy na pasach jest pieszy, ale kierowca daleko do sklepu nie musiał iść.

2. Jedna z głównych ulic dzielnicy m.in z urzędem miasta i strażą miejską. Dodatkowy pas do włączenia się do ruchu to idealny parking, bo sklepy blisko.

3. Ta sama ulica co w 2, tuż przed rondem samochód na awaryjnych na całej szerokości pasa.

4. Droga osiedlowa o szerokości jak napisałam na początku. Na lewym pasie samochód na awaryjnych, na prawym częściowo na ulicy częściowo chodniku. Innej drogi nie ma, ciasno jak cholera, ale jadę powolutku próbując lawirować uważając na lusterka wszystkich aut. Już prawie się udało, gdy usłyszałam, że zawadziłam. Minęłam to wąskie gardło, zaparkowałam i wysiadłam obejrzeć swój samochód i ten o który zawadziłam. Na szczęście na żadnym żadnych śladów, ale podleciał do mnie właściciel, który jak się okazało stał na chodniku i gadał z kolegą. Drze się, że ludzie jeździć nie potrafią, że to już drugie zawadzenie w ciągu 15 min. Na moją uwagę, że może to znak, że trzeba samochód przestawić i pozwolić innym jeździć się zapowietrzył, i wsiadł do auta pogniewany.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (157)

#76739

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem w ciąży. Mam ubezpieczenie z pracy w sieciówce medycznej, dlatego też badania potrzebne w tym okresie robię właśnie tam.

Po uzyskaniu pozytywnego wyniku testu, poszłam do ginekologa - położnika po dalsze instrukcje, w wyniku tej wizyty zostałam skierowana m.in. na USG.

Poszłam na nie z mężem. Obydwoje szczęśliwi, lekko zestresowani mamy zobaczyć nasze pierwsze przyszłe dziecko. Siadamy, mówimy o co chodzi. Lekarz sprawdza w systemie skierowanie, pyta o date ostatniej miesiączki itp.

Nagle wybucha, że za wcześnie, że tak wcześnie się USG nie robi, że to niby nie jest inwazyjne badanie, ale nigdy nic nie wiadomo, że sami musimy stwierdzić czy chcemy tego USG.

Trochę nas zatkało. Pierwsze dziecko, żadnych własnych doświadczeń i mamy stwierdzić, czy chcemy badanie, które wg pana potencjalnie może narazić nasze dziecko.

Powiedzieliśmy w końcu, że owszem, chcemy, bo zostaliśmy na nie skierowani, sami sobie tego nie wymyśliliśmy, a babeczka, która je wystawiała prowadziła wcześniej ciąże w naszej rodzinie, całkiem niedawno, dzieciaki 10/10, mama zdrowa, także ufamy lekarce, a nie przypadkowemu lekarzowi.

Położyłam się na kozetce. Badanie przez podwozie, a tu nagle ktoś wchodzi do gabinetu. Dół miałam zasłonięty kotarą, ale cholera bez przesady, nigdy mi się nie zdarzyło, żeby u ginekologa nie kazali, albo sami nie zamykali drzwi. Tu przed badaniem nie zwróciłam uwagi, że nawet nie było klucza w drzwiach, bo tak pewnie bym go z automatu przekręciła.

Po tej wizycie opisałam odpowiednio sytuację na znanym lekarzu oraz w ankiecie, którą dostaję po każdej wizycie w tym centrum. Teraz gdy dzwonię umówić się na kolejne badania zaznaczam, że byle nie do tego lekarza i po reakcji pań z recepcji stwierdzam, że nie powinnam się dziwić, że do niego był najszybszy termin wtedy.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (201)

#76286

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed wielu lat.

Będąc w szkole miałam paczkę kilku przyjaciółek, wszędzie byłyśmy razem, czy to szkolna impreza, czy konkurs, czy spędzanie czasu na przerwach. Nocowałyśmy u siebie, jeździłyśmy razem na zakupy, do kina itp.

W pewnym momencie już jako spore, ale niepełnoletnie dziewczyny pokłóciłyśmy się, w wyniku tej kłótni odseparowałam się od reszty.

Jakiś czas później jako pierwsza z tej grupy zrobiłam prawko.

Po odebraniu dokumentów któregoś pięknego dnia odbieram telefon:

- Hej, tu Ania (czasy telefonów stacjonarnych) słyszałam, że masz już prawko. Pomyślałam sobie, że szkoda takiej pięknej przyjaźni, może spróbujemy to naprawić, np. wybrałybyśmy się starą ekipą w sobotę na imprezę do miasta wojewódzkiego?

- Hej super pomysł, ale zamiast jechać do miasta wojewódzkiego, może lepiej byśmy poszły do lokalnego klubu?

- Eeee, tu to nuda - odłożyła słuchawkę i nigdy więcej nie zadzwoniła.

*Miasto wojewódzkie jest oddalone od naszego rodzinnego o ok. 100km i informacja o prawku padła w pierwszym zdaniu - miałam być kierowcą z własnym (rodziców) samochodem.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (227)

#75084

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem kobietą kierowcą. Potrafię parkować równolegle (prostopadle też) wymienię płyny, umyję samochód, ubezpieczę, pojadę na przegląd, wiem co znaczą kontrolki i to byłoby na tyle.

Zbliżał się czas przeglądu, więc pojechałam na badanie. Nigdy nie miałam problemów, samochód sprawny, więc tylko formalność. Okazało się, że jednak nie - sparciałe opony. Dwie z przodu. Wrócić po wymianie. Opony łyse nie były, ale skoro koleś stwierdził, że popękane, ok. Mąż nie miał kiedy zajrzeć. Bezpieczeństwo najważniejsze. Opony wymienione wracam na kanał. I znowu zonk, bo wymieniłam tylko z przodu, a z tyłu to samo.

Stwierdziłam, że tak się bawić nie będziemy, przez 3 dni, które minęły od ostatniej wizyty opony się znacznie nie zmieniły niestety na kartce, którą dostałam przy pierwszym badaniu były ogólnie wymienione opony, nie że z przodu. Nic nie wskórałam.

Pojechałam do teścia, wymieniliśmy się samochodami pojechał na kanał w tym samym miejscu, z którego dopiero co wróciłam i pieczątkę bez problemu dostał.

stacja kontroli pojazdów

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (327)

#74914

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyszłam za mąż. Cały ślub i wesele organizowaliśmy z mężem sami i jeśli chodzi o załatwianie wszystkiego, jak i o finanse, żeby nie było komentarzy o dojeniu rodziców.

a) Suknia - W dniu odebrania sukni pani stwierdziła, że halkę mamy przywieźć max. do 2 tyg po weselu. Ja lekkie WTF, bo suknie kupowałam, a nie wypożyczałam. Baba na to, że oni tak zawsze robią i otwiera jakiś zeszyt z zapiskami, żeby mi udowodnić. Wyjęłam więc z torebki potwierdzenie wpłaty zaliczki, a tam jak wół "Suknia + halka". Babka pomarudziła, że będzie miała przeze mnie problemy, ale niech już mi będzie.

b) Nocleg - Zamówiliśmy 10 pokoi dla gości weselnych w 10 pokojowym pensjonacie. Wesele w małej mazurskiej miejscowości pensjonat 1 więc wybierać nie było w czym. Uzgodniliśmy cenę 1300zł za całość. Kobieta zapisała sobie w kalendarzu, zaliczkę wpłaciliśmy, więc proszę o potwierdzenie wpłaty. A tu nie, bo u niej w kalendarzu wszystko jest to nie zginie, ona nie ma żadnej kartki, mimo, że sama w tym pensjonacie mieszka. Koniec końców zrobiłam zdjęcie tej kartki w kalendarzu.

Ze 2 miesiące przed weselem zadzwoniliśmy, czy możemy jednak z jednego pokoju zrezygnować zachowując stawkę 130 zł za pokój. Byliśmy przygotowani na negocjacje, ale babka od razu, że nie ma problemu.

Pokój, który zwolniliśmy wynajął nasz fotograf, który przy okazji naszego wesela zabrał rodzinę na tydzień na Mazury, ale dowiedzieliśmy się o tym tuż przed weselem.

Po weselu pojechaliśmy się rozliczyć i tu zonk, bo kobieta chce od nas 140zł za pokój. W kalendarzu przekreśliła 1300zł i zapisała na górze 140zł. Pokazuję kobiecie zdjęcie, że tego 140zł to przy nas nie pisała, a o tym jednym brakującym pokoju rozmawialiśmy.

[K] No tak, ale ja później przemyślałam, że będę stratna

Swoją drogą nie informując nas o tym.

[Ja] Ciekawe na czym pani była stratna, jak tu nasz fotograf nocował z rodziną
[K] A to ja nie wiedziałam, że to od państwa.

c) Dom weselny - w domu weselnym nie praktykowali umów tylko potwierdzenie wpłaty zaliczki. Stwierdziliśmy, że nie ma mowy, żeby tyle ustaleń nie miało potwierdzenia na piśmie i sami przygotowaliśmy umowę. 1000zł zaliczki poszło przy rezerwacji sali, bez ustalania szczegółów tylko terminu, a później kolejne 1000zł jak przyjechaliśmy z umową, wybranym wariantem posiłkowym itp.

Jak się później okazało tego, że za drugim razem dowieźliśmy 1000zł sobie nigdzie nie zapisali. Na szczęście jak wyjęliśmy naszą umowę (swój egzemplarz gdzieś posiali), gdzie było wpisane, że 2000 zaliczki było wpłacone to bez szemrania to przyjęli.

wesele

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 384 (400)

#72820

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedługo wychodzę za mąż. Ślub odbędzie się w mojej parafii, narzeczony pochodzi z innej.

Kilka dni temu spisaliśmy w mojej parafii protokół, dogadaliśmy kilka kwestii, to stwierdziłam, że się od razu rozliczymy. Zapytałam [k]siędza ile.

K: Nie ma u nas cennika.
Ja: A ile ludzie zazwyczaj dają.
K: Nie ma takiej kwoty.

Super prawda, daliśmy tyle ile sobie założyliśmy i szczęśliwi wyszliśmy. Pozostało pojechać do Warszawy, do parafii przyszłego męża dać zapowiedzi*.

Poszliśmy do kancelarii, powiedzieliśmy z czym przyszliśmy i gdzie się ślub odbędzie, a ksiądz popatrzył na nas:

K: Ale macie pieniądze? Bo u nas jest cennik i za zapowiedzi bierzemy 100 zł, macie tyle?

*Zapowiedzi przed ślubem polegają na tym, że w parafiach narzeczonych ksiądz na dwóch mszach mówi: X i Y zamierzają się pobrać i jeśli ktoś zna jakiś powód, dla którego do ślubu nie powinno dojść, powinien go zgłosić.

kancelaria_parafialna

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (215)

#71579

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wynajmuję mieszkanie w nowym budownictwie. Pode mną w identycznie rozplanowanym mieszkaniu mieszka sąsiadka.

Mieszkanie jest kupione typowo pod wynajem. Wszystkie meble są z Ikei, sprzęty też może nie najdroższe marki, ale mieszkamy wygodnie od roku i na razie z niczym problemów nie mieliśmy.

W kuchni nad kuchenką mamy okap, ot, zwykły okap spełniający swoją funkcję. Może do najcichszych nie należy, ale przy maksymalnych obrotach, kiedy jest najgłośniejszy, jesteśmy w stanie normalnie słuchać radia.

Nasz okap bardzo przeszkadza sąsiadce z dołu.

Pierwszy raz przyszła do nas, kiedy już okap był wyłączony, a ja akurat spałam. Weszła do środka rozejrzała się, nie zlokalizowała źródła dźwięku i wyszła.

Następnym razem nakryła nas na obiedzie. Okap włączony, podobnie radio - w kuchni gra zawsze, kiedy jesteśmy w domu.

S: Olaboga, jak głośno, a u mnie wszystko się niesie.
Ja: Radio jest za głośno?
S: Nie, ja tam radia nie słyszę, ale ten okap jest źle zrobiony. Tak nie było, jak się państwo wprowadzali. Tak to wyglądało? Przecież nie tak!

Pomyślałam, że jak mieszkanie właścicielka odbierała, to okapu raczej nie było, ale odpowiedziałam pani, że ja tylko wynajmuję i nie wiem, jak wyglądało przy odbiorze.

S: Aaaa, no tak, państwo tylko wynajmują.

Kolejną wizytę mieliśmy z tydzień później. Narzeczony dla świętego spokoju poszedł do kobiety zobaczyć, czy rzeczywiście jest tak głośno. Stwierdził, że coś szumi, jak to w bloku, my też słyszymy wodę czy okap sąsiadów, po prostu nie zwraca się na to uwagi, bo nawet w nocy nie jest głośno.

Wezwała do nas kominiarza, bo mamy źle zamontowany okap. Kominiarz nie stwierdził nieprawidłowości. Wezwała kogoś z administracji. Chłop posłuchał u nas, posłuchał u niej i wrócił do nas z komentarzem, że on nic nie zrobi, a baba pewnie kolejne kontrole naśle.

Czemu dzisiaj o tym piszę?
Spotkałam sąsiadkę na schodach.
S: No co państwo robią, że tak głośno, coś trzeba z tym zrobić, tak nie może być. O, słyszy pani, jaki hałas?

Nic nie słyszałam, stałyśmy na klatce.

Ja: Może winda pani przeszkadza?
S; Nie, ja windy w domu nie słyszę, ale ten okap... Kominiarz nic nie powiedział, a tu tak głośno.
Ja: Nie ma nas teraz w domu, właśnie wracam z pracy, nie ma u nas nic włączonego.
S: Ale w nocy...
Ja: Obydwoje wstajemy do pracy ok. 5-6, nie siedzimy po nocach.
S: Ale woda w nocy leciała.
Ja: W nocy śpimy, do widzenia.

Faktycznie dzisiaj w nocy mój facet się źle czuł i spędził trochę czasu w łazience, ale ja śpiąca obok w sypialni nic nie słyszałam, a o jego przebojach nocnych dowiedziałam się rano od niego.

Co ciekawe, w ciągu roku mieszkania mieliśmy 2 imprezy, tak mniej więcej do 2-3 w nocy, staraliśmy się omijać kuchnię i łazienkę i muzyka leciała w pokoju, który styka się z pustym mieszkaniem, ale z pewnością było głośniej niż okap czy prysznic. Sąsiadka nie słyszała.

sąsiedzi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (379)

#70224

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałam właśnie historię Baltazara Gąbki #2834, kiedy przypomniała mi się moja.

Historia nie jest piekielna, raczej śmieszna.

Wyprowadzałam się z mieszkania studenckiego pod koniec roku akademickiego. Wielkie sprzątanie, pakowanie, przeglądanie każdej szafki, czy nic nie zostało.

Miałam tam między innymi niską szafkę, taką do kolan, której drzwiczki się ciężko otwierały i zamykały, zostawiłam je więc otwarte. Następnie zapragnęłam ściągnąć coś z góry i schować go do torby na podłodze, oczywiście zapominając, że między moimi nogami jest otwarta szafka. Dorobiłam się w ten sposób imponujących rozmiarów krwiaka w intymnym miejscu.

Bolało strasznie i wyglądało źle. Godzina 23, ale nic jedziemy na pogotowie. Słaniałam się z bólu przy każdym kroku, siedzenie w samochodzie podobnie. Mój facet zostawił mnie więc opartą o jakiś filar przy wejściu i poszedł mnie zapisać.

(Dialog przytoczony przez faceta)

Facet: Dzień Doby, moja dziewczyna miała zderzenie z twardym przedmiotem potrzebuje konsultacji ginekologicznej

Babka w rejestracji spojrzała na niego znudzonym wzrokiem: wypisać receptę?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 292 (408)

#65527

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę samochodem w niedzielę koło 7:30 rano przez Warszawę. Droga nie wielopasmowa, ale też nie osiedlowa. Mam zielone światło, dojeżdżam do pasów, a tu przed maską ląduje mi laska zapatrzona w telefon, ze słuchawkami na uszach.

Całe szczęście, że samochód ma dobre hamulce, ja dopiero wjechałam na tą drogę i nie zdążyłam się rozpędzić, miałam na liczniku jakieś 25-30 km/h, a dziewczyna szła dalszą częścią pasów, bo zatrzymałam się w połowie przejścia, tuż przed nią.

Dziewczyna nawet nie podniosła głowy, aż sprawdziłam, jaki kolor światła miała, ale nie, wszystko się zgadza, dla niej czerwone, dla mnie zielone. Selekcja naturalna, tylko czemu ewentualnie moim kosztem?

przejście dla pieszych

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 645 (711)