Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Armageddonis

Zamieszcza historie od: 2 czerwca 2014 - 18:37
Ostatnio: 26 kwietnia 2019 - 17:06
  • Historii na głównej: 62 z 132
  • Punktów za historie: 26777
  • Komentarzy: 303
  • Punktów za komentarze: 1374
 
zarchiwizowany

#68542

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/68538 przypomniała mi przeboje jakie parę lat temu przechodziła z ekipą budowlańców nasza spółdzielnia mieszkaniowa.

Swojego czasu mieszkańcy parteru zdecydowali o tym, iż pora zamontować sobie balkony. Ekipa zamówiona, materiały opłacone i huzia na wikinga, pracę pora zacząć. Ekipy użyczyła lokalna firma budowlana. I tu się zaczyna.

Ekipa "pracowała" w godzinach 7-15. No właśnie. "PRACOWAŁA". Wyglądało to tak, że o 6.45 przychodzili i wyciągali narzędzia. Następowała 30 minutowa przerwa śniadaniowa. Głównym daniem oczywiście zupa chmielowa. Zaczynają pracę o 7.30. Poprzez pracę mam na myśli to, że dwie z siedmioosobowej ekipy pracują, reszta pije browara. Na zmianę.
Godzina 9:00, kolejna przerwa. Poziom alkoholu we krwi daje się we znaki. Wiertarki nie są już jedynym źródłem hałasu, panie lekkich obyczajów czynią atmosferę gęstą niczym zupa.
Godzina 12:00 Kolejna przerwa, tym czasem prawie półtorej godzinna. Panowie leżą na trawce popijając zupę chmielową i pokarmy w formie stałej.
Godzina 13:30, powtarza się scenariusz z godziny 9:00, czyli dwie osoby pracują, reszta podziwia.

I tak dzień w dzień przez ponad miesiąc. Tak. Siedmioosobowej ekipie budowlańców, zamontowanie dwóch balkonów zajęło ponad miesiąc.
Tak, wzywane były odpowiednie służby i zarządca spółdzielni. Panowie, gdy tylko widzieli radiowóz, sprawiali że butelki wyparowywały. Jak? Nie wiem do tej pory. Wizyty Zarządcy na jedno popołudnie rozwiązywały problem.

Głównym powodem takiego zamieszania, na praktycznie każdej budowie, jest stawka godzinowa. Im dłużej pracujesz, tym więcej dostajesz kasy. Dopóki takie podejście pracodawców się nie skończy, dopóty najprostsza budowa będzie się ciągnęła jak flaki z olejem.

budowlańcy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (138)

#68120

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś rano znowu się przejechałem przez pół miasta na darmo. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Kilka dni temu pisałem o klientce, która wysłanie sms'a z informacją o tym iż nie przyjdzie na spotkanie uważa chyba za rzecz niewykonalną.
Przezornie zadzwoniłem wtedy wcześniej i umówiłem się z nią na dzień dzisiejszy, na 9 rano. Cóż mi pozostaje, klient nasz pan, zwlekam się więc znowu specjalnie dla niej o 6:30 z łóżka, robię co trzeba i jadę. Na godzinę przed spotkaniem wysłałem sms'a z przypomnieniem, że jesteśmy umówieni. Zero odzewu.
O 8:45, już z biura, dzwonię. Bez odbioru. O godzinie 9:15 dzwonię raz jeszcze. Nie odbiera. Więc wkurzony jak cholera bo czas tylko zmarnowałem, idę na tramwaj. W tramwaju dzwoni do mnie klientka.
[J]- Ja [K]- Klientka

[J]- Słucham?
[K]- Dzień dobry, Iksińska z tej strony, ja bym chciała poinformować pana tylko, że jednak rezygnuję.
[J]- Pani sobie w kulki leci w tej chwili.
[K]- Słucham?!
[J]- Dzwonię do pani i ślę sms'y na godzinę przed spotkaniem, aby upewnić się, że pani przyjedzie. Nie odbiera pani, a teraz, gdy już z biura wracam, zmarnowawszy cały poranek, mówi pani że rezygnuje?
[K]- Ale o co panu chodzi?
[J]- O to że miło by było, gdyby o rezygnacji informowała mnie pani pół godziny przed spotkaniem, nie pół godziny po planowanym spotkaniu, gdy siedzę jak debil w biurze czekając na panią.
[K]- Ale ja zapomniałam w ogóle o spotkaniu, więc w czym problem(?!).
[J]- W takim razie proszę zainwestować w kalendarz i żeń-szeń, może to poprawi pani pamięć.

Rozłączyłem się. Wiem, że piekielny byłem głównie ja, ale nienawidzę gdy ktoś marnuje mój czas.

klienci

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 443 (543)

#68078

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O ludzkiej przyzwoitości słów kilka.

Jak pewnie niektórzy wiedzą, pracuję od jakiegoś czasu jako doradca kredytowy. "Ten od żydowskich kredytów" jak to ludzie mówią. W biurze cały czas nie siedzę, przyjeżdżam tylko na spotkanie z klientem, z którym rzecz jasna umawiam się na konkretną godzinę.

Ale do rzeczy. Z tą przyzwoitością to jest różnie. Osobiście uważam, że gdy wiem że gdzieś nie będę mógł się pojawić, to należałoby o tym poinformować drugą stronę, chyba normalne prawda? Choćby głupim sms'em. Niektórzy ludzie jednak, najwyraźniej mają to gdzieś. Przykład z dnia dzisiejszego. Jestem umówiony z 3 klientami, jeden na 13, kolejny na 13:20 i następny na 15.

Wybija godzina 13, zabawę czas zacząć. Czekam cierpliwie do godziny 13:15, dzwonię do klienta. Głuchy telefon. Godzina 13:30, analogiczna sytuacja odnośnie drugiej osoby w kolejce.

Cóż mi pozostaje, skoro i tak godzinę zmarnowałem, to poczekam do 15. Ale coś mnie tknęło. Dzwonię do klientki, odbiera o dziwo natychmiast, pytam więc czy nie mogłaby przyjść wcześniej, jeśli ma taką możliwość. Okazało się że dziś w ogóle nie przyjdzie, spotkanie przełożyła. Po raz trzeci. Gdybym nie zadzwonił sam, to pewnie siedziałbym jak głupi do tej pory w biurze. Tu więc ponawiam zadane wcześniej pytanie:

Tak trudno wysłać jednego sms'a? Oszczędziłoby to człowiekowi i nerwów, i przejazdu przez pół miasta. No, chyba że to ja jestem na tyle stuknięty aby kogoś poinformować, że nie będę mógł się pojawić na spotkaniu. Ale co ja tam wiem.

klienci

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (346)

#68039

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni temu musiałem zarejestrować się do dentysty. Wściekłem się przy tym nielekko i muszę przyznać że piekielności sporo było po mojej stronie. Dlaczego?

Wchodzę z samego rana na stronę swojej przychodni, wybieram numer i dzwonię do rejestracji. Godziny rejestracji, co wyraźnie zaznaczone, to 7-14. Wykonuję połączenia co 10-15 minut, zero odzewu. No cóż, trzeba się więc wybrać osobiście.
Przybywam punkt 12 do przychodni. Ludzi zero. Panie za ladą popijają kawkę śmiejąc się w najlepsze. No nic, podejmę ostatnią próbę, może telefon im padł. Biorę telefon w dłoń, wybieram numer i dzwonię. Urządzenie za ladą odzywa się natychmiast, reakcja pań zerowa. Czyli pora wkroczyć do akcji.
Podchodzę do lady, z telefonem przy uchu, aparat za ladą nadal wyje jak opętany.
[J]- Ja [PR]- Pani z Rejestracji.

[J]- Proszę odebrać telefon.
[PR]- (patrzy na mnie ze szczerym zdumieniem) CO PROSZĘ?
[J]- Nie, to ja proszę. O podniesienie słuchawki.
Pani niechętnie podnosi słuchawkę i przykłada ją do ucha.
[J]- A teraz mnie pani bardzo wyraźnie posłucha. W czasie gdy panie się opier***ały za ladą, ja dzwoniłem jak poje***y aby się zarejestrować do dentysty. Przez pań lenistwo, musiałem tłuc się przez pół miasta aby zrobić to, co powinienem móc zrobić siedząc w domu i robiąc to, co panie robią teraz, czyli opie**alając się w najlepsze. Powinienem w tej chwili udać się do dyrekcji tego przybytku i zapytać co się tu do cholery dzieje. Ale to za chwilę. Teraz zrobimy tak: Proszę mi znaleźć termin do dentysty.
[PR]- Na kiedy?
[J]- Na wczoraj.
[PR]- (cała spocona, sapiąc jak parowóz szpera w systemie) Za tydzień najbliższy termin.
[J]- To ja poproszę na jutro.
[PR]- Ale najbliższy termin...
[J]- Powiem wprost. W nosie to mam, tak jak pani, przez pół dnia miała w nosie mnie. Proszę mnie zarejestrować na jutro do dentysty.
Chwilę szpera w systemie, alleluja! Nagle znalazł się termin, dzień następny, 9 rano. Pani zbiera dane, wrzuca do systemu i po robocie.
[J]- Widzi pani? Trudno było? I pomyśleć że byłoby o wiele szybciej i przyjemniej gdyby tylko podniosła pani tę cholerną słuchawkę. To wcale nie jest takie trudne. Do widzenia.
[PR]- Do widzenia.

Wiem że ujawniłem sporą dawkę wrodzonej piekielności, ale od czego one do cholery są za tą ladą?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 845 (933)
zarchiwizowany

#68186

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dnia wczorajszego, pokazująca jasno iż stwierdzenie "Ignorantia Iuris Nocet" jest w 100% trafne.

Wracam z pracy tramwajem, modelem nieco starszym. Dla dobra historii wyjaśnię, iż w takich tramwajach kasowniki są z reguły na przeciwko każdego wejścia, ich pomarańczowy kolor sprawia że trudno je przegapić. Jednej pani się zdarzyło i o tym właśnie będzie historia.

Gdy wszedłem do tramwaju pani już tam była. Siedziała sobie grzecznie rozmawiając po angielsku z kolegą. Po jakichś 5 minutach do tramwaju wsiedli kontrolerzy. Wszyscy wiedzą jak to wygląda, jeden za drugim bilety są sprawdzane, aż "kanar" podchodzi do kobiety.

[P]- Pani [K]- Kontroler

[K]- Bilety do kontroli proszę.
[P]- Tu są. (podaje bilety)
[K]- Ale one są nie skasowane.
[P]- Słucham?
[K]- Nie są skasowane bilety.
[P]- Ale jak to skasowane? O co panu chodzi?
[K]- O to, że po wejściu do pojazdu, jest pani zobowiązana do skasowania zakupionego wcześniej biletu (wskazuje palcem na kasownik znajdujący się na wysokości wzroku kobiety, jakiś metr od niej). To nie wisi tu dla ozdoby.
[P]- Ale ja nie wiedziałam, ja nie jestem stąd.
[K]- Ma pani możliwość odwołania się od decyzji w ciągu 7 dni.
[P]- No dobrze, ale przecież ja nie wiedziałam. Jak kupowałam w kiosku to nic mi nie mówiono o tym.
[K]- Jeśli jedzie się do obcego miasta dobrze jest poczytać o panujących w komunikacji miejskiej zasadach. Poproszę dokument potwierdzający tożsamość.
[P]- (podaje dowód) No dobrze, ale przecież jak ja nie wiedziałam, to skąd mandat, kierowca był zajęty strasznie i mi nie powiedział.
[K]- U kogo w takim razie kupowała pani bilet, w kiosku czy u kierowcy, proszę się zdecydować.
[P]- ...
[P]- Jak mówiłem, ma pani 7 dni na odwołanie się od decyzji, będziemy musieli teraz wysiąść aby wypisać pokwitowanie.

Na następnym przystanku "kanar" z kobietą wysiedli a mnie w głowie krążyły dwa pytania:
I. Jak upośledzona musi być spostrzegawczość kobiety, aby ta nie zauważyła "TU KASOWAĆ" na bilecie.
II. Czego się spodziewała tłumacząc się niewiedzą i zrzucając odpowiedzialność na to, że nikt jej nie wytłumaczył jak dziecku.

komunikacja_miejska

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (41)
zarchiwizowany

#68113

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pozdrawiam debila który dziś po godzinie 20, w Gdańsku na Alei Hallera, zapie****ał bez świateł na rowerze po chodniku nie szerszym niż metr, mając obok szeroką jak sk**ysyn ścieżkę rowerową. Oby Ci siodełko w tyłek weszło.

rowerzyści

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (48)
zarchiwizowany

#68050

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o najgorszej wymówce jaką słyszałem od dłuższego czasu. Wczoraj wieczorem, wróciwszy z urlopu, odebrałem telefon. Pani zainteresowana pożyczką, chciałaby się umówić na dzień następny, na godzinę 9. Ok, nie ma problemu, załatwione.

Zwlekam się więc dziś z łóżka przed 7, o 8 jadę do biura i czekam. Godzina 9.00, klientki nie ma, ok mógł jej autobus uciec. 9:10 - nic. O 9:15 dzwonię. Czego się dowiedziałem?
[K]- "Ojeju, bo wie pan, ja zapomniałam kompletnie, a poza tym, to pogrzeb mi dziś rano wypadł".

Cóż. Gratuluję "kreatywności". Spotkanie przełożone na jutro na godzinę 13. Ciekawe co jutro wypadnie klientce.

klienci

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (159)
zarchiwizowany

#67993

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym jak trafiłem swoistego "Jackpota" w komunikacji miejskiej.
Jadę sobie 2 dni temu tramwajem do pracy. Jako iż wsiadam na początkowym przystanku, miejsc było multum, więc zająłem takie, co by najwygodniej i najmilej podróż spędzić. Moje dobre samopoczucie szlag trafił po 3 minutach, kiedy to na jednym z przystanków, jak jeden mąż wsiedli:
I. Miotający się jak szatan, wrzeszczący żul.
II. Mamusia z dzieckiem które darło się jakby ktoś je właśnie skórował.
III. Lalunia w zaawansowanej ciąży.

Oto, dlaczego te trzy osoby obudziły we mnie rządzę mordu.

I.
Pan żul. Z wyglądu niczym się nie wyróżniający od pozostałych panów na diecie chmielowej. Ale tylko z wyglądu. Darł mordę jak opętaniec, miotając się po całym tramwaju. Nie trzeba wspominać o tym, iż wydzielał zapach zdechłego skunksa. Na szczęście wypadł z tramwaju dwa przystanki dalej.
II.
Typowa mamusia z dzieckiem. Wtarabaniła się do tramwaju, w jednej ręce trzymając telefon, pod pachą drugiej dzieciaka. I o ile rozmawiać się starała cicho, o tyle dziecko cicho nie było. Ono nie krzyczało. Ono darło się na całe gardło jakby je ktoś przypalał żywym ogniem. Co robiła mamusia aby dziecko uspokoić? Podrzucała je co chwilę pod pachą, sprawiając że pociecha lądowała brzuszkiem na jej przedramieniu. Może stąd ten nieludzki ryk.
III.
Coś co chyba wkurzyło mnie najbardziej. Lalunia, na oko, w 7 miesiącu ciąży, z telefonem przyklejonym do ucha. Darła się tak, jakby chciała aby pół miasta ją słyszało, co chyba się jej zresztą udało. Oto monolog:
"- Wiesz Jadźka, jaką ja wczoraj bibę miałam, Whoohoo! Słuchaj, wpadłam se do klubu i na wstępie z ochroniarzami se obaliłam szampana, a co! A potem ku*wa całą noc chlałam i tańczyłam na zmianę, ja pier***ę, ale zaje***cie było!"

I paniusia tak w ten deseń przez dobre pięć minut. Jak się można łatwo domyślić po punkcie II, za dziećmi nie przepadam, lecz współczuję nienarodzonemu tak bardzo upośledzonej mamuśki. Wysiadłem dwa przystanki przed planowanym, co by nikogo nie ukatrupić. Nie ma to jak współpasażerowie!

komunikacja_miejska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (43)

#67687

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnie kilka dni, pełne doniesień o społecznej znieczulicy w stosunku do osób, wobec których stosuje się przemoc, przypomniało mi o historii sprzed jakichś dwóch miesięcy.

Historia ma miejsce na Targu Drzewnym w Gdańsku (wysepka z pomnikiem Jana III Sobieskiego). Idę w kierunku Bramy Wyżynnej, gdy widzę taką oto sytuację:
[K]obieta przechodzi przez jezdnię po pasach, gdy w końcu któryś kierowca się zatrzymał. Od strony pomnika zbliża się facet, nazwijmy go [P]ieniaczem. Podchodzi do [K]obiety i zaczyna nią szarpać:

[P]- Co ty sobie ku*wo wyobrażasz! Popi****liło Cię do reszty?! Dzi**o, zginąć mogłaś!

Widząc że facet zaczyna potrząsać kobietą coraz brutalniej, a ta woła o pomoc, podchodzę bliżej:
[J]- Ja [K]- Kobieta [P]- Pieniacz.

[J]- Co tu się dzieje?
[P]- Nie twoja sprawa gnoju, wypie****aj!
[K]- To jakiś psychol, przeszłam przez ulicę, a ten się na mnie rzucił! Popi***ony jakiś!
[P]- Ja?! Popi***ony? Ja Ci ku**a pokażę!
[J]- Spokojnie, spokojnie. Skończyłeś już?
[P]- (lekko osłupiały) Tak... CO?!
[J]- Pytam czy już skończyłeś.
[P]- ...
[J]- No to wypi****laj.

Pieniacz poszedł w swoją stronę więc pytam kobietę czy wszystko w porządku. Stwierdziła że tak, podziękowała i odeszła.

Gwoli wyjaśnienia: Na w/w przejściu dla pieszych, z racji dużego natężenia ruchu, bardzo trudno jest przejść, chyba że znajdzie się jakiś kierowca który zatrzyma się na pasach. [K]obieta, widząc że najbliższy samochód ma jeszcze kilkanaście metrów do pasów, przeszła przez nie szybkim krokiem. Widocznie pan [P]ieniacz wziął sobie za punkt honoru dać jej nauczkę.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dlatego, iż bardziej od reakcji faceta (który mógł cierpieć na chorobę psychiczną i zapomnieć o lekach, cholera go wie), zaskoczył mnie brak reakcji osób postronnych. Wokół stało ze 20 osób, w tym grupka Rycerzy Ortalionu którzy mogliby [P]ieniacza roznieść na strzępy. Ale nie. Zero jakiejkolwiek reakcji.

PS: [P]ieniacz dogonił mnie minutę później z tekstem: "A ty się lepiej naucz jak się zwracać do starszych. Szacunku trochę miej!"
I tyle go widzieli.

znieczulica

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (344)
zarchiwizowany

#67599

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed jakiegoś tygodnia.

Wracam sobie z pracy. Idę na tramwaj, siadam grzecznie na przystanku i czekam. Po jakiejś minucie na przeciwległy przystanek podchodzi starszy pan. Zbliża się do tablicy ogłoszeniowej, na której wcześniej tego samego dnia wieszałem ulotki ze swoim numerem telefonu (pracuję w pożyczkach, wiem że branża niesławna, ale ludzie skądś numer muszą mieć). Patrzy chwilę na tablicę, po czym zrywa wszystkie ulotki. Powiem szczerze - lekka ku**ica mnie strzeliła. Nie po to łażę 2-3 godziny po mieście, aby jakiś dziadyga mnie pozbawiał zarobku. Dziad tymczasem wyrzucił ulotki do kosza i, przecinając tory tramwajowe, przechodzi na mój przystanek. Widząc jak się zbliża wstaję, i naśladując kierowcę autobusu zaczynam klaskać:
[J] - Ja, [D]- Dziad

[J]- Brawo! Gratuluję, zbawił pan świat zrywając te ulotki!
[D]- Odpieprz się pan!
[J]- To mi pan pracy nie zabieraj!

Po czym wyjmuję z torby kilka ulotek i wieszam raz jeszcze w przeznaczonym do tego miejscu (reakcję dziadka bym zrozumiał jakby wisiały na wiacie przystankowej, ale tak nie było). Dziadyga odpuścił, wsiadł w następny tramwaj, pokazując mi przedtem środkowego palca.

A teraz swoisty plot twist, bo bez tego nie miałoby większego sensu rozpisywanie się o tym.
Wyżej opisana historia miała miejsce w poniedziałek, czyli kilka dni temu. Zgadnijcie kto wczoraj przyszedł do biura poszukując szybkiej pożyczki.

przystanek ulotki zarobek

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (54)