Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Borys

Zamieszcza historie od: 31 marca 2012 - 23:42
Ostatnio: 4 maja 2016 - 22:05
  • Historii na głównej: 28 z 35
  • Punktów za historie: 24758
  • Komentarzy: 102
  • Punktów za komentarze: 763
 

#53715

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W firmie u nas nie najlepiej się dzieje. Słabsze wyniki próbują zrzucić na pracowników. BHP dwoi się i troi, by tylko wyłapać i ukarać pracowników za błahe przewinienia. Aż tu nagle zawrzało. Główny BHP-owiec firmy został przyłapany na kradzieży części mechanicznej wartej ponad 1000zł. Każdy się cieszył że wreszcie wyrzucą albo zdegradują mendę która zatruwała wszystkim życie. Co na to dyrekcja? Nic .....

Związki zawodowe od razu przystąpiły do ataku dlaczego nie został ukarany. Odpowiedź otrzymali taką:
"Pan XXX z BHP nie kradł części, on tylko sprawdzał czujność ochrony".
Bądź tu zdrowy człowieku.

praca

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 586 (630)

#53536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z tych wakacji.
Byłem na Pomorzu, w pewnej małej letniskowej miejscowości. Wiele czasu spędzaliśmy na wycieczkach samochodowych. Gdy wracaliśmy, widzieliśmy babcię przy drodze, która handlowała jajkami i warzywami. Babcia około 80 lat, chusta na głowie, biednie ubrana. Raz zrobiło mi się jej żal, a że potrzebowałem jedzenia, przystałem na zakupy.

"Moje kurki zniosły", "mała renta", "prosto z grządki niepryskane", "mleko świeże od krówki". Nic tylko w kółko powtarzała te same hasła. Ceny trochę z kosmosu, ale co tam. Wziąłem mleko, 3 pomidorki i 3 jajka. W pokoju spróbowałem mleka. Hmmmm... od krowy? Od kiedy krowa daje pasteryzowane mleko? Jajecznica biała i bez smaku, pomidory też... ożeż, ale dałem się zrobić.

Na następny dzień przejeżdżam obok babcinki i co widzę? Łysy siłacz o wzroku mordercy, wyciągający ze swojego czarnego audi jajka w wytłaczance i warzywa w siatce. Nie stanąłem gdyż igrałbym z życiem.

Jak widać alfonsi mają teraz nowe kobiety do roboty :)

babcia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 854 (908)

#51453

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przedsiębiorczy Polak miesiąca czerwca.

Gradobicie.
Wszyscy panikują, uciekają, krzyczą. Alarmy wyją w samochodach, szyby strzelają, słychać wgniatanie się blachy w aucie. Na to pewien gość postanowił wyciągnąć auto z garażu, bo przecież auto było do małych poprawek lakierniczych, a z AC można będzie kasę wyciągnąć. Efekt ?
- rozbita głowa, szycie na pogotowiu
- auto zbite
- pieniędzy brak, ów pan zapomniał, że przy ostatnim przedłużaniu AC zszedł o jedną opcję niżej, usuwając min gradobicie i uszkodzenie szyb.

PS. Jakby ktoś chciał zobaczyć grad w natarciu, proponuję w youtube wpisać hasło: grad Tychy.

Gradobicie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (675)

#50976

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wielu z nas już szykuje się do wakacyjnego wyjazdu nad morze. W ustach już czuć smak świeżej ryby. Opiszę Wam jakie praktyki stosuje się, by tylko nabić kieszeń na naiwnych klientach. Nie dajcie się oszukać, walczcie o swoje!

- Jeśli zapytasz o świeżą fladrę lub dorsza i usłyszysz odpowiedź twierdzącą, a może nawet zapewnienie, że np. ”złowiony dziś rano”, to oczywiście jest to KŁAMSTWO. Są bardzo rygorystyczne przepisy, które zabraniają połowów dorsza i flądry w wakacje. Można je znaleźć ale są to śladowe ilości. Np. w portach od rybaków, ale na pewno nie znajdziemy ich w zwykłych smażalniach. Skąd zatem mamy rybę na talerzu? Albo z głębokiego mrożenia albo z... Chin albo Wietnamu!!!
PS. Podobno UE chce złagodzić przepisy w tej sprawie, ale w tym roku nie liczyłbym na dorsza z Bałtyku.

- Jeśli nie znasz się na rybach, to uważaj! Często kłamią i podają inną znacznie tańszą rybę. Zamówisz solę, a dostaniesz pangę. Zamówisz halibuta – dostaniesz solę. 90% turystów się nie spostrzeże i będzie zachwalało. Ja już sam osobiście miałem 3 przypadki gdzie próbowano mnie oszukać.

- Nie kupujcie w smażalniach gdzie ryb jest od A do Z. Tam jest większe ryzyko kombinowania. Lepiej zjeść w smażalni gdzie jest do wyboru 4-5 sztuk rodzaju.

- Łosoś mmmmm wędzony czy smażony. Tylko szkoda, że nie nasz bałtycki, który jest naprawdę smaczny. Nad morzem w 95% trafimy na różowiutkiego mrożonego, łososia norweskiego który pochodzi z Norwegii. Niestety w smaku jest różnica. W cenie nie.

- Nigdy nie kupuj ryb w panierce bądź w cieście! Taka panierka znacznie podnosi wagę i przede wszystkim cenę, a przy tym świetnie ukrywa starość ryby poprzez przyprawy.

- Ryba – surówka – frytki. Podstawowy zestaw. Frytki najtańsze, surówka z plastikowych wiaderek, ryba mrożona. Naprawdę idealny zestaw? Poszukajmy smażalni gdzie zamiast frytek można dostać ziemniaki, a zamiast chemicznych surówek np. letnią sałatkę z ogórków i pomidorów, których jest od groma w tym okresie. Taka smażalnia na pewno bardziej dba o jakość i nie nastawia się na łatwość i maksymalizację zysków.

- UWAGA na promocje typu "Dorsz w zestawie za 2.99/100g", najczęściej za tym kryje się również cena frytek i sałatki za 100g. Czyli np.: Ryba 300g – 9 zł, frytki 200g – 10 zł (5 zł-100g) i surówka 150g – 7,5 (jak z frytkami). W ten sposób płacimy normalną cenę, a może nawet i większą. Dajemy się tylko nabrać na prosty chwyt marketingowy.

- W życiu ale to nigdy w życiu, nie gódźmy się na rachunek po jedzeniu. Zawsze przy odbiorze jedzenia mają ci podać cenę. Jeśli się godzisz na rachunek po, to jesteś zwykłym idiotą. Naliczą ci ogromną cenę i możesz mieć pretensje do Pana Boga, bo co Ości zważysz?

- Z dala od wszelkiej maści grilli i dań na wagę. Zwykła ludzka głupota. Najczęściej jest to 5 zł za 100g. Rybki zazwyczaj są dobrze nasiąknięte olejem i swoją wagę posiadają. Jednak najczęściej do rybek dorzucamy smażone ziemniaki i kapustę, za które również płacimy 5 zł za 100g (1 kg ziemniaków za 50 zł) i tak potem oczka nam wychodzą z orbit, gdy za małą porcję jedzenia do zapłaty mamy 30–40 zł.

- Jeśli masz wątpliwości, zażądaj zważenia przy tobie produktów! Masz do tego prawo (choć zapewne i tak wagi są cyganione). W 90% smażalni zawyża się ceny. Różnie od 1 zł do nawet 10 zł. To zależy od uczciwości której niestety nad morzem za dużo nie ma.

- Uważaj na ryby wędzone. Wielu sprzedawców kupuje ryby już owędzone, po czym "dowędza" je w jakimś śmiesznym wędzaku i sprzedaje jako świeżuteńkie. Typowy kant, na który ludzie nabierają się jak dzieci.

- Super hiper promocja! Ale czy na pewno? Flądra świeża kosztuje 5 zł/kg, dorsz 16zł/kg, łosoś 23zł/kg (ceny z tamtego roku z portu w Świnoujściu). Czy na pewno płacenie po 60–70 zł za kg usmażonego jest opłacalne?

Czy nie lepiej samemu zakupić świeżą rybę w porcie i usmażyć, obtaczając tylko w mące i pokrapiając sokiem z cytryny? Niestety na wakacjach chcemy odpoczywać i dajemy się złapać w sidła smażalni, które wykorzystują wszystkie chwyty by oskubać nas z każdej złotówki.

wakacje

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 856 (980)

#50811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem wierzący i praktykujący ale...

Byłem zamówić mszę za bliską mi osobę. Dałem 40 zł do koperty i pognałem do kancelarii. Zależało mi na tym by msza była w niedzielę, gdyż spodziewam się wtedy przyjazdu rodziny, która też chciała we mszy uczestniczyć. Tekst księdza mnie rozbroił:

- Dobrze, msza w niedzielę o 11. Jednak jak pojawi się lepsza oferta, to pana mszę przeniosę na poniedziałek...

Zabrałem pieniądze i wyszedłem.

ksieza

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 705 (805)

#50251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolega, jako iż pracuje w pewnym stowarzyszeniu, został wysłany przez swojego kierownika na szkolenie pt „Powstrzymanie głodu w Afryce”. Niespecjalnie był tym tematem zainteresowany, no ale co zrobić. Szef wysyła to trzeba jechać. Oto jak wyglądało „szkolenie”:

- 2 dniowe szkolenie w drogim hotelu w pewnym dużym mieście
- pełne wyżywienie (swoją drogą skąd taka masa ekologów mięsożerców?)
- darmowy bar kawowy

Wszystko to oczywiście z pieniędzy Unijnych. Samo szkolenie było po niemiecku i było tłumaczone na nasz język poprzez system słuchawek. Jak się można było domyślić część specjalnie ściszała bądź nawet zdejmowała, by nie trzeba było słuchać. Wykładowcy też specjalnie nie zachęcali do aktywnego udziału – byle by odbębnić i tyle.
Kto był na tym szkoleniu? Głównie ekolodzy, przedstawiciele różnych organizacji pozarządowych oraz jacyś przedsiębiorcy. Dobra okazja by pojeść, popić, po uprawiać lewego seksu, złapać nowe kontakty – a wszystko to za również i nasze pieniądze.

A co z głodem w Afryce? Jak był, tak jest.

konferencja

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (822)

#50004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Majówkę zapamiętam na pewno na długo...
Zaczęło się od ciekawego pomysłu na grilla. Skrzyliśmy kilku znajomych i wzięliśmy się do działa. Impreza odbyła się na mojej działce więc to ja byłem gospodarzem. Przygotowania zaczęły się dzień wcześniej, kobiety przygotowywały sałatki, a my marynowaliśmy mięso.
Efekt był konkretny – kiełbasy, karczki, szaszłyki warzywne, pikantne skrzydełka – stół i grill uginały się od nadmiaru jedzenia. Przyszło 10 osób, z czego sześć które nie brało udziału w przygotowaniach. Każdy jednak chciał mieć jakiś wkład więc albo kupił alkohol, albo napoje bądź chciał dołożyć się finansowo. Oprócz jednego...

Andrzej, bo o nim mowa, to skąpiec jaki mało. Pracuje ze mną, kawaler który pieniędzy ma bardzo dużo jednak niechętnie je wydaje. Bardzo często zdarza mu się przyjść na piwo i zapomnieć portfela. A jak już komuś postawi czy pożyczy choćby 2 zł ,to będzie się tak długo upominał o zwrot. Taki już jest. Na grillu miało go nie być bo nie jest zbyt lubiany, jednak przypadkowo się dowiedział i sam się wprosił.

Jako iż z pustymi rękami nawet skąpcowi nie wypada przyjść, to Andrzej przyniósł ze sobą butelkę czegoś... Nikt nie wiedział co to było. On sam zachwalał to jako bardzo drogie whisky, my prości ludzie nie wiemy co to jest. A jakby postawił tą butelkę w USA, to wszyscy by go po nogach całowali. Oczywiście to on najwięcej się wykosztował na imprezę itp.
Na moje oko to ta butelka nie była oryginalnie zamknięta ale nie widziałem dokładnie, ponieważ Andrzej nie rozstawał się z butelką.

Po pierwszym daniu i wypiciu 1 l dobrej skandynawskiej wódki, jeden z biesiadników zagadał do Andrzeja by ten wyciągnął swoje skarby. Upierał się ale chłopaki go wzięli w kleszcze i musiał postawić na stół. Rozlaliśmy do szklanek - a Andrzej dolewał coli. Zapytany dlaczego to robi, przecież najlepszą whisky pije się co najwyżej z lodem, odpowiedział że z colą lepsze i już. Smakoszem takich trunków nie jestem. Jak dla mnie smakowało to jak spirytus wymieszany z herbatą. Wypiłem z trudem. Po minie reszty wyczytałem, że również im niezbyt smakowało.

Po chwili poczułem się źle i szybko ewakuowałem się do ubikacji. Oddałem z żołądka wszystko co miałem. Czułem się fatalnie. Okazało się, że nie byłem sam. Czterech z nas miało dziwne objawy. Brzuch bolał coraz bardziej. Tylko dwóch czuło się normalnie.
Pierwsze podejrzenie? Alkohol Andrzeja. On jednak upierał się, że to moja kiełbasa na pewno była stara i truje tym ludzi. Nie dochodziło do niego, że kobiety czują się dobrze, bo tylko one nie piły tego płynu. On jednak zaklinał się, że to na pewno nie to bo dwóm osobom nic po tym nie ma. Doszło do sprzeczki i szarpaniny. Andrzej ze złością i z pretensjami opuścił moją działkę przy czym zwymiotował mi przed chodnik. Do godziny wszyscy rozeszli się do domów. Ja do dzisiaj czuję ucisk w brzuchu. Koledzy nie lepiej, nawet ci którym nic nie było narzekali, że po przyjściu do domu nie czuli się najlepiej.

Andrzej drogą pantoflową i internetową poinformował świat, że o mało nie otruto go felernym jedzeniem. Nawet nie miałem się jak obronić. Kilka kg jedzenia poszło praktycznie do kosza.
Ile pieniędzy straciłem i nerwów to moje. Jak spotkam uduszę – obiecuję.

majówka

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 712 (850)

#49614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pamiętacie kawał o Bacy który płakał i spotkał go turysta?
- Baco dlaczego płaczecie?
- Bo prałem kota i mi zdechł.
- Baco ale kota się nie pierze
- Piere piere ino nie wykręca.....

Pierwsze słońce nie wszystkim przygrzało w dobre miejsca. Sąsiadka postanowiła wypróbować nową zabawkę - myjkę ciśnieniową typu Karcher. Myła wszystko: schody, kostkę brukową, auto, rowery, sprzęty itp. A gdy wszystko było już czyste kobieta wzięła się za mycie...... psa.

Akcja niczym z Matrixa: kobieta strzela, a pies niczym gimnastyk unika ostrzałów, chowa się ucieka. Na mój krzyk, że chce chyba zabić psa taki ciśnieniem, usłyszałem że jak mycie wodą może boleć, a Reksio po prostu nie lubi się myć i dlatego ucieka...

sąsiadka

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1075 (1125)

#47283

przez (PW) ·
| Do ulubionych
We wcześniejszej historii opowiedziałem jak PZPN niszczy i okrada małe kluby. Teraz opowiem jak swoją cegiełkę dorzucają rodzice. Ale po kolei. Przed sezonem postanowiliśmy założyć nową grupę w klubie: Orliki (1-3 klasy podstawówki). W klubie niechętnie na to patrzono, bo jak wiadomo to jeszcze dzieci – ja jednak uparłem się, wziąłem wszystko na siebie i tak powstała nowa drużyna.

Podziwiałem ich zapał i chęć gry. W drużynie było też kilka dziewczynek. Uzgodniono, że mecze będą rozgrywać na boiskach typu Orlik. Trzeba więc było załatwić wszystkie formalności. I tu powoli się zaczęło.

- Najpierw prosiłem, aby rodzice napisali zgodę na grę. Jak wiadomo są to dzieci i żeby potem ktoś nie miał do kogoś pretensji – ot takie zabezpieczenie. I pierwszy problem: czy tak ciężko napisać dziecku zezwolenie? Najwyraźniej tak, przygotowałem szablony porozdawałem dzieciom i dalej cisza. Dzwoniłem, zaczepiałem rodziców prosiłem przypominałem i nic. „Przyniesiemy, przyniesiemy” - na tym się kończyło. Musiałem osobiście fatygować się po domach, aby raczyli podpisać mały papierek. Udało się, czego się nie robi dla idei .

- Wyrabianie karty gdzie potrzebne jest zdjęcie. Analogiczna sytuacja. Na szybko poprosiłem kolegę, bo nie było już czasu, by zwykłą lustrzanką porobił zdjęcia młodym, obrobił i wydrukował. Kosztowało mnie to całe 0,7 dobrej wódki ale... udało się. Czego się nie robi dla idei.

- Lekarz. Na boisko nie da się wybiec bez karty zdrowia. Klub zapłacił za lekarza jednak trzeba było do niego jechać osobiście. Opisywać reszty chyba nie muszę. Sam musiałem większość dzieciaków zgarnąć z treningu i jechać z nimi do lekarza, bo rodzice mają to gdzieś. Udało się. Czego się nie robi dla idei.

- Poprosiliśmy naszego trenera aby poprowadził drużynę. Chłop zna się na rzeczy ma dobre papiery. Treningi były w formie zabawy – ogólnie bardzo ciekawe – co najważniejsze prowadził ich za darmo. Jemu sprawiało to też radość – jego siostrzeniec też grał w tej drużynie. Udało się. Czego się nie robi dla idei.

- Stroje. No w czymś drużyna musi grać. Tak małych kompletów u nas nie ma, więc trzeba było coś kupić. Stawałem na głowie, chodziłem po sponsorach, swój grosz dorzucił też prezes. Poprosiłem też o pomoc rodziców... praktycznie cisza. 3 - słownie trzech rodziców odpowiedziało na mój apel i wsparło zakup strojów. Nie zaglądam nikomu do portfeli, ale te osoby które dały, nie mieszkają w takich willach i nie jeżdżą takimi samochodami jak rodzice niektórych dzieci, którzy mój apel olali. Sam ze swojej kieszeni dołożyłem trochę złociszy, tak więc uzbierała się dość duża sumka, za którą kupiłem nie tylko stroje ale także kurtki treningowe. Każdy dzieciak sam wybierał sobie numer oraz nazwisko, ksywę lub inny napis. Dzieci były wniebowzięte. PS. U nas w jednej drużynie grał Messi i Ronaldo :P Nikt w lidze nie miał takich nowych i pięknych strojów. Wszystkie dzieci patrzyły na nasze z zazdrością. Udało się. Czego się nie robi dla idei.

Wszystko zapięte na ostatni guzik, można grać. Już na samym początku zaczęły się problemy, po których miałem ochotę pieprznąć wszystkim.

- Wyjazdy. Graliśmy ligę na orlikach. Jednak trzeba było jakoś tam dojechać. Całe 4 km. A może i aż tyle? Prosiłem rodziców aby co mecz przynajmniej 2 z nich przyjechało i wzięło maluszków. Sam musiałem dzwonić i prosić kolegów czy rodzinę aby szybko przyjechali i pomogli mi zawieść drużynę na mecz. Oczywiście na samym meczu rodzice się pojawiali, po czym przed końcem szybko się ewakuowali zostawiając nas z problemem. Po wszystkim pojawiali się spokojnie pod klubem po odbiór dzieci (u nas w budynku się przebierali) ...o wymówkach nie wspomnę – ogólnie żenada.

- Po którymś z meczów doszły do mnie plotki że rodzice nie są zadowoleni ze strojów... Tak, nie podobają się im kolory. Nazwali mnie bezguściem. Dziwili się dlaczego oni nie mieli wpływu na wybór? Przecież to ich dzieci mają w tym grać. Jestem bezczelny. Oczywiście najwięcej do powiedzenia miały osoby, które nawet złamanego grosza nie dały. Stroje miały barwy naszego klubu. PS czy AC Milan na brzydkie stroje? Nie wydaje mi się.

- Nazwa. Czy dzieci muszą grać pod nazwą klubu? Nie mogą nazywać się Iskierki? Albo Gwiazdki? Jeden ojciec powiedział, że mogli by się przecież nazywać Real.

- „Zrobienie z dzieci reklamówek” – tak to nazwała jedna osoba. A tylko dlatego, że na koszulkach była nazwa sponsora, który bezinteresownie wyłożył 1500zł. Wszystko to oczywiście za moimi plecami. Nikt nie odważył mi powiedzieć to prosto w twarz.

- Jeden rodzic w połowie rundy zabronił trenerowi wystawiać swojego syna na bramkę (jako jedyny umiał złapać piłkę i miał dryg do tego) Powód?: Mój syn ma strzelać gole!

- Jakieś plotki. O tym że trener jest pijany i każe dzieciom tylko biegać mecząc ich bezlitośnie. Hitem było jak ojciec jednego dziecka przyszedł ze skargą, bo słyszał że trener uczy dzieci ROBIĆ PRZEWROTKI I O MAŁO JEGO SYN KRĘGOSŁUPA NIE ZŁAMAŁ!
Ręce opadają.

O wynikach nie wspomnę, bo są one nieistotne. Było bardzo dobrze. Udało mi się nawet załatwić sparing z rówieśnikami drużyny, która obecnie występuje w 1 lidze. Dla dzieci było to na pewno wyróżnienie. Szkoda tylko, że rodzice tak tego nie postrzegali.

Czym runda szła dalej to było coraz gorzej. Opiekunowie wymyślali nowe kary dla dzieci:
Zakaz wyjścia na treningi i mecze. Nie zakazywali komputera czy wyjścia na dwór – nie, zakaz dotyczył piłki. Tak więc frekwencja na treningach znacząco spadła. Na meczach podobnie. Musiałem jeździć i prosić rodziców aby puszczali młodych na mecze. A to wyjazdy do cioci na imieniny, a to do kościoła (akurat na tą godzinę co jest mecz). Ogólnie Meksyk.

Rundę jakoś dograliśmy kończąc na 3 pozycji.
Kulminacją był turniej zimowy, na który przyszło tylko 5 zawodników – i nas szybko musiałem odmawiać udziału. Było mi wstyd. Miałem tego dość. Dowiedziałem się później, że rodzice planują jakiś spisek. Zrobiłem spotkanie. Albo sytuacja się zmieni albo koniec.
Sytuacja z tej soboty:

Rodzice zaczęli się interesować karierą swoich pociech, więc postawili mi ultimatum. Albo zatrudniamy profesjonalnego trenera albo wypisują swoje dzieci i zapisują do szkółki w klubie X. Zdębiałem. Rodzice poszli o krok naprzód i już porozumieli się z trenerem. Przynieśli nawet jego ofertę. Szkół i kursów miał pokończone dużo. Doświadczenie też. Uderzyła mnie ostatnia linijka. Wynagrodzenie: za 5 godzin tygodniowo z meczem trener żąda 1200 netto!!! Do tego oczywiście podatek + ZUS. Zaśmiałem się. U nas trener, który trenuje 3 grupy (seniorzy, juniorzy, trampkarze) dostaje ok. 1000 zł, a godzin trochę w tygodniu musi zrobić. Na moje pytanie czy będą sami opłacać trenera, odpowiedzieli śmiechem.

Tak więc oni oni żądają wydania kart. Teraz ja się zaśmiałem. Uświadomiłem im, że koszt tej szkółki to 80 zł na miesiąc. Do tego sami muszą zadbać o stroje i dresy. Do tego trzeba dzieciaki wozić 3 razy w tygodniu ok. 10 km. Mało tego, tam jest selekcja. Z dnia na dzień trener może przyjść i powiedzieć "proszę nie przychodzić na treningi – pańskie dziecko jest za słabe". I raczej z naszej drużyny mało kto ma szansę się tam dostać. Wygarnąłem im wszystko. 7 rodziców kazało wypisać swoje dziecko. Czyli to jest pół drużyny.

Właśnie piszę pismo do podokręgu o wypisanie drużyny z rozgrywek.
Szkoda mi tylko dzieci bo dla nich to będzie ogromny cios.

rodzice

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1266 (1314)
zarchiwizowany

#47540

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Walentynki już były ale Borys przypomni historię z przed lat. Mój rocznik 86’ był królikiem doświadczalnym jeśli chodzi od edukację. Powstały gimnazja i zmniejszono czas trwania nauki w liceum i technikum. Uczniem byłem zdolnym ale leniwym. Nie lubiłem się uczyć, ale wystarczyło że uważałem na lekcjach to materiał miałem opanowany. Byłem też wygadany więc zawsze jak trzeba było coś załatwić to wypychano mnie. Znałem się na komputerach przez co kila razy zdarzało się coś naprawić czy wgrać nowego windowsa u którejś z nauczycielek.

3 klasa się kończyła więc nadszedł czas wyboru szkół średnich. 90% wybierało licea o dość dziwnych profilach - zarządzania informacją, - chemiczne badanie środowiska, kulturoznawstwo, jakieś profile policyjne, strażackie itp. Co na to Borys ? A no że pójdę do zawodówki górniczej. Szkoła oddalona jakieś 20 km od miasteczka ale to nie szkodzi dam sobie radę. Ojciec górnik więc pójdę w jego ślady.
Co na to w szkole ? Nauczycielki nie dawały mi spokoju.

”Jak tak można ?? Przecież każdy normalny uczeń idzie do dobrego liceum , gorsi ew. do technikum a potem na STUDIA. Będziesz robalem, masz predyspozycje na dobrego menadżera czy informatyka. Bez studiów nic nie osiągniesz, nie będziesz miał pracy, po śmietnikach będziesz chodził. Zmarnujesz się itp.”.

Przez parę miesięcy byłem szykanowany przez nauczycieli. Zaniepokojona wychowawczyni wezwała nawet moją mamę by wyjaśnić moją głupotę. Wręcz mnie proszono.
Nie lepiej było z kolegami. Szybko podłapali nauczycieli i zrobili ze mnie pośmiewisko. Zaraz przykleili mi łatkę KRET, Wymyślano o mnie kawały, piosenki i coraz to lepsze epitety. Nauczyciele sami się z tego śmiali. Na humorze się znam więc trochę się z nimi droczyłem i nie brałem tego zbyt poważnie do siebie. Suma – na 25 osób : 22 w liceum, 2 w technikum i ja w zawodówce…
Jednakże największym ciosem był zawód miłosny.
Zakochałem się w Asi z równoległej klasy która odwzajemniała uczucie. Mieliśmy iść razem na Komers ( oficjalna impreza na zakończenie gimnazjum i podstawówki). Niestety gdy dowiedziała się o moich planach porzuciła mnie. Stwierdziła że nie chce się zadawać z człowiekiem z okrojoną wizją i brakiem perspektyw na świat. Poszła z innym. Ja musiałem iść sam.


Mija już ponad 10 lat. Koledzy którzy wcześniej się ze mnie nabijali pokończyli studia i zasilili szeregi bezrobotnych albo śmieciowo - umownych. Teraz zapisują się ponownie do szkoły by zrobić technika górnictwa i dostać się pod kopalnię. Dwóch zatrudniło się w prywatnych firmach górniczych gdzie za pół stawki harują jak woły. Oczywiście zatajają swoje dotychczasowe studia. Ja przez ten czas gdy koledzy tracili czas na naukę dorobiłem się co nieco. Mam dobre auto, w miarę ogarnięte mieszkanko. Żonka zadowolona z wypłaty więc nie jest źle. Ale dlaczego napisałem tą historię ? Sytuacja z wczoraj……

Po kościele zaczepia mnie Asia. Tak ta Asia – mieszka niedaleko mnie raz za czas się mijaliśmy zawsze Cześć Cześć – ogólnie żyjemy w dobrych stosunkach. Piękna jak przedtem, ehhh wspomnienia wróciły. Ale wracając to tematu. Zapytała się grzecznie :
„ Borysku już tyle lat robisz na tej kopalni pewnie masz znajomości może dałbyś radę załatwić robotę mojemu Piotrusiowi, bo właśnie się dowiedzieliśmy że jestem w ciąży. Ja robię tylko staż a Piotruś jest informatykiem w firmie X ale pracuje tylko na pół etatu i nie może nigdzie pracy lepszej znaleźć”

Zatkało mnie ale zgodnie z prawdą odpowiedziałem że znajomości nie mam. Tym bardziej na powierzchni gdzie robią informatycy. Ale tam zapewnie już. wszystko odsadzone.
Asia na to „ Ale Piotruś nie musi jako informatyk, on chce na dół do łopaty”.
Zapytałem się jakie szkoły ma i doświadczenie. Oczywiście w odpowiedzi usłyszałem same skróty wyższych uczelni. Kierunki ? Przemilcze…. Doświadczenie ? Przemilcze…..
Odpowiedziałem że Piotruś nie ma wystarczających kwalifikacji i go nie przyjmą.
„ Ale jak to ? Przecież potrzeba tam mądrych i wykształconych ?” – tak ale w kierunku górniczym a nie filozoficznym. „ Piotruś zna się na komputerach” – na dole póki co komputerów nie ma. I jak będą to na pewno nie takie PC.
Asia troszkę podenerwowana rzuciła hasłem „ ehh myślałam że te kopanie się zmieniają ale jak widzę dalej sama ciemnota.”
A mogłaś teraz bawić moje dzieciaki nie martwiąc się o przyszłość. A teraz trudno radź sobie sama i żyj na garnuszku rodziców….

praca

Skomentuj (95) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (552)