Od podstaw się właśnie najprościej kogoś uczy. Nie musisz rozkminiać, na jakim uczeń jest poziomie, co umie, a czego nie, od początku lecisz swoją metodą oraz nie musisz eliminować błędów, których narobił ktoś przed tobą
@helgenn: o ile biorę pod uwagę, że takie zachowanie w np. Indiach czy krajach arabskich może wynikać z tamtejszej kultury czy zwyczajów, to u białych Europejczyków (w tym konkretnym przypadku Irlandczyków) jest to jakaś kompletnie dla mnie niezroumiała chęć zademonstrowania trudno powiedzieć czego. Jakies perwersyjne odreagowywanie lat ucisku?
Skąd u pseudojaśnie państwa takie uwielbienie dla własnych fekaliów? Pamiętam z czasów pracy w liniach lotniczych - podczas każdego porannego lotu do Londynu zdarzał się przynajmniej jeden pan biznesmen w drogim garniaku, który robił dwójkę, po czym wolał personel, pokazywał, co wyprodukował i kazał spuszczać po sobie wodę, bo „od tego jest służba”. Nawet najbardziej napruci kibole się tak nie zachowywali. Koleżanki, które miały doświadczenie w liniach typu Emirates czy Qatar mówiły, że u nich takie coś było na porządku dziennym.
@poliglotka: studiowałam w Polsce na pańswtowym uniwerku i nie wspominam tego czasu dobrze. Student to było zło konieczne i dodatek do badań naukowych. Owszem, zdarzali się wykładowcy-pasjonaci, ale wielu wydawało się być tam za karę i swoje frustracje wyładowywali na studentach. Przedmioty mieli przydzielane z przypadku i niekoniecznie mieli pojęcie, o czym mówią.
2 lata temu się przełamałam i zapisałam się na podyplomówkę na prywatnej polskiej uczelni (w Niemczech niestety nie ma tej formy studiów), na kierunek związany z reklamą i byłam zachwycona. Zajęcia w formie warsztatowej z ekspertami w swojej dziedzinie, pracującymi w zawodzie i mającymi ogromną wiedzę praktyczną (np. analiza reklamy z panią dyrektor ds reklamy w dużym banku, PR z rzecznikiem prasowym ogólnopolskiej stacji radiowej itd.). Traktowanie studentów po partnersku, każdy mógł podzielić się swoimi uwagami, wymienialiśmy się doświadczeniem, a od wykładowców slyszeliśmy, że cieszą się, że mogą się też od nas sporo nauczyć.
Zachwycona, jak zmieniło się studiowanie od "moich czasów", po ukończeniu zapisałam się na kolejne studia, na tej samej uczelni, tym razem kierunek okołofilologiczny i zaliczyłam powrót na glebę. Wykładowcy - pracownicy akademiccy z jedynie teoretyczną wiedzą na wykłądany przez siebie temat. Same studia to szkółka: kartkówki, odpytywanka, tony zadań domowych, polegających głownie na tłumaczeniu zdań, niezależnie od przedmiotu, jakieś głupie dosrywanki, a student ma znać swoje miejsce i nie odzywać się niepytany. Wiedzą praktyczną wymieniamy się między sobą na czacie poza zajęciami, bo na zajęciach dzielenie się swoim doświadczeniem jest traktowane jako wchodzenie w kompetencje wykładowcy. Odnoszę wrażenie, że kierunki językowe są jakieś patologiczne
Też kończyłam studia filologiczne i miałam podobne przeboje podczas pisania magisterki. Przeprowadziłam badania, opisałam wyniki, wnioski itd., a promotorka mi to odrzuciła, „bo ona się z tymi odpowiedziami w ankietach nie zgadza, bo przeczą tezie, którą ona założyła”
Wszyscy winni i wszyscy muszą go przepraszać, bo on źle przeczytał. Brzmi jak mój przełożony z poprzedniej firmy. Tacy ludzie powinni mieć zakaz pracy z innymi ludźmi.
Podczas procesu drukarza z Łodzi Art. 138 - w części zawierającej słowa "albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany – został uznany za niezgodny z Konstytucją RP wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 26 czerwca 2019 r. (sygn. akt K 16/17) i z dniem 4 lipca 2019 r. utracił moc w tym zakresie (Dz. U. z 2019 r. poz. 1238).
Artykuł nie obowiązuje, każdy może odmówić obsługi kogokolwiek, "bo tak" i nic mu nie można zrobić
@Wilczyca: powyżej 12 roku życia mogą latać bez opieki, poniżej 5 roku życia nie. Przedział 5-12 - zależy od polityki linii lotniczej. W jednych nie mogą, w innych mogą po zarezerwowaniu usługi child care. W jednych ta usługa jest dodatkowo płatna, w innych nie. Osoba z personelu naziemnego odprowadza dziecko do samolotu, personel pokładowy ma na nie oko, a po wylądowaniu osoba z personelu naziemnego odbiera je z samolotu i przekazuje opiekunowi
@Armagedon: on gustuje w drobniutkich, filigranowych brunetkach o egzotycznym typie urody (Arabki, Azjatki, itp) i tak też wygląda jego żona, w której on jest do szaleństwa zakochany i świata poza nią nie widzi.
Mój typ urody to zupełne przeciwieństwo, poza tym on mnie traktuje jak skrzyżowanie ziomala ze sprzętem biurowym, więc jestem zupełnie spokojna, że nie będzie się za mnie brał. Zresztą, pracuje z nim od 6 lat, juz wielokrotnie nocowaliśmy w jednym apartamencie i nigdy nie było (na szczęście) żadnych gestów w tym kierunku.
Kiedyś nawet rozmawialiśmy na temat związków i zdrad, stwierdził, że to nie dla niego, bo za dużo z tym stresu, a on jest po 60 i lubi święty spokój ;)
@Samoyed: tak się składa, że jestem właśnie w trakcie diagnostyki, bo to poważniejsza sprawa. O ile oczywiście trzymam kciuki, żeby nie było to nic groźnego, to jeśli się okaże, że jest potrzebny pobyt w szpitalu, to będę się starać, żeby "tak się nieszczęśliwie złożyło", że akurat w czasie targów ;) Za parę miesięcy będę i tak szukać nowej pracy, więc już mi zwisa, co sobie Janusz pomyśli
@Armagedon: wie, że nie jestem w jego typie i nie postrzega mnie jako konkurencję. Jak ją znam, to sie nawet cieszy, że Janusz zaoszczędzi i więcej kasy zostanie w domu.
@hulakula: nie pamiętam, z którego portalu korzystał, czy z Voyage Privee, czy czegoś innego. Chodziło tam w każdym razie o to, że dizajnerskie hotele oferują pojedyncze pokoje w promocyjnych cenach. Tam czasami miżna faktycznie fajne rzeczy wyhaczyć. A wanna na środku pokoju to chyba jakiś nowy trend, bo w takich butikowych hotelach spotkałam sie już z tym wielokrotnie. Mój szef jest ogólnie przeciwny sieciówkom i wynajduje jakieś "perełki dizajnu" - niedawno w Kolonii nocowaliśmy w jakims Black Hotelu, gdzie wszystko było czarne.
@Cut_a_phone: podczas pierwszego wspólnego urlopu z moim partnerem trafił nam się hotel (w Azji), gdzie łazienka nie była niczym odgrodzona od pokoju, a toaleta znajdowała się za takmi drewnianymi drwiami jak do saloonu w westernach. Nic tak nie zbliża ludzi, jak wspólne zatrucie pokarmowe w takich warunkach ;)
@Habiel: dzięki, dej :D
Problemem tutaj nie jest ogólnie dostępność hoteli w Mediolanie, tylko dostępność hoteli w Mediolanie podczas targów. Jeszcze gorsza masakra niż Monachium podczas Oktoberfestu
W połowie historii autorce pomerdały się pary i nie wiem kto się w końcu na kogo obraził i o co. Nie widzę również związku między szczęśliwym pożyciem, a weselem bądź jego brakiem
@Bedrana: na szczęście nie aż tak drastyczne przypadek, ale mam w rodzinie starszą ciotkę (obecnie po 70), która ma dość podły charakter i odkąd pamiętam zawsze wszystkich obraża. Wszyscy na nią narzekają, ale nikt nigdy ani słowem nie zwrócił jej uwagi. Wszyscy buzia w ciup, jedynie jej mąż czasami pokręci głową i powie „oj Krystyna, Krystyna”. Kilka lat temu na pogrzebie mojego dziadka upodobała sobie mojego najmłodszego kuzyna i zaczęła jeździć po nim jak po burej suce. On nie bardzo umiał się jej odciąć, więc drugim kuzynem odcięliśmy się w jego imieniu. Efekt? Dostaliśmy opierdziel od naszych rodziców, że „pyskujemy i nie okazujemy cioci szacunku”. No słowo daję, zbiorowy syndrom sztokholmski
@Citlalin: dziecku powyżej 2 roku życia wykupujesz jego własne miejsce w samolocie. Młodsze może lecieć za darmo, z tym że na twoich kolanach. Jeśli chcesz, możesz mu wykupić dodatkowe miejsce, ale ze względów bezpieczeństwa podczas momentów krytycznych (głównie start i lądowanie) i tak musisz je wziąć na kolana. Samo może siedzieć dopiero jak wyłączą znak "zapiąc pasy". To działa tak, jakbyś wykupiła 2 miejsca dla siebie. W trakcie trwania lotu, możesz się na nich położyć, ale podczas startu/ lądowania/ poważniejszych turbulencji, siedzisz siedzisz przypięta pasem na jednym siedzeniu, drugie jest puste, podłokietnik między nimi jest opuszczony.
@kKKKK: z tym że ja nic takiego nie napisałam. Stworzyłaś sobie chochoła i bohatersko z nim walczysz. Wypowiedziałam się o wyjazdach stricte turystycznych z maleńkim dzieckiem, które źle znosi podróż/ zmianę flory bakteryjnej i sie zwyczajnie męczy.
@Nerwowa22: tak, transport publiczny jest miejscem publicznym (chociaż też nie do końca, bo obowiązują zasady przewoźnika), więc obowiązują normy zachowania w miejscu publicznym. Napie*dalanie tabletem ze świnką Pepą na cały regulator przez 14 h lotu, tych norm nie spełnia. Kopanie w fotel też nie.
Oczywiście, nikt nie wymaga, żeby rodzic z dzieckiem zamknął się w wieży, ale jeżeli rodzic wie, że dziecko źle znosi lot i raczej na pewno będzie się darło albo obrzyga wszystkich naokoło, może podróż na Bali nie jest najlepszym pomysłem i należałoby się z nią wstrzymać, aż dziecko podrośnie, a na razie jechać gdzieś bliżej
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2023 o 16:58
@Habiel: Pas dla dziecka ma taką pętelkę, przez którą przewlekasz swój pas. Swój pas zapinasz normalnie, sadzasz dziecko na kolanach i zapinasz jego pas.
@helgenn: co do miejsca, to zależy od linii i ich polityki. Ważne jest, że w trzyosobowym rzędzie może być tylko jedno małe dziecko (albo dwoje, jeśli jedno miejsce jest wolne), bo nad każdym rzędem znajdują się cztery maski tlenowe
Z dwojga złego lepsze 2 h w samolocie niż 27 h w autokarze. To jest dopiero mordęga dla dziecka i współpasażerów.
Idei zabierania takich zupełnie maleńkich dzieci na wyjazdy turystyczne na drugi koniec świata nie rozumiem i chyba już nie zrozumiem. Umorduje się podróżą, wymęczy wszystkich naokoło, a z wyjazdu nic nie będzie pamiętał. Nie wspominając, że małe dzieci potrafią znienacka zachorować i robi się wtedy problem.
Jak skończyła się sytuacja w samolocie z dodatkowym pasem? Z czasów własnej pracy w liniach lotniczych pamiętam, że zawsze w takich sytuacjach pomagało ultimatum, że takie są procedury bezpieczeństwa, więc albo rodzic natychmiast posadzi dziecko na kolanach i przypnie pasem, albo mają natychmiast opuścić pokład samolotu, w przeciwnym wypadku zostaną obciążeni kosztami opóźnienia lotu. W tym momencie rodzic zawsze magicznie nabywał umiejętności ujarzmienia własnego dziecka
@helgenn: O ile sam fakt, że komuś może przeszkadzać, że kolega je przy biurku, jestem w stanie zrozumieć, bo sama nie przepadam, jak mi ktoś w pracy mlaszcze nad uchem, to w komentarzu chodziło mi bardziej o sytuację, kiedy ktoś ci się wtrynia do tego, co masz w kanapce. Dlaczego ser, a nie pomidora i dlaczego herbatę pijesz z mlekiem a nie z cytryną.
Wśród zachodnich społeczeństw z komentarzami na temat zawartości talerza spotkałam się raczej w sytuacjach, kiedy jem jakąś ich narodową potrawę w dziwny dla nich sposób. Coś jakbym w Polsce jadła np. ruskie pierogi z ketchupem. Wtedy w sumie reagują niemalże jakby się im ojca gazetą zabiło.
Chociaż, tak po namyśle, dawno temu w pracy, od zupełnie obcej Hiszpanki usłyszałam tyradę, że za dużo jem, stanę się gruba i nigdy nie znajdę sobie chłopaka (jadłam jogurt i jabłko, chociaż nawet gdybym jadła potrójnego Big Maca, to i tak nie jej sprawa)
Od podstaw się właśnie najprościej kogoś uczy. Nie musisz rozkminiać, na jakim uczeń jest poziomie, co umie, a czego nie, od początku lecisz swoją metodą oraz nie musisz eliminować błędów, których narobił ktoś przed tobą
@helgenn: o ile biorę pod uwagę, że takie zachowanie w np. Indiach czy krajach arabskich może wynikać z tamtejszej kultury czy zwyczajów, to u białych Europejczyków (w tym konkretnym przypadku Irlandczyków) jest to jakaś kompletnie dla mnie niezroumiała chęć zademonstrowania trudno powiedzieć czego. Jakies perwersyjne odreagowywanie lat ucisku?
Skąd u pseudojaśnie państwa takie uwielbienie dla własnych fekaliów? Pamiętam z czasów pracy w liniach lotniczych - podczas każdego porannego lotu do Londynu zdarzał się przynajmniej jeden pan biznesmen w drogim garniaku, który robił dwójkę, po czym wolał personel, pokazywał, co wyprodukował i kazał spuszczać po sobie wodę, bo „od tego jest służba”. Nawet najbardziej napruci kibole się tak nie zachowywali. Koleżanki, które miały doświadczenie w liniach typu Emirates czy Qatar mówiły, że u nich takie coś było na porządku dziennym.
@poliglotka: studiowałam w Polsce na pańswtowym uniwerku i nie wspominam tego czasu dobrze. Student to było zło konieczne i dodatek do badań naukowych. Owszem, zdarzali się wykładowcy-pasjonaci, ale wielu wydawało się być tam za karę i swoje frustracje wyładowywali na studentach. Przedmioty mieli przydzielane z przypadku i niekoniecznie mieli pojęcie, o czym mówią. 2 lata temu się przełamałam i zapisałam się na podyplomówkę na prywatnej polskiej uczelni (w Niemczech niestety nie ma tej formy studiów), na kierunek związany z reklamą i byłam zachwycona. Zajęcia w formie warsztatowej z ekspertami w swojej dziedzinie, pracującymi w zawodzie i mającymi ogromną wiedzę praktyczną (np. analiza reklamy z panią dyrektor ds reklamy w dużym banku, PR z rzecznikiem prasowym ogólnopolskiej stacji radiowej itd.). Traktowanie studentów po partnersku, każdy mógł podzielić się swoimi uwagami, wymienialiśmy się doświadczeniem, a od wykładowców slyszeliśmy, że cieszą się, że mogą się też od nas sporo nauczyć. Zachwycona, jak zmieniło się studiowanie od "moich czasów", po ukończeniu zapisałam się na kolejne studia, na tej samej uczelni, tym razem kierunek okołofilologiczny i zaliczyłam powrót na glebę. Wykładowcy - pracownicy akademiccy z jedynie teoretyczną wiedzą na wykłądany przez siebie temat. Same studia to szkółka: kartkówki, odpytywanka, tony zadań domowych, polegających głownie na tłumaczeniu zdań, niezależnie od przedmiotu, jakieś głupie dosrywanki, a student ma znać swoje miejsce i nie odzywać się niepytany. Wiedzą praktyczną wymieniamy się między sobą na czacie poza zajęciami, bo na zajęciach dzielenie się swoim doświadczeniem jest traktowane jako wchodzenie w kompetencje wykładowcy. Odnoszę wrażenie, że kierunki językowe są jakieś patologiczne
Też kończyłam studia filologiczne i miałam podobne przeboje podczas pisania magisterki. Przeprowadziłam badania, opisałam wyniki, wnioski itd., a promotorka mi to odrzuciła, „bo ona się z tymi odpowiedziami w ankietach nie zgadza, bo przeczą tezie, którą ona założyła”
Wszyscy winni i wszyscy muszą go przepraszać, bo on źle przeczytał. Brzmi jak mój przełożony z poprzedniej firmy. Tacy ludzie powinni mieć zakaz pracy z innymi ludźmi.
@Error505: może na pół etatu pracują ;)
Podczas procesu drukarza z Łodzi Art. 138 - w części zawierającej słowa "albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany – został uznany za niezgodny z Konstytucją RP wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 26 czerwca 2019 r. (sygn. akt K 16/17) i z dniem 4 lipca 2019 r. utracił moc w tym zakresie (Dz. U. z 2019 r. poz. 1238). Artykuł nie obowiązuje, każdy może odmówić obsługi kogokolwiek, "bo tak" i nic mu nie można zrobić
@Wilczyca: powyżej 12 roku życia mogą latać bez opieki, poniżej 5 roku życia nie. Przedział 5-12 - zależy od polityki linii lotniczej. W jednych nie mogą, w innych mogą po zarezerwowaniu usługi child care. W jednych ta usługa jest dodatkowo płatna, w innych nie. Osoba z personelu naziemnego odprowadza dziecko do samolotu, personel pokładowy ma na nie oko, a po wylądowaniu osoba z personelu naziemnego odbiera je z samolotu i przekazuje opiekunowi
@Armagedon: podobnie mój mąż. "współczuje mi, ale osobiście nie czuje się z tego powodu zagrożony" ;)
@Armagedon: on gustuje w drobniutkich, filigranowych brunetkach o egzotycznym typie urody (Arabki, Azjatki, itp) i tak też wygląda jego żona, w której on jest do szaleństwa zakochany i świata poza nią nie widzi. Mój typ urody to zupełne przeciwieństwo, poza tym on mnie traktuje jak skrzyżowanie ziomala ze sprzętem biurowym, więc jestem zupełnie spokojna, że nie będzie się za mnie brał. Zresztą, pracuje z nim od 6 lat, juz wielokrotnie nocowaliśmy w jednym apartamencie i nigdy nie było (na szczęście) żadnych gestów w tym kierunku. Kiedyś nawet rozmawialiśmy na temat związków i zdrad, stwierdził, że to nie dla niego, bo za dużo z tym stresu, a on jest po 60 i lubi święty spokój ;)
@Samoyed: tak się składa, że jestem właśnie w trakcie diagnostyki, bo to poważniejsza sprawa. O ile oczywiście trzymam kciuki, żeby nie było to nic groźnego, to jeśli się okaże, że jest potrzebny pobyt w szpitalu, to będę się starać, żeby "tak się nieszczęśliwie złożyło", że akurat w czasie targów ;) Za parę miesięcy będę i tak szukać nowej pracy, więc już mi zwisa, co sobie Janusz pomyśli
@Armagedon: wie, że nie jestem w jego typie i nie postrzega mnie jako konkurencję. Jak ją znam, to sie nawet cieszy, że Janusz zaoszczędzi i więcej kasy zostanie w domu.
@hulakula: nie pamiętam, z którego portalu korzystał, czy z Voyage Privee, czy czegoś innego. Chodziło tam w każdym razie o to, że dizajnerskie hotele oferują pojedyncze pokoje w promocyjnych cenach. Tam czasami miżna faktycznie fajne rzeczy wyhaczyć. A wanna na środku pokoju to chyba jakiś nowy trend, bo w takich butikowych hotelach spotkałam sie już z tym wielokrotnie. Mój szef jest ogólnie przeciwny sieciówkom i wynajduje jakieś "perełki dizajnu" - niedawno w Kolonii nocowaliśmy w jakims Black Hotelu, gdzie wszystko było czarne.
@Cut_a_phone: podczas pierwszego wspólnego urlopu z moim partnerem trafił nam się hotel (w Azji), gdzie łazienka nie była niczym odgrodzona od pokoju, a toaleta znajdowała się za takmi drewnianymi drwiami jak do saloonu w westernach. Nic tak nie zbliża ludzi, jak wspólne zatrucie pokarmowe w takich warunkach ;)
@Habiel: dzięki, dej :D Problemem tutaj nie jest ogólnie dostępność hoteli w Mediolanie, tylko dostępność hoteli w Mediolanie podczas targów. Jeszcze gorsza masakra niż Monachium podczas Oktoberfestu
W połowie historii autorce pomerdały się pary i nie wiem kto się w końcu na kogo obraził i o co. Nie widzę również związku między szczęśliwym pożyciem, a weselem bądź jego brakiem
@Bedrana: na szczęście nie aż tak drastyczne przypadek, ale mam w rodzinie starszą ciotkę (obecnie po 70), która ma dość podły charakter i odkąd pamiętam zawsze wszystkich obraża. Wszyscy na nią narzekają, ale nikt nigdy ani słowem nie zwrócił jej uwagi. Wszyscy buzia w ciup, jedynie jej mąż czasami pokręci głową i powie „oj Krystyna, Krystyna”. Kilka lat temu na pogrzebie mojego dziadka upodobała sobie mojego najmłodszego kuzyna i zaczęła jeździć po nim jak po burej suce. On nie bardzo umiał się jej odciąć, więc drugim kuzynem odcięliśmy się w jego imieniu. Efekt? Dostaliśmy opierdziel od naszych rodziców, że „pyskujemy i nie okazujemy cioci szacunku”. No słowo daję, zbiorowy syndrom sztokholmski
@Citlalin: dziecku powyżej 2 roku życia wykupujesz jego własne miejsce w samolocie. Młodsze może lecieć za darmo, z tym że na twoich kolanach. Jeśli chcesz, możesz mu wykupić dodatkowe miejsce, ale ze względów bezpieczeństwa podczas momentów krytycznych (głównie start i lądowanie) i tak musisz je wziąć na kolana. Samo może siedzieć dopiero jak wyłączą znak "zapiąc pasy". To działa tak, jakbyś wykupiła 2 miejsca dla siebie. W trakcie trwania lotu, możesz się na nich położyć, ale podczas startu/ lądowania/ poważniejszych turbulencji, siedzisz siedzisz przypięta pasem na jednym siedzeniu, drugie jest puste, podłokietnik między nimi jest opuszczony.
@kKKKK: z tym że ja nic takiego nie napisałam. Stworzyłaś sobie chochoła i bohatersko z nim walczysz. Wypowiedziałam się o wyjazdach stricte turystycznych z maleńkim dzieckiem, które źle znosi podróż/ zmianę flory bakteryjnej i sie zwyczajnie męczy.
@Nerwowa22: tak, transport publiczny jest miejscem publicznym (chociaż też nie do końca, bo obowiązują zasady przewoźnika), więc obowiązują normy zachowania w miejscu publicznym. Napie*dalanie tabletem ze świnką Pepą na cały regulator przez 14 h lotu, tych norm nie spełnia. Kopanie w fotel też nie. Oczywiście, nikt nie wymaga, żeby rodzic z dzieckiem zamknął się w wieży, ale jeżeli rodzic wie, że dziecko źle znosi lot i raczej na pewno będzie się darło albo obrzyga wszystkich naokoło, może podróż na Bali nie jest najlepszym pomysłem i należałoby się z nią wstrzymać, aż dziecko podrośnie, a na razie jechać gdzieś bliżej
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2023 o 16:58
@Habiel: Pas dla dziecka ma taką pętelkę, przez którą przewlekasz swój pas. Swój pas zapinasz normalnie, sadzasz dziecko na kolanach i zapinasz jego pas. @helgenn: co do miejsca, to zależy od linii i ich polityki. Ważne jest, że w trzyosobowym rzędzie może być tylko jedno małe dziecko (albo dwoje, jeśli jedno miejsce jest wolne), bo nad każdym rzędem znajdują się cztery maski tlenowe
Z dwojga złego lepsze 2 h w samolocie niż 27 h w autokarze. To jest dopiero mordęga dla dziecka i współpasażerów. Idei zabierania takich zupełnie maleńkich dzieci na wyjazdy turystyczne na drugi koniec świata nie rozumiem i chyba już nie zrozumiem. Umorduje się podróżą, wymęczy wszystkich naokoło, a z wyjazdu nic nie będzie pamiętał. Nie wspominając, że małe dzieci potrafią znienacka zachorować i robi się wtedy problem. Jak skończyła się sytuacja w samolocie z dodatkowym pasem? Z czasów własnej pracy w liniach lotniczych pamiętam, że zawsze w takich sytuacjach pomagało ultimatum, że takie są procedury bezpieczeństwa, więc albo rodzic natychmiast posadzi dziecko na kolanach i przypnie pasem, albo mają natychmiast opuścić pokład samolotu, w przeciwnym wypadku zostaną obciążeni kosztami opóźnienia lotu. W tym momencie rodzic zawsze magicznie nabywał umiejętności ujarzmienia własnego dziecka
@helgenn: O ile sam fakt, że komuś może przeszkadzać, że kolega je przy biurku, jestem w stanie zrozumieć, bo sama nie przepadam, jak mi ktoś w pracy mlaszcze nad uchem, to w komentarzu chodziło mi bardziej o sytuację, kiedy ktoś ci się wtrynia do tego, co masz w kanapce. Dlaczego ser, a nie pomidora i dlaczego herbatę pijesz z mlekiem a nie z cytryną. Wśród zachodnich społeczeństw z komentarzami na temat zawartości talerza spotkałam się raczej w sytuacjach, kiedy jem jakąś ich narodową potrawę w dziwny dla nich sposób. Coś jakbym w Polsce jadła np. ruskie pierogi z ketchupem. Wtedy w sumie reagują niemalże jakby się im ojca gazetą zabiło. Chociaż, tak po namyśle, dawno temu w pracy, od zupełnie obcej Hiszpanki usłyszałam tyradę, że za dużo jem, stanę się gruba i nigdy nie znajdę sobie chłopaka (jadłam jogurt i jabłko, chociaż nawet gdybym jadła potrójnego Big Maca, to i tak nie jej sprawa)
Chytry dwa razy traci. Chcieliście wydymać skarbówkę, klient wydymał was