Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BornToFeel

Zamieszcza historie od: 18 września 2017 - 11:45
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 0:47
O sobie:

Fan muzyki metalowej i szeroko pojętej fantastyki. Trochę maruda.

  • Historii na głównej: 23 z 24
  • Punktów za historie: 2113
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 13
 

#91129

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu udaliśmy się z partnerką do naszej ulubionej cukierni po pączki. Wracaliśmy akurat ze spaceru z wtedy jeszcze tylko jednym pupilem, wiekową psinką rasy Jack Russel Terrier.

Pieski są tam mile widziane, przed wejściem stoi miska z wodą dla pupili. Obsługa nas już kojarzy. Nasza terrierka zawsze była tam przez pracowników wygłaskiwana i częstowana wafelkiem bez cukru. Więc i tym razem weszła z nami do środka.

Odstaliśmy swoje w kolejce i wybieramy pączki. Pies siedzi przy nas i rozgląda się po lokalu. Mamy już składać zamówienie, gdy do środka władowała się Pani z kilkuletnią córką oraz krwiożerczym psem zaczepno-obronnym pokroju Yorka, Szpica, czy innym wypłoszem.

Nie minęła chwila, a yorkopodobne stworzenie zaczęło ujadać, wyrywać się i szarpać w naszą stronę. Nasza staruszka nigdy nie daje sobie w kaszę dmuchać, więc również zaczęła ujadać. No i zrobiło się głośno. Niezrażona niczym nowoprzybyła stanęła w kolejce za nami, psy jeszcze bardziej zaczęły na siebie naskakiwać.

Zapytałem Panią czy może na chwilę wyjść skoro pieski ewidentnie się nie lubią, kupimy co chcemy opuścimy lokal.

Pani od Yorka uśmiechnęła się tylko, a następnie odpowiedziała mi coś po rosyjsku lub ukraińsku. Nie zrozumiałem, bo zwyczajnie nie znam ani jednego ani drugiego z wymienionych języków.

Summa summarum skończyło się tak, że moja partnerka wyszła na zewnątrz z naszym psem żebym mógł dokończyć zakupy.

Nie wiem. Ilekroć ja chcę wejść do lokalu przyjaznego psiarzom i widzę, że w środku jest już jakiś pies, to patrzę jak oba zwierzaki reagują. Jeśli ma być awantura to się usuwam i wracam za 10-15 minut. Ot, takie psiarskie savoir-vivre ułatwiające wszystkim życie.

psiarze

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (148)

#91108

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O mojej szkole podstawowej mógłbym napisać wiele. Głównie złego. Poniższa historia przypomniała mi się podczas czytania losowej historii, również z czasów szkolnych, innego użytkownika.

I ja miałem to szczęście, że przyczepił się do mnie grupa kilku dupków z szóstej klasy, gdy ja chodziłem do czwartej. Wiecie takie typowe wyzywanie, popychanie, spluwanie na buty, dokuczanie w szatni.

Było ich więcej, byli więksi i silniejsi ode mnie. Z tego względu postanowiłem udać się do wychowawczyni mojej klasy. Opisałem sytuację, nauczycielka powiedziała, że jak jej pokaże, którzy to to rozwiążą sprawę.

Od kolegów i koleżanek z klasy dowiedziałem się jak nazywa się "lider" tamtej grupki oraz do której klasy konkretnie chodzą. Mało tego. Na jednej z przerw zapytałem dyżurującej nauczycielki, czy mogę zrobić telefonem zdjęcie mojemu oprawcy. (Starałem się być grzecznym dzieckiem, a w szkole był zakaz używania telefonów komórkowych ;)) Uzyskałem taką zgodę, zrobiłem zdjęcie, a wspomniany dupek nawet poszedł do tej samej nauczycielki na skargę, że bawię się w paparazzi.

Uzbrojony w garść informacji poszedłem do mojej wychowawczyni. Przekazałem nazwisko, numer oraz literkę klasy i co najważniejsze pokazałem zdjęcie. Wychowawczyni obiecała się tym zająć, a ja już odetchnąłem.

Niestety. Dokuczanie się nie skończyło. Ponownie powiedziałem o tym opiekunce naszej klasy, by usłyszeć, że ona nie wie kto to i nie potrafi znaleźć tego chłopaka.

Żeby nie było: w między czasie moja mama składała wizyty w szkole, gdy jej o wszystkim powiedziałem. Spławiano Ją za każdym razem. Ba, nawet moja babcia kiedyś była świadkiem całego zajścia, gdy przyszła mnie odebrać. Złapała gnojka za ramię, ochrzaniła, a ja pobiegłem po jakąś nauczycielkę. Niestety chłopak zdołał się wyrwać i uciec.

Dobrze, że to była już końcówka roku i po wakacjach cała ta banda była już w gimnazjum.

Minęło trochę czasu. Schodziłem schodami do szatni i słyszę za plecami jakieś wyzwiska skierowane w moją stronę. Odwróciłem się i zobaczyłem innego chłopaczka, który już był znany ze znęcania się nad jednym z uczniów z mojej klasy.

Tym razem postanowiłem olać to całe gadanie o przychodzeniu z problemami do pedagogów. Nie chciałem żeby znowu ktoś wszedł mi na głowę. Wziąłem sobie do serca radę mojego Ojca. Poczekałem, aż niedoszły oprawca podszedł bliżej mnie i "plask" w twarz.

Rozległ się krzyk i błagalne "nie bij mnie". Miałem już święty spokój do końca podstawówki.

szkoła podstawowa

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (104)

#91109

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia szkolna. Tym razem z gimnazjum.

Do gimnazjum, a raczej klas 7-9 uczęszczałem już w Szwecji. Przez pierwsze pół roku chodziłem do klasy wyłącznie z azylantami, uchodźcami etc. Tam uczyli nas wyłącznie szwedzkiego i dosłownych podstaw takich jak dodawanie czy odejmowanie.

Jako, że dodawać już umiałem, to wystarczyło, że liznąłem trochę szwedzkiego. Po pół roku trafiłem już do normalnej klasy z normalnym programem nauczania.

Biologii uczyła polka, która już od pewnego czasu miała problemy z jednym uczniem o imieniu River. Chłopak był efektem szwedzkiego, bezstresowego wychowania. Dawał w kość wszystkim nauczycielom i jedynie Pani Ania nie bała się zwrócić mu uwagi.

Pamiętam jak podczas moich pierwszy dni w nowej klasie River dosiadł się do mnie na przerwie żeby zagadać. Nie sprawiał złego wrażenia. Pytał czy mam dziewczynę, czy już miałem etc. Gdy usłyszał, że nie postanowił mi "pomóc". Ta jego "pomoc" sprowadzała się do tego, że zawołał koleżankę z naszej klasy, powiedzmy Alvę, aby podeszła do nas. Kiedy dziewczyna zmierzała w naszym kierunku powiedział, że mogę sobie ją podotykać, złapać za pośladki czy co tam chcę. Oczywiście odmówiłem. Zapytał dlaczego. Powiedziałem, że tak się nie robi. Zripostował, że jeśli boję się, że mnie uderzy, to nic takiego się nie stanie, bo "dziewczyny w Szwecji to lubią".

Gdy Alva była już przy naszym stoliku River odczekał chwilę. Nie uświadczył żadnej reakcji z mojej strony. Niepocieszony powiedział Alvie, że jednak nic i ją "odprawił".

Prostacki mózg chłopaka doszedł do wniosku, że na pewno muszę być homoseksualistą skoro nie chcę "zmacać koleżanki z klasy". Znowu zaczęły się docinki i zaczepki, ale sporadycznie. Więc olałem sprawę.

Wracając do historii właściwej:

Podczas jednej z lekcji Biolożka wyszła na chwilę z sali. Zostawiła nas samych. River, chcąc zabłysnąć, wstał, chwycił kredę czy tam marker i na tablicy napisał "ANNA KU*WA". Skąd znał nasze rodzime przekleństwo? Pewnie z Internetu. To akurat nieważne.

No nie powiem niesmacznie się zrobiło. Zwyczajnie szkoda mi było Pani Ani. Szczególnie, że kilka dni wcześniej widziałem jak wychodziła ze swojego gabinetu płacząc, a zaraz za nią dyrektor i dwójka rodziców z synem. Później dowiedziałem się, że to przez tamtego ucznia z którym miała ogromne problemy i który próbował jej wejść na głowę.

Co zrobiłem? Wstałem, starłem ten napis. Wywołałem oburzenie Rivera oraz o dziwo przynajmniej połowy klasy. River znowu wstał i to samo napisał. Znowu starłem. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. River zaczął się pieklić, zripostowałem, że to głupie i żeby przestał.

Moje słowa zadziałały na niego jak płachta na byka. Zerwał się z krzesła, które podniósł i rzucił we mnie. Akurat w tym momencie do sali wróciła Pani Ania.

Nie wiem czy River poniósł jakieś konsekwencje. Mnie przeniesiono do innej klasy, gdzie wszyscy byli do rany przyłóż. Pani Anna zmieniła szkołę w której naucza chyba do dziś. Zastanawiam się czasem jak skończył River, skoro w wieku 12/13 lat miał takie pomysły.

gimnazjum szwecja

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 73 (79)

#91057

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka miesięcy temu zadzwoniła do mnie konsultantka z UPC. Jako, że w ciągu najbliższych miesięcy kończyła mi się umowa to proponowała mi przedłużenie.

Odkąd przejęło ich Play, jakość usług ewidentnie się pogorszyła, ale byłem w miarę zadowolony. No dobra. Tylko, że jest jedna sprawa - zmiana miejsca zamieszkania. Pytam panią czy pod nowym adresem na pewno będą dostępne ich usługi. Pracownica UPC twierdzi, że tak. Ja też sprawdziłem na stronie panwybierak, który również to potwierdził. Ok, to przedłużamy na 2 lata.

Dwa tygodnie temu, przed przeprowadzką, dzwonię do UPC/Play i mówię, że chciałbym zamówić montera na nowy adres. Konsultant pyta o dane, podaję nazwę ulicy, numer mieszkania, kod pocztowy i zonk... Pod tym adresem nie oferujemy usług. Inne bloki w okolicy mają takie opcje, ale mojego akurat nie obsługują.

Ewidentnie wprowadzono mnie w błąd. Reklamacja złożona. Czekam.

Edit:
Przed chwilą dzwoniłem ponownie. Udało mi się porozmawiać z kimś bardziej kompetentnym. Z tego co ta pani mi wyjaśniła: w moim bloku UPC rzeczywiście oferuje usługi, ale korzysta z infrastruktury innego operatora. Więc w tym wypadku może mi jedynie zaoferować nową umowę, którą musiałbym opłacać jednocześnie z poprzednią. Przeniesienie usług/zmiana adresu jest dalej niemożliwa.

UPC play

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (121)

#91054

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po ponad półrocznej batalii z bankiem i sprzedającą udało mi się odebrać klucze i wprowadzić do już mojego własnego mieszkania.

O (P)iekielnej (S)przedającej wspominałem już w historii #90871. Na pewno napiszę o niej coś dłuższego, ale póki co krótko o tym czym uraczyła mnie na sam koniec przygody z kupnem mieszkania.

Przyjechałem odebrać kluczę, wchodzę do środka, PS dopiero teraz pokazuje mi kilka mniejszych baboli, które nie były widoczne przy oglądaniu mieszkania, ale na to już macham ręką. Nie chcę więcej użerać się z tą wariatką, a i tak robię remont.

Umawialiśmy się, że zabiorą wszystkie meble poza AGD. Mimo to w salonie zostawili okropną, śmierdzącą kanapę w kolorze krwistej czerwieni z brązowymi elementami, które w zamyśle miały przypominać skórę. A no i podłokietnik był rozwalony.

"Stwierdziliśmy, że się panu przyda." No nie przyda. Dobra wynoś się już kobieto. Naprawdę, gdyby nie fakt, że PS była ewidentnie niestabilna psychicznie i przy mówieniu dosłownie toczyła pianę z ust to kazałbym jej to samemu znosić na plecach.

Nadszedł dzień przeprowadzki, wnoszenia kartonów i rozkręcenia paskudnej kanapy na części pierwsze. Pewnie wszyscy wiecie jak działają takie meble z funkcją spania. Szarpie się za sznurek i wyciąga się element materaca na kółkach, który na co dzień jest ukryty przed wzrokiem.

Szarpię za ten sznurek, element kanapy się wysuwa. Jest równie czerwony co reszta, tyle, że ozdobiony plamami po ekhm nasieniu.

Wynoszenie tego świństwa odbyło się rękawiczkach, a nawet po dezynfekcji wszyscy którzy przy tym pomagali czuli się brudni.

zakup mieszkania

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (90)

#91032

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed paru dobrych lat.

Byłem na ślubie brata ciotecznego. Koniec uroczystości, ksiądz składa młodym życzenia, które zakończył słowami:

(...) oby parta rządząca rządziła jak najdłużej i dała jak najwięcej pieniędzy.

Tak trochę niesmacznie się zrobiło.

ślub ksieza

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (150)

#90950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uwielbiam chodzić do kina. Naprawdę. Zapach popcornu i cała ta otoczka wywołują u mnie poczucie nostalgii. Na filmy chodzimy z partnerką stosunkowo często do CinemaCity Bemowo. Ot blisko mamy a w środku jest taki fajny klimat wczesnych lat 2000.

Może zabrzmię jak stary dziad i nie odkryję niczego nowego, ale: kiedyś to było.

Rodzice wychowali mnie tak, że wychodzę z przeświadczenia iż w miejscach tego typu powinienem zachowywać się tak żeby nie przeszkadzać innym.

Dziś chyba nikt inny nie wychodzi z takiego założenia. Nieważne czy jest to maraton z pełną salą w weekend, czy seans niszowego horroru we wtorek wieczorem.

Zawsze znajdą się jakieś elementy, które zachowują się po prostu jak nieokrzesane... Chciałem napisać świnie, ale śmiem twierdzić, że świnie potrafią okazać więcej ogłady niż ludzie, których zaraz opiszę.

Pewnie, zawsze zdarzały się takie sytuacje, że ktoś rozmawiał. Ale to co dziś obserwuję w salach kinowych zabija we mnie resztki wiary w ludzi. Zazwyczaj jest to młodzież, ale niekiedy osoby, które 18 urodziny mają już dawno za sobą.

Pozwolę sobie wypunktować, bo nie ma sensu rozwodzić się nad każdą taką rzeczą z osobna.

- Rozmowy. Od szeptu po normalny ton głosu, a czasem nawet przekrzykiwanie filmu.
- Niewyciszone telefony/zerkanie w ekran i świecenie innym po oczach.
- Kopanie w fotel.
- Zakładanie nóg na fotel przed sobą z butami lub bez.
- Zerowanie wódy na maratonie.
- Vapowanie, a co za tym idzie puszczanie śmierdzącego słodkawego dymu, który zasłania ekran.
- Przychodzenie po wpływem % lub czegoś innego, wyciąganie ręki w stronę ekranu wysoko ponad swoją głową i krzyczenie "KRZYYYYYŚ KRZYYYYYŚ" (miało miejsce podczas seansu "Puchatek: Krew i Miód)
- Ściąganie butów i narażanie postronnych na wdychanie toksycznych oparów z przepoconych skarpetek
- Przychodzenie na film z dziećmi w wieku 3/4 lata. Brak reakcji na to gdy pociechy biegają po sali i zaczepiają innych widzów.
- Robienie sobie zdjęć z fleszem podczas seansu.

Chyba tyle.
Próbowałem zgłaszać bardziej upierdliwe akcje do obsługi kina, ale ta i tak niewiele mogła zrobić. Raz menadżer skutecznie ogarnął grupkę chłopaków pijących %, ale zazwyczaj sprowadza się to do zajrzenia na salę i tyle. Póki co najlepsze efekty daje zwrócenie uwagi samemu, choć tutaj już dziewczyna zaczyna mnie powstrzymywać kiedy próbuję wstać żeby do kogoś podejść

Ktoś pewnie stwierdzi, że mam kija w dolnej części ciała. Spotkałem się z opinią, która brzmiała mniej-więcej tak: "Przecież to logiczne że grupki znajomych udający się do kina idą się dobrze zabawić, a nie w milczeniu podziwiać dzieła filmowe."

No ja śmiem się nie zgodzić. Według mnie do kina chodzi się po to żeby obejrzeć film na dużym ekranie i skupić na tym. Jeśli ktoś chce pogadać z kumplami przy kielichu to są od tego puby albo domówki.

kino

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (208)

#90947

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem ostatnio w banku odebrać kilka zaświadczeń, których niestety nie mogłem załatwić online.

Około godziny 13.00 stawiłem się w placówce. W środku 3 stanowiska kas i 3 biurka od innych rzeczy. Krzesła dla petentów porozrzucane po całym lokalu. Pomimo wczesnej godziny emerytów było bez liku.

Pytam kto ostatni, siadam i czekam. Po mnie wchodzi starsze małżeństwo. Dziadek zadaje to samo pytanie, siada. Nagle wchodzi jakaś babcia mówi, że ona w kolejce stoi przede mną i starszym małżeństwem, ale ona w sklepie była.

Ludzie zaczynają się przekrzykiwać kto gdzie stoi, pracownica banku prosi o spokój, ktoś wychodzi bo ma dość. Jakoś udało się dojść. Z jednego z gabinetów wychodzi kolejna pracownica i pyta kto ma do załatwienia sprawy BEZGOTÓWKOWE.

Cisza. Czekam, aż ktoś się odezwie. W końcu mówię, że ja po zaświadczenie. Pracownica zaprosiła mnie do gabinetu. Załatwiłem swoją sprawę w 5 minut. Kiedy przemiła pani drukowała dla mnie papiery zapytałem, czy taki kocioł mają tutaj co dzień.

W odpowiedzi usłyszałem, że tak. Starsi ludzie chcą wypłacić gotówkę i koniecznie muszą to zrobić przy kasie. Nieważne, że dwa bankomaty stoją na zewnątrz.

Pomijając technologiczne nieogarnięcie starszych ludzi to ja się zastanawiam: nie prościej byłoby ustawić automat z numerkami żeby łatwiej było pilnować porządku?

bank

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (148)

#90896

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może nie napiszę nic odkrywczego, ale krew mnie zalewa.

Księgowa poinformowała mnie, że wszedłem na drugi próg podatkowy.

Zarabiam głównie z prowizji, na które ciężko pracuje. Więc to antyludzkie państwo postanowiło dać mi cudowny prezent na święta i uwalić wypłatę o około 2000 PLN. Mimo, że zasuwałem więcej żeby mieć trochę dodatkowego gorsza przed świętami to za listopad dostanę tyle samo co za październik w którym miałem gorsze wyniki.

Rachunki i inne wydatki pozostają te same, a w tym okresie są nawet większe.

Nie ma to jak być karanym za to, że się pracuje.
Może powinienem zmienić system wartości oraz myślenia i zamiast tego żerować na pracy innych i ciągnąc socjal?

państwo

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (156)

#90871

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Staram się o kredyt na mieszkanie. Stety-niestety BK 2% bez wkładu własnego.

Nie jestem do końca zachwycony tym faktem, ale widząc szybujące w górę ceny mieszkań starałem się złapać cokolwiek.

Udało mi się znaleźć mieszkanie, które mi się spodobało, w sensownej (jak na dzień dzisiejszy) cenie oraz dobrej lokalizacji. No bajka. Sprzedającymi jest małżeństwo po 60, poszli mi nawet na rękę i nie chcieli zadatku.

Na początku września podpisaliśmy umowę notarialną z terminem do mniej-więcej połowy grudnia. Od tamtej pory Pani Sprzedająca (PS) dzwoniła do mnie raz w tygodniu żeby zapytać "CZY JUŻ?". No okej.

Na początku października poinformowałem, że otrzymałem wstępną decyzję pozytywną oraz, żeby PS szykowała się na wizytę rzeczoznawcy, który przyszedł w połowie października, a zaraz potem wysłałem kosztorys o czym tez poinformowałem. Pierwszy zgrzyt: obraza majestatu PS i pretensje z jej strony, że jak to ja zamierzam zmieniać kolor ścian czy podłogi skoro oni remontowali 2 lata temu i jest ładnie.

Potem była chwila spokoju, aż nadszedł listopad.
PS mając w poważaniu, że umowa przedwstępna obowiązuje do połowy grudnia tego roku zaczęła zalewać mnie wiadomościami i telefonami pytając o sytuację.

W końcu "jak oni brali kredyt to 2 tygodnie i mieli pieniądze". Do PS nie dociera, że oni brali zwykły kredyt a ja staram się o ten na który rzuciła się duża część Polaków i banki nie wyrabiają.

Nie będę przytaczał treści rozmów, a potem SMSów, gdy zacząłem po prostu nie odbierać telefonów od PS.

Ogólnie rzecz biorąc:

Od początku listopada mam od niej przynajmniej 3 połączenia dziennie i kilka SMSów

W końcu odebrałem. Z miejsca poinformowała mnie, że "tak nie może być, to skandal i ona musiała zaingerować, wkroczyć i wziąć sprawy w swoje ręce."

PS miała czelność wydzwaniać do mojego doradcy kredytowego i wypytywać o mnie oraz stan mojego wniosku. Gdy to nie pomogło zaczęła wydzwaniać po bankach wypytując czy nie biorę kredytu akurat w tym banku i żeby oni jej powiedzieli jak to wygląda. Uważa, że "coś jest nie tak bo jak pożalili się rzeczoznawcy ile już czekają to on się pobłażliwe uśmiechnął więc on coś na pewno wie!" Tym bardziej coś jest nie tak bo gdy wypytywała o mnie w bankach i u doradcy to nikt jej nic nie chciał powiedzieć! Ciekawe dlaczego? Może jakaś tajemnica obowiązuje? A tak poza tym to "mojego doradcy ja chyba nie obchodzę i nie zależy mu na zarobku bo inaczej co dzień chodziłby do banku działać i przepychać mój wniosek."

Już pomijam fakt, że PS odnosi się do mnie/traktuje mnie tak jakbym był jej kilkuletnim synem. Wydzwanianie do banków i mojego doradcy to już przesada. Ciekaw jestem co jeszcze odwali.

Jak już przyznają mi ten kredyt to chyba zrobię jej psikusa i poczekam do ostatniego dnia ustalonego u notariusza.

Póki co gryzę się w język żeby nie podjudzać tej wariatki. Nie potrzebuję więcej problemów z jej strony. Jak już mieszkanie będzie moje chętnie jej powiem, co myślę o takim zachowaniu.

kupno mieszkania

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (151)