Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Carrotka

Zamieszcza historie od: 8 czerwca 2012 - 1:45
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 22:05
  • Historii na głównej: 62 z 85
  • Punktów za historie: 28435
  • Komentarzy: 478
  • Punktów za komentarze: 2628
 

#71543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w płatnej strefie parkowania, mój chłopak też, lecz w innej, choć mamy do siebie około 10 min pieszo.

Nieraz on bywa u mnie, nieraz ja u niego.

W związku z tymi strefami mamy specjalne karty strefy za szybami swoich aut.

Strefy mają to do siebie, że jest zakaz parkowania dla "nie-mieszkańców" bez karty w dni robocze (czyt. poniedziałek-sobota).
W związku, że była niedziela rano, przyjechałam do mojego lubego prosto ze zmiany nocnej, zaparkowałam z lenistwa w jego strefie.

Wpadłam do domku i zorientowawszy się, że nie ma bułek na śniadanie wróciłam do auta w celu pojechania do piekarni.
Przy moim samochodzie zastałam młodego strażnika miejskiego z bloczkiem mandatowym w ręku obok mojego pojazdu.
Na moje pytanie co on robi, bo przecież prawidłowo zaparkowany samochód, usłyszałam w odpowiedzi, że mam kartę parkingową nie z tej strefy. Myślałam, że mnie krew zaleje.

Skomentowałam, że chyba mu się między uszami poprzewracało, bo dziś mamy niedzielę i karty strefy nie obowiązują w tym miejscu dzisiaj.
Powiedział skruszony, że za późno, że mandat zostanie ewentualnie z automatu wycofany z systemu (albo system go nie zaakceptuje - coś w ten deseń zrozumiałam). Albo jak mandat przyjdzie (za wycieraczką zostawiają tylko informację, a mandat idzie pocztą do właściciela pojazdu), to muszę się udać do biura urzędu w celu wyjaśnienia sprawy i anulują. No żesz jasna... Przez gapiostwo funkcjonariusza jeszcze mam latać nie wiadomo gdzie...

Ciekawe ilu ludziom wystawił takie mandaty zanim go uświadomiłam, że mu dni się popierniczyły.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (317)

#71354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bierzesz jeden dzień urlopu na swoje urodziny, w planach masz spać do południa, byczyć się w łóżku podjadając słodycze w pozycji horyzontalnej - szef cię budzi telefonem o 6:00 rano, że masz przyjść do pracy na 6:30, bo ktoś się rozchorował.

Wściekła odparłam udawanym bełkotem i prawdziwym zaspaniem w głosie, że jestem pijana i w tym stanie nie mogę iść do pracy.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (432)

#71184

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w domu opieki i seniora za granicą. Praca ciężka, za mało personelu i trzeba się naprawdę uwijać.

Mam w pracy "kolegę", "pana perfekcyjnego", typowego narcyza.

Ciągle dyskutuje ze wszystkimi, nawet przełożonymi, i uważa, że to on ma rację. Uwag na swój temat nie bierze pod rozwagę, bo on uważa, że to on zawsze ma rację.

Po tym przydługim wstępie nazwijmy tego kolegę Ronaldo, bo wszystkich denerwuje. A powody są takie:

1. Wszystko robi pooooowoooooliiii. Przez to jedna kobieta, która praktycznie leży jak kłoda w łóżku, jest od święta sadzana na wózek inwalidzki i nie na długo, maksymalnie trzy godziny, bo dłużej ją to męczy, zaczyna wszystko boleć. Tego dnia była impreza dla pensjonariuszy, mini bal przebierańców. Posadziłam ją po kąpieli na wózek na czas imprezy. Ronaldo miał ze mną popołudniową zmianę, byliśmy we dwoje od 15:00 sami na cały oddział do 20:30.

Obowiązki podzielone solidarnie - oddział na pół. Skończyłam swoją stronę i poszłam pomóc mu zrobić przy współlokatorce tej pani, która jest w jeszcze gorszym stanie i nie może leżeć długo na płasko, bo zwyczajnie jej się ulewa jak niemowlęciu i ma problemy z połykaniem (przez co ma na stałe sondę do karmienia).

Oczom moim ukazała się wciąż siedząca na wózku totalnie zmęczona i obolała kobieta, która od siedmiu godzin nie leżała i od siedmiu godzin miała niezmienionego pampersa, który przeciekał. Nie czekając na tego idiotę wzięłam ją przeniosłem do łóżka i umyłam, by nie było odparzeń w okolicach intymnych.

Na moje oburzone pytanie dlaczego jej dawno temu nie położył odpowiedział, że nie zrobił innych jeszcze (bo dureń idzie chronologicznie od pokoju do pokoju, zamiast idąc priorytetami dobra podopiecznego - logika).

Ja na swojej części biegam, znam pacjentów i wiem, że pani X długo nie wytrzymuje na wózku, więc w pierwszej kolejności ją po kolacji szykuję do snu. Inna dużo pije i często trzeba zmieniać pampersy, to też stoi w priorytetowej kolejce. I pomiędzy nimi zaglądam do pokojów innych i sprawdzam, czy wszystko w porządku i pytam, czy mogą jeszcze poczekać. A tymi najbardziej samodzielnymi zajmuję się na końcu. Po czym zaglądam szybko do tych, których przygotowałam do snu w pierwszej kolejności. Intuicja i znajomość seniorów i chorych pacjentów.



2. O konkretnej godzinie trzeba podawać insulinę długo działającą jednej z seniorek. Jego sposób to porządne wstrząśnięcie penem, jakby ktoś butelkę bitej śmietany wstrząsnął przed jej nałożeniem na deser. I nie widzi nic w tym złego, choć mu tłumaczyłam, że białko się ścina w ten sposób i insulinę psuje. Trzeba mieszać bardzo powoli przez wielokrotne przechylenie fiolki. W jedną i drugą stronę. A iniekcje należy robić powoli i nie wyjmować od razu igły, bo insulina może wypłynąć. Robi dalej po swojemu i o porach mu odpowiadających, a nie wg zaleceń lekarza. 20:00 to dla niego wieczór, więc ma w nosie, czy to zrobi o 18:00, czy tuż przed końcem zmiany przed 22:00. Diabetycy wiedzą o co chodzi.


3. Przez jego chronologię pacjenci nie są kładzeni z boku na bok co 2-3 godziny systematycznie (celem zapobiegania odleżynom), a potem się dziwi, że odleżyny się robią.


4. Jedna kobieta leżała w przemoczonym pampersie z biegunką dosłownie, że z niego wykipiało. Nie wiem jak długo, ale jak to zobaczyłam, to miałam ochotę Ronaldo wrzucić do szamba, żeby poczuł jak to jest. Nagle nie mogłam go znaleźć, ani pagera nie słyszał. To nie mój podopieczny. Ale go nie zostawiłam. Musiałam tę ciężką kobietę (współlokatorka od tej pani na wózku inwalidzkim - ta z sondą do karmienia) umyć, zmienić prześcieradło z nią leżącą w łóżku (to trzeba robić we dwoje, bo samemu za duże obciążenie) i przebrać. Nagle znalazł się cham, jak jego pacjentkę doprowadziłam do należytego porządku, a kręgosłup od dwóch dni mnie boli.

Moja zmiana się kończyła i powiedziałam, że ja mam koniec pracy, ale po mojej stronie jest jeszcze jedna osoba do przyszykowania do snu. Usłyszałam, że to moja strona i mój problem. Ja powiedziałam, że tu leżą ludzie, a nie warzywa, żeby w gnoju ich moczyć.


Jak można tak traktować ludzi?

Ja rozumiem, że mało personelu i czasem nie wiadomo w co ręce włożyć, ale trochę sprytu, logiki i współczucia dla drugiej osoby, aby to wszystko miało ręce i nogi. Staram się jak mogę. Ale z jego podejściem to mi się nóż otwiera w kieszeni, a siekiera sama ostrzy.

Do tego traktuje mnie i innych z góry, szczególnie niższych stanowiskiem. Ja takowe niższe mam, choć kwalifikacje i wiedzę medyczną większą (nie zrobiłam tylko uznania dyplomu jeszcze).

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 302 (320)

#70899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj byłam kupić prezent dla dziecka koleżanki w sklepie z zabawkami w dużym centrum handlowym.

Jedna para - mama i dziecko, lat około trzech, przykuła moją uwagę.

Otóż mały wpadł w histerię i napady wrzasków, tupania, tarzania się po podłodze, bo nie chciała mama kupić zabawki, którą sobie upatrzył.

Mama po bezskutecznych próbach by dziecko się uspokoiło i próbach uciszenia, w końcu nie wytrzymała i zastosowała lustrzaną taktykę dziecka, które w moment zatkało. Matka po swojej teatralnej scenie złapała chłopca zszokowanego sytuacją za rękę i wyszli ze sklepu.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (389)

#70804

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasy, kiedy praktykowałam w pogotowiu. Mała mieścina, z której do najbliższego szpitala dobrze ponad 20 km i jedyna karetka w tej miejscowości, przypadająca jeszcze na okoliczne wioski.

Wezwanie do skurczów, szósty miesiąc ciąży.

Na miejscu okazuje się nam rozhisteryzowana siedemnastolatka w ciąży. Jęki, że brzuch boli, samodzielnie iść nie chciała. W podparciu dwóch ratowników zeszła jakoś na dół.
Kolega, kierownik zespołu, przebadał ją w karetce, ale rozwarcia nie stwierdził, a dziewczę co kilka minut wyło z bólu. Zarządził jazdę w kodzie pierwszym i gnaliśmy jak wariaci na gwiazdkach z dyskoteką.

W międzyczasie zaczęłam się młodej przyglądać. Choć w ciąży jeszcze nie byłam, ale poród widziałam. Zastanawiał mnie miękki brzuch w trakcie owych skurczów. Przecież widać nieraz jak brzuch się napina, twardnieje w ich trakcie, a tu nic.
W końcu nie wytrzymałam i kierownikowi wyszeptałam do ucha, że mi to śmierdzi symulacją i wyjaśniłam dlaczego.
Przy następnym skurczu i on się przyjrzał. Stwierdził to co ja i zaczął ozięble:

KZ- Kierownik zespołu
NC- nastoletnia ciężarna

KZ- Nie udawaj...
NC- Nie udaję, boliiiii! Zróbcie coś! Co z moim dzieckiem?!
KZ- Przestań... Rozwarcia nie masz, a w trakcie bóli miękki brzuch. Co się stało? Lepiej teraz powiedz niż w szpitalu, bo pogorszysz tylko sprawę.

I tu dziewczę wyłuszczyło, że pokłóciła się z sąsiadką i trochę się poszarpały, i chciała nastraszyć...

Z automatu kierowcy kazaliśmy zwolnić i wyłączyć dyskotekę i gwizdki.

W efekcie młoda dostała opieprz, a i była kara za bezzasadne wezwanie pogotowia.

Jechaliśmy na sygnałach, z dużą prędkością, ryzykując niemało, bo jakiś zaciążony bachor chciał koleżankę z sąsiedztwa nastraszyć. Do tego zajęła jedyną karetkę w rejonie. Gdyby ktoś wtedy dostał przykładowo zawału, to byśmy mogli nie dojechać na czas... Przez głupią smarkulę.

Bezzasadne wezwanie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (492)

#70791

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniały mi się dawne szkolne czasy, kiedy to miałam około lat dwunastu.

Siedziałam na lekcji języka polskiego w pierwszej ławce (i to nie z własnej woli, a z kaprysu nauczycielki).

Z racji kontuzji kolana i założonej ortezy siedziałam najwygodniej jak się dało - wyprostowane nogi.

Nauczycielka, chodząc pod klasie, potknęła się o moje nieszczęsne kopyta. A jako nauczyciel starej daty nie krępowała się wpisać mi uwagę za taką pierdołę o takiej treści:

"Carrotka na lekcji języka polskiego wyciągnęła nogi".

Moja mama w przypływie poczucia humoru, oprócz złożenia podpisu w dzienniczku uwag, również krótko jej odpisała:

"Gdybym była nauczycielem, to za taki nekrolog wystawiłabym Pani ocenę niedostateczną".

Szkolne czasy.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (380)
zarchiwizowany

#71015

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję i mieszkam za granicą.
Przy okazji należę do społeczności na fb Polaków mieszkających w moim mieście.

Na ile trzeba być chamem i prostakiem, żeby ogłaszać się, że napisze Polakowi ktoś pismo do urzędu wszelakiego(wielu Polaków za słabo zna język, żeby sobie samemu poradzić z niemiecką biurokracją) i brać za to 50-200 eur od sporządzonego dokumentu. Bez wystawienia faktury czy rachunku (czyli dorabianie na czarno kosztem osób w nieciekawej sytuacji, przede wszystkim finansowej).
A wiele osób jest w beznadziejnej sytuacji, bo straciło pracę, długo czeka na zasiłek dla dzieci i tym podobne. Rodak rodaka na obczyźnie ogołoci.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (31)

#70609

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jaka ja dzisiaj straszna i piekielna... O ja zła i niedobra. Pod wieczór pojechałam samochodem ogarnąć jedną sprawę.

Parking niewielki i zapełniony. Było jedno wolne miejsce. Prawie, bo samochód, który był na skraju parkingu, zaparkowany stał częściowo na wolnym miejscu.

Nienawidzę sytuacji, kiedy ludzie nie potrafią się zmieścić na jednym miejscu parkingowym, tylko stają jak pierdoły skosem albo na środku zajmując dwa miejsca parkingowe.

Jakoś zaparkowałam i z trudem na wydechu wysiadłam, coby w cyckach się nie zaklinować.

Już idę w stronę sklepu, kiedy ktoś za mną się wydziera. Odwracam się i moim oczom ukazuje się kobieta w wieku bliżej nieokreślonym, lecz na pewno w dojrzałym.

JP- Ja piekielna
KP- Kobieta piekielna

KP- Jak ja teraz wsiądę do mojego samochodu?! Nie mogła pani gdzie indziej zaparkować?
JP- Zaparkowałam mój samochód prawidłowo. Pani stoi częściowo na miejscu parkingowym mojego samochodu. Nie ma innych wolnych miejsc. Pozostaje pani dostać się do samochodu od strony pasażera.

Ruszyłam w stronę sklepu ignorując dalsze pretensje kobiety.

Nawet bym cofnęła samochód, by mogła się dostać za kierownicę swojego auta, gdyby grzecznie mnie o to poprosiła, a nie od razu szczekać z pretensjami na mnie.

Parking

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 370 (408)
zarchiwizowany

#70601

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolęda sprzed lat około 8.

Byłam wtedy częściowo unieruchomiona Dokładniej miałam na nodze szynę gipsową sięgającą do połowy uda i poruszałam się o kulach. Byłam kompletnie sama w domu.

Mam zwyczaj zamykania drzwi mieszkania od środka.

Leżałam sobie na kanapie i czytałam spokojnie książkę, gdy nagle przyprawiło mnie o szybsze bicie serca szarpnięcie za klamkę (ktoś nie zauważył dzwonka do drzwi i zapomniał zapukać czy ki diabeł?)
Powoli zwlokłam się z kanapy. Kule się przewróciły przez moją niezdarność z hukiem, ale w końcu się pozbierałam i ruszyłam w stronę judasza w drzwiach w akompaniamencie hałasu szarpania klamki i, gdzie doszły odgłosy kopania drzwi (tak, KOPANIA!).
Zerkam przez wizjer a tam we własnej osobie proboszcz parafii, który w sumie jakby się oparł o moje 25 letnie drzwi całym swym ciężarem to pewnie by wpadł razem z drzwiami i framugą do mojego domu z uwagi na swoją znaczną otyłość.

O nie! Tak się nie robi. I postanowiłam wściekła zareagować nie patrząc na to z jaką "osobistością" mam do czynienia.

Uchyliłam drzwi a ten już próbował mi się do mieszkania pchać dysząc.

Przytrzymałam je tak, by nie mógł wejść, kula lupnęła o podłogę (sic!) i wściekła wrzasnęłam:

J- Ja
KP- ksiądz proboszcz

J- Hola! Czy to obora, że bez pukania się ksiądz dobija do mojego mieszkania i próbuje wejść bez zaproszenia?!
KP- Kolęda, było ogloszenie, czego drzwi przed proboszczem zamyka?!
J- O każdej porze ktoś inny też może się pałętać a bezpieczeństwo to podstawa! I proszę się wynosić i zabrać tą tłustą nogę z mego progu skoro pan świnia bez kultury pukać i grzecznie czekać nie umie, tylko kopie drzwi i szarpie za klamkę. Przychodzi pan do cudzego domu a nie do siebie! Wy******lać!

Przycisnęłam mocniej drzwi aż nogę zabrał w syku bólu i zamknęłam od środka. Jeszcze tylko usłyszałam, że w tym domu nie ma dzieci Bożych czy coś w tym rodzaju, bo słabo słychać przez zamknięte drzwi a i nie byłam zainteresowana sluchaniem tego co ma taki burak do powiedzenia.

Proboszcz z obory

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (318)

#70284

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w Dreźnie od prawie 1,5 roku.

Wczoraj odezwał się do mnie znajomy z lat licealnych. Nie przepadał za mną ze wzajemnością.

Ostatni raz spotkałam go dwa lata temu przypadkiem w sklepie to nawet "Cześć" nie odpowiedział i udając, że nie słyszy, odwrócił się i poszedł dalej robić zakupy.

A teraz nagle wiadomość na Facebook'u: "Czeeeeść! Co słychać? Kupę lat!" jak dobry kumpel. A potem, "A bo wiesz, z dziewczyną chcę jechać do Drezna na Walentynki i czy byś nas przenocowała trzy noce?".

Nie. Nie jestem noclegownią.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 467 (507)