Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Armageddonis

Zamieszcza historie od: 2 czerwca 2014 - 18:37
Ostatnio: 26 kwietnia 2019 - 17:06
  • Historii na głównej: 62 z 132
  • Punktów za historie: 26778
  • Komentarzy: 303
  • Punktów za komentarze: 1374
 
zarchiwizowany

#66097

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Piekielnej Kunegundy o Wujaszku: http://piekielni.pl/65895 przypomniała mi czarną owcę mojej rodziny, na którą wszyscy, bez względu na stopień pokrewieństwa mówili również "wujek".

"Wujek" jest podchodzącym już pod siedemdziesiątkę krzepkim emerytem. Podejrzewam że z racji braku innych zajęć, upatrzył sobie za cel uprzykrzanie życia całej rodzinie. Opiszę tu kilka jego piekielności.:

Piekielność I:
Z osiem lat temu do mojego rodzinnego miasta przeprowadziła się córka "Wujaszka" wraz z mężem. Kupili działkę na przedmieściach, wybudowali od podstaw dom z basenem i ogródkiem. Ile się przy tym z "wujem" nawojowali - książkę można by napisać. Mnie zaś przypomniała się piekielność, której "wujo" dopuścił się jakieś 2 lata temu. Córka, po wybudowaniu wszystkiego, ogrodziła działkę płotem. Klasycznie, metalowe drążki a na nich rozpięta siatka. Słupki, zatopione w betonie, zięć "wujaszka" wkopał na granicy swej działki. To bardzo nie pasowało "Wujowi", który lubił żeby wszystko było po ichniemu. Któregoś dnia, jak zwykle niezapowiedzianie, wpadł do córusi popatrzeć jak to ona się tam urządziła. Zobaczył przy tym że sąsiad, aby wjechać na swoją posesję, musi jechać bardzo ostrożnie, z racji posiadania dość dużego samochodu marki Jeep. Miał już pretekst do wprowadzenia swego planu w życie.
"Wujaszek" jak przystało na dobrego samarytanina, postanowił pomóc człowiekowi. Pod nieobecność córki i zięcia oczywiście, wszedł na działkę, wykopał odcinek płotu "zawadzający" sąsiadowi, po czym wkopał go z powrotem, jakieś 1,5m dalej. Zięciu po powrocie z pracy dostał oczywiście białej gorączki. Doprowadził wszystko do poprzedniego stanu, w końcu teren jest jego, a co go obchodzi samochód sąsiada. Stwierdził jednak że tego tak nie zostawi i postanowił urządzić zasadzkę na "wujaszka".

Któregoś dnia wpadł on ponownie z wizytą i widać było ze nie podoba mu się to, że jego wizja jednak nie znalazła zbyt wielu entuzjastów. Jak można było się spodziewać, następnego dnia przyjechał to naprawić. Nie spodziewał się tylko że jego zięć wziął sobie wolne, specjalnie na tę okazję. Gdy tylko "wujo" upewnił się że nikogo, jego zdaniem, na posesji nie ma, poszedł na tył domu po łopatę. Zdziwił się niepomiernie gdy zobaczył zięcia z łopatą w dłoniach.
Ten, w krótkich żołnierskich słowach wyjaśnił "wujaszkowi" że jak się jeszcze raz pokaże nieproszony, to ta łopata wyląduje na jego głowie. O dziwo, podziałało, więcej tego typu problemów nie było.

Piekielność II:
Cóż, skończyć się happy endem perypetie z "wujem" nie mogły.
Jeszcze tego samego roku zmarła moja babcia, a siostra "wujaszka". Wiadomo, niezależnie od tego jakim jest człowiekiem, na pogrzebie własnej siostry być musiał. Na pogrzeb przybył w towarzystwie schlanego w trupa siostrzeńca (syn zmarłej babci, kolejna czarna owca). Ciotce się to nie spodobało, wraz z moim ojcem "na kopach" pijanego brata wywalili za drzwi.
Pogrzeb minął, pora na stypę. Wszyscy w ciszy jedzą podane potrawy gdy nagle z drugiego końca sali "wujo" podnosi nieartykułowany krzyk w kierunku swego brata. Drze się jeszcze przez chwilę o tym że "on bratem jest, to ma prawo do spadku" po czym jest wyprowadzany z sali. Brat zmarłej, po siedemdziesiątce, człowiek o złotym sercu, ciężko znosi kłótnię, szczególnie w takim dniu. Po skończonej stypie najbliższa rodzina postanowiła się zebrać w domu by powspominać babcię. Nie wszyscy dotarli na miejsce.
Brat mojej babci po drodze dostał zawału za kółkiem. Wjechał w rondo, jego żonie na szczęście nic się nie stało, ale u niego, oprócz zawału stwierdzono wstrząśnienie mózgu i szereg innych obrażeń. Szybka decyzja - przeniesiono go śmigłowcem do szpitala w Warszawie (szpital na miejscu nie miał odpowiedniego sprzętu).
Happy endu, jak wspomniałem, nie będzie.
Niestety, nie udało się go uratować. Zmarł następnego dnia. Najbardziej w tym wszystkim współczuję mojemu ojcu, który w ciągu 4 dni pochował swoją matkę i wujka, z którym miał niezwykle bliski kontakt. A wszystko to dzięki kochanemu "wujaszkowi".

rodzinka piekielny wujek

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (223)
zarchiwizowany

#65999

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałem tu już kiedyś o byłych współlokatorach. Pora na jednego z obecnych. Nazwijmy go Janek. Janek ma dość nietypowy tryb życia. Wstaje z reguły około godziny 12 i idzie pod prysznic. Potem wraca do swojego pokoju, i nie wychodzi aż do godziny 18, kiedy to robi sobie coś do jedzenia. Jako iż Janek co jakieś 3 tygodnie wyjeżdża do rodziców, to prowiantu mu nie brakuje. Na prowiant składa się kilka bochenków chleba, który zamraża, reszta to jedzenie w słoikach. Głównie są to przetwory mięsne, w ilości pozwalającej na szczelne odcięcie dopływu światła w lodówce (dla niższych półek).
Piekielność zaczęła się, gdy Janek odgrzał sobie klopsiki. garnek po nich został na kuchence. Stał tak sobie kilka dni, używany od czasu do czasu do gotowania innych dań, oczywiście woda ciągle ta sama. Po jakimś tygodniu zaczęło zalatywać w kuchni zepsutym jedzeniem. Sprawdzałem każde miejsce, z którego taki zapach mógłby dobiegać, a więc choćby śmietnik czy odpływ zlewu. Nic.
Stwierdziłem że odpuszczę sobie, być może tylko mi się wydawało. Następnego dnia, a był to już tydzień od pozostawienia garnka na kuchence, w końcu lekko mnie to zirytowało. Chwyciłem więc za garnek i wylałem jego zawartość do zlewu.
Błąd. Wtedy właśnie zorientowałem się skąd dobiegał ten zapach. Problem w tym iż teraz intensywność można było porównać do nieczyszczonej od tygodnia kociej kuwety. Zalałem garnek wodą i zostawiłem w zlewie jako aluzję dla Janka. Myślicie że załapał? Skądże znowu. Garnek owszem, zniknął ze zlewu, ale po kolejnych... czterech dniach.

współlokatorzy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (46)
zarchiwizowany

#65905

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj postanowiøem robić mały ranking piekielnych klientów. Pracuję w Call Center od ponad roku, i trochę się tego zebrało. W tym czasie zauważyłem że piekielni dzielą się na kilka typów. Oto niektóre z nich:

I. Szczwany Zenon.
Zenon jest typowym cwaniaczkiem. Dzwoni na infolinię kilka razy dziennie, z problemem technicznym/rachunkiem/pozawracać głowę. Rozmowa w nim wygląda zawsze tak samo: Mówi o problemie, problem rozwiązujemy i na koniec rozmowy wtrąca: "A jeszcze coś, poprzedni konsultant do którego dzwoniłem się rozłączył. Jak mniemam płacę za połączenia z wami. Żądam zwrotu tych pieniędzy." Cóż, chcąc nie chcąc, rekompensatę włączamy, bo nie mamy możliwości odsłuchania poprzedniej rozmowy od razu. Oczywiście w następnym miesiącu przychodzi "zbyt wysoki" rachunek, więc historia się powtarza.
II. Typowy Janusz.
Janusze to z reguły pieniacze. Na spokojnie nic z nimi nie załatwisz. Ich głównym problemem są oczywiście niebotyczne rachunki. Przykład: "Z jakiej racji te 0,30zł zostało naliczone za rozmowy skoro ja mam do wszystkich nielimitowane?" Sprawdzamy, oczywiście w ofercie darmowe komórkowe, stacjonarne płatne. I mówię klientowi że w jego ofercie darmowe są rozmowy tylko na komórki, połączenia na numery stacjonarne zaś są płatne. Tutaj kurtuazja znika i rozwścieczony Janusz krzyczy do słuchawki moje ulubione: "To ja zgłaszam reklamację!". I tu zadaję z kolei moje ulubione pytanie: "Czy przeczytał pan umowę przed jej podpisaniem?". Odpowiedzi oczywiście łatwe do przewidzenia: "Nie", "Po co?" i mój osobisty faworyt: "Panie, ja to gó*no co wysłaliście to spaliłem, na cholerę mi te papiery!" Usłyszawszy odpowiedź iż nie mam możliwości zgłoszenia tego problemu ze względu na to, iż nie przeczytał umowy, klient "trzaska słuchawką" i za minutę męczy kolejnego konsultanta.
III. Matka Polka.
Chyba najbardziej męczący typ klienta. Nie ze względu na temat rozmowy. Z reguły sprawa jest banalna, jednakże w tle, nieustannie krzyczy dzieciak. Pomijam fakt iż rozmowa w hałaśliwym otoczeniu to według mnie brak szacunku do rozmówcy. Czy to jest dziecko, czy impreza hucząca w tle - nie jest to nic przyjemnego. Jeżeli zaś chodzi o krzyczące w tle dzieci - nie są to okrzyki radości, czy dźwięki wydawane przy zabawie. Nie. W 90% przypadków brzmi to jak krzyki człowieka obdzieranego ze skóry.
Oczywiście na prośbę o przejście do innego, cichszego pomieszczenia słyszę: "Ale jak panu może takie słodkie dziecko przeszkadzać" lub "Jak pan śmie, nie mogę opuścić swego dziecka". I tak oto rozmowę trzeba prowadzić wśród dźwięków które moglibyśmy usłyszeć od torturowanego człowieka.

call_center

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (46)
zarchiwizowany

#65838

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja opisana tu: http://piekielni.pl/65722, przypomniała mi coś co od dłuższego czasu rzuca mi się w oczy.

Gdańsk Przymorze, skrzyżowanie ul. Chłopskiej z Obrońców Wybrzeża i Bora Komorowskiego. Jedno z większych skrzyżowań w mieście, wiadomo, tor dla tramwaju, w każdą stronę dwupasmówki, do tego dość skomplikowane rondo. Co ważne, gdy dojeżdża się do skrzyżowania od Bora Komorowskiego, jakieś 50 metrów przed światłami zaczyna się dość szeroki pas zieleni. Na wysokości tzw. "wysepki" jest przystanek autobusowy. Jeżdżąc tamtędy codziennie do pracy widziałem wiele podręcznikowych przykładów na to, jak popełnić samobójstwo, lub przynajmniej dostać potężny mandat.
Przy tej wielkości skrzyżowaniu, przez ulicę przechodzi się na 2 rzuty. Światła dla pieszych po obu stronach zapalają się równocześnie, ale jeśli nie biegniesz, to na raz przejść nie zdążysz. Wielu ludzi więc wymyśliło sposób na skrócenie sobie drogi. Oczywiście - przez wysepkę. Doszło już do tego iż zostały w niej wydeptane głębokie ścieżki. Nie raz widziałem ludzi, od dzieci po emerytów, pakujących się pod koła jadącego autobusu czy samochodu. Oczywiście ze świętym oburzeniem wymalowanym na twarzy, pięści i środkowe palce w stronę kierowcy, bo jak on śmiał jechać, skoro oni przechodzą akurat. Mówiąc szczerze, to cud że jeszcze nikt nie zginął, a przynajmniej Ja o tym jeszcze nie słyszałem. A nasza kochana policja, zamiast wyczuć okazję i stawiać patrole przy skrzyżowaniu (nie przesadzę pewnie jeśli stwierdzę, że trzaskaliby kilka do kilkunastu mandatów na godzinę) czeka na czyjąś śmierć, aby w końcu podjąć jakieś kroki.

przejście dla pieszych skrzyżowanie gdańsk

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (132)
zarchiwizowany

#65755

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o kliencie, który to myślał iż pępkiem świata jest:

Sprawa wygląda tak:
05.02, do pana przyszedł sms specjalny. Wiadomo, jakiś durny konkurs, lub inna bzdura w tym stylu. Klient zrobił więc to, co zrobiłby każdy. Dzwoni na infolinię, blokuje takie sms'y i zgłasza fakt, iż żadnej wiadomości specjalnej nie zamawiał. Po kilku dniach zgłoszenie rozwiązane, dzwoni doń konsultant, celem przedstawienia odpowiedzi. Cóż, wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, iż konsultant musi potwierdzić, czy rozmawia z właścicielem numeru. Pyta więc o imię i nazwisko oraz hasło. Klient nie zna hasła? Konsultant pyta więc o krytyczne dane dodatkowe, czyli PESEL i adres zameldowania. I tu zaczynają się schody:
Pismo I:
Klient pisze iż nie podoba mu się to, że osoba która do niego dzwoniła, próbowała odeń "wyłudzić" poufne dane. On przecież nie wie kto do niego dzwoni. Oczywiście przedstawienie się konsultanta z imienia i nazwiska oraz podanie swojego numeru identyfikacyjnego to oczywista ściema. Żąda pisemnych przeprosin i wyjaśnień, dlaczego konsultant rozłączył się, gdy klient powiedział iż nagrywa tę rozmowę, oraz dlaczego nie przedstawił mu odpowiedzi na zgłoszenie, skoro już do niego w tej sprawie zadzwonił. Wyraził również prośbę, aby wszelkie pisma kierowane były na adres korespondencyjny.
Pismo II:
Po dwóch tygodniach od w/w zgłoszenia, jest odpowiedź. Wedle życzenia klienta, wysłana na adres korespondencyjny. Klient pragnie jednakże zgłosić zastrzeżenia co do odpowiedzi na zgłoszenie. Tak, robiąc oczywiście, kolejne zgłoszenie:
- Pisma które są do klienta wysyłane mają być imiennie podpisane przez prezesa Fioletowej. Bo to przecież oczywiste że Prezes Fioletowej nie ma nic lepszego do roboty, od podpisywania własnoręcznie setek odpowiedzi.
- Ponadto zaznacza, iż drukowane, niepodpisane odpowiedzi, nie będą przez niego rozpatrywane.
- Pragnie również wyrazić swe głębokie niezadowolenie faktem że próbowano odeń "wyłudzić" poufne dane, celem przedstawienia odpowiedzi na zgłoszenie.

Zgłoszenie poszło, mija tydzień. Jest odpowiedź. Wysłana na adres korespondencyjny. Jako iż, jak zawsze, jest to wydrukowana odpowiedź bez podpisu, klient nie "rozpatrzył" pisma.
Wysyła więc kolejne, trzecie pismo, w którym pragnie nas poinformować:
- Iż na mocy wymyślonych przezeń zasad, podpartych podobno Regulaminem Świadczenia Usług Telekomunikacyjnych, za każdą próbę kontaktu z klientem, poza oficjalnym pismem podpisanym przez prezesa firmy, Fioletowa jest zobowiązana wypłacić mu 50zł odszkodowania na konto, za poniesione przezeń "straty moralne".
- Podtrzymuje swą prośbę, by pisma które do niego wysyłamy były osobiście podpisane przez Prezesa.
- Nie przyjmuje do wiadomości faktu, iż ktoś może nie wyrazić zgody, na nagrywanie przezeń rozmowy, jednocześnie nadal nie wyraża zgody na to, by weryfikowano go po danych dodatkowych, w sytuacji gdy nie zna hasła. Do salonu zaś nie pójdzie ponieważ to nasze zadanie, hasło mu dostarczyć(co zrobiliśmy, w końcu ma je na umowie).

Był niezwykle zdziwiony iż sieć nie ustosunkowała się do jego "niewygórowanych" żądań.

[EDIT] Najwyraźniej nie wszyscy zrozumieli absurdalne żądania klienta odnośnie odszkodowania, i brak odpowiedzi sieci na taki list. Wyobraźmy sobie odwrotną sytuację, w której sieć, zastrzega sobie prawo do naliczenia 50zł opłaty, za co trzecie z kolei zgłoszenie w tej samej sprawie, której rozwiązanie zostało już wcześniej przedstawione klientowi. Dość powiedzieć iż klient rozpętałby gównoburzę na infolinii. Moim skromnym zdaniem odpowiedzi na list klient nie otrzymał, ponieważ został on wrzucony do niszczarki, przy salwach śmiechu rozpatrującego je konsultanta. Zrozumiałbym jeszcze takie żądania, gdyby był to klient biznesowy, z 30 numerami na koncie, za które płaci parę tysięcy miesięcznie. Ale płacić zwykły abonament za 30zł dla klienta indywidualnego, i oczekiwać spełnienia tego typu żądań, to absurd. Wieszajcie i minusujcie mnie do woli.

call_center

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (317)
zarchiwizowany

#65753

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o kliencie, który to myślał iż pępkiem świata jest:

Sprawa wygląda tak:
05.02, do pana przyszedł sms specjalny. Wiadomo, jakiś durny konkurs, lub inna bzdura w tym stylu. Klient zrobił więc to, co zrobiłby każdy. Dzwoni na infolinię, blokuje takie sms'y i zgłasza fakt, iż żadnej wiadomości specjalnej nie zamawiał. Po kilku dniach zgłoszenie rozwiązane, dzwoni doń konsultant, celem przedstawienia odpowiedzi. Cóż, wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, iż konsultant musi potwierdzić, czy rozmawia z właścicielem numeru. Pyta więc o imię i nazwisko oraz hasło. Klient nie zna hasła? Konsultant potwierdza więc dane dodatkowe. Wiadomo. I tu zaczynają się schody:
Pismo I:
Klient pisze iż nie podoba mu się to, że osoba która do niego dzwoniła, próbowała odeń "wyłudzić" poufne dane. On przecież nie wie kto do niego dzwoni. Oczywiście przedstawienie się konsultanta z imienia i nazwiska oraz podanie swojego numeru identyfikacyjnego to oczywista ściema. Żąda pisemnych przeprosin i wyjaśnień, dlaczego konsultant rozłączył się, gdy klient powiedział iż nagrywa tę rozmowę, oraz dlaczego nie przedstawił mu odpowiedzi na zgłoszenie. Wyraził również prośbę, aby wszelkie pisma kierowane były na adres korespondencyjny.
Pismo II:
Po dwóch tygodniach od w/w zgłoszenia, jest odpowiedź. Wedle życzenia klienta, wysłana na adres korespondencyjny. Klient pragnie jednakże zgłosić zastrzeżenia co do odpowiedzi na zgłoszenie. Tak, robiąc oczywiście, kolejne zgłoszenie:
- Pisma które są do klienta wysyłane mają być imiennie podpisane przez prezesa Play. Bo to przecież oczywiste że Prezes Fioletowej nie ma nic lepszego do roboty, od podpisywania własnoręcznie setek odpowiedzi.
- Ponadto zaznacza, iż kopie takich pism, nie będą przez niego rozpatrywane.
- Pragnie również wyrazić swe głębokie niezadowolenie faktem że próbowano odeń "wyłudzić" poufne dane, celem przedstawienia odpowiedzi na zgłoszenie.

Zgłoszenie poszło, mija tydzień. Jest odpowiedź. Wysłana na adres korespondencyjny. Jako iż, jak zawsze, jest to wydrukowana odpowiedź bez podpisu, klient nie "rozpatrzył" pisma.
Wysyła więc kolejne, trzecie pismo, w którym pragnie nas poinformować:
- Iż na mocy wymyślonych przezeń zasad, podpartych podobno Regulaminem Świadczenia Usług Telekomunikacyjnych, za każdą próbę kontaktu z klientem, poza oficjalnym pismem podpisanym przez prezesa firmy, Fioletowa jest zobowiązana wypłacić mu 50zł odszkodowania na konto, za poniesione przezeń "straty moralne"
- Podtrzymuje swą prośbę, by pisma które do niego wysyłamy były osobiście podpisane przez Prezesa.
- Nie przyjmuje do wiadomości faktu, iż ktoś może nie wyrazić zgody, na nagrywanie przezeń rozmowy, jednocześnie nadal nie wyraża zgody na to, by weryfikowano go po danych dodatkowych, jako iż nie zna hasła. Do salonu zaś nie pójdzie ponieważ to nasze zadanie, hasło mu dostarczyć(co zrobiliśmy, w końcu ma je na umowie).

Był niezwykle zdziwiony iż sieć nie ustosunkowała się do jego "niewygórowanych" żądań.

call_center

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (40)
zarchiwizowany

#65715

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po kliencie opisanym w historii: http://piekielni.pl/65495, myślałem że słyszałem już wszystko. Z błędu wyprowadził mnie jeden z dzisiejszych klientów:

[J]- Ja [K]- Klient

[J]- Witam, w czym mogę pomóc?
[K]- Ja dostałem właśnie pismo od Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z Wałbrzycha, i chciałem do nich zadzwonić, ma pan może numer do nich?
[J]- Niestety, nie posiadamy numerów do oddziałów ZUS'u.
[K]- CO KU*WA?! ZA CO JA KU*WA PŁACĘ?!

BIP BIP BIP

call_center

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (34)
zarchiwizowany

#65695

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Infolinia fioletowej. Dzwoni przełączony przez innego konsultanta, wkurzony klient. Jako iż został przełączony, widzę tylko numer wewnątrzsystemowy. Proszę więc o numer telefonu klienta. I tu się zaczyna:

[J]- Ja [K]- Klient

[K]- Ale pan tam widzi...
[J]- Jako iż został pan przełączony do mnie przez innego konsultanta nie widzę pańskiego numeru.
[K]- 987654321.
[J]- Dziękuję bardzo, w czym mogę pomóc?
[K]- Pan tam widzi.
[J]- ...A bardziej konkretnie?
[K]- No przecież mówię, widzi pan problem. (Tu pozwolę sprecyzować. Gdy wchodzę na konto klienta, nie wskakuje nagle do łodzi podwodnej o napędzie atomowym. Żadnych czerwonych wskaźników i "alarmów" nie widzę, więc aby zidentyfikować problem, klient musi trochę pomóc. Pan nie pomagał wcale.)
[J]- Mógłby pan sprecyzować na czym dokładnie ten problem polega?
[K]- Nosz ku*wa, jest pan trzecim konsultantem do którego mnie przełączono, mówiłem żeby mnie przełączono do kogoś kompetentnego...
[J]- Proszę pana, jeśli nie sprecyzuje pan problemu, nie będę mógł go rozwiązać. - mówię już lekko poirytowany.
[K]- Zgłoszenie.
[J]- Jego numer poproszę.
[K]- No przecież widzi pan tam ku*wa zgłoszenie!
[J]- Po pierwsze, proszę nie podnosić na mnie głosu, po drugie, na koncie jest 38 widocznych zgłoszeń. Rozumiem że mam czytać wszystkie po kolei dopóki pan nie zdecyduje, które może pana interesować?
[K]- Ku*wa mać.... BIP BIP BIP

Po takich rozmowach mam wrażenie, że ludzie naprawdę myślą iż siedzimy przed kryształowymi kulami, a nie monitorami komputerów.

call_center

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (48)

#65495

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dnia dzisiejszego, infolinia fioletowej. Takiego zakończenia dnia nie miałem, jak 1,5 roku na infolinii pracuję.
Gwoli wstępu: Infolinia fioletowej nie nie posiada numerów do firm typowo usługowych, jak pizza czy taxi. Nie posiadamy też dostępu do telefonów kontaktowych innych infolinii. Służymy pomocą w rozwiązywaniu problemów bezpośrednio z siecią związanych. Niektórzy jednak klienci biorą słowo "infolinia" nazbyt dosłownie. Dziś trafił się taki właśnie przypadek:

[J]-Ja [K]-Klient

Godzina 20:55, do końca mej "warty" zostało 5 minut. Dzwoni pan, który zapadnie mi w pamięci na długo:

[J]- Witam we fioletowej, tu Armageddonis, w czym mogę pomóc?
[K]- Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jeśli się rozłączysz, jak twój poprzednik, to ja Cię ku*wa znajdę, i porozmawiamy sobie inaczej.
[J]- Jeśli będzie mi pan groził to rozmowa ta zakończy się dość szybko, w czym mogę pomóc?
[K]- Jak mówiłem, jak się rozłączysz, to popamiętasz. A teraz słuchaj mnie: Połącz mnie z Telewizją Wrocławską.
[J]- Nie mam takiej możliwości proszę pana.
[K]- Jak to ku*wa nie masz?! Masz mnie natychmiast połączyć z nimi!
[J]- Ponownie powtarzam, jeżeli się pan nie uspokoi, będę musiał się rozłączyć. To po pierwsze. Po drugie - nie mam możliwości połączenia pana z Telewizją Wrocławską.
[K]- Jak to pan nie ma?! To od czego wy tam jesteście?!
[J]- Aby rozwiązywać problemy związane z fioletową siecią. Jako iż TV Wrocławska, ani żadna inna, nie jest naszym partnerem, nie mamy numeru telefonu na ich infolinię. Z tego też powodu, nie mam fizycznej możliwości połączenia pana z tą infolinią.
[K]- ...Połącz mnie ku*wa z tą infolinią... - wycedził przemiły pan.

W tym momencie nie wytrzymałem. Wybuchnąłem śmiechem, nie będąc w stanie uświadomić sobie jak można być takim bucem. Możecie mnie ukrzyżować, ale gdy ktoś przekracza granice absurdu, moja litość i szacunek nie ma racji bytu.

[K]- Z czego się pan śmieje?
[J]- No z pana, to chyba oczywiste. Nie rozumie pan, że nie mam możliwości połączenia pana z TV Wrocławską? Trzy razy pan pytał a ja trzeci raz powtarzam - nie mam takiej możliwości. Ich numer znajdzie pan w internecie, w telegazecie, na tym kanale również będzie podana informacja na temat numeru kontaktowego do TV Wrocławskiej. Ja jednak jej nie mam. Czy w czymś jeszcze mogę panu pomóc? - wyrzuciłem z siebie, jednym tchem przez łzy.
[K]- Pana dane poproszę.
[J]- Armageddonis.
[K]- Ja Cię ku*wa ch*ju znajdę, zobaczysz.
[J]- Miłego wieczoru, do usłyszenia.

PLOT TWIST - 2 minuty wcześniej dodzwonił się do kolegi obok, dostał tą samą informację. I tu pojawia się ważne pytanie: to upośledzenie, czy zwykły, ośli upór?

call_center

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 457 (523)
zarchiwizowany

#65573

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Infolinia fioletowej. Po raz kolejny.
Dzwoni pani w sprawie opłat na fakturze:

[J]- Ja [K]- Klient

[J]- Witam we fioletowej, w czym mogę pomóc?
[K]- Ja chciałam zapytać co to za opłaty dodatkowe na mojej fakturze.
[J]- Chodzi o ten numer z którego pani dzwoni?
[K]- Tak, dokładnie.
[J]- Dobrze, już mówię. Są to opłaty za sms'y wychodzące, dokładnie 1,90.
[K]- Ale zaraz, przecież ja mam w taryfie nielimitowane sms'y!
Tu chwila konsternacji, bo rzeczywiście, taryfa jak byk z sms'ami darmowymi. Sprawdzamy kiedy podpisana umowa, niedawno, bo gdzieś pod koniec lutego. I tu się problem wyjaśnia:
[J]- Z tego co widzę sms'y wysyłała pani w dniu zawarcia umowy.
[K]- I co z tego?
[J]- To, że warunki zawartej umowy wchodzą w życie w ciągu doby od jej podpisania. W chwili wysyłania sms'ów umowa jeszcze nie weszła w życie, stąd sms'y te zostały naliczone poprawnie.
[K]- Ale zaraz, zaraz! Jak to?! Ja podpisuje i to już miało być, tak mi w salonie powiedzieli!
I tu się zapaliła lampka ostrzegawcza, bo historii o "rzetelnych informacjach" z salonu słyszałem już co niemiara.
[J]- Czy przed podpisaniem umowy czytała ją pani?
[K]- Nie, no co pan, przecież to 3 strony są!
[J]- A widzi pani, na umowie, tuż po wymienionymi warunkami jest informacja o tym iż wyżej wymienione warunki wchodzą w życie w ciągu 24 godzin od podpisania umowy.
[K]- Ale gość w salonie mówił że to 15 minut!
[J]- W takim razie musi pani w salonie wyjaśniać dlaczego wprowadzono panią w błąd.
[K]- No dobrze, a co z tymi sms'ami?
[J]- Zostały naliczone poprawnie, z punktu widzenia regulaminu świadczenia usług telekomunikacyjnych, więc nie jestem w stanie anulować tych opłat.
[K]- ... No dobrze... to w salonie sobie porozmawiam z panem. Do widzenia.
[J]- Do usłyszenia.

I tu pojawia się pytanie - idiotą jest konsultant który wprowadza klienta w błąd, czy klient który przed podpisaniem umowy, nawet w nią nie zagląda.

PLOT TWIST: Za połączenie z infolinią trwające ponad 6 minut zapłaci 1.99, więc rodzi się pytanie czy było warto.

call_center

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (205)