Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bronzar

Zamieszcza historie od: 26 września 2010 - 10:35
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 9:34
  • Historii na głównej: 36 z 43
  • Punktów za historie: 13061
  • Komentarzy: 328
  • Punktów za komentarze: 2755
 

#58321

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat, gdy byłem (nie)dumnym posiadaczem auta marki Fiat Uno. Pominę opis pojazdu, który był w stanie nienajlepszym, ale to było pierwsze auto, kupione za własne pieniądze, więc człowiek się cieszył, że jeździ i mało pali (LPG).
Godzina około 23, niedziela, tel od kolegi:
K: Słuchaj, potrzebuję pomocy, pojechałbyś ze mną po moją dziewczynę, bo przesunęli jej zajęcia i nie ma już jak wrócić, będę strasznie wdzięczny.
J: Wiesz, już trochę późno, no ale co zrobię, zaraz u ciebie będę.

Kolega mieszkał w miasteczku obok, podjechałem do niego i udaliśmy się od razu na stację benzynową. Na stacji stanąłem pod stanowiskiem LPG, wyciągnąłem telefon i przy koledze robię prostą kalkulację: w dwie strony 100 km, auto spali mi mniej więcej 7 litrów gazu, co przy ówczesnych cenach wychodziło około 14 zł, grosze, tym bardziej, że normalny bilet na pociąg kosztował 9 zł w jedną stronę. Informuję zatem kolegę:

J: Słuchaj, to wyjdzie 14 zł, dobrze mieć gaz, nie?
K: No rzeczywiście, niewiele.
J: Więc?
K: Ale co?
J: No dasz mi to 14 zł, czy tak będziesz siedzieć?
K: Ale jak to, nie mówiłeś, że mam ci płacić, nagła sytuacja, a ty pieniądze ode mnie wyciągasz, bo nie mam wyjścia, nie graj moją dziewczyną.

W tym momencie moje żyły przy skroniach zaczęły już znacznie gwałtowniej pulsować. Kolega mój dobry, wiedziałem, że ma problemy z odwdzięczaniem się za przysługi, dlatego też specjalnie na stację benzynową podjechałem wcześniej, ale żeby mnie już oskarżać o próbę naciągania w niedzielę przed północą?

J: Nie chcę pieniędzy dla siebie, przy tobie liczyłem ile auto spali, 14 zł to grosze za 100 km, może zadzwoń na taksówkę i się spytaj ile kosztuje?
K: Na pewno te 7 litrów w butli masz, więc nie musisz tankować.
J: Nie będę się z Tobą w taki głupi sposób kłócił. Chcesz jechać autem, auto spala paliwo, którego Ty poniesiesz koszty, żebym ci chłopie chciał policzyć coś jeszcze więcej, co nie byłoby niczym dziwnym zważając na porę. Zresztą zwykle jak ktoś mnie prosi o taką przysługę to na siłę mi 50zł wciska i się cieszy, że ktoś w ogóle chce go o takiej porze wieźć. Od ciebie za dwie godziny jazdy znowu dwa piwa dostanę? To wolę sobie posiedzieć w domu, wiesz? I w ogóle rozmawiam z Tobą tylko, bo jesteś moim kolegą, jakbym kogoś mniej znał, to już byłby po drugiej stronie drzwi.

W tym momencie podeszła pracownica stacji w celu zatankowania gazu. Odsunąłem szybę i słyszę pytanie "za ile?"

Pytam więc znajomego:

J: Dajesz te 14 zł?
K: Nie mam.
J: (Do pani z obsługi) Nie, przepraszam, tylko kolegę chciałem wyrzucić.
K: Ale jak to?
J: Wysiadaj!
K: Ale stąd mam 40 min drogi!
J: Ja straciłem przez ciebie więcej czasu.
K: No nie wygłupiaj się, ona nie ma czym wrócić!
J: To się załatwia po ludzku, a nie wymusić próbuje!
K: Ale ja naprawdę przy sobie nie mam.
J: To się prosi o podwiezienie do bankomatu, a nie próbuje wymuszać darmową jazdę.
K: Ale jesteśmy kumplami...
J: Właśnie jestem Twoim kumplem, a nie szoferem.
K: Nie traktuję cię jak szofera.
J: Bo szoferowi się płaci i daje na paliwo... ale mniejsza z tym, zapłaty nie chcę, to co wsiadasz z powrotem i jedziemy do bankomatu, czy nie?
K: Podjedziemy jak wrócimy, ok? (stara sztuczka mojego kumpla, później by się pewnie okazało, że coś nie tak z kartą, albo ją zgubił, albo jeszcze coś innego, po prostu mój kolega zawsze ma problemy z oddawaniem).
J: Tak myślałem - odpowiedziałem z uśmiechem dodając jednocześnie gazu i puszczając sprzęgło.

Wnioski: może byłem za spokojny, ale kolega mimo swojej okropnej wady we wszystkich innych aspektach był naprawdę fajnym człowiekiem, więc nie chciałem go od razu wyrzucać.
Kolega się nie obraził, dziewczyna mu wytłumaczyła zapłaciwszy 250 zł za taksówkę w którym miejscu się mylił.

Uważam, że podwożąc kogoś, prośba o zwrot tylko za paliwo jest ogromną przysługą, bo przecież ofiaruję mu za darmo mój czas.

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 913 (1181)
zarchiwizowany

#34286

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia autobusowa.
Wracałem pewnego razu autobusem z pracy i troszkę mi się przysnęło. Nagle poczułem strasze uderzenie i usłyszałem krzyk dziadka nad sobą:

D: Wy***laj gówniarzu z tego miejsca, ja tutaj mam siedzieć.

Ja - klasyczny karpik. Cały autobus był zatłoczony, ale nie zauważyłem tego, bo spałem. Nieopodal stała żona dziadka - typowy moher. Z uśmiechem na ustach powiedziała do męża:

B: a ja biorę tą!

I zaczęła bić laską i torebką dziewczynę, która również spała sobie wracając z pracy. Dziadek bije i krzyczy na mnie, wyzywa mnie od najgorszych, a babcia bije i krzyczy na tą dziewczynę. Nagle jednocześnie dziadkowi i babci wypadły z ust sztuczne szczęki. Wszyscy ludzie w autobusie dotychczas nie reagujący zaczęli się głośno śmiać. Okazało się po chwili, że w autobusie był kanar, a starsze małżeństwo jechało bez biletów. Rzucili się z pięściami, laskami, torebkami i sztucznymi szczękami na kanara gdy ten chciał wypisać im mandat. Na szczęście okazało się również, że w autobusie jest Policja. Niestety Policjanci mogli ukarać jedynie babcię, bo dziadek był kombatantem wojennym. Wtem kolejna niespodzianka - na tylnich siedzeniach siedziało kilka osób z żandarmierii wojskowej, którzy wzięli się za dziadzia. Gdy Policja i żandarmeria wyprowadzały wściekłe małżeństwo z autobusu, ponownie wypadły im sztuczne szczęki z ust. Wszyscy w autobusie znowu się śmiali i mieli dobry humor do końca dnia.

Wtem odezwał się uradowany kanar:

K: Super, ale utarliśmy im nosa, za to rozdaję wam darmowe bilety!

Cały autobus zaczął bić brawo. Kierowca pogłośnił muzykę, okazało się, że w radiu leci "Macarena", więc wszyscy zaczęli tańczyć, śmiać się i przytulać współpasażerów. Kierowca na wyświetlaczu z przodu autobusu zamiast numeru linii i miejsca docelowego wyświetlił tekst macareny i nawet przechodnie jak to widzieli to tańczyli i śpiewali.

Gdy autobus dojechał do ostatniego przystanku, z głośników leciało "Jedzie pociąg z daleka" i wszyscy tańcząc, idąc gęsiego wysiedli z autobusu w rytm piosenki.

Jak się później dowiedzieliśmy babcia skończyła w Guantanamo, a dziadek dostał karę śmierci za swoje zachowanie.

komunikacja_miejska

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 30 (238)
zarchiwizowany

#33566

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu zachciało mi się spróbować swych sił w sprzedaży na Allegro. Trafił mi się pewien klient, który utwierdził mnie w przekonaniu, że niektórzy mają zdecydowanie za dużo czasu.

Przedmiot zakupu: opaska na rękę
Cena sprzedaży: 4 zł + koszt wysyłki

Koszt wysyłki: standart - 2 zł list zwykły, 5 zł list polecony, priorytety po złotówce drożej.

WAŻNE: na każdej swojej aukcji pisałem regulamin, którego pierwszy punkt mówił o tym, że list zwykły klient wybiera tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność, nie ma potwierdzenia, nie da się reklamować, nie wysyłam ponownie w sytuacji gdy nie dojdzie - wszak każdy może sobie powiedzieć, że nie dojdzie, a ja po 10 razy mógłbym nawet wysyłać. Ogólnie list zwykły dałem tylko po to, żeby klient nie był zmuszony do zapłaty za przesyłkę więcej niż wynosi wartosć towaru (a handlowałem drobnostkami), ale jednocześnie chciałem, żeby było jasne iż nie ma gwarancji, że taka przesyłka dojdzie.

Ktoś sobie zaraz pomyśli - niezły sposób na zarobek, przecież mogłem nie wysyłać w ogóle towaru - ja jednak byłem uczciwy i na takie przypadki robiłem telefonem zdjęcie każdego zaadresowanego listu, już ze stemplami na poczcie.

Mój zarobek: po odliczeniu podatków jakiś 1 zł na predmiocie (dlatego już nie sprzedaję - nie warto ganiać na pocztę i użerać się z ludźmi za grosze).

Sprzedaję sobie więc na tym Allegro i wtedy pojawił się ON! Dokonał zakupu, ale nie wybrał formy płatności, ani wysyłki, nie uiścił też opłaty przez PayU (jedyną formę zapłąty jaka była dostępna na moich aukcjach).

Po jakiś 2 tygodniach od tego czasu otrzymałem od szanownego klienta maila o treści mniej więcej takiej:

"Dzień Dobry, co z moją opaską, kupiłem ponad tydzień temu i jeszcze nie ma, co się stało?"

Zdziwiło mnie to, ale grzecznie odpisałem to co było dla mnie oczywiste:

"Dzień dobry, dokonał Pan zakupu, ale nie wybrał Pan opcji dostawy i nie uiścił Pan opłaty, więc przedmiot nie został do Pana wysłany"

Klient:

"Jak to nie został wysłany? Co wy ludzie niepoważni jesteście? Dokonałem przelewu na konto razem z kosztami przesyłki."

Sprawdziłem - rzeczywiście, jakieś 10 dni wcześniej przelał mi ktoś na konto kwotę 6zł. Skąd wziął numer konta, skoro na aukcji go nie było? Może z jakiejś innej starej aukcji. Odpisałem zatem grzecznie:

"Rzeczywiście jest wpłata, jednakże powinien Pan wpłacić przez PayU i nie byłoby problemu. Tymczasem na aukcji nie była dostępna opcja wpłaty bezpośrendnio na konto, więc poniekąd sam jest sobie Pan winien, tym bardziej, że nie poinformował mnie Pan o takiej formie zapłaty"

Klient:

"Trzeba pilnować co się na waszym rachunku dzieje! Proszę wysłać mi listem poleconym priorytetowym!"

Tak, z pewnością każdy by zauważył, że na jego koncie pojawiła się zawrotna suma 6 PLN! Dodatkowo klient zapłacił za list zwykły, a domagał się poleconego priorytetu, który na poczcie kosztuje około 5 zł! Informuję o tym zatem klienta:

"Zapłacił Pan 2 zł za przesyłkę, czyli za list zwykły ekonomiczny, jeśli chce Pan polecony priorytet to według cennika proszę dopłacić 4 zł"

Już w tym momencie zaczął mnie krótko mówiąc szlag trafiać - za głupią złotówkę tak się musiałem szarpać z klientem. Mail od klienta:

"Niech już Pan wyśle ten zwykły, ale poza tym to macie za drogo, bo na poczcie list zwykły tyle nie kosztuje"

Postanowiłem już się z nim nie kłócić, bo chyba nie byłoby większego sensu. Przesyłka zawsze jest troszę droższa niż cena samej wysyłki, bo w koszt wchodzi również opakowanie i droga na pocztę. Odpisałem więc klientowi:

"Dziś wysyłam listem zwykłym"


Po tej deklaracji następne dwa tygodnie miałem spokój z facetem, już zdążyłem zapomnieć,a tutaj mail:

"I co z moją opaską? Wysłał Pan już w ogóle?"

hmm dziwne, przecież nawet list zwykły powinien już dawno dojść. Jednakże mam przecież zdjęcie listu:

"W załączniku przesyłam zdjęcie listu ze stemplami zrobione na poczcie w chwili wysyłki. List został do Pana wysłany, nie mam pojęcia czemu jeszcze do Pana nie dotarł"

Odpowiedzi się nie spodziewałem:

"Takie coś to se każdy może zrobić! Proszę zwrócić mi pieniądze"

Już bardzo zdenerwowany odpisałem:

"Zgodnie z pierwszym punktem regulaminu aukcji, który Pan zaakceptował klikając w "Kup teraz", nie ma możliwości reklamacji na poczcie formy przesyłki, którą Pan wybrał, więc niestety nic nie mogę zrobić. Wybrał Pan list zwykły na własną odpowiedzialność, zwrot pieniędzy się Panu nie należy."

I klient"

"Wy pewnie tak każdemu robicie, jak wybierze list zwykły to mu nie wysyłacie. Niezły sposób na zarobek, ale ja tego tak nie zostawię."

Super, całe 6 zł stracił (o ile w ogóle coś stracił, bo może list do niego dotarł) i twierdzi, że sprawy nie zostawi - super, ciekawe tylko co zrobi. O mojej uczciwości zresztą świadczyły pozytywne komentarze i zdjęcie listu! Sprawę olałem. Klient przestał się odzywać na tydzień. Po tygodniu otrzymałem maila:

"Być może rzeczywiście Pan przesłał, zatem do odpowiedzialności pociągnę Pocztę Polską. Prosze przesłać mi oświadczenie w 2 kopiach z Pańskim podpisem, że list został wysłany, z podaną dokładną datą i wpisanym załącznikiem - wydrukiem zdjęcia, które mi Pan przesłał na maila. Proszę przesłać mi to na mój adres, koniecznie listem poleconym. Sprawę już zgłosiłem na policję"

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Facet naprawdę o 6zł , gdzie eewidentnie nie miał racji chciał sprawę pociągnąć na policji? Czy może myślał, że za tą złotówkę, którą łaskawie dał mi zarobić, będę ganiał na pocztę, płacił za polecony, drukował, pisał, oświadczał... Już nawet nie chciałem myśleć o tym ile kosztuje godzina pracy policjanta. Odpisałem:

"Nie, nic Panu nie prześlę. Jeśli dla Pana 6zł jest na tyle poważnym powodem, aby gonić po Policji, po poczcie i nie wiadomo jeszcze gdzie i komu zawracać głowę, to bardzo proszę. Dla mnie niestety ta kwota nie jest tego warta i sprawę ostatecznie uznaję za zamkniętą."

Na szczęście pomogło - klient przestał mnie męczyć. Rozumiem, że być może czuł się pokrzywdzony, ale przecież wiedział co kupuje, na jakich zasadach i co się z tym wiąże - mimo iż jest to oczywiste, było zamieszczone w regulaminie, mimo iż nie musiałem przesłałem mu zdjęcie listu. Kim był ten człowiek, że nie potrafił poinformować sprzedawcy, że sam sobie zmienił formę płatności? I jakim człowiekiem trzeba być, żeby za 6 zł się tak szarpać? Z pewnością piekielnym :)

Ktoś mógłby jeszcze mi zarzucić - trzeba było dla świętego spokoju te 6zł oddać. I będzie miał rację, 6 zł nie było tego wartę, ale nie oddałem z kilku powodów:

- Dlaczego ja mam ponosić konsekwencję czyjegoś niemyślenia?
- Z czystej ciekawości co dalej będzie
- Skoro już wysłałem towar, zapłaciłem za list, poszedłem na pocztę i użerałem się z klientem to nie, żeby być na tym stratny - ot głupie zacięcie :)

Allegro

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (254)
zarchiwizowany

#33330

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiedziane przez znajomego:

Ów znajomy stał sobie w kolejce do kasy samoobsługowej w hipermarkecie. Nagle poczuł uderzenie w plecy wózkiem na zakupy. Obrócił się i zobaczył Panią z grymasem na twarzy i z delikatnym brzuszkiem. Znajomy upomniał:

Z: mówi się przepraszam!
K: phi

Olał sprawę, ale po kilku sekundach znów poczuł uderzenie, obrócił się, ale tym razem Pani odezwała się pierwsza:

K: Długo jeszcze mam czekać?
Z: Ale na co? I proszę mnie nie trącać wózkiem.
K: Jak to na co, ślepy jesteś? Ja jestem w ciąży!
Z: Widzę, ale to jeszcze nie powód by obijać ludzi wózkiem.
K: No zsuń się idioto!
Z: Ale dlaczego?
K: Bo ja jestem w ciąży.
Z: A ja w adidasach.

Po czym kasa się zwolniła i spokojnie skasował sobie swoje produkty. A kobieta w ciąży? Skasowała w drugiej kasie, która zwolniła się w tym samym momencie.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (351)

#26841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wynajmuję mieszkanie.
Dzwonek do drzwi.
Otwieram i ukazuje mi się pewien Pan w garniturze:

P: Dzień dobry, Igrek Iksiński, firma Pożyczamy na Lichwiarski Procent, czy Pan Iks Igrekowski?

J: Nie. (Oczywiście mówiłem prawdę)

P: (Wchodząc, trącając mnie barem, zaszedł od razu do salonu i usiadł na wersalce - ja? karpik!) Widzę, że unika Pan kontaktu, ale ja nie wyjdę, dopóki nie dogadamy się wobec zaległych należności!

J: Człowieku, ale ja nie nazywam się żaden Iks Igrekowski, weź stąd wyjdź, bo zadzwonię na Policję, ja to mieszkanie wynajmuję, wynajmujący też się nie nazywa Iks Igrekowski, więc sądzę, że jakiś wcześniejszy najemca podał ten adres.

P: Proszę Pana, jak ja wiele razy słyszę te śpiewki, to wszystko jest 20 razy sprawdzane, jak Piekielna 123/1 to Piekielna 123/1 i dziękuję.

J: Jesteśmy na Piekielnej 23/1!

P: O k***wa, może być! To ja przepraszam, już idę, to moja wizytówka, przepraszam, pomyłka.

Zrozumiałem, praca nieprzyjemna, stres, ale warto o tym wspomnieć na jakimś portalu opisującym złośliwych ludzi. ;)

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 810 (884)

#26840

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idę przez pasy na zielonym świetle. Po przejściu podchodzi do mnie dwóch Panów policjantów.

P1: No co Pan wyprawia, niestety musimy interweniować.
J: Panie władzo, ale nie mam pojęcia o co się rozchodzi.
P1: Jak Pan przez pasy przeszedł? Ukosem? Od kiedy się tak przechodzi?
P2: Niestety będzie mandacik.
J: Ale? O co...
P2: 50zł czy ma Pan jakieś obiekcje?
J: (wyciągając telefon) Jako funkcjonariusze publiczni, wiedzą Panowie, że mam prawo nagrać tę rozmowę, więc informuję tylko, że właśnie zaczynam nagrywać. (Klik REC :) ) Proszę podać mi paragraf który mówi o tym iż przez przejście dla pieszych należy iść prostopadle do pasów tzw. zebry!
P2: Paragraf 234 kodeksu wykroczeń!
J: Proszę podać imię i nazwisko!
P1: (ze śmiechem) chodź już chłopie i zostaw Pana, bo w TV będziemy.
P2: Miłego dnia Panu życzę.
J: Nawzajem, spokojnej służby.

Normalnie bałbym się, że stracę telefon, ale w tym dość ruchliwym miejscu pomyślałem sobie, że mogę sobie pozwolić na taki fortel. :)

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 638 (688)
zarchiwizowany

#27167

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia zwyczajnej http://piekielni.pl/27152 zainspirowała mnie do opisania sytuacji z ulotkarzami czy też innymi zaczepiaczami z perspektywy szarej persony, która jak jedna z wielu przechadza się w bliżej nieokreślonym kierunku.
Zawsze potrafię zrozumieć, że rozdawanie ulotek to praca, a do tego naprawdę niewdzięczna. Zawsze gdy mam czas, możliwość sięgnę po ulotkę, aby pomóc tym ludziom, żeby jak najszybciej się uwinęli. Inna sprawa, że lądują one zawsze w najbliższym koszu. Jednakże czasem zdarza się, że naprawdę mi się gdzieś spieszy i wtedy nie biorę po drodze ulotek. Często wtedy mam wrażenie, że osoby rozdające tę makulaturę zapominają o pewnej prostej rzeczy: nie mam żadnego obowiązku czegokolwiek od nich brać, ani z nimi dyskutować! Poniżej zamieszczam parę sytuacji, które mnie spotkały, a które mogą posłużyć za instrukcje "czego nie należy robić":

1. Najbardziej nagminna sytuacja, spieszę się (co można np. wywnioskować z tego, że moja prędkość jest 2x większa niż otaczajacego mnie tłumu, przez który się przeciskam), a osoba rozdająca ulotki w taki sposób wystawia rękę, że muszę swoim ciałem ją odsunąć niczym szlaban, aby spokojnie przejść. Czy naprawdę nie można tej ulotki podać w taki sposób, aby nie tworzyć z ręki barierki na mojej drodze?

2. Dwukrotnie spotkała mnie taka sytuacja, raz ze strony ulotkarza, drugi raz ze strony członka greenpeace. Pędzę na łeb na szyję, muszę zdążyć na pociąg, przechodze przez wąskie przejście. Za przejściem czycha na mnie natręt. Gdy dochodzę do końca wyskakuje tak, że po prostu zastępuje mi drogę. Na członka greenpeace po prostu wpadłem, bo siła bezwładności zrobiła swoje, z mych ust poleciało ′urwał′ - tak po prostu, bo prawie wylądowałem na ziemi, zostałem nazwany prostakiem, niestety nie miałem czasu na wytłumaczenie tej osobie dlaczego nie powinno się zachodzić ludziom drogi. Jak dla mnie najbardziej piekielne zachowanie.

3. Widząc z daleka natręta, a nie mając czasu staram się go ominąć w bezpiecznej odległości. Łatwo to zauważyć, jak nagle ktoś z prostej drogi zatacza łuk, prawda? Więc dlaczego dość często natręci "gonią mnie"? Skoro ich omijam to znaczy, ze nie chce mieć z nimi do czynienia.

4. Greenpeace, kochane greenpeace. Atakują mnie zawsze gdy się najbardziej spiesze i staram się ich ominąć (2x większa prędkość od tłumu+zataczanie łuku). Są bez wątpienia najbardziejm wścibskimi natrętami. Nie dadzą się zbyć. Szczególne były dwie sytuacje:
- omijam panią, mówiac, że nie mam czasu, w odpowiedzi słyszę, że jakieś tam zwierzęta też nie mają czasu, bo są mordowane (idzie za mną takim samym tempem), mówię, że w tym momencie mnie to nie obchodzi, bo się spieszę i... krzyknęła w moją stronę zatrzymując się "MORDERCA". - w duchu chciałem ją rozszarpać. Jak można człowieka tak nazwać publicznie?
- podobna sytuacja, tym razem mi się jednak nie spieszyło, ale humor miałem na tyle ponury, że nie miałem najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, a już na pewno nie chciałem słuchać biadolenia oszołomów z greenpeace. Zastępowanie drogi trzykrotne (jak ominąłem podbiegała i znów na mojej drodze) + pociągnięcie za kurtkę, żebym się zatrzymał i trochę mojej piekielności, bo na ową siłową próbę zatrzymania się odpowiedziałem, ale nie krzykiem, a po prostu zniechęcony znudzonym tonem - "kobieto odp*****ol się". W odpowiedzi usłyszałem "Może trochę kultury wieśniaku" - fakt, może zachowałem się niekulturalnie, ale sama wydobyła ze mnie ten ładunek agresji.

5. Proponowanie kart kredytowych w galeriach handlowych - "Ale na pewno ma pan 2 minutki, na pewno! proszę może pan skorzystać, ble ble ble" - jakbym miał ochotę na rozmowę to zatrzymałbym sie od razu.

6. Domokrążcy. Do czynienia z nimi miałem tylko raz. Ten raz mi wystarczył. Działo się to akurat gdy montowałem szafę w przedpokoju u znajomego. Nagle pukanie do drzwi. Aby otworzyć musieliśmy przenieść całą konstrukcję. Pytamy się więc "kto tam, bo mamy drzwi zastawione". W odpowiedzi słyszymy, że bardzo ważna sprawa (tonem pozwalającym w to wierzyć), więc szybko uwijamy się z dokręceniem pólki, przenosimy, przesuwamy, zbieramy sprzęd spod drzwi, otwieramy i widzimy nieznaną kobietę:
K: Ja zbieram na zwierzęta w schroniskach, czy wiedzą panowie ile ich rocznie umiera?
My - po prostu karpik, sytuacja tak absurdalna, że nie możemy uwierzyć nawet jak można być tak bezczelnym w białych rękawiczkach.
Z: Nie widzi Pani, że jesteśmy zajęci?
K: Wystarczy tylko chcieć by pomóc one napraw...
TRZASK, drzwi się zamknęły.


Na zakonczenie chciałem zaznaczyć, że natrętami nie nazywam każdego, kto ma akurat taki rodzaj pracy, a jedynie te osoby, które zachowują się w sposób niewłaściwy.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (205)
zarchiwizowany

#27004

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeśli chodzi o ustępowanie miejsc w autobusach mam pewną zasadę. Jeśli podejdzie do mnie starsza osoba i poprosi o ustąpienie, robię to bez słowa. Jeśli jednak stanie nade mną i zacznie sapać, prychać i patrzeć na mnie spod byka to nic sobie z tego nie robię i siedzę dalej. Uważam, że nikomu korona z głowy nie spadnie poprzez werbalną komunikację. I żeby nie było - często zdarza się, że starsza osoba poprosi.

Sytuacja miała miejsce podczas spotkania w autobusie z drugim typem starszych osób chcących usiąść, czyli z mohero sapiens. Stoi nade mną taka babcia i tak sapie i prycha, że przy odrobinie chęci pewnie mógłbym się domyślić co zeszłego dnia na kolację jadła.
Obok mnie akurat siedziała moja żona, która mnie miększe serce, więc zwróciła się do mnie:

Ż: Bronzar, ta Pani chyba chce usiąść (oczywiście owa Pani słyszała to co powiedziała)
J: Tak? Chyba nie, skąd. Przecież gdyby chciała to poprosiłaby o ustąpienie miejsca.

Wtem babcia wysyczała przez zeby, ale tak, żebyśmy ją również wyraźnie słyszeli:

B: Się urwał nie będę o nic młodych gnojów prosiła!

I poszła sapać do innej części autobusu.


Powiedziała to takim tonem jakby moim psim obowiązkiem było podskoczyć z siedzenia i zamerdać ogonkiem na sam widok, że ona wtacza się do autobusu. Moim zdaniem nie, nie jest to moim obowiązkiem, tym bardziej, że ja w przeciwieństwie do tej Pani zapłaciłem za bilet.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (286)

#26847

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę zakład zegarmistrzowski. Ludzie zostawiają u mnie zegarki do naprawy, wypisuję im potwierdzenie, sobie zostawiam kopię. Kopia ląduje do worka strunowego wraz z zegarkiem. Posiadam spory koszyczek zegarków, które nie zostały odebrane przez klientów. Gdy taki zegarek leży więcej niż jakieś 6 miesięcy, to wkładam go do koszyczka znajdującego się w moim domu. Obecnie znajduje się w nim +/- 500 zegarków. Cóż, ludzie nie odbierają.
Sytuacja miała miejsce w zeszłym miesiącu. Przyszedł do mnie klient:

K: Zegarek!
J: Dzień dobry, jaki?
K: Taki srebrny okrągły (90% zegarków tak wygląda). Ten co oddawałem.
J: Ale jaki?
K: To pan nie wie?
J: Nie przypominam sobie. Nie pamiętam każdego klienta.
K: To może pan powinien. (Całym swoim wyglądem przypominał władcę i ruszał się tak, jakby robił łaskę swojemu niewolnikowi). Tutaj mam potwierdzenie, jak masz taką słabą pamięć.

Tutaj zaznaczam. Nienawidzę jak ktoś przechodzi do per ′Ty′, jedyny wyjątek stanowi sytuacja, w których klient jest "luzacko" nastawiony i żartuje do mnie.

J: Widzę, że numer zlecenia to 123/03/09.
K: A co to znaczy, ja nie wiem, co mnie to obchodzi!
J: Zegarek był zostawiany w marcu 2009 roku.
K. No i co pewnie jeszcze nie zdążyłeś?
J: Zdążyłem, zegarek jest naprawiony, będzie na jutro.
KL: (SZAŁ!) No chyba sobie urwał żartujesz, tyle czekania i jeszcze urwał chcesz żebym czekał, co z moim zegarkiem, urwał złodzieju dawaj!

Punkt drugi - nazwanie mnie złodziejem, wychodzę z siebie, po prostu puszczają mi nerwy. Staram się jednak trzymać fason.

J: Wie pan co, części kosztują, ja do pana dzwoniłem pewnie nie raz po naprawie, to ja byłem dotąd stratny, więc proszę mnie złodziejem nie nazywać! (Zawsze, ZAWSZE przed zarchiwizowaniem zegarka w domu, dzwonię przynajmniej 5-6 razy)
K: Dotąd, URWAŁ TYLE CZASU i jeszcze pieniędzy chcesz?

Nie wiem dlaczego i nie wiem jak, zachowałem się poniżej poziomu, ale nerwy mi puściły. Wyrwałem gościowi kartkę z rąk, przetargałem i wrzuciłem do kosza.

J: Jak dla mnie, jak urwami mamy rozmawiać, to żadnego zegarka nie było, do widzenia.

Nie potrafię nawet opisać w jaki szał wpadł klient. Wystarczy może, że napiszę iż stwierdził, że od razu idzie do prokuratury.

Wieczorem w domu robię przegląd koszyczka i z zapamiętanego numeru zlecenia wyszukuję zegarek. I sobie przypomniałem. Kwarcowsy Atlantic, wymiana mechanizmu tzw ETA, koszt na 3 lata wstecz jakieś 200zł, do zapłaty 220. Pamiętam jak przeklinałem w duchu owego klienta, jak mi krzyczał do słuchawki, żebym go nie dręczył telefonami. Pamiętam jak w duchu sam siebie przeklinałem dlaczego nie wziąłem zaliczki.
Jest na zleceniu numer telefonu, w przypływie wyrzutów sumienia dzwonię z nadzieją, że jest aktualny. Był.

J: Dzień dobry ja w sprawie zegarka.
K: Dzień dobry, to będzie na jutro? Ile pieniążków przygotować?
J: 220 zł...
K: O to dobrze, będę jutro, proszę nie zapomnieć, do zobaczenia.
J: Do zobaczenia.

Na następny dzień przyniósł 300zł powiedział, że reszty nie trzeba, postawił na ladzie Jack Daniel′sa i przeprosił za swoje wczorajsze zachowanie. Stwierdził, że kontrahent go wystawił i miał bardzo zły humor. Co mi tam, lubię Jacka Daniel′sa. :)

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1263 (1307)

#26718

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przez mojego dobrego znajomego. Nie mogę głową odpowiadać iż nie jest to fake, ale znajomy ten raczej nie jest znany z bajkopisarstwa, tak więc jestem skłonny dać wiarę jego zeznaniom.

Akcję właściwą mój kolega obserwował z okna swojego domu (mieszka na parterze). Przed blokiem szedł sobie jakiś młodzieniec paląc papierosa. Obok jednej z klatek stała kobieta z lekką, aczkolwiek zauważalną już ciążą. Nawet gdyby wcześniej wspomniany palący chłopak przeszedł chodnikiem prostopadłym do klatki, to od przyszłej mamusi dzieliłoby go około 10 metrów. Gdy jednak był jeszcze znacznie dalej, znajomy mój usłyszał krzyki, co skłoniło go by przerwać na chwilę przyrządzanie obiadu i zerknąć do okna. Gdy wyjrzał co zauważył:

Ciężarna pani zaczyna wydzierać się w stronę chłopaka:

- Zgaś tego szluga debilu, ja jestem w ciąży (itp.)...

Koleś jednak niewiele sobie zrobił z jej krzyku, bo jak zapewne słusznie zauważył dzieliła ich na tyle spora odległość, że po prostu nie mógł jej niczym zaszkodzić paląc. Kobieta jednak ruszyła z miejsca i podbiegła do młodzieńca. Spoliczkowała go krzycząc, że zabija jej dziecko, spoliczkowała ponownie i jeszcze raz, chłopak zaczął się zasłaniać, a ona uczepiła się jego włosów próbując chyba mu je powyrywać. Następne wydarzenia następowały praktycznie jednocześnie:

- Gość wyrwał się dziewczynie szarpnięciem (nie jej) i zaczął lekkim biegiem oddalać się od wariatki.
- Ciężarna zaczęła krzyczeć, że ją pobił, że kopnął w brzuch (oczywiście nie była to prawda), żeby ludzie policję wzywali.
- Z klatki obok akurat wychodził najprawdopodobniej ojciec jej dziecka, słysząc to w parę chwil dorwał uciekającego kolesia.
- Jakaś przechodząca nieopodal babcia wyciągnęła telefon i zadzwoniła jak się niedługo później okazało na policję.

Następnie w ciągu dosłownie kilkunastu sekund przyszły tato delikatnie mówiąc zrobił uciekinierowi z dupy jesień średniowiecza, a przyszła mama jeszcze go namawiała do spuszczenia chłopakowi większego (przepraszam za określenie, ale najlepiej ono oddaje to co się działo) wpi***lu.

Znajomy wybiegł przed blok, by ratować bogu ducha winnego kolesia. Gdy zbierał go z asfaltu i próbował dotrzeć do niego z zapytaniem czy nie wezwać pogotowia nadjechała już Policja (dość szybko, może w 2 minuty?).

Policjanci po usłyszeniu pierw wersji ciężarnej, później wersji jej faceta, a później wersji babci, o dziwo takich samych - jak to chłopak zaatakował bezbronną kobietę w ciąży, chcieli zabrać go na dołek.

Gdy mój znajomy przedstawił faktyczny obraz wydarzeń z początku żaden z policjantów nie chciał dać mu wiary, pewnie są w zmowie etc. Jednakże po stwierdzeniu czterech faktów policjanci zaczęli się zastanawiać:

- Jak przyszły tatuś mógł wszystko widzieć, skoro gdy wychodził to chłopak już biegł?
- Jak babcia mogła wszystko widzieć, skoro zaalarmował ją dopiero krzyk?
- Jaki motyw miałby chłopak atakując w środku dnia, w środku osiedla pełnego ludzi ciężarną kobietę, która nie miała przy sobie nawet torebki?
- Dlaczego wersja nagrana z telefonu mojego znajomego nie zgadza się z zeznaniami reszty?

OK, chłopak został oczyszczony z zarzutów, chociaż ciężko powiedzieć, żeby po takim pobiciu był zadowolony. I na koniec, co w związku z pobiciem, które chciał zgłosić? Otrzymał odpowiedź o mundurowych:
- Ty się lepiej gnoju już nie odzywaj, gdybyś kobiety w ciąży nie zaczepiał to nic by ci się nie stało.

I gdzie tu sprawiedliwość?

PS: Komórka mojego znajomego nie zarejestrowała już momentu samego pobicia, więc właściwie dowodu nie było.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 721 (753)