Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

CzytelniczyPepe

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2011 - 11:33
Ostatnio: 30 marca 2019 - 21:53
O sobie:

Cham i prostak, nieuleczalny złośliwiec, pasożyt.

  • Historii na głównej: 9 z 26
  • Punktów za historie: 3294
  • Komentarzy: 77
  • Punktów za komentarze: 229
 
zarchiwizowany

#26244

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Uwielbiam zdrowy rozsądek niektórych nauczycieli:
Kolega siedział w ostatniej ławce w rzędzie przy oknie, przed nim siedziała dziewczyna, która go nie lubiła, więc gdy Wojtek otworzył okno, ta złośliwie stwierdziła, że jest jej zimno. Wojtek tłumaczył z kolei, że jest mu duszno. Decyzja nauczycielki? Zamknęła okno i przesadziła Wojtka do rzędu pod ścianą.

Gimnazjum

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (35)
zarchiwizowany

#26243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po latach moje zachowanie wydaje mi się piekielne i szczeniackie, ale nie da się też ukryć, że moja piekielność nie została ukarana, a można nawet rzec, że wręcz przeciwnie.

Od mniej więcej połowy gimnazjum jestem ateistą. Można powiedzieć, że w gimnazjum mój pogląd na temat wiary dopiero się krystalizował, więc rodzice na religię kazali mi jeszcze chodzić. Stwierdzili, że jak nadal będę chciał się wypisać i spełnię pewien warunek, to w liceum mogę nie chodzić.

Historia dzieje się w starożytnych czasach, gdy religia jeszcze nie liczyła się do średniej. W pierwszej klasie gimnazjum uczyła nas zakonnica, co do drugiej klasy nie jestem pewien, w trzeciej na pewno była już [k]atechetka, dla której byłem piekielny. Katechetka ta bardzo przeżywała swój przedmiot, do tego wszelkie próby dyskusji (w sensie podważanie jedynego słusznego światopoglądu) były tożsame z obrazą majestatu (koleżanka, która w wypracowaniu o przyczynach odwracania się ludzi od KK napisała o pedofilii, dostała jedynkę albo dwójkę), co wyjątkowo mnie do jej lekcji, a także jej osoby, zniechęcało.

Nie byłem jedynym, który twierdził, że nie wierzy i nie chce iść do bierzmowania (a propos bierzmowania i mojego niepójścia - patrz gwiazdka (*). 3 kolegów miało takie samo zdanie. Ale generalnie na żadną lekcję nie byliśmy przygotowani, pracy domowej nie odrabialiśmy, zeszyt miałem "zerokartkowy w okładkę" (samą okładkę), a jak już pisałem na jakiejś kartce w kratkę, to tak, żeby nie dało się odczytać - mieściłem po 4-5 linijek w jednej kratce, twierdząc, że oszczędzam papier. Koledzy mieli podobnie. Zapytani o pracę domową odpowiadaliśmy:
-Nie mam. Ale nie zgłaszam nieprzygotowania, bo chcę dostać jedynkę.

I tak to się toczyło aż do wystawienia ocen. Dwóch kolegów stwierdziło wtedy (nie wiem, czy pod wpływem rodziców, czy sami), że ocena niedostateczna z religii nie będzie wyglądać ładnie na świadectwie składanym do nowej szkoły i poprawili się na 2. Ja i jeden z kolegów - stwierdziliśmy, że mamy to gdzieś i chcemy jedynkę, z której jesteśmy dumni.

Zakończenie jest mało wychowawcze. Koledzy, którzy się poprawiali, mieli na świadectwie 2, a my kreskę, że niby nie chodziliśmy, bo wychowawczyni nie chciała nam psuć świadectwa.

Gwiazdka (*) - Rodzice powiedzieli, żebym poszedł do bierzmowania, więc się zapisałem, ale nie chodziłem na spotkania, a rodzice nie naciskali, stwierdzając, że egzaminy gimnazjalne są ważniejsze i skoro się do nich przygotowuję, to mogę nie chodzić. Z tego też względu około grudnia na religii miał miejsce taki dialog:

[k]: Pepe, chyba skreślę Cię z listy na bierzmowanie, od dwóch miesięcy nie widziałam Cię w kościele.
Ja: To ciekawe, nie byłem już 2 lata.

No i mnie skreśliła, z czego się ucieszyłem.

Gimnazjum

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (38)
zarchiwizowany

#26221

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dla mnie ta historia była śmieszna, a nie piekielna, gdybym to ja był "ofiarą", to też bym się śmiał, a nie czuł dotknięty, bo mam dystans do siebie, ale bohaterka tej historii owego dystansu nie miała.

Chodziłem do gimnazjum rejonowego typu kołchoz - po 9-10 klas w roczniku, a do tego budynek dzielony z podstawówką, więc o sale było ciężko, czasem lekcje zaczynało się o 13, a kończyło o 18, normą były lekcje w tzw. szczurowni, czyli pomieszczeniach w piwnicach, na wysokości szatni. Szkoła pełna dresów i innej patologii, rotacja nauczycieli spora, bo kto by chciał tam uczyć, jeśli mógł uciec? Woźne co prawda się nie zmieniały, ale za to były mocno niesympatyczne, w sumie nic dziwnego, bo same spotykały się często z chamstwem lub wręcz agresją uczniów.

W drugiej klasie (a może w trzeciej, nie pamiętam)w szkole pojawiła się katechetka. Wcześniej uczyła nas zakonnica. Kobieta pewnie przed 30-stką, krótko obcięta, bardzo niska (nawet teraz jestem kurduplem, w gimnazjum tym bardziej nim byłem, a jednak byłem wyższy od pani katechetki).

Któregoś dnia, gdy czekałem na lekcje w jednej ze "szczurowni", byłem świadkiem takiej sytuacji: Jedna z woźnych stała przy drzwiach na korytarz prowadzący do klas i pilnowała, by nikt nie udał się w drugą stronę, czyli do szatni. Dodatkowo zwracała uwagę, gdy ktoś miał niezmienione buty. Tuż po dzwonku na lekcję przez drzwi próbowała przejść katechetka, której jako nauczycielki obowiązek zmiany obuwia nie dotyczył. Ale została zatrzymana przez warknięcie woźnej (takie w stylu Wayne′a Rooneya kłócącego się z sędzią lub Clinta Eastwooda w takich filmach jak "Brudny Harry" albo "Gran Torino):
-BUTY!!!
Na to katechetka, prawie z płaczem w głosie:
-Ale ja tu uczę.

Ja bym się z tego śmiał i cieszył, że wyglądam na młodszego niż jestem, ale widać katechetka miała inne podejście. Choć może jakiś wpływ na jej reakcję miał też szyderczy śmiech uczniów?

Gimnazjum

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (33)
zarchiwizowany

#25030

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przyznam się szczerze, że o wielu piekielnych historii, które nie dotknęły mnie, lecz kogoś innego, zwyczajnie zapomniałem. Jednak od czasu do czasu jakiś impuls mi o nich przypomina. Tym razem impulsem była ta historia: http://piekielni.pl/24360#comments

Druga klasa podstawówki, lekcja religii. Kolega z niewiadomej przyczyny (raczej nie ze strachu) zsikał się w gacie. Reakcja katechetki? Kazała Łukaszowi napisać w zeszycie od religii bodajże 30 razy (nie pamiętam, to było 16 lat temu) "Nie będę sikał w majtki na lekcjach religii."

Podstawówka

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (179)
zarchiwizowany

#22922

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna historia z nauczycielką od chemii.

Pani zażyczyła sobie, żeby każdy miał przed sobą kartkę z imieniem i nazwiskiem. Normalne w sumie, bo przecież nas nie znała, a jakoś zwracać się do nas było trzeba. W naszej klasie była dość duża grupa tak zwanych metali. Nie wiem, kto to wymyślił i skąd to wziął, ale się przyjęło - nazywaliśmy ich "hełmofonami", a najbardziej charakterystycznego z nich - "Lord Hełmofon". Na jednej z pierwszych chemii podmieniliśmy koledze karteczkę i zamiast "Wojtek ****" miał na niej "Lord Hełmofon".

Pani prosi kolejne osoby o odpowiedź na jakieś pytanie:
-Może teraz Grzesiek... Grzesiek Iksiński... A teraz może Ania... Ania Igrekowska, a teraz może... może Lord... Lord Hełmofon.

Cała sala w śmiech, kolega czerwony, a pani nie wiedziała, o co chodzi. Podobno w innej klasie ktoś napisał sobie na kartce "Wojciech Jaruzelski" i małymi literami dopisał generał, a pani zwracała się do niego Wojtek, chciał tak na imię nie miał.

Gimnazjum

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (36)

#22079

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Już samo gimnazjum, do którego chodziłem zasługuje na miano piekielnego. Rejonówka typu kołchoz - po 8-9 klas w każdym roczniku + jeszcze wygasająca podstawówka, obie dyrekcje walczyły o sale, czasem lekcje zaczynało się o 13 a kończyło o 18, bo wcześniej nie było miejsca. Do tego nauczyciele często się zmieniali, bo niektórzy dłużej nie chcieli uczyć w tej szkole. Nic dziwnego - pełno było tam osiedlowej łobuzerki, ludzi, którzy uczyć się nie chcieli, za to przeszkadzali w prowadzeniu lekcji, wdawali się w bójki, pyskowali. W mojej klasie akurat jakimś cudem nie było żadnego z tych najbardziej ortodoksyjnych tępogłowych kretynów, ale i tak wspominam tę szkołę bardzo źle. Tyle tytułem wstępu.

Historia będzie o nauczycielce chemii. Co roku mieliśmy inną, ta trafiła do nas w trzeciej klasie, chyba ściągnięta z emerytury, bo brakowało chemiczek. Była mocno zakręcona, kiepsko tłumaczyła, dawała sobie wejść na głowę, a do tego oceniała mało sprawiedliwie. Generalnie lekcje z nią był utrapieniem. Stresowaliśmy się ocenami za nic, a nauczyć się u niej było ciężko. A o to dialog, który chyba najlepiej charakteryzuje jej podejście:

Po nieudolnej próbie wytłumaczenia czegoś:

(N)auczycielka: Rozumiecie?
(K)lasa: Nie rozumiemy, mogłaby pani nam to jeszcze raz wytłumaczyć?
N: Ale naprawdę nie rozumiecie?
K: Naprawdę!
N: Ale powiedzcie, że choć trochę rozumiecie!
K: No trochę, to rozumiemy.
N: Ok, to idziemy dalej z materiałem.

Gimnazjum

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 485 (567)
zarchiwizowany

#22075

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia raczej zabawna niż piekielna, choć gdyby trafiło na inną nauczycielkę - mógłbym mieć "piekło". Było to 6-7 lat temu na lekcji niemieckiego. Klasę mieliśmy dość zgraną, ale też złośliwą, lubiliśmy sobie robić drobne kawały, o które jednak się nie obrażaliśmy, o ile ktoś nie przesadzał. Jednym ze stałych numerów było dzwonienie do odpowiadającego w danym momencie, by sprawdzić, czy wyciszył telefon. Tym razem odpowiadałem ja, a dzwonił kolega siedzący tuż przede mną, więc doskonale to widziałem. Miałem wyciszony telefon, więc nie przejąłem się. Ale jak dzwonił dalej, po raz trzeci, piąty, dziesiąty, to się już wkurzyłem, bo mi telefon wibrował, obijał się o klucze, ciężko było się skupić na odpowiedzi, więc mówię do kolegi (może mało kulturalnie, ale gdyby nie to, nie byłoby tej historii):

-X, odpie**ol się.
Miało być szeptem, wyszło trochę głośniej i (N)auczycielka usłyszała.

N: Nieładnie Pepe, to jest lekcja niemieckiego, więc jak już musisz się tak odzywać, to po niemiecku. Przetłumacz to, co przed chwilą powiedziałeś.
Ja: X, Verpiss dich.
N: Bardzo ładnie, Pepe stawiam Ci za to szóstkę.

Przez chwilę byłem w szoku. To była chyba najprzyjemniej zdobyta szóstka w czasie całej mojej edukacji.

Liceum

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (304)

#14545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia w sumie śmieszna bardziej niż piekielna...
Co prawda sam nie byłem świadkiem tej historii, ale myślę, że kolega, który ją opowiedział, nie będzie miał za złe jej rozpowszechnienie. Wydarzenia te miały miejsce na zeszłorocznych amatorskich mistrzostwach Polski w tenisie ziemnym. Kategorie wiekowe - Open (dla wszystkich) oraz od 35+ co 5 lat, aż do "wyczerpania zapasów". Nie wiem, jak było rok temu, ale w tym roku najstarszą kategorią było 85+. Kolega stojąc przy kortach usłyszał taki oto dialog 2 bardzo wiekowych panów (ciężko powiedzieć, które to dokładnie kategorie, ale jedne z najstarszych):

Pan starszy 1: Dzień dobry panie Włodzimierzu, jak tam sukcesy, który pan jest w swojej kategorii?
Pan starszy 2: Jestem trzeci, ale za rok mam nadzieję być drugi, bo słyszałem, że pan Kazimierz ze Śląska coś się słabo czuje.

Aż żałuję, że nie słyszałem tego na własne uszy.

Mistrzostwa Polski Amatorów w tenisie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (790)
zarchiwizowany

#14633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia śmieszna, a nie piekielna.

Sporo już lat temu, bo chyba 6, byłem na obozie tenisowym. Byłem jedynym pełnoletnim uczestnikiem (było jeszcze 2 moich rówieśników, ale brakowało im kilku miesięcy), ale zdecydowanie nie wyglądałem na 18 lat (w sumie jak się ogolę, to nadal mnie o dowód proszą). A sam się nie przyznawałem do posiadania dowodu - ja pojechałem tam trenować, a nie pić, a wolałem uniknąć nagabywania młodszych kolegów w sprawie alkoholu czy (zwłaszcza) fajek. Rok wcześniej byliśmy tam w podobnym składzie i wiadomo było, że panie w sklepie stanowczo domagają się dowodu osobistego przy kupnie alkoholu lub papierosów. Dlatego też, gdy poszliśmy do sklepu, imprezowe towarzystwo stwierdziło, że trzeba poprosić jakiegoś "pana spod sklepu".

Kolega: Mógłby nam pan kupić jakieś tanie wino.
Menelik: Byłem przed chwilą, nie ma tanich win, są tylko takie za 5,20 za litr.

Uśmiałem się strasznie.

Żul spod sklepu

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (41)
zarchiwizowany

#13636

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakieś 4 lata temu, gdy zaczynałem trzeci semestr studiów, po raz pierwszy wybrałem się załatwić coś w dziekanacie. Wiem, że to dziwne, że tak późno, ale zbieranie wpisów do indeksów i ich oddawanie nie było obowiązkowe, bo wszystkie oceny wprowadzano do komputera na podstawie protokołów, a żadnych podań nie pisałem, bo nie miałem potrzeby, więc byłem wcześniej tylko podbić legitymację.

Tutaj mała dygresja. Do każdego roku przydzielone były 2 panie, które miały odpowiednio studentów z pierwszej i drugiej połowy alfabetu. Jedna była bardzo miła, a druga to taka stereotypowa pani z dziekanatu, jakie nieraz były tu już opisane. Raz widziałem nawet, jak darła jakieś podanie, bo coś jej nie pasowało, generalnie tylko się darła. Ja miałem to szczęście, że moje nazwisko zakwalifikowało mnie do tej milszej pani.

Niestety, akurat gdy przyszedłem załatwić swoją sprawę, tej pani nie było i cały rok miał podchodzić do okienka tej drugiej. Przez to kolejka długa, ale szło szybko, bo pani Beatka potrafiła tę kolejkę rozładować zasypując interesantów takimi słowami jak "NIE!!!", "NIE DA SIĘ!!!" i "NIE ZROBIĘ TEGO!!!", więc w końcu przyszła i moja kolej.

Chciałem załatwić wykreślenie z jednego przedmiotu, bo był on o tej samej godzinie co inny, na który byłem zapisany. Żeby to zrobić, trzeba było wypełnić kartę przeniesień. Wcześniej mieliśmy tylko przedmioty obowiązkowe, do których obowiązywała jedna karta, ale od III semestru zaczynały się już przedmioty kierunkowe, które każdy wybierał samodzielnie (i to tu miałem kolizję). Do nich była oddzielna karta, ale o tym nie wiedziałem podchodząc do okienka. Moja wizyta wyglądała tak:

[J]a: Dzień dobry, mam kolizję dwóch przedmiotów i chciałbym się z jednego wypisać.
[P]ani B.(rzucając mi przez okienko, bo podaniem tego nie nazwę, kartę przeniesień): Pan to wypełni.
[J] (patrząc na kartę): Ale tu nie ma przedmiotów kierunkowych, gdzie to mam wpisać?
[P]: Było trzeba od razu mówić! To nie ta karta! Pierwszy raz jest pan w dziekanacie?
[J]: Nie, drugi. Byłem jeszcze podbić legitymację.

I poszedłem, a sprawę załatwiłem, gdy już była ta milsza pani.

Dziekanat

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (39)