Profil użytkownika
Crannberry ♀
Zamieszcza historie od: | 21 czerwca 2018 - 18:11 |
Ostatnio: | 7 kwietnia 2024 - 11:23 |
- Historii na głównej: 109 z 109
- Punktów za historie: 17860
- Komentarzy: 2272
- Punktów za komentarze: 17760
Zamieszcza historie od: | 21 czerwca 2018 - 18:11 |
Ostatnio: | 7 kwietnia 2024 - 11:23 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@Ohboy: Dziekuję! Jemu się już zbierało od jakiegoś czasu, teraz przegiął pałę.
@Chrupki: Dziękuję! :)
@Zyrafka: dziękuję bardzo!
@boom_boom: owszem, można - z powodu redukcji stanowiska lub dyscyplinarnie. To pierwsze byłoby mi bardzo na rękę, ale on nie chce, a do drugiego nie ma podstaw. To znaczy mógłby spróbowć, ale przerżnie w sądzie i jeszcze mi będzie musiał odszkodowanie płacić.
@krzycz: Dzięki! Rozmawiałam na ten temat z kuzynem - lekarzem z szpitalu w PL. Tak, operacje Da Vinci w polsce bywają refundowane, ale tylko w konkretych przypadkach, do tego tych urządzeń jest mało, więc w praktyce doprosić się o refundowany zabieg, to cud boski. Mówi, że w moim przypadku miałabym do wyboru albo otwieranie całej jamy brzusznej, albo "żebrozbiórkę".
@pasjonatpl: Dziękuję! Jest dokładnie jak pisze Samoyed. To jeszcze nie jest rak, ale jest kwestią czasu, zanim się nim stanie (zwłąszcza ze mam w rodzinie obciążenie genetyczne), więc trzeba się go pozbyć.
@KatzenKratzen: masz wiadomość :)
@Pantagruel: przez takie zachowania człowiek sie zniechęca do uczciwości. Informujesz z wyprzedzeniem, dając szansę, zeby przygotowali się na twoją nieobecność, a w odpowiedzi masz fochy i próby wymuszenia zmiany decyzji. To następnym razem znikasz z dnia na dzień i niech sie martwią - na własne życzenie. Mam nadzieję, że u Ciebie już ok? Dużo zdrowia!
@VAGINEER: raczej agencji bezpieczenstwa lotniczego ;)
@Allice: z pikaniem to jest czasami loteria. Potrafi zapikać, kiedy mam na sobie sportowy stanik i bawełniana sukienkę, a innym razem na luzie przejde w zimowych butach i w pasku z metalową klamrą. Autorowi chodzi raczej o sytuacje, kiedy ktoś podchodzi do stanowiska kontroli kompletnie nieprzygotowany i dopiero wtedy zaczyna zdejmowac z siebie metalową biżuterię, szukać kluczy w kieszeniach i zbierać opakowania płynów rozrzucone w bagażu, mimo że miał na to jakies 20 min podczas stania w kolejce i spokojnie mógł to wtedy zrobić
@pasjonatpl: to było głównie podczas lotów do Londynu w poniedziałek rano, więc raczej obstawiam Irlandczyków, lecących do pracy po weekendzie. Do tego były to lata 2005-2006, więc szczyt „celtyckiego tygrysa”, kiedy Irlandczycy nagle „przesiedli się z maszyn rolniczych do Mercedesów” i ten nagły, chwilowy dobrobyt uderzył im do głowy
@Armagedon: Kiedy nie odbywa się serwis, załoga siedzi w kuchni pokładowej z tyłu samolotu, więc technicznie wyglądało to tak, że delikwent wychodził z klopa, wsadzał głowę do kuchni, informował, że załatwił potrzebę fizjologiczną i prosił o spuszczenie po nim wody. Załoga pokazywała mu spłuczkę i prosiła o zrobienie tego samodzielnie. Wtedy zaczynały padać komentarze o służbie, na które załoga odpowiadała, że nikt nie jest jego służącym i ma takie rzeczy załatwić sam. Czasami pan biznesmen dawał się przekonać, a czasami nie i sytuacja eskalowała do szefa pokładu, a potem w razie potrzeby do kapitana.
@Armagedon: Wiesz, że też się często nad tym z koleżankami zastanawiałyśmy, kto to za nich robi w domu, w pracy czy w innych miejscach? Jeśli kogoś stać na zatrudnienie w tym celu umyślnego, to na pewno stać go również, żeby tego umyślnego zabrać ze soba w podróż i nie przerzucać jego obowiązków na załogę samolotu. Ta sytuacja zdarzała się w zasadzie wyłącznie podczas porannych lotów do Londynu (w samolocie głównie biznesmeni) i nie była to kwestia nieumiejętności obsługi spłuczki, tylko jakieś chore pompowanie sobie ego poprzez upokarzanie ludzi, którzy jego zdaniem stali niżej w hierarchii od niego, bo temu zawsze towarzyszyły komentarze w stylu „to wasz obowiązek, bo ja jestem waszym panem, a wy moją służbą”. Najbardziej mi to zapadło w pamięć, ponieważ jest to coś, czego się nie spodziewasz (I jest to tak absurdalne, że się w pale nie mieści). Jeżeli na pokład wchodzą np. pijani kibole, to wiesz mniej więcej, jakiego zachowania możesz oczekiwać i jesteś na to przygotowana. A srający biznesmeni zawsze brali z zaskoczenia
Dorzucę ci jeszcze kilka moich „ulubionych” zachowań pasażerów z czasów mojej pracy w liniach lotniczych: - wręczanie załodze prosto do ręki chusteczek uwalonych płynami ustrojowymi oraz pieluch z zawartością - wstawanie i wyjmowanie bagażu ze schowka, kiedy samolot kołuje, czy wręcz w momencie lądowania - żądanie od załogi spuszczania po nim wody w toalecie, „bo w końcu od tego jest służba” (Anglicy i Irlandczycy, więc żadne tam „różnice kulturowe”) - kiedy zdarzy się jakiś nagły przypadek medyczny i załoga prosi, że jeśli jest na pokładzie lekarz, żeby trzykrotnie wcisnął dzwonek - w tym momencie dzwonienie jak oszalały, tylko po to żeby zamówić drinka - żądanie specjalnego traktowania, gratisów czy wręcz łamania procedur, bo „czy wy wiecie, kim ja jestem”. Z reguły przebrzmiały celebryta, który śpiewał chórki w boys bandzie w latach 90, uczestnik jakiegoś gó*nianego reality show, albo w ogóle ktoś zupełnie anonimowy (faktycznie znane osoby starały się jak najmniej zwracać na siebie uwagę)
@IceQueen: Ms istnieje na bank, w Irlandii używałam tylko tej formy i miałam ją na kartach bankowych. Ale fakt, Miss i Mrs nie zniknęły z języka, nadal są używane. Jako ciekawostka - w 2009 Parlament Europejski wydał w tej sprawie zalecenie: 4. TITLES Use ‘Mr’ for a man; ‘Ms’ for a woman, avoiding ‘Miss’ and ‘Mrs’, unless it is known that the person referred to specifically wants to be referred to by one of those titles; use ‘Dr’ for both genders (in the sense both of ‘medical doctor’ and ‘Ph.D.’); use ‘Professor’ (abbreviation: ‘Prof.’) for both genders.
Ta „opieka w domu”, którą ludzie tak się chwalą, też różnie wygląda. Jeszcze w moich nastoletnich czasach miałam przypadek w dalszej rodzinie, że starsza ciotka dostała wylewu, który skończył się paraliżem i zaburzeniami mowy. Dzieci zabrały ją do domu, umieściły w pokoiku w suterenie, kiedy wychodzili do pracy, włączali jej radio, żeby coś jej grało, i tak sobie siedziała. Zero bodźców, zero rehabilitacji, zero kontaktu z ludźmi. Jeśli zrobiła pod siebie, kiedy dzieci były w pracy, to musiała w tym siedzieć do ich powrotu. Ponieważ Łazienka była na piętrze, myli ją szlauchem w pomieszczeniu gospodarczym. Gdyby ją umieścili w specjalistycznym ośrodku, gdzie miałaby profesjonalną opiekę i dostęp do rehabilitacji, być może wróciłaby do sprawności, a tak to przewegetowała w takich warunkach do śmierci. Grunt, że zakute góralskie łby były z siebie dumne, że „Sami się opiekowali matką, łopcym nie łoddali, hej!”
@katem: no zwłaszcza taki w stanie wegetatywnym, albo objęty czterokończynowym paraliżem na pewno jest w stanie skutecznie sam popełnić samobójstwo
@Jorn: Fräulein z urzędowego języka wycofano w 1972. W latach 90 zwracano się tak jeszcze nieoficjalnie do bardzo młodych kobiet, w ostatnich latach zniknęło zupełnie (podobnie jak w angielskim Miss i Mrs zostały zastąpione Ms)
*”konserwatwnym landem” miało byc
@Mufasa: W Niemczech istnieje jeszcze przepaść mentalna między NRD i RFNem. Mentalność, którą opisujesz, jest charakterystyczna dla wschodnich Niemców, których z kolei zachodni Niemcy nie uważają za prawdziwych Niemców. Mieszkam od wielu lat w Bawarii, która jest konserwatywnym na tym, ale nie spotykam się z takim zachowaniem. Tzn. czasem się zdarzy jakiś głupi komentarz, ale to są naprawdę jednostkowej sytuacje i dotyczą raczej nizin społecznych. Pokolenie „rasy panów” ma obecnie ponad 90 lat i już wymiera, a młode pokolenie idzie w drugie ekstremum ultra poprawności politycznej. Antypolskość Ślązaków (zwłaszcza Opolszczyzna) to jest jeszcze osobny temat. Nawet wśród młodych ludzi – niemiecki paszport po stryjecznym pradziadku, po niemiecku nie umie powiedzieć nawet Guten Morgen, a nazwanie go polakiem będzie traktował jak śmiertelną obrazę. Polskiego udaje że nie zna i w polskim urzędzie będzie próbował się porozumiewać jakimś łamanym czymś, co wydaje mu się, że jest niemieckim
@helgenn: O tym samym myślałam :D Ale biorąc pod uwagę, że na 90% czeka mnie bardzo paskudna operacja (wycięcie guza razem z częścią żołądka), to już dwojga złego wolę Mediolan, nawet gdybym miała tam Januszowi myć plecy różową gąbką ;) Do tego jeśli termin zabiegu wyznaczą mi już po targach, to się załapię na jedno i drugie…
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 16 marca 2023 o 21:42
@didja: dowiedziałam się :) Pochodzą z mężem ze Śląska. Przy czym podkreśla, że nie z żadnej Polski, tylko ze Śląska, bo „Śląsk to nie Polska”. Jest też sporo młodsza niż wygląda, bo okazuje się, że urodziła się już po wojnie
W myśl kan. 1103 KPK, „nieważne jest małżeństwo zawarte pod przymusem lub pod wpływem ciężkiej bojaźni z zewnątrz, choćby nieumyślnie wywołanej, od której, ażeby się uwolnić, zmuszony jest ktoś wybrać małżeństwo” Perspektywa znalezienia się z dnia na dzień bez dachu nad głową i środków do życia raczej podpada pod „ciężką bojaźń”
@JanMariaWyborow: O ile nie zaczniesz uczyć się języka jako dziecko, kiedy twój aparat mowy jeszcze jest plastyczny, to akcent nauczyciela nic ci specjalnie nie da - i tak będziesz mówił z własnym (znaczy da się wieku dorosłym też opanować „akcent”, ale to wymaga długiej, żmudnej pracy nad każdą głoską, a potem nad intonacją poszczególnych wyrazów i całych zdań). W przypadku uczniów na wczesnych etapach nauki, istotniejsza jest u nauczyciela znajomość językoznawstwa kontrastywnego, a przynajmniej języka ojczystego uczniów, żeby wiedzieć, jakie są tzw obszary trudności i na czym się skupić, bo np. pewne zjawiska w ich języku nie istnieją w ogóle, albo funkcjonują zupełnie inaczej
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 marca 2023 o 13:13
Od podstaw się właśnie najprościej kogoś uczy. Nie musisz rozkminiać, na jakim uczeń jest poziomie, co umie, a czego nie, od początku lecisz swoją metodą oraz nie musisz eliminować błędów, których narobił ktoś przed tobą