Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Casandra

Zamieszcza historie od: 7 listopada 2010 - 19:55
Ostatnio: 11 lipca 2021 - 1:31
Gadu-gadu: 43829694
O sobie:

Zapraszam na mojego bloga
casandra-pisze-opowiadania.blogspot.com

  • Historii na głównej: 57 z 73
  • Punktów za historie: 38849
  • Komentarzy: 245
  • Punktów za komentarze: 2278
 
zarchiwizowany

#7282

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia którą przeżyła moja Ciocia. Wszystko działo się kilka tygodni temu w szpitalu w mało znanej miejscowości. Moja Ciocia dostała skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu do szpitala na mały zabieg, który miał trwać dosłownie chwilkę. Stawiła się o 7 rano w szpitalnej izbie przyjęć owego oddziału. Od progu zrobiła "oczy jak 5 złotych" na widok kolejki ustawionej przed drzwiami "pokoju badań"( w nim dokonywano selekcji, wypełniano papierki i kierowano dalej). Cierpliwie ustawiła się na końcu ogonka i stała tak...do 12:00. Cierpliwość jej była już na wykończeniu, szczególnie gdy zobaczyła, że pierwszeństwo przyjęć mają wszyscy oprócz 3 kobiet ( w tym jej) czekających na podobne zabiegi. Zostały przyjęte jako ostatnie. Jak to określiła Ciocia : zaraz za "trupami" (tak nazwała jedna z pielęgniarek ludzi chorych na choroby nieuleczalne. Myślała, że jej nikt nie słyszy)
Po trwającej prawie 30 minut "biurokracji" , 3 w/w pacjentki trafiły w końcu na oddział. Zostały zaprowadzone pod drzwi gabinetu zabiegowego i pozostawione same sobie. Z każdym mijającym kwadransem miały coraz bardziej dość tego czekania, swoich bolących nóg i całego personelu, który całkowicie je ignorował. O godzinie 14:00 jedna z tych kobiet postanowiła przerwać tą farsę i udała się do gabinetu ordynatora. Wyszła stamtąd razem z panem ordynatorem, który pożegnał ją słowami:
-Pani Kowalska, widzimy się jutro o ósmej rano. Sam osobiście się panią zajmę. Nie będzie czekała pani ani sekundki, obiecuję!
Moja ciocia spojrzała zaskoczona na drugą czekającą kobietę i zapytała, co tamta musiała zrobić, że została tak miło potraktowana.
-Jak to co? Dała w łapę!-odpowiedziała zapytana. Ciocia się zbulwersowała śmiertelnie, lecz postanowiła w duchu, że za żadne skarby świata nie da nikomu łapówki, choćby miała skonać tu na tym oddziałe. Po kolejnej godzinie czekania, towarzyszka cioci również dała za wygraną. Z głośnym westchnieniem żalu udała się do tego samego lekarza. Wyszła stamtąd razem z ordynatorem, który osobiście odprowadził ją pod same drzwi wyjścia i powiedział:
- Tak jak się umawialiśmy, jutro o 14:00. Proszę od razu pytać o mnie! Ja będę sam osobiście na panią tu czekał! itp.
Moja ciocia aż poczerwieniała ze złości.
- A figę dostaniesz! - odgrażała się pod nosem - ja mam czas, ja tu poczekam. Zobaczymy kto kogo przetrzyma-ty mnie, czy ja ciebie. Za dwie godziny rura ci zmięknie!
Niestety ciocia nie wytrzymała tych obiecywanych 2 godzin. Cały dzień nic nie jadła, robiło jej się już słabo, nóg dosłownie nie czuła i miała wszystkiego po dziurki w nosie. Wpadła wściekła jak osa do gabinetu ordynatora ( pech chciał, że tylko jego mogła znaleźć w danej chwili). W gabinecie razem z nim przebywała pielęgniarka oddziałowa. Lekarz na widok cioci uśmiecha się szeroko i rzuca:
- O proszę! A już myślałem, że się pani nie doczekam! I po co było tyle stać i czekać? Nie mogła pani od razu na to wpaść, że trzeba do mnie przyjść? To jak, na kiedy się umawiamy? Jak na jutro to 300 zł. Jak termin późniejszy to taniej.
No i w tym momencie coś w mojej cioci po prostu pękło. Zrobiła mu taką awanturę, że facet się prawie pod biurkiem schował. Zagroziła prasą, telewizją i wszystkim co jej tylko do głowy przyszło. Wygarnęła mu wszystko co jej leżało na wątrobie a trochę się tego uzbierało od godziny 7 rano. Facet próbował jej przerywać ale nawet do słowa mu dojść nie dała. Pielęgniarka w międzyczasie uciekła z gabinetu. Wróciła po chwili, wyciągnęła rozjuszoną ciocię na korytarz, zaczęła ją uspokajać i tłumaczyć, że lekarz już czeka na nią w gabinecie zabiegowym. Ciocia spojrzała tylko na zegarek ( dochodziła 16:00) i kazała jej się wypchać. Zapowiedziała jeszcze raz wizytę z policją i wymaszerowała z budynku. W domu popłakała się jak bóbr z tej całej bezsilności, żalu i nerwów. Na drugi dzień poszła prywatnie do lekarza specjalisty i poprosiła o skierowanie do szpitala w innym mieście. Za wizytę zapłaciła 90 zł, ale to były całe koszty tego leczenia. Nikomu nie musiała dawać w łapę i z nikim się nie użerała. Dodam jeszcze, że została przyjęta ze skierowaniem w ciągu 15 minut. Cała rodzina ją namawia do złożenia skargi i podjęcia kroków w celu ukarania tej bandy łapówkarzy, jednak ciocia nie chce nawet o tym wszystkim rozmawiać i słyszeć. I za takie traktowanie wszyscy płacą składki zdrowotne!

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 426 (558)
zarchiwizowany

#7251

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia opowiedziana przez kolegę:
Robert pracuje w dużej znanej sieci handlowej. Któregoś wieczoru zauważył na sklepie grupkę młodzieży ( na oko 16 lat), pijącą piwko koło linii kas. Już miał wykonać telefon na monitoring, gdy nagle usłyszał rozmowę zbulwersowanego klienta z przypadkowo przechodzącym ochroniarzem (rozmowa działa się za regałami odrobinę zasłaniającymi linię kas):
-Panie! To jest sklep czy burdel? Ja się pytam! Sklep czy burdel? Tam piwo piją!
-Kto? Gdzie?- zapytał znudzony "mundurowy". Wyglądał, jakby dopiero się obudził, ciągle ziewał ukratkiem.
-No tam! Na kasach! Wy kamer nie macie? Gówniarze piją na sklepie! Zrób pan coś z tym!
-Gdzie piją?- zapytał nieprzytomnie ochroniarz
Tutaj kolega Robert postanowił się włączyć i krzyknął:
-Właśnie wyrzucają butelki do śmietnika i idą do wyjścia!
--A do którego śmietnika te butelki wyrzucają?-zapytał obojętnie "mundurowy"
W tym momencie cierpliwość klienta się wyczerpała, poczerwieniał ze złości i wrzasnął:
-A co ty do cholery patałachu skup butelek otwierasz, że się o butelki dopytujesz?! Z przełożonym poproszę! Natychmiast!
Ochroniarz oprzytomniał w ciągu 3 sekund, zaczął przepraszać i błagać faceta o wyrozumiałość. Nie spał 2 noce i stąd ten brak reakcji. Klient był jednak nieubłagany i złożył skargę na pracownika. Skarga zaowocowała ostrą reprymendą ze strony dyrektora obiektu.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 35 (197)
zarchiwizowany

#7249

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Osobiście nie mam nic do pracowników firm ochroniarskich, szczególnie tych, którzy służą na obiektach typu duże hipermarkety. Poniższa historia opisuje jednak, że do tej pracy nadają się wyłącznie ludzie odpowiedzialni.
Pracowałam na kasie w godzinach bardzo póżnych (nasz sklep jest całodobowy). Mamy kilku ochroniarzy na jednej zmianie a oprócz tego pracowników monitoringu. Tyle gwoli wyjaśnienia.
Do jednej z kas podchodzi 2 młodych chłopaków pod wpływem alkoholu. W rękach mają flaszkę. Z wiadomych wzgledów kasjer "Krzyś" odmówił im sprzedaży tej wódki. Nabił towar na kasę zanim zorientował się w jakim stanie są ci panowie, więc zawołał kierownika w celu anulowania tranzakcji. Kierownik po przybyciu na miejsce potwierdził, że kasjer miał rację. Kierownik powiedział to głośno i wyraźnie i oddalił się do swoich obowiązków. I w tym momencie "rozpoczął się Meksyk". Jeden z klientów zaczął grozić Krzysiowi:
-Nie żyjesz! Słyszysz? Już jesteś trupem! (TUTAJ STEK WYZWISK) Już jesteś martwy! Czekam na ciebie po pracy, nie dojdziesz do domu!
Krzyś jest człowiekiem spokojnym, opanowanym i bardzo kulturalnym. Nie wdawał się w żadne dyskusje, wstał, zamknął kasę i chciał się udać do toalety( najlepszy sposób na pieniaczy - ignorować). Tego afrontu "piekielny" znieść już nie mógł - podszedł i uderzył Krzysia w twarz.Ciągle sypał obelgami i groźbami.I wcale się nie spieszył do wyjścia! Krzyś się zachwiał, zbladł i zamarł. A ochrony nigdzie nie ma! Klientów na sklepie w tym czasie nie było ( jak na złość). Kasjerki złapały za telefony.( Było nas dwie w tym czasie). Dzwonimy na monitoring i wszystkie dostępne numery "mundurowych". Wszędzie głucha cisza. Krzyś w tym czasie zwiał na zaplecze a delikwenci jak by nigdy nic wyszli spacerkiem ze sklepu. To wszystko trwało dosłownie sekundy. Gdzie była ochrona w tym czasie? Nie wiem. Gdzie byli pracownicy monitoringu? Nie wiem. Kasjerki wróciły do pracy, ponieważ zaczęli schodzić się klienci i po chwili niby wszystko wróciło do normy. Przed klientami musiałyśmy udawać, że nic się nie stało. Tak nam się trzęsły ręce, że drobne pieniądze brzęczały nam w dłoniach jak paciorki w grzechotkach. Ochrona o incydencie dowiedziała się w momencie, gdy łaskawie odebrali telefon po kilku minutach. Krzysia odnaleźli, poklepali po plecach, pocieszyli (czytaj: olali sprawę)i chłopak po 30 minutach musiał wrócić do pracy. A "piekielny" dwa dni później robił u nas zakupy, zupełnie jakby nic się nie stało. Kamera niby nic nie zarejestrowała, bo była skierowna w drugą stronę( jaki zbieg okoliczności). Ja się tylko zastanawiam : co by było, gdyby ten klient użył zamiast pięści noża lub tej flaszki którą chciał kupić...I ile tragedii musi się wydarzyć, aby niektórzy ludzie przejrzeli na oczy. I zaczęli swoją pracę traktować odpowiedzialnie i poważnie...

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 325 (483)
zarchiwizowany

#7245

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wszystkim wiadomo od listopada mamy w Polsce zakaz palenia w miejscach publicznych. Pracuję w dużym hipermarkecie mieszczącym się w centrum handlowym. Na przeciwko linii kas znajduje się wiele butików. Pracownicy mojej firmy mają swoją palarnie w środku budynku, reszta pracowników obiektu musi "karmić raczka" na zewnątrz. Są tam poustawiane popielniczki i wyznaczone miejsce z dala od wejścia dla klientów. Do tej pory nikomu nie przeszkadzało, gdy raz na jakiś czas taki palacz wyszedł za potrzebą. Niejednokrotnie klienci sklepów również korzystali z tej "palarni". W końcu jest to teren prywatny. Wszystko do czasu...Jedna z klientek- kobieta na oko lat 50+ zobaczyła z daleka, że jedna z pracownic butiku (łatwo je odróżnić- nie mają "mundurków" tak jak my) pali papierosa na "palarni". Wpadła do sklepu jak burza i "zaatakowała" od progu pracownicę naszego punktu obsługi klienta:
- Czy TU się pali?!
- Tutaj nie można-odpowiedziała zaskoczona dziewczyna
- No ale ja się pytam, czy TU można palić?!
- Jeśli chce pani zapalić, zapraszam na zewnątrz, tam jest wyznaczone do tego miejsce - odpowiedziała grzecznie pracownica.
- Jest zakaz palenia! Co to ma być?! Przecież ja was do gazety podam!
Dziewczyna lekko zdezorientowana zaczyna wypytywać kobiecinę o co konkretnie jej chodzi. Czy ta w końcu chce zapalić czy wręcz odwrotnie.
-Ja nie palę! Wam też nie można! Jest zakaz! Są przepisy! A wy jak ślepe barany! Anarchia! Kierownika wezwać! Na policję zadzwonię!Wy nas trujecie! Och, Boże! Otruć nas chcą, zaduszą nas!- itp, itd...pracownica w końcu ją przekonała, że to bezcelowe, nie ma po co się awanturować( nie wspominając o tym, że pracownicy innych sklepów nie podlegają naszej jurysdykcji i nie mamy wpływu na ich zachowanie). Kobieta trochę się uspokoiła i poszła zrobić zakupy. Nie minęło pare minut a ona znowu leci do naszej pracownicy i zaczyna od nowa :
- Ale tu napewno można palić? Jest pani tego pewna? - i tak w koło Wojtek...Skończyło się na tym, że klientka obiecała wpaść na drugi dzień ze swoją koleżanką "co to zna wszystkie przepisy" i obiecała, że jeśli nie mamy racji to znajdziemy się na pierwszych stronach prasy lokalnej. Nasza pracownica po stoczeniu tego boju dłgo nie wychodziła z naszej prywatnej palarni...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (212)
zarchiwizowany

#6561

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój synek zachorował, więc udałam się z nim do lekarza. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do apteki wykupić leki. W aptece byla spora kolejka. Pod ścianą siedziała starsza pani z nastoletnim wnuczkiem. Mój maluch jest strasznie ciekawskim i towarzyskim czterolatkiem. W momencie gdy zobaczył, że staruszka uśmiecha się do niego podszedł przywitać się. Kobieta posadziła go na krzesełku obok siebie i ucieli sobie miłą pogawędkę. W między czasie wnuczek wyszedł z apteki, mój malec znudził się siedzeniem i ruszył na zwiedzanie. Przyszła moja kolej na wykupienie recept. W momencie gdy już odwracałam się od okienka usłyszałam jakieś poruszenie. Starsza pani zawzięcie szukała czegoś w torebce, rozglądała się pod krzesełkami, co chwila łapała się za głowę i powtarzała : "Gdzie jest mój telefon?"Sytuacją zainteresowali się klienci apteki oraz pani magister z okienka. Mój synek, który w tym czasie podziwiał bajecznie kolorowe witaminki "Marsjanki" podbiegł do swojej nowej "przyjaciółki" i zapytał czy coś zgubiła. A ona spojrzała na niego wściekła, pogroziła mu palcem i powiedziała:
-Niegrzeczny chłopczyk! Gdzie schowałeś telefon? Oddawaj w tej chwili!
Powiem szczerze, że zrobiłam oczy jak "5 złotych", zaczęłam uspokajać kobiecinę i zapewniać, że dziecko na pewno niczego jej nie zabrało. Szzególnie, że praktycznie nie spuszczałam go z oczu. Staruszka nie słuchała moich wyjaśnień, była coraz bardziej zdenerwowana. W pewnym momencie zażądała przeszukania mojego dziecka! Nie wierzyłam własnym uszom. Miałam chęć nagadać kobiecie, mimo to zaczęłam publicznie przetrząsać kieszonki synka. Maluch stał zdezorientowany, nie bardzo wiedział co się dzieje. Oczywiście niczego nie znalazłam. Staruszka zalała się łzami i zaczęła głośno lamentować. Oberwało mi się od "matki złodzieja" i tym podobnych. W pewnym momencie straciłam cierpliwość, wzięłam przestraszone dziecko na ręce i skierowałam się do wyjścia. Jeszcze chwila a udusiłabym to babsko. Po kilku chwilach synek zapytał czemu ta pani płakała i co się zgubiło. Gdy mu powiedziałam, że telefon odpowiedział, że ma go chłopiec. Zamurowało mnie.
-Jaki chłopiec?!
-Wnuczek tej pani. Widziałem jak wyciągał z torebki pod krzesełkiem i poszedł zadzwonić.
Powiem szczerze, że biłam się z myślami. Część mnie chciała tam wrócić i jej o tym powiedzieć. A truga część...pewnie się domyślacie. Jednak wróciłam, mimo, że epitet "mały złodziej" ciągle brzmiał mi w uszach.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (134)

#4750

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mikołajki za pasem, zbliżają sę święta, więc w sklepach panuje szał na zabawki wszelkiego rodzaju. Do kasy podchodzi starsze małżeństwo, wykładają zabawki na kwotę ponad 600 zł. Wśród zakupów była również bajerancka kolejka elektryczna-wypasione pociągi, mnóstwo bajerów. Klienci wyglądali bardzo sympatycznie więc zagaduję do nich:
- Piękne zabawki. Dzieci się ucieszą. A ta kolejka! Cudo!
Mężczyzna wzdycha i mówi :
- Tak... cały rok na te zabawki odkładałem...
Jego żona zmierzyła go wzrokiem za te słowa, nachyliła się do mnie i mówi szeptem:
- Durnoty plecie, pani go nie słucha. Nie pozwolił mi wymienić mebli w kuchni bo stwierdził, że w tym roku to on spełni swoje marzenie. Zgodziłam się, bo skąd mogłam wiedzieć, że to będzie marzenie z jego dzieciństwa? - i tu znacząco spojrzała na kolejkę...
Uśmiechnęłam się i dorzuciłam rabat 20 %. Wydałam kobiecie resztę i powiedziałam:
- Pieniążki zaoszczędzone na zabawkach, niech pani odłoży na meble do kuchni. Przecież każdy z nas ma jakieś marzenia...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1033 (1349)

#4497

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do kasy podchodzi kobieta z małą córeczką (ok.4 latka). Dziewczynka urządza histerię na cały sklep. Piszczy, tupie nogami i tak się drze, że nie da się wytrzymać. Ciągle słychać:
- Mamo ja chcę lalkę!!!Kup mi lalkę!!! KUP MI LALKĘ!!!!!!! (krzyczy tak z 5 minut)
Wszyscy zatykają uszy, klienci uciekają z kolejki. Wrzask jest tak okropny, że kasjerki zaczynają masować skronie, każdego zaczyna boleć głowa. Kasjerka która obsługiwała kobietę jest blada jak ściana, myli się co chwila z nerwów ale trzyma się dzielnie. Mała piszczy bez chwili przerwy, matka ją ignoruje i jakby nigdy nic spokojnie i powoli pakuje zakupy. W pewnym momencie kobieta nie wytrzymała i chciała dać córce klapsa w pupę, lecz jakaś kobieta ją powstrzymała i zbeształa oburzona:
- No co pani robi?! Dzieci bić nie wolno! Kto to widział żeby dzieci bić! Ja to gdzieś zgłoszę! Widocznie dziecko na oczy zabawek nie widziało skoro tak pragnie dostać tę lalkę!
Matka nic nie odpowiedziała, odsunęła się dalej od kasy i kontynuuje pakowanie zakupów. Dziewczynka już zachrypła ale ciągle urządza histerię i krzyczy jeszcze głośniej. W końcu zaczyna okładać matkę pięściami. Zobaczyły to klientki które właśnie weszły do sklepu:
- Boże kochany! Co za mała diablica! Co za krzyki! Niech ją pani uciszy bo oszaleć można! - klientka zakryła uszy i aż się skuliła.
Matka dziecka spojrzała na nią i mówi spokojnym głosem:
- No przecież mamy bezstresowe wychowanie. Co na nią krzyknę, to jakaś miła sąsiadeczka grozi mi policją. Za klapsa byście mnie ukamienowali na miejscu.. Skoro nie mogę jej wychować po swojemu, to teraz się męczcie...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1653 (1865)

#4457

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja w Biedronce. Stoję w długiej kolejce przy kasie, przede mną stoi mój sąsiad, starszy człowiek. Naszą uwagę zwróciła kasjerka, która twierdząc, że nie ma drobnych nie wydawała klientom całej reszty. Co chwila było słychać jej słodki głosik :
- Będę winna grosika, dobrze? Będę winna 5 grosików, dobrze? Będę winna pani 10 grosików, dobrze?
Przychodzi nasza kolej. Z ciekawości zaglądamy z sąsiadem do jej kasetki a tam tyle drobnych, że aż się wysypuje. Sąsiad się wkurzył, kładzie na taśmie swojego batonika za 69 groszy, podaje kasjerce 50 groszy i mówi milutkim głosem:
- Będę winny pani 19 grosików, dobrze?
Zabrał swój zakup i wyszedł bez słowa. Nie śmiała zaprotestować...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1270 (1384)

#4034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Był piątek, ogromne kolejki. Mogłam iść na przerwę dopiero po 7 godzinach pracy. Padałam na nos. Przy kasie 5 osób, za ostatnim klientem postawiłam tabliczkę "przepraszamy ostatni klient". Mimo tabliczki obsłużyłam jeszcze kobietę w ciąży i 2 starsze panie, bo szkoda mi było by stały w kilometrowych kolejkach. Z ulgą policzyłam ostatnią osobę. Byłam już głodna jak wilk. Zamykam kasę, wstaję i nagle podjechał ze swoim wózkiem pod kasę młody facet, zaczął wyjmować produkty i nawet nie zdążyłam się odezwać a on do mnie:
- Obsłuży mnie pani, czy mam od razu iść do kierownika?!
Osłupiałam po prostu!
- Proszę pana ta kasa jest już zamknięta - informuję go zrezygnowana.
- Pytam coś?! Policzy mnie pani, czy mam iść do kierownika?! Pani wybór! Zamknie pani kasę 5 minut później, albo traci pani pracę! To jak?
Ugryzłam się w język i postanowiłam zrobić ten ostatni wyjątek. Ja zaczynam go liczyć, a on nagle odwraca się i woła kogoś. Nie minęło 5 sekund, a pod moją kasę podjeżdżają 4 załadowane po brzegi wózki zakupów całej jego rodziny!!! Czekali za regałem na jego sygnał! Takiego numeru to mi jeszcze nikt nigdy nie wywinął! Pierwszy raz w życiu miałam ochotę kogoś zamordować. Szwagier tego faceta jak zobaczył moją minę to zawrócił wózkiem, ustawił się w kolejce obok i powiedział przepraszającym tonem:
- Dobra, ja stanę tutaj, mam czas, poczekam... a co mi tam...

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (1033)
zarchiwizowany

#4020

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Podchodzi facet do atrakcyjnej ekspedjentki i od razu ją bajeruje. Trafił na kobietę z dużym poczuciem humoru. [F]acet, [K]obieta:
-[F]-Jaka pani ładniutka
-[K]-A dziękuję, to po mamie mam.
-[F]-A jaką ma pani ładna sukienkę. Nowa?
-[K]-Nie, wyprana w perwolu.
Facet się speszył ale nie daje za wygraną :
-[F]-A jak kupię u pani ten koniak za 200 zł to dostanę 50 % zniżki?
Zabiorę za to panią na kawę.
-[K]-Takie rzeczy, tylko w erze...

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (322)