Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Armageddonis

Zamieszcza historie od: 2 czerwca 2014 - 18:37
Ostatnio: 26 kwietnia 2019 - 17:06
  • Historii na głównej: 62 z 132
  • Punktów za historie: 26777
  • Komentarzy: 303
  • Punktów za komentarze: 1374
 
zarchiwizowany

#62114

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dnia dzisiejszego. Oczywiście znów o klientach na infolinii.

Dzwoni pan, bardzo zbulwersowany tym, iż jego telefon był na gwarancji aż 8 dni (gdzie standardem jest 14-dniowe oczekiwanie). No ale cóż, gó**o zdarza się jak głosi słynna nalepka. Na wstępie żąda rekompensaty za to że aż 8 dni bez telefonu był. No dobra, proponuję jaką mogę, czyli 10 złotych upustu na abonament. I tu zaczyna się robić ciekawie:
[J] - Ja, [K] - Klient
[K]: ILE?!
[J]: Kwota jaką mogę zaproponować w tej chwili to 10 złotych upustu.
[K]: TOSZ TO ZŁODZIEJSTWO JEST!!
[J]: To jest kwota jaką mogę zaproponować w tej chwili. Jeżeli panu nie odpowiada to w takim wypadku wyślę zgłoszenie do...
[K]: Pan MI chce 10 złotych dać?! Ja 8 dni bez telefonu byłem, to mi się coś więcej należy!
[J]: Proszę pana, w piśmie które otrzymał pan 01.09 napisane jest, iż miał pan możliwość wzięcia telefonu zastępczego na okres naprawy.
[K]: A co ja będę jakiś szajs brał jak iPhona 5 oddaję! I karta by nie pasowała!
[J]: Mógł pan również kartę SIM wymienić na większą aby włożyć ją do starszego modelu tele..
[K]: Co pan KU**A myśli że ja ZŁOM w domu trzymam?!
[J]: Proszę się nie unosić bo będę musiał się rozłączyć, to po pierwsze, po drugie, jak mówiłem, jeżeli nie zadowala pana 10 złotych rekompensaty, napiszę zgłoszenie do działu reklamacji o większą kwotę...

Aby was już nie męczyć powiem że ogółem sprawa wyglądała tak, że telefon dostał w marcu, pod koniec Sierpnia się zepsuł, ale żeby od razu mi się drzeć do ucha żeśmy złom mu przysłali, bo po 6 miesiącach padł? Nie wspominając już o fakcie że nie zorientował się że przez 2 tygodnie bez telefonu będzie. Zresztą z tego powodu chciał również abyśmy mu 3 aparaty przysłali na zapas, bo jak to określił, "Jak się znowu zj***e to złom wywalę i nowy z szafki wezmę". Tak. Do tego dożywotni zapas Mojito i wakacje na Bahamach.

call_center cebulandia

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (276)
zarchiwizowany

#61822

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od dłuższego czasu pracuję jako Konsultant fioletowej sieci. Każdy kto jako konsultant pracował wie, że czasami wpadną na słuchawkę piekielni klienci. Taki właśnie klient zadzwonił do mnie kilka dni temu odnośnie faktury.

[J]: Ja
[K]: Klient

[J]: Witam, w czym mogę pomóc?
[K]: Z fakturą mam problem.
[J]: Dobrze, chodzi o ten numer z którego pan dzwoni?
(Pominę niezbędne w rozmowie formalności i przejdę do sedna)
Klient ma problem z kwotą naliczoną na fakturze. Sprawdzam, kwota za taryfę obniżona bo klient stały, żadnych innych kwot naliczonych nie ma. Wyjaśniam klientowi i pytam w czym w takim wypadku tkwi problem?
[K]: Bo za mało mi wychodzi!
(Chwila konsternacji z mojej strony)
[J]: Ale jak to za mało?
[K]: No za mało, na stronie waszej jest 29.99 a tu mam 24.99?!
[J]: (Nadal nie mogąc uwierzyć w to co właśnie do mnie dotarło): Czyli, z tego co rozumiem, przeszkadza panu to, że jako stały klient ma pan zniżkę na abonament?
[K]: No właśnie, z jakiej to racji?!
[J]: Z takiej proszę pana, że jest pan naszym stałym klientem, już drugi raz przedłużył pan w naszej sieci umowę, i zdecydowaliśmy się przyznać panu z tego powodu rabat na abonament.
[J]: Ale ja chce więcej płacić!

Nie będę was tu męczył streszczaniem 10-minutowej rozmowy z panem który najwyraźniej nie rozumie co oznacza słowo rabat. Może myślał że jak będzie płacił te 5.99 to będzie miał coś więcej w ramach abonamentu? Po głębszym przemyśleniu sprawy żałuję że nie podałem mu numeru swojego konta aby mógł te "brakujące" 6 złotych płacić...

call_center

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (38)
zarchiwizowany

#61823

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Praca w Call Center, co wie każdy kto w takowym pracował, to niewyczerpane źródło piekielności. W ostatnim miesiącu było dość ciężko, wakacje, kradzieże i gubienie telefonów, Skandalicznie wysokie(!!!) opłaty za telefony z Egiptu czy Tunezji. Jednym słowem infolinia pod ciągłym ostrzałem, po 30 klientów czekających na połączenie. Oto dwie z wielu historii z tego miesiąca które najbardziej zapadły mi w pamięć:

(I) Dzwoni klient odnośnie opłat na fakturze. Był 2 tygodnie w Egipcie i "dosłownie osiwiał", jak to ujął, gdy zobaczył fakturę na której za rozmowy do Polski zapłacił 700 złotych. No dobrze, sprawdzam połączenia, około 100 minut wychodzących z okresu pobytu w Egipcie. Minuta połączenia wychodzącego to 7zł. Oburzony klient mówi że on reklamuje bo nikt go nie poinformował. Po sprawdzeniu w systemie czego trzeba powiedziałem że dostał po przekroczeniu Egipskiej granicy sms'a z informacją o kosztach w roamingu. Dodałem też że przed wyjazdem, na stronie sieci można bez problemu sprawdzić koszta połączeń. Rozłączył się bez słowa.

(II) Jak mówiłem - Sierpień był ciężkim miesiącem, mnóstwo kolejek, więc i czas oczekiwania na połączenie dość długi. Łączy się ze mną pan którego pierwszą prośbą było usunięcie ze strony "kłamliwej" jego zdaniem informacji o czasie oczekiwania na połączenie. Żądał połączenia z prezesem, bądź abym ja z prezesem porozmawiał (bo to oczywiste że każdy konsultant ma numer do prezesa firmy). Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że informacja odnośnie czasu oczekiwania jest średnią z ostatnich 7 dni (co na stronie jak byk wisi tuż obok zdjęcia słodkiej, znanej każdemu, blond pani). Po kilku minutach wykłócania się, trzasnął słuchawką widząc że nic nie wskóra.

Rozumiem problemy z zasięgiem, internetem czy problemy techniczne, ale nie potrafię pojąć, dlaczego, pomimo wyraźnych informacji na stronie i w sms'ach (włączając głupie granie na czekanie klient otrzymuje 2 sms'y z informacją o czasie aktywacji) klienci nadal nie potrafią pojąć tego co czytają. Pomijam już fakt że za miesiąc będą telefony o kwotę na fakturze za wielokrotne połączenia na infolinię bo "ja myślałem że to za darmo" (informacja o płatnym połączeniu biało na fioletowym na środku strony).

call_center

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (214)

#61448

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia moja będzie dodatkiem do wielu już innych epopei z supermarketów.

Otóż pewnego popołudnia, jak zwykle, udaliśmy się z dziewczyną na zakupy do Reala. Cóż, taki mamy zwyczaj, że coś na wieczór bierzemy i od razu na następny poranek i obiad, aby z samego rana nie musieć latać. Chwyciliśmy więc jakąś pizzę, napój i bułki, i idziemy do kasy. Stajemy w kasie, przed nami raptem dwie osoby, miejsca na to co mamy starczy, więc wykładamy. Piekielność zaczyna się w momencie gdy za nami stają dwie starsze panie. Oto kilka smaczków:

I: Pełen wózek zakupów a pierwsze słowa jakie słyszymy to: "Tacy młodzi to poczekać by mogli, nie przepuściliby starszej pani?" (Wypowiedziane grzecznie aczkolwiek ociekało złośliwością). Stwierdziłem że mamy 3 rzeczy więc pół minuty i będzie po sprawie, na co staruszka niemalże larum podniosła na to, jakiż to ja nieuprzejmy byłem.

II: Po mojej uprzejmej odmowie pani zmieniła strategię. Widząc że miejsca na taśmie nie ma, tak czy siak zaczęła wykładać swoje rzeczy, oczywiście moje spychając na zakupy osoby przede mną.

III: Gdy nie zareagowałem na warknięcie: "przesuń się pan bo wykładam" w moje plecy wbił się łokieć kobiety. Jakoś to zdzierżyłem, bo już wychodziłem, ale nawet kasjerka spojrzała na babsko vel. "Starszą Panią" z niesmakiem.

Rozumiem, gdyby miała mleko i jajka, nie robiłbym problemów. Ale nie wiem jak bezczelnym trzeba być aby podejść do kasy mając zakupów tyle że się z wózka wysypują, i jeszcze niezbyt uprzejmie prosić aby ją przepuszczono. Z racji czego? Z racji wieku? Gdyby był to autobus to bym miejsca starszej osobie ustąpił bez pytania, bo tak mnie wychowano. Ale skoro ma siłę na wbijanie ludziom łokci w plecy, to myślę że potrafi wytrzymać 30 sekund więcej w kolejce.

sklepy starsze_panie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 626 (688)

#60951

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podobna sytuacja jak w http://piekielni.pl/60546 ma miejsce w Trójmieście. Często na peronie można spotkać młodego (na oko 25 lat) człowieka który prosi o dołożenie drobnych na bilet powrotny do domu. Nie było by w tym nic podejrzanego, gdyby nie to że:

- Facet nie wygląda na kogoś komu nagle zabrakło na bilet, skoro na wycieczkę do Sopotu mógł zabrać plecak marki Jack Wolfskin (za które cena 300 zł jest uważana za niski wydatek).
Pominę fakt, że wygląda jakby dopiero co wyszedł z salonu piękności (wyżelowane włoski, modne, czyste ciuchy, buty za 1/4 średniej krajowej. Generalnie nie wygląda jak ktoś kto przez całą noc spał na ławce).

- Facet (codziennie!!) opowiada historyjkę o skradzionym dzień wcześniej portfelu. Ktoś przyjezdny mógłby dać się nabrać, ale gość pyta mnie o to co najmniej 3 razy w tygodniu jak czekam na SKM do pracy.

komunikacja_miejska

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (349)
zarchiwizowany

#60976

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponownie o szeroko reklamowanej sieci komórkowej.

Od jakichś 6 miesięcy pracuję jako telefoniczny konsultant fioletowej sieci. Cóż, praca jaka jest taka jest, ale nie o tym chce pisać, a o salonach tejże sieci. Nie wiem jak wygląda rekrutacja tamże, ale ja, aby dostać ochłapy za siedzenie 8 godzin na słuchawce musiałem przejść przez 2 rozmowy kwalifikacyjne, 9 dni szkolenia i na koniec 2 egzaminy (pisemny i oczywiście rozmowa).

No i nic dziwnego, bo w końcu muszę problem klienta rozwiązać podczas najlepiej kilkuminutowej rozmowy. Problem zaczyna się, gdy klienci są odsyłani na infolinię przez "konsultantów" z salonu. Otóż kilka dni temu zadzwonił do nas klient którego historia zmusiła mnie do napisania tego tekstu.

Mianowicie, klient od paru dni miał problem z zasięgiem (bo i jaki klient fioletowej sieci kiedyś go nie miał). Dzwoni więc na infolinię spytać w czym problem. Cóż, w systemie problemu nie ma, stacja w miejscu zamieszkania w porządku, faktury też. No więc, rutynowa procedura, wymiana karty SIM w salonie.

Rzeczony klient [K], po wizycie w salonie, ponownie dzwoni na infolinię, łącząc się ze mną [J]:\

[J]Witam, w czym mogę pomóc?
[K]Witam, ja chciałbym kartę sim wymienić.
[J]W takim wypadku należy udać się do salonu w celu...
(Tu klient przerywa):[K]Ale ja właśnie z salonu wychodzę, powiedziano że mam do was zadzwonić a wy im kartę wyślecie.
[J]Im, czyli komu, proszę pana?
[K]No do salonu, aby mogli mi ją wydać!

Tu się we mnie nieco zagotowało, bo ostatnio takich historii z udziałem "wykwalifikowanych" pracowników salonu coraz więcej, więc dla upewnienia pytam klienta:
[J]Czyli chce mi pan powiedzieć, że udał się pan do salonu by wymienić kartę SIM, tak?
[K]No dokładnie, wczoraj dzwoniłem do was, mi powiedziała pani że do salonu bo tylko tam mogą, a w salonie że to wy im wysłać musicie i wieczorem będzie do odbioru.
Wyciszyłem rozmowę i po głośnym westchnieniu kontynuowałem:
[J]Nie wiem, proszę pana, kto panu w salonie takich bajek naopowiadał, ale tylko i wyłącznie w salonie można kartę SIM wymienić, bo klient musi okazać dowód, no i kartę SIM musi mieć ze sobą aby było z czego dane skopiować.

Po tym klient jeszcze trochę ponarzekał (czemu się nie dziwie absolutnie) zaś ja po prostu zaleciłem udanie się do innego salonu, bo najwyraźniej tam gdzie był, zgarnięto z ulicy leniwych gówniarzy po gimbazie.
Jeżeli ktoś z czytelników miał podobną sytuację, prosiłbym o podzielenie się tym w komentarzach, chciałbym zorientować się, jak szerokie jest to zjawisko.

call_center

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (265)
zarchiwizowany

#60947

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odnośnie historii http://piekielni.pl/60620

Przygoda nie moja, a mojego wujka, ale przekażę, albowiem w przeciwieństwie do opowieści powyższej, ta kończy się happy endem. Otóż wujaszek mój, starszy już, koło 70-tki, mieszka jakieś 300 metrów od kościoła.
Wuj jest człowiekiem wierzącym, do kościoła chodzi regularnie. Jak mu powiedziałem że jestem niewierzący jest, to oczywiście na wszelkie sposoby próbował mnie do KK przekonać, ale to już na osobną historię się nadaję.

Cóż, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że w kościele obok którego mieszka, nie znają najwyraźniej pojęcia wyrozumiałości. Otóż problem w tym że CODZIENNIE o 6 rano, w południe i o 18 biły potężnie dzwony, po 12 uderzeń, w razie jakby ktoś nie wiedział jaka jest godzina. Ok, w południe i o 18 da się wytrzymać, ale o 6 rano, normalni ludzie albo śpią, albo właśnie wrócili z nocnej zmiany i spać by chcieli. Ale proboszcz miał najwyraźniej problemy ze zrozumieniem tego prostego faktu.

A więc wujek mój, mając najwyraźniej dość, zgłosił sprawę do urzędu miasta. Ktoś mógłby powiedzieć że po 6 rano to już nie cisza nocna, ale, formalnie rzecz biorąc, dzwony włączano o 5.59 więc, cisza nocna obowiązywała nadal.
Urząd miasta sprawę więc uznał, i od tej pory, każdy mieszkaniec w promieniu 1,5 kilometra od danego kościoła może spać nieprzerwanym snem.
Inną, chorą sprawą jest to, że w mieście liczącym 40 tys. mieszkańców jest 7 kościołów...

kościół hałas sen miasto

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (192)
zarchiwizowany

#60742

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z cyklu uroki PKP:

Dzieci. A konkretnie matki z dziećmi. Matki wchodzące do pociągu z wrzeszczącymi wniebogłosy dziećmi. Niby nic wielkiego, ale gdy siadają obok Ciebie, po kilku minutach nawet osoba kochająca dzieci ponad wszystko ma dość. I gdyby to był zwykły, regionalny pociąg, można by po prostu przejść do innego wagonu. Cóż, w supernowoczesnych składach PESY jest to niemożliwe, a dzieciaka słychać w całym pociągu. Wiem, bo w dniu wczorajszym do składu wsiadły trzy szczęśliwe rodzicielki z trojgiem, nieco mniej szczęśliwych dzieci. Nie ma to jak 2 godziny jazdy w zatłoczonym pociągu z krzykami małych harpii w roli akompaniamentu...

pkp

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (38)
zarchiwizowany

#60361

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja z dnia dzisiejszego, opisująca wspaniałe traktowanie pacjenta przez Polską służbę zdrowia.

Wyglądało to następująco: Moja ukochana, tak feralny miała dzień wczoraj że potłukła szklaneczkę. Podczas próby sprzątania kawałek wielkości małej igły wbił się w stopę. Niby nic, zaraz się wyjmie. Po godzinie próbowania nici z tego wyszły, a dziewczyna musiała iść do pracy (w której głównie chodzi).
Jakoś wytrzymała, ale dzisiejszego ranka decyzja: Idziemy do lekarza. I tu zaczyna się piekiełko. Jedziemy przez pół miasta, każda przychodnia zamknięta (Święto w końcu ważniejsze od ludzkiego zdrowia) więc na pogotowie, komu w drogę temu wrotki.
Jakoś doszliśmy do pogotowia. Strażnik na bramce mówi że tu nie, bo tu tylko do przypadków wyjeżdżają, i do akademii medycznej trzeba iść. Dochodzimy do akademii, a tam - żywej duszy. W końcu zapytaliśmy strażnika kolejnego, gdzie jakiś szpital. "200 metrów prosto i w lewo". No dobra, idziemy.
Dochodzimy do szpitala (który ma postać pierdyliarda budyneczków o ch*j wie jakim przeznaczeniu). 3 pielęgniarek po kolei pytamy gdzie się z tym udać, każda odsyła nas dalej "bo tu się tym nie zajmujemy". Ok, w końcu, po 45 minutowej tułaczce ze szkłem w stopie, dochodzimy do budynku właściwego szpitala. Wchodzimy, a tam również - żywej duszy. 15 okienek rejestracji - nikogo na stanowisku. W końcu jakaś sprzątaczka powiedziała gdzie mamy iść.
Jesteśmy na miejscu, pani przy okienku mówi że zaraz ktoś po dziewczynę wyjdzie obejrzeć o co chodzi. Zaraz przeciągnęło się do kolejnych 30 minut spędzonych w poczekalni obok zrzędzących staruszków i ryczącego dzieciaka.
W końcu dziewczyna dostaje się do gabinetu. Szybka decyzja pielęgniarki - "zaraz obejrzy panią Chirurg". Przychodzi doktor, a raczej idiota noszący plakietkę chirurga i po pobieżnym obejrzeniu stopy mówi coś co zwala nas z nóg:
"Ale proszę pani, ja tutaj nic nie zrobię. Tutaj życia się ratuje a to szkło samo wyjdzie, nie ma sensu ciąć tego nawet".
I tak oto, wściekli po 2 godzinach zapier****nia przez pół Trójmiasta z problemem który powinna rozwiązać przeciętna pielęgniarka, wróciliśmy do domu aby na gorąco opisać wspaniałe traktowanie pacjenta przez polskich Lekarzy

słuzba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (29)
zarchiwizowany

#60293

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja jeszcze z mojego dzieciństwa.

Był gorący, letni dzień, miałem jakieś 8 lat, jako iż byliśmy tego dnia z rodzicami na mieście postanowiliśmy wpaść do lodziarni. Tak się składało że akurat otworzono lodziarnię o wdzięcznej nazwie "Agatka". Tam więc zaszliśmy. Matula zamawia dla wszystkich lody i tu zaczyna się dziecięce piekiełko. Wszyscy wiemy jak wyglądają łyżki do nakładania lodów gałkowych. Pani za ladą również miała taką łyżkę, tyle że... nie w dłoni. Łyżka leżała obok zaś pani postanowiła użyć do nakładania lodów łyżeczki... do kawy. Matula zrobiła oczy jak talerze i patrzy co ta kobieta robi. Po 5 minutach dłubania i męczenia wręczyła mi coś co przypominało loda, rodzice zrezygnowali ze swoich. Za tę jedną gałkę zapłaciliśmy 6(!!!) zł. (Normalna cena w większości lodziarni w mym mieście waha się od 1.50 do 2.00 zł w sezonie letnim). Po jakichś 2 miesiącach lodziarnia splajtowała. Najwyraźniej wiele osób miało podobne doświadczenia.

lodziarnia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (27)