Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Carrotka

Zamieszcza historie od: 8 czerwca 2012 - 1:45
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 22:05
  • Historii na głównej: 62 z 85
  • Punktów za historie: 28436
  • Komentarzy: 478
  • Punktów za komentarze: 2628
 

#71861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w domu opieki i seniora w Niemczech.

Ostatnio trafił do nas pacjent z MRSA (najprościej mówiąc - paskudny gronkowiec złocisty, którego nawet nie zabije półgodzinne gotowanie).

Ja rozumiem, że każdy pracodawca chce oszczędzać, ale są granice.

Żeby wejść do tego pacjenta, trzeba założyć jednorazowy kitel ochronny, zdezynfekować ręce, założyć maskę ochronną (typowe chirurgiczne), w razie potrzeby czepek ochronny i obowiązkowo rękawiczki jednorazowe ochronne.

W czym piekielność?
Kitle się skończyły, rękawiczki w rozmiarze M też. Masek też już dużo nie ma.

Jak zejdę z nocnej zmiany, to wysmaruję niezłego maila do przełożonych, że dopóki nie będzie wszystkich materiałów niezbędnych do pracy, nawet nie zbliżę się do drzwi pokoju tego pacjenta. Nie pozwolę, żeby oszczędzanie pieniędzy odbiło się ryzykiem i zagrożeniem dla mojego zdrowia.

To po prostu jest bezczelność i rażące zaniedbanie.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 280 (302)

#71751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W związku z tym, że mieszkam w Niemczech, stosunkowo niedaleko polskiej granicy, to zdarza się, że czasem pojadę na zakupy do Polski czy też coś załatwić.

Samochód mam na niemieckich tablicach rejestracyjnych.

Pewnego dnia w Polsce zatrzymała mnie policja do kontroli. Policjant nawet nie fatygował się, by po niemiecku poprosić mnie o dokumenty, tylko po polsku wykonał polecenie, jakby tylko Polacy tu przyjeżdżali.

Podczas kontroli wywiązała się rozmowa.
J- Ja
P- Policjant

P- A gaśnica jest?
J- Nie, bo nie muszę jej mieć. - (w Niemczech nie ma obowiązku posiadania gaśnicy)
P- To będzie mandacik.
J- Nie będzie.
P- Będzie, bo jest obowiązek posiadania gaśnicy.
J- Auto jest na niemieckich tablicach rejestracyjnych i nie musi w Polsce mieć gaśnicy.
P- Ale pani jest teraz w Polsce, a nie w Niemczech, i w Polsce trzeba mieć gaśnicę.
J- Ale Polska i Niemcy podpisały konwencję o ruchu drogowym sporządzoną w Wiedniu 1968 roku, która funkcjonuje do dziś i dzięki niej nie muszę mieć gaśnicy.
P- Czyli mandaciku nie przyjmujemy?
J- Nie.

Podpisałam co trzeba, zostałam pouczona jak potoczą się dalej sprawy i rozjechaliśmy się każde w swoją stronę. Sprawa trafiła do sądu, odbyła się zaocznie i została rozstrzygnięta na moją korzyść. Wyrok sądu był argumentowany właśnie ową konwencją.

Dosłownie przed chwilą listonosz dostarczył mi tę dobrą wieść.

PS Policjant mógł chociaż po angielsku zapytać, czy mówię po polsku. Mi to wisi, że do mnie od razu po polsku wyleciał z poleceniem pokazania dokumentów, bo znam polski. Ale Niemiec już mógłby nie znać.
W Niemczech jak jeździłam na polskich tablicach rejestracyjnych, to podczas kontroli w pierwszej kolejności policjant mnie zapytał po angielsku, czy mówię po niemiecku zanim przeszliśmy na jego ojczysty język.
Ale cóż. Człowiek z wsi wyjdzie, ale wieś już nie z każdego wyjdzie.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 242 (318)

#71820

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przedwczoraj byłam w restauracji ze znajomymi.

Po skończonej kolacji koleżanki poleciały sobie zdjęcie zrobić pod piękną indyjską figurką, mój ukochany poszedł robić za fotografa a ja z moim przyjacielem wyszłam przed lokal zapalić i poczekać na resztę wesołej ferajny.

Za nami wyszedł zapalić inny gość restauracji, z kuflem w ręku i...
No właśnie... Zapytał nas, czy moglibyśmy go poratować pieniędzmi, bo nie ma czym zapłacić za kolacje i piwo.

Ja wielkie oczy jak nasze polskie pięciozłotówki, przyjaciel nie mniejsze.
Zapytałam, że jak to, to on portfela zapomniał czy jak?
Odpowiedź nas zwaliła z nóg i wymalowała na naszych twarzach idealne WTF.
Otóż pan po prostu nie ma pieniędzy. Przyszedł, zamówił piwo i jedzenie, i nie ma czym zapłacić...

Cóż. Skwitowałam, że jak ja nie mam pieniędzy to nie chodzę do restauracji na kolacje i piwo, tylko w domu gotuję bo taniej.

Facet przeprosił nas i schował się z powrotem do lokalu po wypaleniu papierosa.
Wyglądał na normalnego, normalnie ubranego człowieka.

Trzeba mieć niezły tupet. Nie ma co... Ja tylko współczuję kelnerowi, bo naprawdę pracowity facet i serdeczny człowiek, a szef nie wiem czy wpisze to w straty, czy obciąży bogu ducha winnego kelnera.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 265 (269)

#71659

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 71629 z ochroniarzem przypomniała mi własną.

Kiedyś po wypadku poruszałam się o kulach. Wybrałam się z moim ukochanym (od paru lat już ex) na większe zakupy do wielkopowierzchniowego hipermarketu.
Z racji tego, że poruszałam się na "czterech nogach" miałam ze sobą przewieszaną przez ramię torbę (coby ręce były wolne z wiadomych powodów i dla komfortu). Była ona dość pojemna (mieściła format A4 i w tym spokojnie mojego 16-calowego laptopa, którego nie miałam wtedy ze sobą).
Było to lato, w trakcie upałów, w związku z tym ubiór letni bez kieszeni.

Mój chłopak poszedł po wózek i umówiliśmy się, że się spotkamy na dziale z owocami.

Przed bramkami wejściowymi na halę sklepową zatrzymał mnie ochroniarz.
J- Ja
O- Ochroniarz.

O- Proszę pani! Nie może pani wejść do sklepu z tą torbą!
J- Niby z jakiej racji?
O- Względy bezpieczeństwa odnośnie kradzieży. Proszę zostawić torbę w szafce.
J- Nie ma takiej opcji. W torebce mam portfel, klucze, dokumenty, leki i potrzebuję tej torebki.
O- Przykro mi, ale torba musi zostać w szafce.
W tym momencie nie wytrzymałam bo noga bolała i długo na chodzie być nie mogłam, upał też zrobił swoje.
J- To przepraszam bardzo jak mam wziąć ze sobą przynajmniej ten portfel, żeby móc zapłacić za zakupy? Sugeruje Pan, że mam go nosić w zębach czy lepiej mam go sobie w du*pę wsadzić?! Chodzę o kulach i nic w rękach w trakcie chodzenia mieć nie mogę!
O- Takie przepisy.
J- W nosie mam te durne przepisy! Gdzie pański kierownik?!
O- Dobrze, niech pani już wejdzie...

Nikomu nie życzę podobnej sytuacji.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (299)

#71748

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niemcy. Ich motto "Ordnung muß sein." ("Porządek musi być") można spokojnie wsadzić pomiędzy bajki.

Pracuję w domu opieki i seniora od ponad 4 miesięcy.
Jak mnie zatrudniali, to grzecznie poinformowałam, że muszę odnowić szczepienie przeciw WZW B. Zapewniono mnie, że umówią wizytę u lekarza medycyny pracy i dostanę szczepienie.

Mniej więcej dzwoniłam do kierownika personelu z pytaniem, kiedy dostanę termin do Betriebsarzt (firmowego lekarza medycyny pracy). Przypominałam o nieważnym szczepieniu. Ciągle słyszałam, że w tym miesiącu nie ma wolnego terminu i muszę czekać.
Cierpliwość mi się skończyła po 3,5 miesiąca.
Zadzwoniłam do kierownika ze standardowym pytaniem i dostałam identyczną jak zawsze odpowiedź, która mnie tym razem do szewskiej pasji doprowadziła.

Poinformowałam krótko, że w miesiąc dostanę to szczepienie, albo pójdę do lekarza prywatnie na szczepienie i wyślę do pracodawcy rachunek za prywatną wizytę i szczepienie w celu zwrotu poniesionych kosztów. Dodałam, że mam dość już tej gry i gnoju, bo bez tej szczepionki nie powinnam w ogóle mieć kontaktu z pacjentami.

Ku mojemu zaskoczeniu termin ustalił mi w pół minuty na za 3 tygodnie.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (206)

#71418

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z nudów na nocnej zmianie dodam jeszcze jedną historię.

Uwaga! Osobom wrażliwym i w trakcie posiłku, tudzież tuż po odradzam czytać. Jest obrzydliwie.

Właśnie o pracy na nocnej zmianie w domu opieki i seniora. Personel szpitala też zna ból nocnej zmiany, kiedy dopada człowieka prawo serii.

Nie każda noc jest spokojna jak się Wam może wydawać. A my nie śpimy, tylko czuwamy i w razie potrzeby pomagamy.

U mnie jest tak, że na nocce na oddziale jest tylko jedna osoba. W trakcie dyżuru robi się trzy rundy o stałych porach, celem skontrolowania czy mieszkaniec jest w łóżku, czy nie wyrżnął i leży na podłodze, opróżnianie worków z moczem, stomijnych, zmiana pampersa w razie potrzeby. A w międzyczasie zrobić porządki w dyżurce, przygotować stół na poranną zmianę, rano zaparzyć dzban kawy i pomóc zmiennikom i umyć kilka ludzi, bo rano nieraz jest taki natłok roboty, że mogą ze wszystkimi do śniadania nie zdążyć.

I tak właśnie czasem mogą nerwy człowiekowi puścić.

Oto jedna z moich nocek:

Jeden mieszkaniec zamiast spać, drze za przeproszeniem mordę z nudów. Drugi w tym samym czasie naciska nerwowo dzwonek przy łóżku i musi teraz natychmiast do toalety. Trzeci mieszkaniec zagubiony, chodzi po oddziale, bo nie wie który jego pokój, a czwarty w tym czasie dzwoni dzwonkiem z łazienki, żeby mu pampersa zmienić. Piąty dzwoni dzwonkiem, żeby mu poduszkę poprawić, choć sam jest na chodzie i sam sobie może to zrobić, a ja nie służąca. Szósty dzwoni nerwowo i drze pysk, że przez pierwszego krzykacza spać nie może. A siódmy zaczyna rzygać dalej jak widzi. Ósmy właśnie się drapie po kroczu wsadzając rękę w pampersa i zostawia po swym czynie kod 111 - ślad pociągniętych trzech palców umazanych w kupie. Ja w tym czasie jestem w połowie mycia jednej z mieszkanek dla porannej zmiany, coby miała lżej i się wyrobiła. I nie mogę zostawić biednej nagiej kobiety i lecieć do kogoś innego. Zwyczajnie się nie sklonuję. Czasami mam wrażenie, że jestem w domu wariatów i zaraz sama zwariuję.

Czasem też mam ochotę jak z dowcipu Ratowników Medycznych, zastosować na uspokojenie tlenoterapię tym ludziom - butlą przez łeb.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (338)

#71626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 71622 przypomniała mi własną. Nie jest ona aż tak stara, bo ma około 11 lat.

Czasy liceum.

Geografica w związku z ciążą była na zwolnieniu lekarskim. Na jej miejsce na zastępstwo zatrudniono inną nauczycielkę, w wieku już raczej emerytalnym lub jemu bliskim.

Nowa geografica szybko zyskała różne ksywki, w tym trzy najpopularniejsze to Mała Mi (ta łagodniejsza - była wredna, mała i farbowana na rudo) i Hitler w spódnicy tudzież Ewa Braun (były też niewyszukane wulgarne określenia tej istoty).

Było to stworzenie z metra cięte, krótka, rażąco ruda fryzura, okulary na łańcuszku, wredne małe oczy, złowrogo zerkające znad okularów i nieodłączny element ubioru to spódnica.
Inny nieodłączny element wyposażenia tej wrednej małpy to wielka drewniana solidna linijka, która sądząc po śladach już wiele w trakcie swej egzystencji zniosła.

Kobieta ta uwielbiała przechadzać się po klasie z ową linijką. Uczniowie mieli obawy kichnąć, aby się nie doczepiła.
Ową linijką potrafiła szturchać ucznia, wzywając go do tablicy w trakcie spacerowania po klasie. Dać po rękach, żeby jednak się odczuło srogą naturę tego podłużnego przedmiotu, ale by śladów nie było. Np. za mazanie po marginesie zeszytu ołówkiem, nerwowe pstrykanie długopisem. Albo szturchnąć po plecach (tudzież dźgać), za szept do koleżanki czy kolegi(nieważne, czy to dotyczyło tematu lekcji). I wiele innych przykładów. Miała też nieznośny zwyczaj uciszania klasy waląc linijką o biurko albo uczniowską ławkę tak, że w uszach dzwoniło nieprzyjemnie.

Na jej lekcjach klasa zachowywała się najciszej.

Tak też jednego poranka na jej lekcji przyszło jej się doczepić do mnie za garbienie się. Szturchnęła mnie swym narzędziem tortur i wydała żołnierskie polecenie niegarbienia się. Wyprostowałam się, na kilka minut, i wróciłam do swojej dawnej pozycji, bo nie było mi wygodnie. Przechodząc obok mej ławki uczyniła to jeszcze raz, dźgając mnie tym razem mocniej. Byłam dzieckiem z natury spokojnym, ale nikt nie lubi, jak go się szturcha czy czymś innym narusza przestrzeń prywatną, tudzież coś tej babie obcego jak nietykalność cielesną.

Odezwałam się cicho, że mi tak wygodniej. Ktoś z tyłu tej kobiety skomentował "Bo ma za duże obciążenie z przodu" (faktycznie, natura mnie obdarzyła biustem dość wcześnie i bardzo hojnie). W tym momencie w klasie posypały się chichoty. A nauczycielka odwracając się w stronę komika zaczęła walić linijką w moją ławkę w celu zaprowadzenia ciszy w klasie. Jej pechem, a przede wszystkim moim było to, że nie patrzyła na moją ławkę w tym momencie, a ja nie zdążyłam zabrać ręki z jej pola rażenia.
W efekcie, zamiast hukiem uciszyć klasę, porządnie mnie zdzieliła po ręce.

W mej reakcji nerwowo-bólowej wstałam energicznie, że krzesło z hukiem obiło się o ławkę za mną, złapałam jej narzędzie tortur, wyrywając z jej łapy energicznie, połamałam o kolano. W już zupełnej ciszy podeszłam z środkowego rzędu do okna, otworzyłam je i linijkę w częściach wyrzuciłam z rozmachem. Po czym zamknęłam je z hukiem i w jej wrzaskach (w nerwach jej nie słuchałam) zgarnęłam rzeczy moje z ławki w jedną rękę, plecak na ramię, wyszłam z klasy, trzaskając drzwiami z hukiem.

Poszłam do domu, mając w nosie resztę lekcji.

Mama wieczorem zauważyła ślad na ręce i zapytała się mnie skąd to. Nie odpowiedziałam jej, tylko poprosiłam, żeby napisała mi usprawiedliwienie z nieobecności od lekcji geografii do końca dnia.
Mama nie wiedząc o co chodzi zadzwoniła do mojego wychowawcy spytać się, czy coś wie co się stało tego dnia w szkole.
Dobrze, że wychowawcę miałam w porządku. Miał też zaufanie klasy, która już wcześniej się skarżyła na geograficę. Powiedział co usłyszał od klasy (były z nim zajęcia tego dnia).

Sprawa się skończyła interwencją mojej mamy u dyrekcji. Dyrektor, vice i pedagog bo zobaczeniu pręgi na mojej ręce postanowili dać nauczycielce naganę z ostrzeżeniem (choć tak naprawdę powinni ją zwolnić dyscyplinarnie). Długo - całe szczęście - w naszej szkole nie uczyła. A mnie unikała do końca swej pracy.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 270 (328)

#71740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludzka zawiść nie zna granic.

Od 1,5 roku mieszkam i pracuję za granicą.

Mam w Polsce ciotkę starszą ode mnie o 14 lat. Wykształcenie podstawowe, bo nie chciało jej się uczyć. Która do pracy nigdy się nie garnęła, a ja w wieku 20 lat pomimo tego, że równolegle się uczyłam, miałam już od niej bogatsze doświadczenie zawodowe i dłuższy staż pracy. Zawsze znajdywała wymówkę, by nie iść do pracy. Jak babcia żyła, to że babcia chora i trzeba się nią zajmować. A to, że zarobki za małe, że nie opłaca się butów do pracy zdzierać. A to za daleko, a to za ciężko... Wiecznie coś.

Ciotka całe życie mieszkała ze swoją matką i pasożytowała na niej. Aż do jej śmierci. Do tej pory kombinuje, jak nie pracować.

Niedawno dowiedziałam się, jak to mi woda sodowa uderzyła do głowy. Że zarabiam krocie, mieszkam w luksusach, praca lekka, a własnej ciotce nawet nie pomogę. Ba, nawet kupiłam sobie luksusowe auto, a jej na chleb żałuję.

No faktycznie. Mój luksus ma 27 m kw., łazienkę tak małą, że idzie się zabić o własne nogi i nie ma miejsca na pralkę. Kuchnia w jedynym pokoju. I nie własne, a wynajmowane od spółdzielni mieszkaniowej.
Moja luksusowa limuzyna to Rover 45 z 2001 roku, za którego ostatnią ratę zapłaciłam w tym miesiącu, bo nie stać mnie było na kupno za gotówkę. Stare auto niestety nie przeszłoby już niemieckiego przeglądu i nie opłacało się go naprawiać. W związku z tym pożegnałam swoje ukochane Audi 80 B3 z 1990 roku, które nazywali znajomi półżartem konserwą.

Moja "lekka praca" to zmienianie pampersów starszym ludziom, mycie, pielęgnacja, dźwiganie ich. Nie ma co. Tak lekka, że plecy mi odmawiają posłuszeństwa, po zmianie nogi mi wchodzą tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę i jestem tak zmęczona, przepraszam - "zrelaksowana", że potrafię po kilku dniach pracy spać po 16 h.

Cóż, na to co mam zarobiłam sama ciężką pracą. A nie jestem zwolenniczką dawania ryby. Wolę dać wędkę, żeby można było sobie samemu rybę złowić.

Ciotce co rusz podsuwałam pod nos oferty pracy, pytałam znajomych, czy u nich kogoś do pracy nie szukają. Ale nigdy nic jej nie pasowało. Nie skorzystała, to niech nie marudzi.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 380 (394)

#71417

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było to kilka lat temu, kiedy to już cieszyłam się takim nabytkiem jak samochód.

Piękna pogoda w weekendowy poranek, postanowiłam wybrać się na większe zakupy na najbliższe kilka dni, bo z zasady w niedzielę do sklepów staram się nie chodzić. Hipermarket z dużym parkingiem i wózkami na monety 1, 2 i 5 zł. Nie miałam drobnych z wyjątkiem jedynej pięciozłotówki.

Wózek obładowany produktami prowadziłam w kierunku samochodu.
W trakcie wypakowywania zakupów podszedł do mnie typowy menel z pytaniem, czy nie poratuję jakimiś drobnymi. Nie cierpię alkoholików i nie pomagam im się nachlać. Odpowiedziałam krótkim stanowczym "Nie". Wózek rozładowałam, bagażnik zamykam, a ten cap! i już wózek próbuje mi zabrać. Szarpnęłam chyba za mocno, bo halny pijakowi przywiał i wyrżnął jak długi na asfalt. Tylko wrzasnęłam, by się odczepił i poszłam odprowadzić przedmiot walki w celu odzyskania 5 zł.

Dla mnie kiedyś 5 zł to było bardzo dużo, bo 7 zł dziennie miałam na samo jedzenie i tzw. nietykalne wypadkowe pieniądze na koncie na nieprzewidziane wydatki jak leki itp.

Są nieraz bezdomni i pijaczki, którzy często sobie tak dorabiają, ale grzecznie zawsze pytają, czy mogą wózek odprowadzić w zamian za monetę w nim. Ale bezczelne szarpanie się z kimś i próba siłą odprowadzenia go to już świństwo.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (274)

#71414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam znajomego w Niemczech, który regularnie oddaje plazmę w prywatnej stacji krwiodawstwa.
Każdorazowo dostaje za to 20 euro. W ten sposób w tygodniu ma 40 euro zapasu gotówki, którą odkłada sobie na swoje prywatne wydatki inne niż życie - kupno auta. Miesięcznie udaje mu się odłożyć na swój cel 160 euro. Zamierza odkładać pieniądze rok.

Ostatnio mi powiedział, że podczas jednego ze spotkań wśród znajomych temat zszedł na honorowe krwiodawstwo. Kolega przyznał się, że honorowo nie oddaje, a sprzedaje suplementy krwi firmie farmaceutycznej.

I tak oto stracił koleżankę, która wyzwała go od... męskiej qrwy, bo nie chce pomagać i jeszcze kasę doi za to.
Cóż. Niemiecki Czerwony Krzyż też sprzedaje krew firmom do wyrobu leków i szpitalom i nie robi tego charytatywnie.
Nad tą stratą płakać nie będzie raczej, jak to stwierdził :-)

Nie chciał się kłócić i zniżać do jej poziomu, bo mogłaby go pobić swoim doświadczeniem.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (270)