Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Arcialeth

Zamieszcza historie od: 3 września 2013 - 1:58
Ostatnio: 7 maja 2020 - 17:18
  • Historii na głównej: 4 z 18
  • Punktów za historie: 910
  • Komentarzy: 500
  • Punktów za komentarze: 2389
 
zarchiwizowany

#82569

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rodzice mojego narzeczonego mają Westa. Ostatnio nasunął się temat żywienia psów i dawania im czekolady, gdzie mój ukochany powiedział, że odrobina czekolady np. mus z tortu czy ukruszony kawałek batona na ziemi nie zabije psa, luźno rzucone przy stole, zadziałało jak płachta na byka na moja przyszłą teściową. Ogólnie jest z niej spoko babka, tylko ma manie udawania najlepszej i wszystko wiedzącej. Po 5 min słuchania jej wywodu i patrzenia na mojego ukochanego jak jest mu w sztuczny sposób udowadniane, że nic nie wie i nic się nie zna po prostu powiedziałam.
- Pani W. Tego psa to wszystko może zabić, ona rzyga i dostaje infekcji od polizania się po własnej dupie, nie opierajmy wiedzy na tym konkretnym przypadku, jedynego psa jakiego Pani ma i najwyraźniej miała.

West teściowa

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -18 (20)

#81992

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, że nie uwierzycie, ale mam historię z pierwszej ręki o robieniu sobie "prywatnego folwarku" ze szpitala specjalistycznego.

Moja znajoma dostała wypowiedzenie. Była ona Oddziałową, wygrała konkurs za kadencji poprzedniego dyrektora i pracowała, raz lepiej, raz gorzej - jak każdy. Ogólnie była dobra dla personelu i starała się walczyć zarówno o swoje pielęgniarki, jak i o porządek na oddziale.

A teraz skrócona historia.

Dyrektor placówki zrobił przyjęcie wielkanocne. Kto mógł i chciał, przyszedł, kto nie mógł (ciężki dyżur, osobiste sprawy, po prostu święta etc.), nie. Na blisko 35 osób 14 nie przyszło.

14 osób, wraz z moją znajomą, dostało wypowiedzenie z 3-miesięcznym okresem.

Teraz wisienka na torcie. Wieść się rozeszła, ktoś się wygadał i od słowa do słowa wszystko ułożyło się w jedną, spójną całość. Personel poleciał, bo nie był na DOBROWOLNEJ imprezie, kreowanej przez dyrektora placówki, mimo że wystarczyła degradacja ze stanowiska, gdyby faktycznie coś się stało, jakieś megaważne zebranie było.

Osoby zwolnione, mimo niesmaku, przyjęły zwolnienie z godnością, a co dyrektor placówki? Cóż... Były już 2 konkursy i żadna pielęgniarka do konkursu się nie zgłosiła, solidarnie.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (161)
zarchiwizowany

#80585

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam w pracy "koleżankę", osobę starszą i zdało by się bardziej dojrzałą psychicznie i kulturowo, którą tak też traktowałam. Po roku pracy w moim zakładzie dowiedziałam się, że jej latorośl zaczęła uczęszczać na kierunek mojego męża i ma problemy ze zdaniem więc chętna niesienia pomocy, gdyż mam taki charakter i jestem osobą prostolinijną zaoferowałam, że z danych przedmiotów wykopię notatki mojego ukochanego i jej pożyczę co z jej twarzy widziałam, że się ucieszyła.

Wyjechałam na urlop, w międzyczasie dowiedziałam się, że notatki ma nasz wspólny kolega, a on niestety odseparowany od nas przez swoją nową żonę co jest materiałem na inną piekielną historię, nie może tak łatwo (nie chce bądź raczej nie może bez jej zgody przejechać 3km do środka miasta i z powrotem) się z nami spotkać. Pojechałam na urlop z przeświadczeniem, że po powrocie je wezmę, a wczoraj będąc w pracy dowiedziałam się, że dana osoba w niemiły sposób naśmiewała się ze mnie do lekarzy przez literówkę w opisie pacjenta w dość niesmaczny, mało kulturalny sposób, a co to za słowo? Za słowo używane potocznie zamiast napisać w sposób prawny, napisałam w sposób potocznie używany, a ta koleżanka do jednego z autorytetów w naszej pracy przekształcała je ze sposobu potocznego w obelżywy sugerując iż wychowałam się w oborze.

Poszło o jedno słowo. Usłyszała to druga koleżanka, kiedy ja jeszcze nie byłam na urlopie na 2 dni po tym jak jej synowi zaoferowałam pomoc w zdaniu matematyki na uniwersytecie przez co sam oblał już pierwszy rok. Poczułam się niemiło, ale zaczęłam się śmiać z całej sytuacji bo tylko pokazało, że 90% pielęgniarek to osoby zawistne, kłamliwe i bezczelne bez krzty kultury, którą się tak bardzo zasłaniają.

Konkluzja? Żadna, takie jest życie, a koleżance odmówiłam oddania notatek bez słowa wyjaśnienia i staram się ograniczyć z nią kontakty do formalnych, szkoda mi nerwów. Zrobić co swoje, zamknąć drzwi i wyjść. Ps. drugiej koleżance wierzę ponieważ ona sama była szykanowana po przyjściu z błahych powodów przy mnie co starałam się ucinać bo obgadywania nie lubię.

słuzba_zdrowia pielegniarki

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (21)
zarchiwizowany

#80347

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie dostałam telefon od koleżanki z pracy i to dość wzburzony, a mianowicie nasza szefowa wróciła z urlopu i zaczęła swoją tyradę i psucie nerwów, a zaczęło się od tego, że odkąd pracuję termometr jaki mamy jest zepsuty, pokazywał źle temp. czyli widać ewidentnie, że pacjent rozpalony, gorączkujący, a on wesoło pokazuje 36.6 bądź MAKSYMALNIE 37.2 czyli w cały świat.

Teraz historia właściwa -zgubiłam go. W ferworze ciężkiego dyżuru tydzień temu, gdzieś go odłożyłam, może w zabiegowym, może wypadł mi z kieszeni jak nachylałam się nad pacjentem, aby pomóc koleżance która robiła opatrunki, może ktoś go ukradł bo do dyżurki każdy może wejść, a i nikt by nie zauważył bo cały czas latamy ze zleceniami, pacjentami, lekarzami. Trudno. Było, nie ma.

No i dzisiaj szefowa weszła do zabiegowego, stwierdziła, że po tygodniu dalej się nie znalazł i podobnież oje... okrzyczała dziewczyny, że się nie znalazł, że co to ma być, że giną sprzęty, że kosztami obciąży i w cały świat sama siebie nakręcała, a jak to wygląda od naszej pielęgniarskiej strony? A wygląda to tak, że jak debile świecimy oczami przed pacjentami odkąd tu pracujemy mówiąc ewidentnie gorączkującemu pacjentowi i jego rodzinie
- "nieeee... termometr nie pokazuje gorączki... to taki specjalny, szpitalny on inaczej mierzy, ale jest w porządku!"
po czym jak wyjdą podłączamy paracetamol. Nie mówiąc o ciśnieniomierzu, którego rzep czasy świetności widział 3 lata temu na gwarancji, a o monitorach do mierzenia parametrów życiowych nie wspominając.
Realia Polskiego szpitala... masakra jakaś... jeszcze miesiąc i się zwalniam pracować na kasie.

słuzba_zdrowia szpital pielęgniarki

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 13 (107)

#80164

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dodaję teraz tą króciutką historię, bo mnie mocno rozbawiła w swojej piekielności.

Po jednej z nocek w szpitalu przyszedł czas na zdawania raportu, czyli zamykamy ładnie zabiegowy i dyżurkę pielęgniarską, po czym udajemy się socjalnego, aby zacząć czas wtajemniczania w odmęty mrocznych problemów pacjentów. W czasie zdawania raportu często się zdarza, że zadzwoni dzwonek i moja współtowarzyszka niedoli bądź ja pójdziemy sprawdzić co tam się stało. Toteż tym razem poszła koleżanka, a ja zostałam, odłożyłam kajecik i luźno sobie rozmawiamy i jak zwykle napatoczył się temat dzieci, choroby, szkoły i ogólnie maminych tematów, a ja jako, że bezdzietna i zero zainteresowania tym tematem jak i sprawami prywatnymi dziewczyn, otworzyłam telefon, i włączyłam z messengera filmik, który mi kolega podrzucił dzień wcześniej.

Filmik trwał 25 sekund, a to wystarczyło, aby koleżanka swoim doświadczonym wzrokiem otaksowała mnie i mój telefon głośno wyrażając niezadowolenie

(K) i (Ja)

K - Telefony powinny być zakazane używania w pracy - rzekła zniesmaczonym tonem.
Ja - Hmm? Moment, co? - nie usłyszawszy co powiedziała, bo skupiłam się na kilkusekundowym filmiku.
K - No właśnie! O tym mówiłam. Młodzi teraz tylko siedzą z telefonem. W pracy, w szkole, na ulicy.
Ja - Ano prawda, ale starsi też, takie czasy - po czym się uśmiechnęłam szczerze, nie przeczuwając do czego ona zmierza, po czym schowałam telefon do torby.
K - W pracy siedzą w każdą przerwę, rozmawiają, piszą sms-y i w ogóle, ostatnio bym takiego knypka rozjechała na ulicy, a ty też nie powinnaś siedzieć, bo ktoś cię przyuważy i dostaniesz ochrzan! - w tym momencie się podirytowałam i normalnie kazałabym się jej odp... odjaniepawlić.
Ja - Widzisz. Jedni palą papierosy co 15 min, inni siedzą na telefonie, a jeszcze inni piją, jedzą, bądź srają w kiblu. Co mi do tego, każdy spędza wolny czas jak chce - tu nastąpiła pauza, bo koleżanka się zacięła i zmieniła temat na chłopaka, którego by na ulicy przejechała.

Ps. Koleżanka dobrze pracuje, szybko się uwija i ma ogromną wiedzę, kiedy ja się uczę, ale dosłownie co 20 min. siedzi w kiblu na papierosie z doktorami i sama chętnie pisze sms-y na telefonie, gdzie ja dopiero ucząca się, zaledwie 2 lata na tym rynku pracy otworzyłam krótki filmik na telefonie 30 min. po swojej zmianie.

Wiem, że różnica pokoleń itp. ale nieładnie wypominać coś komuś tylko dlatego, że ta osoba jest młoda, samemu będąc totalnym hipokrytą.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (204)

#79253

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do dietetyczek.

Mam pytanie. Czym się różni dieta normalna (posiłek normalny, obiadowy) od lekkostrawnej i cukrzycowej? Bo wg. mnie BARDZO się różnią, ale widocznie dla Pań dietetyczek w szpitalach różnią się tylko "pacjent po wyrostku" Vipowski i "pacjent po wyrostku normalny szary kowalski". Pierwszy dostaje zróżnicowaną dietę lekkostrawną, a ten drugi jakąś bryłę.
A najlepsze. Dieta normalna i lekkostrawna dla osób starszych jest taka sama. Twarde mięso, gdzie nawet zdrowy człowiek z zębami ma problem rozgryźć, a co dopiero starsza osoba bez zębów z ledwo trzymającą się protezą. O wątpliwych walorach smakowych nie wspominając.

A żebyście wy tak zeżarli co serwujecie szarym kowalskim w szpitalach. Karma wraca. Pamiętajcie.

Dieta dietetyczka szpitale vipy normalni ludzie służba zdrowia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (181)
zarchiwizowany

#79150

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wkurzyć pielęgniarkę aktualnie dyżurującą?

Pacjent odstawiony na nasz oddział na "umarcie" (Nie. To nie paliatyw. Ot rodzinka grubszej rybki nie chce się pogodzić, a na paliatywie nie ma Vipowskich sal, a w domu nie będą się opiekować bo... bo nie umieją umyć i przebrać.)

Pielęgniarka nie jest od informowania o stanie pacjenta. Nie poda informacji przez telefon, nie umówi w szpitalu Pana dr. czy lekarza na prywatną wizytę bo jak dla mnie może i płeć chirurgicznie jej zmienić - nie interesuje mnie życie prywatne lekarza i jakie prowadzi gabinety. Pokój lekarski jest 2 pokoje dalej, posze tam iść i szukac informacji. Ja prawnie NIE MOGĘ nic powiedzieć, ot co najwyżej jakieś pielęgnacyjne rzeczy. Nie ma Pana Lekarza/doktora/profesora? Nie nie wiem, gdzie jest, a dlaczego nie wiem? Bo nam zwykłym, nie wartym nawet 100 zł brutto podwyżki pigułom nie raczą nawet powiedzieć. Swoją drogą przestałam reagować na opieprz od kierowniczki, że czemu ja nie wiem gdzie jest lekarz.
Nie, nie przyjmę od Pani leków pacjenta bo musi je zobaczyć lekarz i on dopiero po wynikach badań/diagnostyki stwierdzi co i jak mam podawać. Tak panie dr. Pan to musi zrobić, a nie ja =)
Tak Pani dr. Tu w tej półce są zlecenia. Podać? proszę samej sobie wziąć dobrze? 3 dni później dostaje opierdziel od oddziałowej, że nie podałam w zębach (chyba) lekarzowi zleceń mając zakrwawione i osyfione rękawiczki po krwi, stojącą pacjentkę do przyjęcia i pacjenta który za 5 min ma jechać na blok operacyjny. Ojej Arcialeth... no, ale następnym razem powiedz to jakoś delikatniej.(Naprawdę... -.-)

Szczytem był młody chłopak jeżdżący sportowym wozem, który kazał mi podać butelkę lekko gazowanej wody swojej w słabej kondycji babci. Odmówiłam grzecznie mówiąc iż babcia jest na przeciwko drzwi dyżurki piel. i może sam jej podać, a i babcia się ucieszy widząc Pana. Co zrobił Pan? Wszedł, rzucił babci na nogi i uciekł.

słuzba_zdrowia lekarze pielęgniarki praca codzienność

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (105)

#77434

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Epizod z poszukiwania pracy.
Z racji iż mam zawód pielęgniarki i na dobrą sprawę dostanę pracę od razu, bo ciągle jest deficyt. Tak więc w poniedziałek byłam na 3 rozmowach o pracę w Łodzi.

1. Zachwalanie, pokazywanie jak bardzo idzie się na rękę i fajny oddział, super zespół, jeden z najlepszych i ogólnie cud miód i orzeszki. Zaproponowali mi 2090 brutto. Od tego roku sprzątaczka (z całym szacunkiem do tych kobiet, bo są naprawdę wspaniałe i pomagają) 2000 brutto. Zastanawiam się... po co ja studia skończyłam?

Jedyny plus to wysyłanie na szkolenia, które później będą mi potrzebne (niekoniecznie honorowane. Ot, więcej obowiązków za tą samą płacę tylko, że nie muszę biegać po oddziale z kwitkiem, aby osoba z kursem go podbiła), ale za tą kwotę raczej nie pożyję... mieszkanie kosztuje mnie 700 zł, a jeszcze trzeba dojechać, zjeść coś, ogólnie się utrzymać (zakładanie rodziny odpada). A zdrowie mam jedno i nadgodzin brać nie będę. Jak by mi brakowało 300 zł na pieluchy w miesiącu, albo pogrzeb wyskoczył, mogłabym brać nadgodziny, ale nie po to, żeby przeżyć.

2. Przychodnia. Ładnie i pięknie, zakres obowiązków tak na słuch normalny, pobieranie krwi, sterylizacja, jakieś badania. Ile bym chciała, jak to widzę, jak z dojazdami itp. Ładnie i pięknie. Gdzie piekielność? Wymagane są kursy, których nie mam, a nie chcę świecić oczami przed prokuraturą, bądź komuś robić problemów. Zastanawiam się po co marnują swój czas...

3. Firma zajmująca się logistyką. Nie wymagają cudów na kiju, ot "pani włącz kompa, tu masz Excela, wystukuj, szprechaj po angielsku, studiów nie trzeba, wystarczy 2 tyg. kurs" płaca? 3200 brutto.

Medycyno Polska... czemu zmierzasz do utopii. Naprawdę poważnie rozważam w najgorszym przypadku pracę w biedronce na kasie za 2400 brutto. Przynajmniej nie będę znosić do domu chorób i babrać się w kale, wzw, clostridium czy innym syfie.

PS. Empatii mam wiele, ale empatią się nie wyżywię.

Szukanie_pracy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (313)
zarchiwizowany

#69472

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Popędzana terminem oddania pracy lic. opiszę wam frustrującą mnie sytuację.

Antyplagiat - tak znienawidzony przez wielu studentów programik, który niejednemu upsuł krwi w tym momencie podwyższa mi ciśnienie.
Piszę sobie pracę o chorobie Alzheimera problemach pielęgniarskich - niby nic prostszego. I tu błąd. Co oddam pracę do sprawdzenia promotorce czy do sekretariatu (mamy fajne babki :D) ciągle wszyscy mi mówią, że mam ZA MAŁO PRZYPISÓW. Już kombinuje jak wół pod górę, otwieram strony bibliotek Uniwersyteckich i szukam książek i artykułów, żeby pododawać przypisy jak debil i nagle się okazuje, że pracę nad którym spędziłam blisko dwa miesiące posiłkując się kilkoma definicjami w 237451397 pracach zestawienie słów i wyrazów jest identyczne i muszę zmieniać PRZECINKI. Ja zamiast spędzić czas na pisaniu dobrej pracy sprawdzam co chwila, gdzie wstawić przypis, jak wstawić przypis i czy dobrze wygląda wstawienia 30 raz tego samego przypisu

Antyplagiat pisanie pracy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (33)
zarchiwizowany

#67964

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótko o lekarzach, którzy podobno wszystko wiedzą najlepiej. Zamieszczone za zgodą znajomego mającego dyżur.

Iksiński wieczór na ZOL w jednym z szpitali. Pacjentka dostała skurczu mięśni, znajomy który jest pielęgniarzem trzyma z całych sił jej szczękę, aby nie udusiła się i tlen miał jak dopływać do płuc. Koleżanka pielęgniarka szybko zadzwoniła po dyżurującą Panią doktor, że już idzie i faktycznie po 3 min się zjawiła.
Pierwsze co powiedziała, żeby zrobić?
- eeeee parawan postawcie... (?!)
Iiiiii tyle. Zastanawia się co zrobić, a kolega oczy wywalił bo z całych sił trzymał szczękę pacjentki. Dopiero po zasugerowaniu leku na zwiotczenie mięśni właśnie przez kolegę udało się pacjentkę rozluźnić.

Nie wini się Pani doktor o panikę, może młoda była, może spanikowała, ale najgorsze jest to, że coraz więcej lekarzy nos ma wyżej niż umiejętności, a pielęgniarki i pielęgniarze nie mogą nawet leku przeciwbólowego podać pacjentowi bez wydzwaniania do lekarzy, a przecież lekarz ma tą samą wiedzę o leku co każda osoba pracująca w szpitalu i umiejąca czytać ze zrozumieniem ulotkę.

Add.1 Nazwa leku na X jednostkę chorobową zależny jest od szpitala, więc doktor nie może sobie wymyślić nie wiadomo jakiego specyfiku.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (49)