Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bronzar

Zamieszcza historie od: 26 września 2010 - 10:35
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 9:34
  • Historii na głównej: 36 z 43
  • Punktów za historie: 13061
  • Komentarzy: 328
  • Punktów za komentarze: 2757
 

#9857

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz działa się rok temu w niewielkim osiedlowym supermarkecie. Po wrzuceniu do koszyka wszystkiego co było mi potrzebne, udałem się w kierunku kas (a były aż dwie). Przede mną na taśmę wykładała towary kobieta. Była na wysokich szpilkach, miała elegancką sukienkę - ot wyglądała na typową elegantkę.
Wyłożyła kilka produktów na kasę, kasjerka zaczęła kasować, a owa pani stwierdziła, że czegoś jeszcze zapomniała i idzie na sklep. Kasjerka szybko skasowała te kilka produktów i zaczyna się czekanie.

Kolejka w drugiej kasie zrobiła się dość duża, za mną ustawiło się też już kilku klientów. Nagle spostrzegam coś co doprowadziło mnie momentalnie do czerwoności. Owa paniusia spacerkiem przechadza się wśród półek z niemal pełnym koszykiem i jak gdyby nigdy nic kontynuuje spokojnie zakupy. Pytam więc kasjerki:

J: Ta pani zablokowała kasę, żeby później nie stać w kolejce i robi sobie spokojnie zakupy. Czy nie może pani z uwagi na kolejkę wycofać tych produktów?
K: Wiem, wiem, ona tak zawsze robi, ale cóż ja mogę zrobić. Jak wykłada na kasę produkty, nie mogę odmówić rozpoczęcia kasowania. Wycofać teraz już niestety nie mogę, musiałabym kierowniczkę wołać, a zanim ona przyjdzie to tamta pani już się pewnie zdąży uwinąć.

Patrzę na te skasowane produkty - jakiś ryż, jakaś kasza, ziemniaki, olej i kilka pomniejszych drobiazgów - w sumie wszystko co się i tak zawsze w domu przyda, a cena za to niewielka, jakieś dwadzieścia parę złotych. Postanowiłem więc utrzeć piekielnej klientce nosa. Zapytałem więc kasjerkę:

J: A czy może pani do tych produktów doliczyć moje drobiazgi jeśli zapłacę cały rachunek?
K: Teoretycznie towar nie jest podpisany...
J: To proszę kasować!

W kolejce za mną kilka osób wyraziło aprobatę mojego czynu i nawet rozpoczęły się dyskusje jak "to babsko zareaguje" (sic!).
Kasjerka w kilka sekund wszystko skasowała, podała cenę, ja sięgnąłem po portfel. Wtem zauważyła to paniusia i zaczęła biec w moją stronę wrzeszcząc:

P: TO MOJE, TO MOJE, CO PAN ROBI, NIECH PANI TEGO NIE KASUJE, KRADNĄ MI!
J: Proszę Pani, to własność sklepu, którą kupuję, nic pani nie kradnę.
P: NIECH PANI TEGO NIE KASUJE, NIECH PANI NIE BIERZE TYCH PIENIĘDZY.
K: Przykro mi, ale nie mogę odmówić klientowi sprzedaży towaru.
P: ALE TO MOJE BYŁO, JA TO TAM DAŁAM.

Wtem w kolejce ludzie zaczęli wytykać kobiecie:

- cicho kobieto
- blokować kolejkę nam będzie
- czekać tyle ludzie muszą, bo wielka pani przyszła
I inne tego typu teksty.

Wychodząc, uśmiechnąłem się szeroko do paniusi, która dosłownie stała oniemiała z otwartymi ustami. Jeszcze spytała, jakby sama siebie:
- I co ja mam teraz stać ze wszystkimi?
Na to ktoś z kolejki odpowiedział:
- Jak chcesz to możesz zatańczyć.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1778 (1884)

#9788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym sprzedaję zegarki. Pewnego dnia, kilka miesięcy temu kobieta kupiła u mnie zegarek męski (za około 150 zł). Kilka dni temu zawitała do mnie do sklepu i od wejścia z krzykiem:

K: Co za buble Pan sprzedaje, tyle piniendzy (sic!) to kosztowało!
J: Dzień dobry, proszę mi powiedzieć o co chodzi.
K: Kupiłam pół roku temu zegarek mężowi na rocznicę ślubu i nie działa już!
J: Ale co się...
K: Tyle piniendzy, tyle piniendzy kosztował.
J: Proszę panią, proszę spokojnie, być może to tylko bateria, jeśli tak to wymienimy i będzie po problemie.

Wziąłem zegarek do ręki, patrzę - działa, pytam więc klientkę jaki dokładnie problem.

K: Ja go kupiłam na rocznicę i leżał w półce, bo wtedy akurat piniondze miałam i chciałam go dać jutro mężowi, ale nie działa!
J: Proszę panią działa.
K: Ale mi go pan ustawiał, a teraz złą godzinę pokazuje!

Sprawdzam i rzeczywiście, zegarek spóźnia godzinę i skoro ustawiałem go to pewnie równo ze swoim zegarkiem. Co było najdziwniejsze spóźniał dokładnie godzinę, co do minuty. Już wiedziałem co się stało.

J: Proszę pani, a czy podczas zmiany czasu na letni przestawiała pani na tym zegarku godzinę do przodu?
K: (głosem jakby ją coś bolało) Nieee...

Po czym wzięła zegarek i wyszła ze sklepu. Rozumiem, że można się pomylić, ale po co od razu krzyki? ;)

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (783)

#9792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep, który znajduje się na pasażu handlowym w hipermarkecie. Pewnego dnia zauważyłem jak na pasażu kobieta z dzieckiem w wózku spacerowym spotkała najwyraźniej swoją znajomą. Chwilę porozmawiały, a że na pasażu ruch był spory, więc aby nie tamować ruchu weszły do mojego sklepu kontynuując rozmowę. Akurat zajmowałem się pracą wymagającą precyzji. Kobiety mnie trochę irytowały, bo nie lubię słuchać np. o tym w jakich butach na wesele poszła dziewczyna brata koleżanki jakiejś Kaśki, ale cóż, nie chciałem być nieuprzejmy.
Po około 15 minutach rozmowy dziecko w wózku zaczęło płakać. Po chwili płacz zamienił się w wycie. Dziecko ujadało jak oszalałe, ale mamusia nic sobie z tego nie robiła. Kobiety z uśmieszkami na twarzy kontynuowały rozmowę, a we mnie narastała frustracja.
Po kolejnych kilku minutach poddałem się. Nie potrafiłem się skupić na tym co robię w takim hałasie. I tutaj punkt kulminacyjny historii: wstałem i naprawdę bardzo grzecznym i uprzejmym tonem zapytałem kobiety:

J: Przepraszam bardzo, czy którejś z Pań mogę służyć pomocą?

Kobiety nie przerywały swojej arcyciekawej rozmowy, matka dziecka nie odwracając głowy powiedziała jedynie głośne "NIE", po czym zniżyła ton do poprzedniego i kontynuowała swe opowieści.

J: Przepraszam, czy mogą Panie na chwilę przerwać?

Tym razem kobiety ucichły, obróciły się w moją stronę, a matka dziecka wypaliła:

M: Co Pan znowu chce?
J: Jeśli nie mają Panie u mnie niczego do załatwienia, to bardzo Panie proszę o uspokojenie dziecka lub opuszczenie zakładu, gdyż w tym hałasie nie jestem w stanie pracować.

Druga kobieta stała bez słowa, a piekielna mamuśka wpadła niemal w szał:

M: COOOOO? Ja jestem matką z dzieckiem, może trochę szacunku!
J: Bardzo Panią szanuję, ale mam pracę do wykonania, której słysząc ten ryk nie jestem w stanie wykonać.
M: Pan mnie chce ze sklepu wyrzucić? Przecież to skandal! Dyskryminacja matek z dziećmi, to zgłosić trzeba, jak Panu nie wstyd, jak Pan śmie tak traktować klientów?
J: Przeszkadza mi Pani w pracy, a poza tym klientami zwykłem nazywać osoby, które coś kupują.
M: NIE BĘDZIESZ MI UBLIŻAŁ WARIACIE!

Po czym szybko oddaliła się z koleżanką ze sklepu. Jej zachowania jakoś nie potrafię odpowiednio skomentować.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 796 (926)
zarchiwizowany

#9589

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia na temat działania NFZ sprzed kilku lat kiedy byłem jeszcze studentem. Dopadło mnie ciężkie przeziębienie (jak się okazało skończyło się to zapaleniem oskrzeli). Poszedłem więc do przychodni w której leczyłem się od wielu lat. Po odczekaniu w kolejce do rejestracji rozmawiam z Panią przy okienku:

J: Chciałem zarejestrować się do lekarza ogólnego.
P: Proszę książeczkę zdrowia.
J: Proszę (podając książeczkę studencką)
P: Niestety na podstawie tej książeczki nie mogę Pana zarejestrować, lub zapłaci Pan za wizytę z własnej kieszeni i nie będzie miał Pan refundowanych leków.
J: Ale zawsze się tutaj leczę, nigdy nikt nie pytał mnie się o książeczkę, a nawet gdzieś indziej na podstawie tej nie miałem problemu.
P: Ta książeczka jest ważna jedynie z rodzinną legitymacją ubezpieczeniową.
J: Akurat to dla mnie nie problem, bo mieszkam na miejscu, ale ciekawe co by było gdybym mieszkał w innej części kraju.
P: Musiałby i tak mieć Pan książeczkę rodzinną.
J: Więc po co książeczki studenckie?
P: Proszę Pana, takie przepisy i koniec.
J: Moment (poniewczasie sobie przypomniałem), ale mam również książeczkę od pracodawcy, bo pracuję!
P: Proszę. (Zerknęła na pieczątki). Niestety jest nieważna, teraz trzeba co miesiąc podbijać.
J: Przecież jest napisane, że pół roku jest ważność.
P: Przykro mi, ale wyszło takie rozporządzenie i koniec. A poza tym skoro Pan pracuje to na rodzinną legitymację nie mogę Pana zarejestrować, proszę sobie podbić i wtedy przyjść.
J: Proszę Panią, siedziba mojej firmy jest daleko stąd. Zanim to załatwię minie parę dni. Mam wysoką gorączkę, okropny kaszel, muszę jak najszybciej skorzystać z porady lekarza.
P: Przykro mi, ale takie są procedury. Może Pan zapłacić za wizytę i 100% za leki, wtedy Pana zarejestruję.

Ręce mi opadły. Ostatecznie udało mi się wyprosić to, że doniosę zaświadczenie o zapłaconej składce za dany miesiąc za kilka dni.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (195)

#9355

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce jakiś czas temu w hipermarkecie. Stałem w kolejce do kasy (jako ostatni), przede mną jakiś młody facet. Podchodzi przede mnie kobieta z wózkiem wypełnionym zakupami. Facet też miał na taśmie sporo zakupów. Z ich zachowania wywnioskowałem, że są to znajomi. Wreszcie facet zaproponował kobiecie, aby skasowała swoje zakupy razem z jego, coby nie musiała czekać w kolejce.

K (do mnie): Ja z tym Panem jestem.
J: OK.

Po paru minutach przyszła na nich kolej (mi akurat się dość spieszyło). Kobieta powiedziała do kasjerki:

K: Proszę to skasować osobno (oddzielając swoje produkty od produktów znajomego.
J: Jak osobno, to sobie Pani za mnie wejdzie.
K: Ale o co Panu znowu chodzi? Co? (oburzonym tonem).
J: Przepuściłem Panią, bo powiedziała mi Pani, że robi zakupy wspólnie z tym Panem.
K: Ale się rozmyśliłam, nie?
J: To proszę za mnie.
(Facet stojący za mną w kolejce): I za mnie
(kolejny facet): I za mnie.
K: Dobrze, będę później godzinę produkty oddzielać, bo Panu się nie chce poczekać minutki dłużej.
J: Chodzi o zasadę.

PS: Według mnie jeśli każdy będzie ustępował dla świętego spokoju, to wychowamy grupę bezpardonowych chamów, którzy będą przekonani, że wszystko im wszędzie wolno.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 785 (915)

#9000

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym m. in. dorabiam klucze, również do samochodów. Przychodzi więc klient, mężczyzna koło 50 lat:

K: Dzień dobry, chciałem dorobić ten klucz do auta, ile mnie będzie kosztować? (pokazuje mi klucz)
J: Z immobiliserem?
K: Bez.
J: W tym kluczyku może być, więc może sprawdzę dla pewności.
K: Bez jest! Chyba wiem co mam!
J: Jak Pan sobie życzy, to będzie 25 zł.
K: Proszę zrobić.

Chwila grzebania przy maszynie, kilka zgrzytów i kluczyk gotowy. Klient odbiera, płaci, wychodzi, lecz po 5 minutach wraca.

K: Nie działa!
J: A co się dzieje?
K: No nie działa!
J: Drzwi otwiera?
K: Yyyyy... tak.
J: Stacyjkę przekręca?
K: No tak, ale chyba coś jest niedoszlifowane, bo auto od razu gaśnie po odpaleniu.
J: Skoro przekręca to dorobiony jest dobrze, ale stacyjka nie ma kodu z immobilisera więc blokuje dopływ paliwa i auto gaśnie.
K: A to ja takiego nie chcę, co nie odpala.
J: Proszę Pana, zwrotu nie przyjmę gdyż informowałem Pana, że może być immobiliser.
K: No ale ja nie wiedziałem, myślałem, że nie ma. To Pan ma wiedzieć, Pan ponoć jest fachowcem.
J: Poinformowałem Pana, ale nie powiedział Pan, że nie wie, wręcz przeciwnie, nawet nie pozwolił mi Pan sprawdzić mówiąc, że wie Pan co Pan ma.
K: A z immobiliserem ile kosztuje?
J: 100 zł.
K: Za drogo, nie chcę.
J: No trudno.
K: To odda mi Pan pieniądze? Taki jest mi niepotrzebny.
J: Bardzo mi przykro, ale sam Pan teraz płaci za swój błąd, ja nie zamierzam tego robić.

Po tym tekście klient bez słowa wyszedł.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (701)

#8980

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym sprzedaję również zegarki. Pewnego dnia przyszedł do mnie młody facet:
K: Dzień dobry, chciałem oddać zegarek na gwarancję.
J: Dzień dobry, proszę zatem o zegarek i kartę gwarancyjną.
K: Proszę bardzo.

Na karcie gwarancyjnej widniała pieczątka i adres innego sklepu, w całkiem innym miejscu Polski.

J: Zegarek nie był kupowany u mnie.
K: No wiem, na allegro, a co?
J: To, że proszę sobie go przez allegro reklamować.
K: Czemu?
J: Temu, że gdy coś jest nie tak idzie się do miejsca zakupu lub serwisu, u mnie pan nie kupił, serwisu również nie prowadzę.
K: Ale ma pan takie same zegarki!
J: Jakie to ma znaczenie?
K: No ku..a, wie pan na pocztę jest kawałek, nie chce mi się iść, a i wysyłka tam pewnie droga, do tego może długo iść i nawet się nie będę mógł dowiedzieć kiedy będzie.
J: Bardzo mi smutno z tego powodu, ale to nie mój problem.
K: Ej.. no... weź koleś wyślij mi to ku..a, masz takie zegarki to co ci szkodzi.
J: Nie jestem twoim kolesiem od tego zacznijmy. Tobie się nie chce iść na pocztę, płacić, czekać i nie mieć informacji co się z zegarkiem dzieje, więc pomyślałeś, że ja chętnie w misji społecznej zrobię to za ciebie. I jeszcze później będziesz mnie opierdzielał co tak długo to trwa. A to wszystko dlatego, że przypadkowo handluję tą samą marką. Idioty szukasz?
K: Nie to nie tak, ja tylko...
J: Do widzenia!

Skąd tacy się biorą?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 540 (740)

#8930

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep w którym sprzedaję m. in. zegary. Pewnego dnia przyszło starsze małżeństwo i kupili u mnie tzw. zegar szafkowy. Jest to zegar mechaniczny z wahadłem, zawieszany na ścianie. Zamknięty jest w drewnianej, zdobionej obudowie i stąd pewnie jego nazwa. Małżeństwo było bardzo miłe, a że zegar był dość drogi, otrzymali ode mnie 50 zł rabatu. Ponownie pojawili się u mnie tydzień później. Tym razem od wejścia dość bojowo nastawieni (B - Babcia, D - Dziadek, J - ja).

B: My przyszliśmy oddać ten zegar.
J: A co się stało?
B: Nie chcemy go już.
J: Droga Pani, ale zakup nie podlega zwrotowi, to nie jest kwestia, że przedtem się chciało, a teraz się nie chce. Nie przyjmujemy zwrotów, to klient bierze odpowiedzialność za nieprzemyślane decyzje, a nie sprzedawca.
D: Ale on nie działa.
J: Proszę mi go podać.

Zawiesiłem na ścianie, nakręciłem i działa!

J: Przecież działa?
B: Ale nie bije, a miał bić.

Nakręciłem drugą sprężynę odpowiedzialną za bicie, przesunąłem wskazówkę na pełną godzinę i bije!

J: Przecież bije?
D: Ale widzi Pan, że jest 12, a bił tylko 8 razy!
J: Racja, tak się dzieje gdy przy ustawianiu godziny nie poczeka się aż zegar wybije wszystkie przez które przechodzi wskazówka. Jest to napisane w instrukcji. Nie ma jednak problemu, zaraz przekręcę o 12h i samo się wyreguluje.

Jak powiedziałem, tak zrobiłem.

J: Teraz jest wszystko w porządku.
B: Ale on nie chodzi punktualnie! Spóźnia!
J: Droga Pani. Jest to zegar mechaniczny, wahadło może nabrać innego przyspieszenia w zależności od krzywizny ściany. W instrukcji jest wyraźnie napisane jak można sobie go wyregulować.
B: Niech Pan wyreguluje.
J: Nie jestem w stanie zrobić tego na miejscu, gdyż zegar trzeba poobserwować przez dłuższy czas. Bez problemu zrobią to Państwo w domu według instrukcji. Wystarczy pokręcić śrubką u spodu wahadła.
B: A czemu w ogóle nie dostaliśmy dokumentacji do tego zegara? Jak tak można w ogóle sprzedawać?
J: Momencik. Instrukcje Pani dostała, kartę gwarancyjną, paragon, co jeszcze Pani by chciała?
B: Dokumentację! Jak są śrubki poprzykręcane, jak koła są poukładane, jakby się coś stało, żeby wiedzieć co tam w środku jest.
J: Chwilę... Pani ode mnie oczekuje planu budowy zegara?
B: Tak! Powinien być, jak może nie być?
J: Do żadnego urządzenia nie dokłada się planów.
B: Ja nie chcę takiego bez planu!
J: Trzeba było spytać o to przed zakupem. Teraz oddaje zegar jako sprawny, proszę.

I tyle z miłego małżeństwa. Problemów jednak nie koniec. W następnym tygodniu przyszli ponownie.

B: My już nie chcemy tego zegara! Źle działa, nie bije, krzywo wisi i w ogóle, to zatrzymuje się co chwilę.
J: Tak jak Pani widziała, gdy sprawdzałem wszystko było w porządku. Trzeba go tylko wyregulować, co trzeba zrobić sobie już samemu.
D: Ale zatrzymuje się! Chcemy inny nowy, a najlepiej to pieniądze.
J: Proszę państwa, to nie jest takie proste. Proszę zostawić go u mnie na przynajmniej tydzień. Ja go wyreguluję, zobaczę jak wisi i jeśli coś będzie nie tak, to wtedy będziemy mogli rozmawiać.
B: No właśnie, krzywo wisi!
J: Ale jak dokładnie?
B: No na ukos! W ogóle pionu nie trzyma.
J: Sprawdzę to.
D: Przyjedziemy za tydzień!

Dość łatwo udało mi się ich spławić, ale tym razem zegar został u mnie. Nakręciłem, nastawiłem i przez tydzień obserwowałem. Wszystko było idealnie. Prosto wisiał, bił wtedy kiedy miał bić i tyle razy ile trzeba było, chodził idealnie jak zegar kwarcowy. Krótko mówiąc dobre, solidne urządzenie. Minął jednak kolejny tydzień i pojawili się piekielni klienci:

B: I jak?
J: Chodzi bez zarzutu, bije bez zarzutu, wisi bez zarzutu, świetny sprzęt! Już pakuję.
B: Ja go nie wezmę!
J: Dlaczego?
B: Ja nie wiem co wy z nim zrobiliście, grzebaliście pewnie w nim, wybrakowany już jest, ja go nie chcę, pieniądze proszę mi oddać (jasne, tego tylko brakowało, żeby po miesiącu użerania się okazało się, że robiłem to za darmo).
J: Proszę Pani, o zwrocie pieniędzy nie ma jakiejkolwiek mowy. Zegar jest sprawny, przychodzili Państwo do mnie z wyimaginowanymi problemami, których nie było, poświęciłem Państwu dużo czasu.
D: Panie, ale my już nie chcemy tego zegara!
J: To że się Państwu odwidział to nie moja wina, nie będę ponosił tego kosztów.
B: Ale on nie działa! Wybrakowany, grzebaliście w nim!
J: Proszę Pani, jeśli nie ufa Pani naszej firmie, to trzeba było nie robić zakupów u nas, nie podoba mi się to, że oskarża mnie Pani o jakieś oszustwa.
B: Ja chce pieniądze, albo inny.
J: (Po chwili namysłu). Wie Pani co, właściwie zegar jest w stanie idealnym, więc jestem skłonny wymienić Pani go na inny.
B: Niech już będzie! (z łachą w tonie głosu).

Po czym zabrali się do oglądania zegarów. Po chwili upatrzyli sobie jeden:

B: Ten chcemy.
J Oczywiście, ale będzie trzeba dopłacić 50 zł
B: Co? Przecież cena ta sama!
J: Niby tak, ale na ten dostali Państwo 50 zł zniżki, której nie mogę dać na inny zegar.
B: Dał nam Pan zniżkę, bo jest zepsuty.
J: Dałem zniżkę, bo byli Państwo bardzo mili, teraz Pani się tylko na mnie wydziera, a krzyczenia na mnie nie będę honorował rabatami.
B: Nie będziemy nic dopłacać! Chcemy w takim razie taki sam zegar tylko nowy!
J: Nie mam identycznego na stanie.
B: To niech Pan sprowadzi.
J: Niczego nie będę extra sprowadzał, bo nie ma ku temu podstaw. Proszę zabrać sobie ten zegar, który Państwo kupili.
B: Niczego nie zabierzemy, zostawimy go tutaj, ma Pan mi nowy załatwić i nie będę tu już jeździła, zostawię Panu adres i do tygodnia ma mi Pan przywieźć (tym razem już było to wypowiedziane szaleńczym krzykiem).
J: Proszę sobie ze mnie nie żartować, nic nie sprowadzę i nic Państwu nie dowiozę!
B: (Do męża) Słyszałeś? Słyszałeś? Ja tu zaraz na serce padnę, już się cała trzęsę.

Po czym wyciągnęła jakieś tabletki i kilka z nich połknęła.

B: (Tym razem już tonem szaleńca): Ja na milicję z tym pójdę, i do Sprawy dla reportera i do TVN do Uwagi!
J: (Już z kpiną, bo miałem dość tej sytuacji): I do Strasburga?
B: Tam też!
J: Proponuję się najpierw do psychiatry udać.
B: (Cała zapłakana do męża) Weź ten zegar, chodź stąd od tych złodziei! Już tutaj nigdy nie przyjdziemy! Oszukują!

I tutaj koniec historii. Dodam jeszcze, że zegar był na prawdę w 100% sprawny i nie znalazłem w nim chociażby najdrobniejszej usterki. Pytanie tylko czy zegar im się znudził? Nie pasował do mebli? Czy ta kobieta tak świetnie grała, czy sama siebie przekonała, że coś jest nie tak?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 863 (951)

#8926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swego czasu sprzedawałem markowe portfele w swoim sklepie. Producent narzucał ceny, marże były bardzo liche i niewiele mogłem z tym zrobić (dlatego już zrezygnowałem).

Pewnego dnia przyszło do mnie małżeństwo. Oboje po około 40 lat. Chwilę się poprzyglądali po czym poprosili mnie abym otworzył gablotkę i pokazał portfele z bliska. Pooglądali chwilę i zaczęły się pytania: (k - kobieta, m - mężczyzna, j - ja)
k: A ile da nam pan upustu za ten portfelik za 139 zł? (marża wynosiła jakieś 10% góra 15%).
j: Niestety, ale na te firmowe portfele nie mogę dać upustu.
k: Ale ja już u pana trzeci portfel kupuję, proszę zobaczyć.

Pokazała mi swój portfel i męża, rzeczywiście firma się zgadzała, myślę, że nie kłamała i rzeczywiście kupowała u mnie, jednak nigdzie nie zaznaczałem, że jak ktoś u mnie trzecią rzecz kupuje, to należy mu się jakiś rabat.

j: Rzeczywiście, ale cóż mogę poradzić.
m: Niech pan mi tutaj nie pieprzy, gdyby pan chciał to by pan cenę opuścił. Do widzenia.

I wyszli. Po 5 minutach wrócili, znowu pooglądali i znów mnie zawołali.

K: A na ten za 149 ile pan upustu da?
j: Powtarzam, nie mogę dać upustu.
m: Jeśli nie dostaniemy jakiegokolwiek rabatu, to nic u pana nie kupimy, my tu często kupujemy i jakieś zasady muszą być.
j: Jak tak bardzo państwu zależy to mogę 5 zł zejść z ceny. (żeby się już odrypali ode mnie)
m: (Z satysfakcją w głosie). Ooooo widzi pan, nagle się da. To jak da się 5, to da się i 30! Z wami tak zawsze, nie będę wam samochodów sponsorował, zarabiać na ludziach chcą!

No i to wystarczyło, żeby mnie zdenerwował.

j: Skoro pana nie stać, to mam również ładne, chińskie portfeliki ze skaju po 19 zł, a i zniżkę dam z uwagi na pana stan materialny.

Facet zrobił taką minę, aż myślałem, że mu ze wściekłości oczy wybuchną. Wziął żonę za rękę i niemal wybiegli ze sklepu. Z oddali usłyszałem jedynie słowo "SKANDAL".

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 710 (782)

#8975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę sklep gdzie dorabiam również klucze. Pewnego dnia przyszła do mnie starsza pani twierdząc, że źle jej dorobiłem zestaw kluczy. Nie kojarzyłem jej, ale ciężko każdego klienta spamiętać, paragonu nie miała, ale żeby nie robić problemów poprosiłem ją, aby pokazała mi w czym rzecz.
Dała mi do ręki pęk trzech kluczy. Każdy z nich miał na główce odlane logo konkurencji wraz z adresem zakładu (na popularnych typach kluczy często się tak zdarza).

J: Droga pani, pani tych kluczy nie dorabiała u mnie.
K: U pana! U pana! A gdzie niby indziej?
J: W zakładzie po drugiej stronie miasta, na ul. Piekielnej.
K: Przecież wiem gdzie robiłam.
J: Proszę zauważyć co jest odlane na kluczu, nazwa tamtego zakładu i adres.
K: A no tak, ale ja je u pana robiłam.
J: Jakoś dziwnie się składa, że nie sprzedaję kluczy z logo konkurencji.
K: Ale ja je u pana robiłam!
J: Niech pani ze mnie nie robi idioty!
K: Co za różnica gdzie robiłam? Dorabianie kluczy to dorabianie kluczy!
J: Może dla pani to nie sprawia różnicy, ale dla mnie tak, bo ja zapłaty za nie nie otrzymałem, więc nie będę za nie odpowiadał. Mogę zrobić nowe za opłatą.
K: Nie będę drugi raz płacić, niech mi pan zrobi za darmo, albo pieniądze odda!
J: Czy ja mówię po chińsku? Niech sobie pani idzie tam, gdzie pani robiła!
K: Niechże mi pan odda pieniądze, albo nowe zrobi, mi się nie chce, ja stara jestem zbyt żeby na drugi koniec miasta chodzić, a wy się już między sobą rozliczycie!
J: To już jest kpina... Proszę wyjść i mnie nie denerwować!
K: (wychodząc, smutnym tonem) Wszędzie tylko oszukaństwo i wyzysk... każdy by tylko zarobić na starym chciał...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 879 (967)