Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Angel_Sue

Zamieszcza historie od: 15 stycznia 2021 - 15:06
Ostatnio: 23 października 2021 - 17:28
  • Historii na głównej: 9 z 11
  • Punktów za historie: 1059
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 45
 
zarchiwizowany

#88666

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ilu ludzi nie może patrzeć na cudze szczęście? Okazuje się, że bardzo wielu.
Mój związek rozpoczął się kilka miesięcy temu i jak to na początek związku przystało, bardzo lubiliśmy się (i zresztą lubimy nadal) przytulać, czy całować, nawet na chodniku, w środku miasta. Nie było to jednak nic wulgarnego, nic nieprzyzwoitego typu jakieś obłapianie się na ławce, ot długie przytulanie się przeplatane z pocałunkami.
Jak się szybko okazało w moim mieście ( które mogę śmiało uznać jako prowincjonalne i dość zacofane), wiele osób nie może znieść widoku dwojga zakochanych w sobie, przytulających się ludzi.
Oto niektóre komentarze w ciągu wspomnianych kilku miesięcy naszego związku, które nas spotkały:
- idźcie się obściskiwać gdzieś indziej, a nie tutaj!
- I stoją na środku chodnika, drogę taranują!- Chodnik był szeroki, a pani ten komentarz wygłaszająca, jechała rozpędzona na hulajnodze, nie mówiąc już, że nie staliśmy na jego środku.
-Zostawcie sobie tę miłość na później, na potem jej nie wystarczy.
-To się gołąbeczki znalazły, żeby was szlag trafił.

Zastanawia mnie czasem, czy cudze szczęście i zakochanie się w sobie, aż tak kłuje niektórych w oczy?

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (14)

#88191

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce już dawno, bo lekko licząc około 10 lat temu, ale i tak były to wystarczająco współczesne czasy, żeby jej poziom absurdu miał prawo szokować.
I tak siedząc w upalnym dzień w pracy, właśnie sobie o niej przypomniałam.

Pewna osoba z mojej rodziny ma córkę, którą nazwę Hanią, na potrzeby historii. Hania miała wtedy 12 lat i jak nie trudno obliczyć, chodziła do podstawówki.

Szkoła była raczej nowszego budownictwa, więc przez cienkie ściany, latem, szczególnie na poddaszu, potrafiło być niesamowicie gorąco.

Mama Hani wpadła, więc na pomysł żeby kupić córce, mały plastikowy wiatraczek, który działa na baterie.

Następnego dnia rodzice Hani zostali wezwani do szkoły z zarzutem takim, że "nie można przynosić własnych wiatraczków, ponieważ szkoła walczy z dyskryminacją dzieci z biednych rodzin, a nie wszyscy mogą zakupić takowy dzieciom, więc tym samym nie jest to zgodne z założeniem równych szans w szkole."

Zrozumiałabym jeszcze argument ze względu na bezpieczeństwo, czy zasady BHP (choć też nie do końca bo w szkole jest mnóstwo przedmiotów, którymi można zrobić sobie potencjalnie krzywdę), ale czy tylko mnie zasada typu "jeśli ma być koszmarnie gorąco, to każdemu", wydaje się być lekko idiotyczna?

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (204)

#87608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witajcie. Jestem tu nowa, ale od jakiegoś czasu czytuję Piekielnych.

A, że mnie wiele, ale to wiele różnych piekielności się w życiu przydarzyło- z chęcią je tu opiszę- co dla mnie też będzie fajne z tego względu, że zemsta jest słodka, jak wiadomo ;)
Także opisanie ich tutaj, nie będę ściemniać, że nie sprawi mi radości- choćby takiej malutkiej...

Zacznę od tych mniej harcorowych, ale z czasem pojawią się może i te mocniejsze.

Ok, więc zaczynamy bez zbytniego przedłużania i jedziemy z pierwszą randomową historią, która wydarzyła się nie tak dawno, więc i dopiero niedawno zeszły ze mnie nerwy.
Dostałam się na staż z urzędu pracy. Wcześniej pracowałam i małolatą już nie jestem, ale trochę później skończyłam studia, a w zawodzie pracować bym chciała.

Zaświadczenie o jego odbyciu miało przyjść pocztą na adres mojego zameldowania, w ciągu chyba 14 dni. Jednak przyszło ze znacznym opóźnieniem. Śpieszyło mi się, nie ukrywam, gdyż starałam się o pracę i to zaświadczenie było mi potrzebne na niedługo- miałam jeszcze kilka dni na złożenie dokumentów.
I pewnego dnia przychodzi pan listonosz, ja cała radosna otwieram list z urzędu pracy. A tam... byk. Czyli pomylone totalnie miejsce odbycia stażu.
Jadę więc następnego dnia z samego rana do urzędu, przed którym stałam ze 20 minut na zewnątrz bo wpuszczali po kilka osób- ok, to rozumiem, przepisy, pandemia.

Wreszcie zostałam wezwana do pokoju, a tam pani urzędniczka.
Pyta w czym problem, a ja, że w zaświadczeniu jest błąd.
- Ale proszę pani, to nie jest możliwe.
- Tak, jest bo ja pamiętam gdzie odbywałam staż.
- Proszę panią, my pilnujemy takich procedur- powiedziała dziwnie na mnie patrząc, jakbym chciała ją nie wiem sama, oszukać?
- To nie wiem jak to się stało w takim razie, mnie ten dokument jest bardzo potrzebny.
- Ale to nie jest możliwe, musiała pani odbyć staż tam gdzie jest napisane, bo to od razu jest zapisane w systemie.

I tak patrzyłam na nią w zaparte w milczeniu, choć widocznie liczyła, że odpuszczę.
- W takim razie ja nie wiem droga pani, czy uda się to sprostować skoro tak zostało w systemie.
- Aha i co teraz?- bo inne pytanie już mi nie przychodziło do głowy, a ręce opadły.
- No dobrze, pójdę w takim razie to sprawdzić- ale to zależy czy jest na to w ogóle jakiś dowód, bo jeśli nie ma to tego nie poprawimy.

Po 10 minutach wraca trochę speszona.
- Tak, owszem jest błąd, bo została pani dopięta do teczki kogoś innego. Będę musiała znów wysłać poprawioną wersję pocztą - westchnęła pani urzędniczka.
- Ale proszę pani, ja mam złożyć te dokumenty w ciągu kilku dni, nie mogę czekać aż przyjdzie to pocztą, nie może tego pani poprawić teraz?
- Niestety nie, bo tutaj nie ma mnie kto zastąpić, większość pracowników jest na pracy zdalnej.
- Dobrze, w takim razie ja przyjadę po to jutro osobiście, bo bardzo mi się śpieszy.
- Ale my dokumenty urzędowe wysyłamy pocztą, muszę to wysłać pocztą.
- Bardzo mi zależy, bo staram się teraz o pracę, mogłabym po to przyjechać jutro, albo pojutrze?
-No dobrzeee, proszę przyjść- znów westchnęła.

I tak zaświadczenie po wielkich bojach zostało mi wydane na czas, choć praktycznie w ostatniej chwili do końca terminu składania dokumentów.

I jak widać dane w systemie jakimś cudem dało się poprawić, jednak chcieć to móc ;).

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (188)

#87786

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie krótko. Z racji tego, że mój lekarz od pewnego czasu nie przyjmuje, musiałam poszukać innego.

I znalazłam taką panią doktor, która jak wydawać by się mogło miała całkiem niezłe opinie, więc ucieszyłam się, że być można znalazłam dobrego specjalistę- chodzi o implant zęba, bo mój własny jest do wyrwania, więc terminy były dość odległe.
Zapisałam się na połowę kwietnia, wchodzę wczoraj na portal, a tu...informacja, że wizytę odwołano.
Oczywiście bez telefonu do mnie, smsa ani niczego podobnego, choć mój numer był on podany na portalu.

Dzwonię, więc do gabinetu i pytam o co chodzi, po czym dostaję informację, że jedna ze stałych pacjentek bardzo prosiła żeby ją przyjąć, więc mnie... po prostu wypisali, bez powiadomienia mnie, bez telefonu, czy smsa, czy nawet bez głupiego przepraszam w tej rozmowie, ale za to mogą mnie zapisać na miesiąc później.

Nie muszę chyba dodawać, że grzecznie podziękowałam i zapisałam się do kogoś innego.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (200)

#87731

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wiadomo pieniędzy z czasie pandemii nigdy nie ma za wiele i przy obecnych cenach, postanowiłam więc jakiś czas temu trochę sobie dorobić i poszukać dodatkowej pracy zdalnej.

Porozsyłałam, więc CV i następnego dnia dostałam już telefon z propozycją pracy.
Stało się to szybciej niż myślałam, jednak pozostał do naprawienia jeszcze jeden problem, a mianowicie mój zawirusowany komputer, którego nie miałam czasu wcześniej zanieść do serwisu.

I tak zrobiłam, zapytałam też pana z serwisu, czy będzie gotowy na rano za dwa dni- czyli na wtedy, kiedy miałam zaczynać pracę. Odpowiedział, że na pewno zdążą mi go do tej pory naprawić.
Na koniec dodałam jeszcze, że są tam pewne ważne programy, które nie chciałabym żeby zniknęły, na co odpowiedział, że nie ma problemu. Pomyślałam, więc że pewnie wszystko będzie ok i radośnie wróciłam do domu.

I wracam za dwa dni o 9.00, czyli tak jak się z panem umawiałam, bo o 12.00 miałam zaczynać moje szkolenie z pracy i komputer był mi już potrzebny.

Pan nerwowo zaczyna szukać mojego komputera udając, że mnie nie pamięta, po czym dzwoni do swojego kolegi i rozmowa ta wygląda mniej więcej tak:
"Halo, Bartek, gdzie ty jesteś? Jak to w domu, a zrobiłeś ten komputer pani? Nooo Bartek, to pośpiesz się".

Po czym dowiedziałam się, że kolega już wyjeżdża i komputer będzie gotowy za maksymalnie godzinę. Podkreśliłam to, co mówiłam wcześniej, że komputer jest mi bardzo potrzebny na tamten dzień do pracy, po czym usłyszałam tylko, że jak będzie gotowy, to do mnie zadzwonią.

Cała w nerwach czekam aż minie ustalona godzina wreszcie nie wytrzymuję, sama dzwonię.
I co słyszę? Komputer jest jeszcze niegotowy, bo kolega właśnie go robi, będzie gotowy na... 12.00, czyli na wtedy, kiedy zaczynam pracę.

W końcu nie miałam innego wyjścia jak pożyczyć komputer od sąsiadki, moje szczęście jedynie w tym, że była wtedy w domu.
Ale najlepsze nastąpiło dopiero na koniec.

Przychodzę popołudniu po pracy po mój komputer, za ladą tym razem siedzi już pan, który miał się nim zająć, po czym... dowiaduje się, że wgrał nowy system, bo stary był przestarzały, wszystkie programy trzeba zainstalować od nowa, a co gorsza, jak się okazało po powrocie do domu, komputer zacina się przy włączaniu.

I o ile tą ostatnią rzecz zaniosłam z reklamacją, to moja noga już tam więcej nie postanie, o czym Panów na koniec oczywiście poinformowałam.

Co najlepsze i tak mieli zaskoczone miny.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (151)

#87670

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz się działa jeszcze za moich czasów szkolnych, czyli późnych lat 90-tych, kiedy to chodziłam do klasy szóstej podstawówki.

Z reguły nie lubię się żalić, więc nie będę tutaj opisywać całej swojej sytuacji rodzinnej, jednak miałam w tamtym czasie dość poważne problemy w domu, włącznie w przemocą fizyczną i psychiczną i nie były to byle klapsy, czy szlaban na wychodzenie z domu. Wyleczyłam się już z traum z przeszłości i mnie one nie bolą, jednak przytoczę tutaj jedną z historii z tym związaną.

Postanowiłam w swojej dziecięcej naiwności, wyżalić się u szkolnej pani pedagog -zresztą za radą nauczycielki, która zauważyła, że gorzej radzę sobie z nauką i wezwała mnie na rozmowę po lekcjach, a ja wyznałam, że to właśnie przez problemy w domu.

Opowiedziałam więc owej pani pedagog o całej sytuacji (która w dzisiejszych czasach z pewnością byłaby sklasyfikowana jako przemoc), licząc na to, że jeśli nie porozmawia z moimi rodzicami i nie przemówi im do rozsądku- a tak naiwnie w tym wieku sądziłam- to chociaż udzieli mi kilku porad, jak mam sobie z tym radzić.

Po uważnym wysłuchaniu mnie, stwierdziła coś w stylu- hmmm, wiesz, wg badań wiele dzieci boi się swoich rodziców i tak już jest. Może nie jest to dobre, ale twoi rodzice nie chcą dla ciebie źle i nie robią ci tym na złość. Postaraj się jakoś załagodzić sytuację w domu i bądź dla nich miła.

I tak zakończyła się może z 5-minutowa rozmowa, z którą wiązałam duże nadzieje wsparcia, a dostałam zamiast tego tylko usprawiedliwienie dla moich rodziców, w tamtych niestety piekielnych czasach.

Żeby nie było, nie jestem również za tzw. "bezstresowym wychowaniem", kiedy dzieciom wszystko wolno, bo to druga skrajność, jednak na pewno nie za takim bagatelizowaniem poważnych problemów uczniów, jak za czasów mojego dzieciństwa.

Było też wielu piekielnych nauczycieli przekraczających granice, ale o tym być może napiszę już w innych historiach.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (126)

#87702

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiaj - wychodzę rano do sklepu przed rozpoczęciem mojej pracy. Wszystkie drogi zasypane, choć chodniki już częściowo poodśnieżane, dlatego też zrobiły się wąskie przejścia między nimi.

I pewnym momencie mijam panią w powiedzmy dojrzałym wieku, ale też i nie staruszkę, taką około 55 lat tak na oko, idącą dość szybkim, żwawym krokiem.

Przechodziłam pierwsza wzdłuż tego zwężonego miejsca, więc ustawiłam się w takiej pozycji żeby było mi łatwiej przejść. I pani popychając mnie gwałtownie ręką w stronę zaspy powiedziała: " jesteś młoda, więc możesz przejść"- w takim sensie, że powinnam iść zaspą, a jej stałoby się coś gdyby zaczekała te 3 sekundy aż przejdę.

Może i historia banalna, ale pokazuje ogólną roszczeniowość niektórych z racji tylko tego, że są starsi- ale niekoniecznie niedołężni, bo i ta pani szła szybciej ode mnie, a do staruszki jej było daleko.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (121)
zarchiwizowany

#87698

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed paru lat, kiedy to byłam młodą dziewczyną i u spowiedzi być może i ostatni raz, zresztą za namową rodziców.

Wielkimi krokami zbliżał się ślub mojego brata ciotecznego.
Zawsze byłam raczej osobą "wierzącą, a nie praktykującą", co wynika z mojego głębokiego przekonania, że lepiej pomodlić się w sercu niż kościele, albo opowiadać jakiemuś obcemu facetowi o grzechach.
Ale też zdaje sobie sprawę z tego, że każdy wierzy w co innego, więc żeby nie było, tak tylko luźno wspomniałam o swoich przekonaniach na potrzeby historii, inne w pełni akceptuję.

Przechodząc jednak do historii, podchodzę do konfesjonału, gdzie widzę starszego księdza i zaczynam opowiadać o swoich grzechach.
Grzechy jak grzechy, raczej takie standardowe, księdza jednak wyjątkowo oburzyły niektóre z nich.
Rozumiem, że grzech to grzech i kościół nie może go pochwalać, jednak to co mi powiedział owy ksiądz zapamiętałam do dzisiaj.
Stwierdził z westchnieniem: "dziecko, ty przecież nie masz żadnego życia duchowego".

Historia z pozoru niewinna, jednak skutecznie zraziła mnie do spowiedzi, szczególnie, że zawsze byłam osobą wrażliwą, która życie duchowe sobie ceniła- choć niekoniecznie akurat to religijne. Pomyślałam sobie, dlaczego obcy ksiądz ma wyrokować o moim życiu duchowym, a co gorsza stwierdzić nieomylnie, że go nie ma? Co o mnie wie i na ile mnie zna oprócz kilku dość pospolitych moich grzechów, żeby mnie tak surowo osądzać?
W każdym razie od tego czasu nie byłam u spowiedzi ani razu i...osobiście mi tego nie brakuje :).

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (45)

#87611

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o stereotypach i o tym jak potrafią być krzywdzące.
Dla mojej rodziny niestety, to co określa wartość ludzi to przede wszystkim: wygląd, pieniądze i wykształcenie.
Jeśli te trzy czynniki są na przyzwoitym poziomie już są kupieni.
I tak, mój były, nazwijmy go Bartek, który je spełniał, bardzo wpasowywał się w ich gusta. Niestety miał za to wiele wad, o których mogłabym wiele pisać m.in. lubił rozglądać się za innymi dziewczynami, o czym, co tym bardziej piekielne, niektórzy z mojej rodziny i znajomych wiedzieli.

W końcu poznałam mojego obecnego partnera i zakochaliśmy się w sobie z wzajemnością, a z byłym się rozstałam.
Niestety droga dla nas nie była od początku usłana różami i nasz związek spotkał się z dużym niezrozumienie, ze strony mojej rodziny, ale i niestety części znajomych.
Oto część komentarzy, których było o wiele więcej i od niektórych słyszę je do teraz:

Tata - Nie rozumiem dlaczego wybrałaś 13 lat starszego, tamten był młodszy i przystojniejszy, a dla ciebie to powinno być ważne.
Sąsiadka - Angel_Sue, ty to zasługujesz na takiego z filmu, a nie tego co sobie wybrałaś.
Ciocia - Ten Bartek to był na swój sposób przystojny, no i po studiach, zastanów się, może do siebie jeszcze wrócicie?
Koleżanka - Czy ja wiem... Jakoś do siebie nie pasujecie, a Bartek się do ciebie może odzywał?
Kuzyn - To jak to możliwe, że on jest na kierowniczym stanowisku bez studiów?
I wisienka na torcie babcia - Najważniejsze żeby ci się ładne dzieci urodziły, potem możesz robić sobie co chcesz.
I długo bym tak jeszcze mogła wymieniać podobne komentarze.

Zaznaczę, że mój facet, nie jest jakimś tam brzydalem i podoba mi się, ale, że nie wygląda jak model i jest niewiele wyższy ode mnie, choć sama mam niewiele ponad 160,to już dla wielu był skreślony na starcie.
Na szczęście wiele osób zmieniło o nim zdanie, kiedy go lepiej poznało, bo jest to bardzo inteligentny człowiek i przy tym sympatyczny, ale np. mój tata nadal twierdzi, że "to żaden rarytas dla mnie".

rodzina

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (152)

#87625

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia tym razem nie moja, ale mojej siostry - nazwijmy ją Magdą.
Za studenckich czasów Magda wynajmowała pokój na stancji, podobnie zresztą jak ja, ale że wybrałyśmy studia w innych miastach, to nigdy w tym okresie życia razem nie mieszkałyśmy.
Przed podpisaniem umowy najmu, jak to zazwyczaj bywa wpłaciła kaucję równej wartości miesięcznej opłaty za pokój, co było zresztą zaznaczone w umowie.
Mieszkanie miało co prawda kilka drobnych usterek, które oczywiście wyszły już po podpisaniu umowy i nie można ich było zauważyć przy jej zawarciu, takich jak np. zepsuta mikrofalówka, jednak właścicielka obiecała szybko je naprawić.
Tak się jednak nie stało, ale, że były to takie raczej drobne usterki siostra aż tak bardzo się nimi nie przejmowała i często o to nie dopominała.

Pech chciał, że jej współlokatorka poznała w międzyczasie chłopaka, do którego zdecydowała się wprowadzić i tak Magda została sama na mieszkaniu.
Wiadomo, że wiązało się to automatycznie z większymi opłatami, postanowiła się, więc w końcu przeprowadzić (szczególnie, że był to martwy sezon na poszukiwania drugiego współlokatora), oczywiście z zachowaniem okresu wypowiedzenia w umowie.

I wszystko było pięknie i ładnie - do czasu rozliczenia się w właścicielką.
Okazało się, że mimo tego, że usterki były jej wcześniej zgłaszane zaraz przy wprowadzeniu się, udała głupią zwalając całą winę za nie na... Magdę. Bo na kogo, skoro drugiej współlokatorki już nie było, a we dwie może by i jej miały większą śmiałość napyskować.
Nie wiedziała jednak o jednym fakcie, a mianowicie, że moja siostra, choć bardzo młoda już wtedy nie dawała sobie łatwo w kaszę dmuchać.

Akurat w momencie przeprowadzki przyjechałam do siostry żeby pomóc jej przy przewożeniu rzeczy - ja jeździłam już samochodem, a ona jeszcze nie - i miałam szczęście (albo nieszczęście) przy tej rozmowie być.
W tym momencie, kiedy piekielna właścicielka odmówiła zwrócenia kaucji, Magda spytała:
- Hmm, a pani zgłaszała może najem do urzędu skarbowego? Bo nie wydaje mi się skoro przyjeżdża pani po pieniądze osobiście z innej miejscowości i nie odpowiada pani forma wpłacania ich na konto, choć ją proponowałam.
- Ale... Że co? Ty mi.... grozisz? Groźby są karalne! - mówiąc to piekielna właścicielka prawie się zagotowała.
- Tak się składa, że nie jest to groźba, bo ma pani obowiązek zgłosić wynajem mieszkania do urzędu skarbowego. Jeśli nie odda mi pani kaucji, przykro mi, ale będę musiała to zrobić za panią.

I takim to sposobem, w tym momencie kaucja została oddana bez słowa protestu.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (148)