Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bryanka

Zamieszcza historie od: 18 maja 2011 - 15:50
Ostatnio: 18 kwietnia 2024 - 20:13
O sobie:

Siedzę w UK. Trenuję konie i ludzi..

  • Historii na głównej: 35 z 53
  • Punktów za historie: 12617
  • Komentarzy: 4881
  • Punktów za komentarze: 42054
 

#91065

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w zakładzie rolno-ogrodniczym w UK.
Jednym z moich obowiązków w pracy jest logistyka dostaw. Zbieram wszystkie zamówienia do kupy, układam w logiczną kolejność i ustalam trasę naszemu dostawcy.

Logiczna kolejność oznacza, że jeżeli mamy zamówienia z miejsc A, B i C, to ustalam najprostszą trasę tak, żeby kierowca dostarczał zamówienia po kolei, a nie jechał z A do B, przez Z. Często np. w poniedziałek robimy dostawy ABC, a w środę XYZ, dzięki temu dostawca nie zaiwania po wszystkich sąsiednich hrabstwach w jeden dzień.

Do tego dochodzi ładowność naszej firmowej ciężarówki, która może przewozić ciężary do 1 tony, więc czasami dostawca musi wrócić na bazę, żeby się "przeładować".

Lubię mieć porządek w dostawach, dostawca też jest spokojniejszy jak ma logicznie wytyczoną trasę. W czym więc problem?

No, urwał nać, w dziewczynach pracujących na kasie, bezpośrednio z klientami.

- "Bo pan tak ładnie prosił!"
Co z tego, że na ten dzień jadą tylko dostawy w kierunku ABC, pan jest z Z i on chce tego samego dnia, najlepiej o konkretniej godzinie. Dziewczyny bardzo często się godzą, bo nie potrafią odmówić, a ja potem sprzątam bajzel.

- "Bo ja pracuję dopiero od roku i nie wiem gdzie są dane miejscowości".
Co z tego, że za panienką wisi na ścianie mapa Anglii, a w komputerze jest internet, więc może szybko wbić w Google potrzebny post-code. Jeżeli obie czynności ją przerastają, to zawsze może do mnie zadzwonić.

- "Bo ja nie wiedziałam, że już jest maksymalna liczba dostaw na ten dzień, poza tym jedna w te czy we wte nie zrobi różnicy".

No cholera właśnie, że zrobi i miałam tego przykład w ostatnią środę, gdy dostawca musiał jeździć po godzinach, w niemal wszystkich kierunkach i przeładowywał się kilka razy. Do tego ja nie byłam w stanie podać klientom orientacyjnego czasu dostawy, gdyż odległości między punktami były dosyć skrajne. A lista dostaw jest uzupełniana przeze mnie na bieżąco i leży w skoroszycie przy kasie.

- "Obiecałam klientowi, że dostawca będzie o godzinie 14.05 w piątek i wniesie mu drzewa po schodach, przez dom, do ogrodu na tyły posesji. Oj , jakoś to załatwisz".

No nie załatwię, bo to wbrew regulaminowi dostaw i w takiej sytuacji to ja muszę poinformować klienta, że nasza pracownica wprowadziła go w błąd, a nasz dostawca nie ma prawa wchodzić dalej niż tylko za bramę posesji.

I to nie są jednorazowe akcje, to są powtarzające się niemal co tydzień sytuacje, od których ja osobiście dostaję palmy. A potem szef się dziwi dlaczego piję ziółka na uspokojenie w pracy...

zagranica

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (136)

#90498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w zakładzie rolno - ogrodniczym na terenie UK.

Parę dni temu złożono na mnie skargę. Nie pierwszą, pewnie też nie ostatnią, zważywszy na mój charakter i sposób bycia, ale staram się nie być sarkastyczna i hamować się przy trudnych klientach, ale do brzegu.

Teren zakładu jest również domem dla trzech rodzin - starszego szefostwa, młodego szefostwa oraz dla mnie i męża. Co za tym idzie, posiadamy też różne zwierzęta, więc na posesji można spotkać łącznie cztery psy, dwa koguty, 10 kur, kota i dużego żółwia. Psy i kot, spędzają czas z nami w pracy, mają swoje posłania, miski, itp., są przyzwyczajone do ludzi. Kury i koguty mają swój wydzielony wybieg, żółw również, ale jest on mistrzem ucieczek, więc często wyciągamy go ze szklarni, gdzie próbuje wcinać sadzonki i warzywa.

Niestety ostatnimi czasy nowi klienci zaczynają nas traktować jak małe zoo i próbują karmić nasze zwierzęta, chociaż mamy powieszone odpowiednie tabliczki z informacjami, żeby tego nie robić oraz uprzedzamy, że karmić nie wolno. W większości przypadków można się było dogadać i klienci rozumieli. Aż do ostatniego piątku.

Złapałam pewną panią na próbie wciśnięcia starszej suce smaczków. Pech chciał, że suka jest na ścisłej diecie, ma na obroży napis "no feeding" i kategorycznie nie wolno jej podjadać. Fakt, podniosłam nieco głos, ale zachowałam formy grzecznościowe i tłumaczę, że suka na rekonwalescencji, że proszę nie karmić.

Paniusia rzuca do mnie standardowy tekst, że "przecież to takie malutkie smaczki!". Stanowczo mówię, że suki karmić nie wolno, ani żadnego innego naszego zwierzęcia. Dowiedziałam się, że jestem chamką, a pani poszła sapiąc ze złości.

W sobotę rano przyszła skarga, że byłam chamska, niemiła, powinni mnie zwolnić, a klientka żąda zadośćuczynienia, bo ją zdenerwowałam tak zupełnie bez powodu. Szefostwo mnie zna od lat, więc przedstawiłam przebieg zdarzenia. Moja wersja zgadzała się z zapisem z monitoringu, który szef sprawdził dla świętego spokoju.

Nie wiem co niektórzy mają w głowach...

zagranica

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (173)

#90068

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w zakładzie rolno - ogrodniczym w UK. W poniedziałek przywieźli nam cztery palety pełne terakotowych donic od producenta, a wczoraj z samego rana przyjechał merchandiser (ekspozytor towaru), żeby nam to wszystko ładnie poustawiać. Przyjechał sam. Do czterech palet wielkich donic.

Zdziwiłam się, bo od lat przyjeżdżało ich dwóch, albo nawet trzech, w zależności od wagi i wielkości towaru. Zapytany facet tylko zaśmiał się żałośnie i powiedział, że zrobili im miesiąc temu w firmie audyt. Z wizytacją przyjechał jakiś młody brand menadżer, prosto zza biurka. Na magazyn tylko zerknął, nie wchodził dalej, bo nie chciał się pobrudzić, z pracownikami nie gadał wcale, posiedział półgodziny w biurze i pojechał.

A potem przyszła bardzo światła decyzja "z góry", jedyna i ostateczna - zredukować załogi terenowe do jednej osoby na rejon. Po co wysyłać ich parami, lub trójkami, gdy jeden facet może przecież spokojnie podnieść taką donicę.

Efekt tych zmian już firma odczuła, bo prawie połowa "terenowców" poszła na L4 ze względu na problemy z kręgosłupami. "Nasz" ekspozytor też ma umówioną wizytę u lekarza, bo już nie daje rady. Jak tak dalej pójdzie, to posypią się rezygnacje.

Pomimo tego, że prawdopodobnie nasze następne dostawy będą opóźnione, to bardzo chłopakom kibicujemy. Może jak nie będzie komu pracować, to donice rozkładać będzie nam sam brand menadżer.

zagranica

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (225)

#90013

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Cranberry https://piekielni.pl/90012 o opłatach i standardach hotelowych przypomniała mi moją historię, poniekąd "hotelową".

Mieszkam w Anglii i oprócz pracy w zakładzie rolno-ogrodniczym, prowadzimy z mężem stajnię. Wyjeżdżamy też na zawody, głównie krajowe. Ogólnie rzecz biorąc, nie jesteśmy amatorami, jeszcze parę lat temu utrzymywaliśmy się tylko z koni, treningów i startów w zawodach.

Jakiś czas temu zakwalifikowaliśmy się na duże ogólnokrajowe zawody. Trafił się też sponsor, więc stwierdziliśmy, że jedziemy "na bogato" i bierzemy dwa konie. Zwłaszcza, że zawody odbywały się w dużym i znanym ośrodku, jakieś trzy godziny drogi od nas. Zawody były czterodniowe, więc zapłaciliśmy również dosyć zawyżoną cenę za dwa miejsca w stajni. W cenę wliczona była słoma i stały dostęp do wody.

I tak gwoli ścisłości, pracowałam przy zawodach krajowych i międzynarodowych. ZAWSZE stajnie dla koni zawodników były gotowe na tip-top, czyste, wyładowane ściółką/słomą do oporu i z dostępem do wody.

Zajechaliśmy na miejsce, gdzie okazało się, że pracownicy słynnego ośrodka dopiero kończą stawiać tymczasowe stajnie. O zawodach tej rangi było wiadomo od ponad 6 miesięcy, a tu wszystko na ostatnią chwilę. Nie mogliśmy wyładować koni, gdyż w boksach było tylko klepisko. Na pytanie o słomę/ściółkę, cieć powiedział, żebym sobie przyniosła ze stodoły. No okej... Słoma niestety nie była w balach, więc musieliśmy ją przynosić w wiadrach i torbach. I tak sobie zawodnicy kursowali między stodołą, a "stajnią". Cieć stał i patrzył, czy nie bierzemy za dużo, bo "za więcej jest dopłata".
Dostęp do wody był, pod postacią jednego kranu, do którego była wieczna kolejka.
Oprócz tego, jako bonus, mieliśmy niedomykające się drzwi jednego boksu i nieszczelny dach drugiego. Na każdą wzmiankę, czy pytanie właściciele mówili, że jak nam nie pasuje, to możemy się zabierać do domu.

Ja nie jestem jakąś księżniczką, która potrzebuje mieć wszystko podane na tacy, ale jadąc na mistrzostwa kraju do dużego ośrodka sportowego i płacąc jak za zboże, to jednak spodziewałam się czegoś bardziej profesjonalnego.

Chyba nie tylko nam się "przelało", gdyż podano miejsce zawodów na przyszły rok i jest to zupełnie inny ośrodek :)

zagranica

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (144)

#89992

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w zakładzie rolno-ogrodniczym na terenie Anglii. Obecnie jest sezon choinkowy, więc to głównie sprzedajemy.

Jest spokojnie i świątecznie, ale wczorajsza sytuacja nieco zachwiała moją wiarę w ludzi.
W piątek pod koniec dnia siedzę w biurze i ustawiam kolejność dostaw. Tuż przed zamknięciem dzwoni babeczka i prosi, prawie błaga o dostarczenie nazajutrz małej choinki dla jej ojca.

Tłumaczę, że małych już nie mamy, najmniejsze mają 1.5 metra, ale pani prosi, żebym wybrała ładną, jak najmniejszą i żebyśmy dostarczyli ją do pobliskiego miasteczka. Ok, nie ma sprawy, mogę wcisnąć jeszcze jedną dostawę w grafik kierowcy. Przyjmuję płatność przez telefon, biorę adres i dane jej ojca.
Na koniec kobieta bardzo mnie prosi, czy mogę załatwić, żeby kierowca wniósł choinkę do domu i ustawił, bo jej ojciec ma 91 lat i jest słaby.

Ze względu na ubezpieczenie, nigdy nie wnosimy dostaw do mieszkań/domów, tylko na teren posesji. Wniesienie gdzieś dalej np. do ogrodu zależy od dobrej woli kierowcy, jeżeli klient życzy sobie tzw. pozycjonowanie, to jest to osobno płatne i jedzie wtedy dwóch pracowników. To tak gwoli ścisłości.

Babka bardzo prosiła o to wniesienie, więc stwierdziłam, że choinka jest lekka, są Święta, dobra niech mają.
Wybrałam ładną i jak najmniejszą choinkę, a rano poinstruowałam kierowcę co i jak i historia mogłaby się skończyć pozytywnie.

Mniej więcej godzinę po wysłaniu dostawy otrzymuję telefon od dziadka. Myślałam, że pewnie chce podziękować. O ja głupia! Gość rozdarł na mnie japę, że co to za gónwo mu wysłaliśmy, nie dość, że za duże, to do dupy i co on ma z tym teraz zrobić?! Spytałam się, czy kierowca wniósł mu choinkę do domu. Wylał się na mnie kolejny potok pretensji i obelg, że tak, ALE to gónwo, dupa i w ogóle! I on się będzie męczył przez całe Święta. Po tej tyradzie dziadek rzucił słuchawkę.

Teoretycznie to już nie mój problem. Choinka była już zapłacona i zainstalowana.
Następny telefon odebrał szef. W skrócie, mamy zabierać tę choinkę. No to wysłałam zdezorientowanego kierowcę drugi raz pod ten sam adres, po odbiór.
A na sam koniec szef "stanowczo zwrócił mi uwagę", że mam się więcej nie zgadzać na wnoszenie czegokolwiek do domu klienta.

Człowiek chciał dobrze, a wyszło jak zwykle.

zagranica

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (160)

#89963

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed dwóch dni.

Pracuję w zakładzie rolno-ogrodniczym w Anglii. Obecnie mamy w sprzedaży choinki różnych rozmiarów, oferujemy też dowóz.

Dwa dni temu na spokojnie ustawiam sobie rośliny i choinki na dostawy, obok w sklepie koleżanka obsługuje parkę po osiemdziesiątce. Kupili oni średniej wielkości choinkę. Koleżanka podała mi drzewko, żebym je "osiatkowała" (przepuściła przez 'tubę' siatkującą, dzięki czemu gałęzie "składają się" i można takie drzewko łatwiej przewozić).

"Osiatkowałam" ich choinkę, podałam facetowi, w międzyczasie jego żona poszła po samochód. Facet stoi i czeka, a ja zajęłam się kolejnymi drzewkami. Gdy "siatkowałam" wyjątkowo ładne i duże drzewko, dziadek zaczął się bardzo interesować, kto to kupił i za ile. Odpowiedziałam, że to z dostawą do klienta, po czym odłożyłam choinkę na bok i poszłam po kolejne.

Wracam, a drzewka nie ma... Dziadka i babci też nie ma, została za to ich choinka.
Powiem szczerze, że rozdarłam się jak przysłowiowe stare prześcieradło, bo do głowy mi nie przyszło, że ktoś w biały dzień, na środku zakładu, mógł zajumać choinkę!
Przyleciał szef i sprawdziliśmy nagranie z kamery. Widać na nim jak dziadzio wyczaił moment, gdy mnie nie było, a koleżanka obsługiwała drugiego klienta, szybciutko rzucił swoje drzewko, porwał "moje" i załadował do bagażnika.

Jesteśmy do tyłu o jakieś £100 funtów, ale dziadzio jeszcze nie wie, że na kamerce ślicznie uwiecznił się jego numer rejestracyjny, a szef stwierdził, że choćby skały srały, to nie popuści!

zagranica

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (163)

#89622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Użytkowniczka Hemoglobina przypomniała mi niedawną, obrzydliwą historię z pracy.

Pracuję w zakładzie rolno-ogrodniczym w Anglii. Mamy wspólną toaletę dla personelu i klientów, ogarniamy ją raz w tygodniu sami. Czasami zdarzał się syf, ale nic abstrakcyjnego.

Jednak kilka tygodni temu szefowa wchodzi do kibelka, a tam wysmarowany gównem sedes, umywalka, część ściany i gówniana ścieżka aż do drzwi. Jak to się mówi "ktoś przegiął pałę" i na toalecie zawisła tabliczka "staff only", a szefostwo wzięło firmę sprzątającą.

Teraz gdy któryś z klientów potrzebuje siku, musi zwrócić się do personelu o dostęp do toalety. No cóż...

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (100)

#88750

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia https://piekielni.pl/88749 przypomniała mi kilka "ciekawych" sytuacji i opinii na temat pracy fizycznej.

Pracuję w UK, w dwóch branżach - rolno/ogrodniczej i jeździeckiej. Obie moje prace są moją pasją praktycznie od dziecka, nigdy nie wyobrażałam sobie wykonywania innej pracy.

Oto najczęstsze teksty jakie słyszę obsługując klientów:

1. "Jak ja ci współczuję, że masz taką robotę!"

Zazwyczaj odpowiadam, że nie narzekam i nie potrafiłabym pracować w zamkniętym pomieszczeniu w innej branży.

2. "Mam nadzieję, że chociaż dobrze ci płacą"

Nie, urwał, robię za darmo, bo jestem jeleniem!

3. "No jak się nie chciało uczyć, to trzeba zaiwaniać z łopatą"

To akurat usłyszał mój szef, który ma wykształcenie wyższe.

4. "I tak codziennie musisz pracować?"

Mój absolutny hit. Zazwyczaj odpowiadam, że miewam też dni wolne i szef wtedy luzuje mi łańcuch.

5. "To jest skandal, żeby kobieta wykonywała taką ciężką pracę! To nie jest praca dla kobiet!"

Niestety wchodzenie w dyskusje na takie tematy, to jak gra w szachy z gołębiem...

6. "Nie myślałaś o tym, żeby znaleźć sobie NORMALNĄ pracę?"

Normalną, czyli jaką? Na to zazwyczaj dostaję multum odpowiedzi typu w sklepie, w biurze, itp...

Nieważne gdzie mieszkasz, wszędzie trafiają się "mądrale" dla których jedyna słuszna robota to korpo 9 - 17.

uslugi

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (192)

#88720

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj krótko, ale śmiesznie...

Mieszkam w małej wiosce w Anglii. Ostatnio moja przyjaciółka załapała się do starszyzny wioski (czyt. samorządu).
Pierwsze co ją zainteresowało, to dlaczego tereny wioskowego klubu sportowego są zazwyczaj zamknięte na głucho (nie licząc imprez organizowanych w pawilonie), a miejscowa drużyna jeździ trenować do pobliskiego miasteczka.

Odpowiedź starszych pań odpowiedzialnych za klub:
- Bo jak zaczną grać i łazić, to zniszczą nam tą piękną, zieloną murawę...

Badabum tsss...

zagranica

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (170)

#88460

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w Anglii, w małej wsi. Jakieś dwa tygodnie temu, w pobliżu pawilonu sportowego, pękła rura i to nie byle jaka, bo rura od kanalizacji. Spowodowało to takie atrakcje jak m.in. wylanie się stolca i sików w toaletach i korytarzu pawilonu, ale co najgorsze, nieczystości zaczęły spływać do pobliskiej rzeki.
Ogólnie w tamtej części wsi był już problem z kanalizacją, rury są stare, więc nic dziwnego, że w końcu coś się zepsuło.

Nastąpiło pospolite ruszenie, do pracy ruszyli kanalarze, szambiary, beczkowozy, itp. Od dwóch tygodni dzielnie naprawiają, wymieniają i czyszczą.

Jak na razie piekielności brak, prawda? Piekielni okazali się niektórzy mieszkańcy wsi. Na wioskowym forum zaczęły się pojawiać posty pod tytułem "szambiary jeżdżą i parkują, przeszkadza mi to, gdzie mogę ich zgłosić?".

Jeden koleś zadzwonił po policję, bo mu beczkowóz zaparkował koło bramy i zasłaniał mu widok z salonu!

Pewna nowa, młoda mieszkanka wsi perorowała, że te szambiary to skandal, bo budzą jej dziecko! Na moją uwagę, że gdyby nie te szambiary, to kupa lałaby się prosto do rzeki, a jednak ludzie się tam kąpią latem i w ogóle mieszkamy w parku narodowym, stwierdziła, że w rzece kąpią się tylko nienormalni. Ona jest normalna i chce mieć spokój!

Inna baba zaczepiła mojego szefa (należącego do "wioskowej starszyzny"), czy mógłby powiedzieć robotnikom, żeby pracowali tylko w określonych godzinach, bo jej przeszkadzają. Szef powiedział, że jasne, nie ma sprawy, pod warunkiem, że ona będzie srać tylko w określonych godzinach.

Czasami zastanawiam się co ludzie mają w głowach....

zagranica

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (185)