Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Daro7777

Zamieszcza historie od: 17 lipca 2016 - 18:48
Ostatnio: 5 kwietnia 2024 - 21:42
  • Historii na głównej: 13 z 13
  • Punktów za historie: 1723
  • Komentarzy: 391
  • Punktów za komentarze: 3165
 

#91101

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu pracuje jako trener personalny.

Jestem wolnym strzelcem, sam sobie szukam klientów. Wystawiam ogłoszenia na lokalnych portalach internetowych, roznoszę swoje ulotki, prowadzę stronę www, facebookowy fanpage etc.

Tygodniowo mam kilkanaście zapytań o trening, głównie oczywiście o cenę. Zaznaczę, że mam najniższą w moim mieście i jedną z najniższych w Polsce, ponieważ działam w średniej wielkości mieście.

No i właśnie z tymi zapytaniami jest problem.
Nie zliczę ile mam wiadomości czy smsów bez powitania, przedstawienia się.

Czasami nawet nie wiem, jak się zwrócić do danej osoby, ponieważ nie wiem czy to mężczyzna czy kobieta.

Odpisuję z pełną formułką grzecznościową, opisuję, jak wyglądają treningi, jak je prowadzę, kończę z prośbą o informację czy pytająca osoba jest dalej zainteresowana.
I co? I jajco, cisza. Wiadomość odczytana i olewka.

Ja rozumiem, że ktoś nie musi się decydować ale kultura jednak nakazuje, żeby coś odpisać, przedstawić się na początku, podziękować.

Szczytem chamstwa była dziewczyna, która na whatsuppie zapytała o treningi. Po szczegółowej informacji z mojej strony odpowiedziała, że się decyduje na pierwszy i zobaczymy co dalej. Umówiłem ją na następny czwartek. Potencjalna klientka podziękowała ładnie, napisała, że przypomni się w środę. Ja zapisałem ją w kalendarzu. We wtorek wysłałem jej info co ma zabrać ze sobą. Nie odczytała. W środę widzę dalej brak kontaktu. Piszę ponownie. Dzwonię. Telefon łączy ale nie odbiera. Napisałem jej SMS, że trening anuluję. Tak na wszelki wypadek, jakby się jej zechciało pojawić pod siłownią i mieć pretensje. Odczytała wiadomości. Do dzisiaj ani słowa.

Nie rozumiem, jak można być takim niewychowanym burakiem.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (126)

#90322

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedziałem ostatnio w pociągu Intercity, na stacji początkowej z pewnego przygranicznego miasta.
Kiedy przyszła pora odjazdu, z głośnika usłyszałem komunikat, że czas odjazdu ulegnie opóźnieniu, ponieważ czekamy na pasażerów z innego pociągu. Myślę sobie, że na miejscu będę godzinę wcześniej a więc: zdążę.

W momencie, kiedy powinniśmy już być 20 minut w drodze kolejny komunikat o opóźnieniu 30 minutowym. Dosłownie trzy minuty później komunikat powtarza się, a opóźnienie wzrasta do 45 minut. Kierownik składu dodaje informację, że czekamy na pasażerów z pociągu z Odessy.

Skutek był taki, że musiałem szybko wysiąść i pobiec na autobus a więc kolejny koszt i przesunąć spotkanie o godzinę.

Oczywiście reklamacje nie uwzględnią, ponieważ nie zdążyłem pobrać poświadczenia od konduktora o spóźnieniu składu, co jest wymagane do jej uznania.

Rozumiem, że to sytuacja losowa ale pół roku wcześniej jechałem pociągiem IC, który zatrzymał się w szczerym polu gdzieś między stacjami. Wyraźnie zdenerwowana kobieta pyta konduktora czy drugi pociąg poczeka na nią, skoro kupiła na ich stronie bilet z przesiadką. Konduktor poinformował, że nie mają obowiązku czekać a więc nie. Podejrzewam, że kobieta musiała wykupić nocleg, ponieważ to było ostatnie połączenie.

Dzięki IC. Ostatni raz z wami.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (123)

#90030

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje w sklepie z różnościami.

Wigilia. Sklep otwarty do 13:00.

O godzinie 12:50 informujemy, że za dziesięć minut zamykamy. Po sklepie chodzi trochę klientów, zdecydowana większość kieruje się w stronę kasy.

Po sklepie chodzi jeszcze para w wieku około trzydziestu kilku lat. O 12:57 zapraszam do kasy z informacją, że za trzy minuty zamykamy a proces kasowania też trochę trawa.
Podchodzą spacerowym krokiem, pani wolno zaczyna wykładać, koleżanka kasuje.

W międzyczasie pani zastanawia się czy brać jeden rodzaj "pisaczków", które koleżanka już zdążyła skasować, jednocześnie przykładając kartę do czytnika i potwierdzając transakcje.
Po chwili pada zdanie, że one są za drogie.
Informuję, że może po świętach zwrócić. Ma na to miesiąc czasu, musi tylko przyjść z paragonem.

Pani oddaje paragon, kładzie pisaki i stwierdza:
- "proszę mi to zwrócić".

Nie powiem zagotowało się we mnie na jawną bezczelność. Jednak jakoś zdążyłem się opanować i spokojnym tonem odpowiedziałem, że zapraszam z paragonem i pisakami po świętach.
Kobieta świecie oburzona otworzyła szeroko oczy i pyta: "dlaczego?".

- "Ponieważ pracujemy do 13:00 a mamy właśnie równo tę godzinę".

Jej mąż miał trochę więcej oleju w głowie, gdyż powiedział, żeby dała spokój i że my też chcemy iść do domu. Pani prychnęła pogardliwie, wzięła z fochem swoje "pisaczki" i wyszła próbując trzasnąć drzwiami, co w sumie jej się nie udało bo mamy blokadę.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (151)

#89418

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie z różnościami.

Wczoraj, w godzinach popołudniowych, kiedy moja cierpliwość już i tak była mocno nadwyrężona, wparowała madka z bombelkiem. Bombelek lat około 5-6.

Baba wzięła wózek na dwóch kółkach, plastikowy, taki jak czasami można spotkać w marketach spożywczych, upchała dziewczynkę do niego, telefon do ucha i popierdyla zadowolona po sklepie.

Podchodzę, mówię że nie wolno dzieci wsadzać do wózka, na co ta zgromiła mnie wzrokiem ale dziecko wyjęła.

Z relacji koleżanki obsługującej ja na kasie dowiedziałem się, że mamusia niby niechcący rozsypała nam z lady słodycze i skwitowała do córki: "nie przejmuj się, pan pozbiera"

Nasuwa mi się cytat: "won do piekła, k....o wściekła".

sklep

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (166)

#89406

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze do niedawna mieszkałem z żoną i dzieckiem w pewnym niewielkim bloku. Mieszkaliśmy tam dobre siedem lat a więc każdy każdego znał.

W bloku tym mieszkał, będący na emeryturze, pewien Janusz, który był administratorem oraz takim gościem złotą rączką, co naprawiał różne usterki.

Janusz zajmował się też wózkarnią, gdzie stał wózek dziecięcy, będący naszą własnością. Nieużywany od jakiś 2 lat ale nikomu nie wadził. Janusz doskonale wiedział, że to nasz, zresztą jak wszyscy w bloku.

Ponadto, co ważne dla historii, nasz bohater Janusz miał rodzinę (dorosłego syna z dzieckiem i żoną), którzy mieszkali w tym samym bloku co moi rodzice, na osiedlu z drugiej strony miasta.

W lutym 2022 w Ukrainie wybuchła wojna. A więc nagle rozpoczęły się rozmaite zbiórki odzieży.

W okolicach marca idziemy w odwiedziny do moich rodziców, wchodzę na klatkę i oczom nie wierzę: w przedsionku stoi nasz wózek, z naszą (uszytą na zamówienie) kołderką. No nie może być mowy o pomyłce gdyż ten model dostaliśmy od znajomej z USA i w Polsce jest on niedostępny.

Zasięgnęliśmy języka u pań sprzątających klatkę schodową w naszym bloku (również sąsiadki: Hela i Jadzia).

Hela opowiedziała nam, że Janusz wziął nasz wózek oraz jeszcze jeden, który był pozostawiony podczas wyprowadzki przez kogoś i oddał je na zbiórkę dla uchodźców. Jadzia dodaje: "a jaki dumny był z pomysłu i z tego że pomógł".

Nie powiem, zagotowało mnie, zwłaszcza że żadne z nich nie zauważa w tym nic złego.
W pierwszej chwili chciałem zrobić Januszowi koło d... i zgłosić kradzież wózka.

Żona mnie uspokoiła, że najpierw trzeba z nim porozmawiać. No to dorwałem Janusza pewnego dnia, wracając wieczorem z pracy i pytam grzecznie, co on odwózkowuje?

Janusz z rozbrajającą szczerością przyznał, że oddał te wózki: jeden dla uchodźców a nasz dla potrzebującej matki z bloku moich rodziców. Na koniec dodał, że jeśli zrobił coś złego, to przeprasza.

No istne Twin Peaks.

W tym bloku chyba za mocno PRL wszedł.

sąsiad blok własność

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (170)

#89375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie z różnościami.

Pewnego dnia, rankiem stoję przy kasie w celu wydrukowania raportu. Widzę, jak zmierza do mnie kobieta z paczką pianek do pieczenia za 5 zł.

Położyła na ladzie i wyciąga banknot 100 zł.
Ponieważ w kasie było niewiele drobnych a była drugim klientem od otwarcia, poprosiłem o drobniejszy nominał ewentualnie o zapłatę kartą. Nie zdążyłem dokończyć zdania jak baba nie ryknęła:

- "Coooo? Ja mam szukać drobnych? Czy pan się słyszy!? To pan ma mi wydać!"

Wszystko na jednym wydechu.

Próbuję tłumaczyć, że nie ma racji, że to klienta obowiązek mieć w miarę odliczone pieniądze. Ale baba jeszcze bardziej się nakręca i zagłusza mnie swoim słowotokiem.

W międzyczasie wybiega że sklepu, wraca po jakiś dwóch minutach i rzuca na ladę monetą 5 zł. Od progu krzyczy, że ona tego tak nie zostawi i, że ma nadzieję że ktoś wyżej (nie wiem, Bóg?) się o tym dowie i wyciągnie konskwencje. W odpowiedzi podniosłem tylko palec i pokazałem kamerę nad głową.

Można było mieć odliczoną kwotą? Można.
Szkoda tylko, że zepsuła mi humor na pół dnia.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (162)

#89100

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W związku z wojną na Ukrainie postanowiłem pomóc znajomemu ze Lwowa w zakupie odzieży, mundurów i oporządzenia militarnego dla walczących z najeźdźcą.

Jakieś tam pojęcie na ten temat mam, sprzęt i mundury wybrane. No ale okazał się, że nie my jedni wpadliśmy na taki pomysł. Skutek: potężne braki zarówno w wielkich militarnych sklepach, jak i u niewielkich sprzedawców na Allegro.

Ja rozumiem, że ilość zamówień ich zaskoczyła, sklepy mają spore obłożenie i mogą nie wyrabiać z czasem. Jednakże używanie argumentu "wojna na Ukrainie" do swoich zaniedbań to lekka przesada.

Pierwszy zgrzyt: zamawiam buty wojskowe na Allegro. Oceny sprawdzone, gość wydaje się w porządku. Ja zamawiam w PL na kartę znajomego, ten potwierdza u siebie płatność. Zamówiłem 10 par butów za 200 zł/sztukę. Na drugi dzień sprzedawca mnie informuje, że zlecił zwrot środków na kartę, bo nie ma rozmiarów.

Piszę do pana, że w takim razie powinien uaktualnić ilości i, że trzeba było dzwonić, gdyż odesłanie kasy na kartę wiąże się z przewalutowaniem i mój znajomy stracił właśnie na tej transakcji 120 zł.

Odpowiedź: wie Pan: wojna, wszystko idzie na Ukrainę, wszyscy mają braki. Ok, nie czepiam się, że nie ma rozmiarów, tylko że je ma wpisane na swoim koncie na Allegro i że sam podjął decyzję ze zwrotem. Wystawiłem ocenę z opisem. Odpowiedź: "bo wojna" i "trzeba było wcześniej zadzwonić i zapytać. No tak bo, jak chce kupić bułki w Lidlu, to najpierw do nich dzwonię. Dodam, że dotąd na jego profilu widnieją wszystkie rozmiary, w ilościach po kilkadziesiąt na sztukę.

Drugi sprzedawca na Allegro. Biorę skarpetki wojskowe, zimowe. Występują one też w wersji letniej. Różnią się grubością i ceną. Jasne prawda? Nie dla wszystkich. Dostaję partię letnich bez żadnej informacji. Dzwonię, odbiera kobieta i kontrargumentuje: "bo wojna" i tamtych już nie ma i mogę oddać, jak chce. Mówię pani, że mi się nie opłaca, bo przewalutowanie i, że w takim razie trzeba zaktualizować stany na Allegro. Odpowiedź: "Nie miałam czasu".

Ukoronowaniem nieogarnięcia tematu to duży sklep militarny, którego nazwa zaczyna się na Militaria.

7 marca zamawiam mundury, kominiarki i pasy na łączną kwotę prawie 4 tysięcy zł. Nad zamówieniem wieki napis: "zamów do 22:00 a przesyłkę otrzymasz już jutro". Mamy dzisiaj 16 a przesyłka nadal ma status "w realizacji".

W poniedziałek kolega zadzwonił na infolinię i po odczekaniu na słuchawce przez 40 minut usłyszał, że na drugi dzień przesyłka będzie u adresata. Ten drugi dzień to 15.03 czyli wczoraj. Zamiast wysyłki wysłali maila, że nie mają wybranych przeze mnie pasów, ale proponują inne bądź zwrot kasy. Odpisałem, żeby wysłali te inne i bardzo proszę o wysłanie już dziś, bo w środę mam transport na Ukrainę. Podziękowali i... do dzisiaj wisi w realizacji.

Cóż, klientów i tak będą mieli, bo są największym sklepem militarnym w Polsce.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (121)

#88515

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie z różnościami, w którym zakupić można również zabawki. Ostatnio jedna z pracownic zwróciła moją uwagę na pewne małżeństwo z dwójką dzieci około 6-7 lat, które dosyć często zagląda do nas na zakupy. Spędzają średnio dwie godziny, po których sklep wygląda, jakby przeszło przez niego tornado.

Niedawno mamusia wzięła jakieś produkty i w okolicach kasy wrzuciła na półkę z całkiem innymi rzeczami stwierdzając, że jednak tego nie bierze. Na co dzieciak zaoponował zdaniem: "mamo, ale przecież tutaj tego nie wolno wrzucać!". Czyli jednak jest dla nich jeszcze szansa.

Notorycznie też dzieci brały zabawki i bawiły się nimi na sklepie. Głównie były to duże ciężarówki do piaskownicy w cenie 140 zł.
Dzieciaki siadały na nie i jeździły po alejkach sklepowych.

Parę dni temu sprzątam dział z zabawkami i słyszę szuranie ciężarówek po panelach sklepowych. Zaglądam, a tam oczywiście dzieciaczki radośnie sobie jeżdżą, a tatuś z rękami na biodrach z uśmiechem i dumą na nie patrzy. Serio! Ten cymbał był autentycznie dumny ze swoich dzieciaków.

Łagodnie, naprawdę bardzo łagodnie, poprosiłem żeby dzieci zeszły, ponieważ chcemy te ciężarówki sprzedać, i że nie nadają się one do siadania na nich.
Na co tatuś posmutniał i do dzieci: "zejdźcie bo pan krzyczy". Szanowna małżonka natomiast z fochem w głosie stwierdziła: "idziemy z tego sklepu"! Poszli ładnie do kasy, zapłacili za parę bibelotów i więcej ich nie widziałem.
A taki premium Klient był.

Za parę miesięcy święta. Czuję, że będzie się działo :)

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (182)

#88221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia jeszcze bez zakończenia, a mnie już gotuje w środku.

Wystawiłem żony zegarek. Sportowy (do biegania, tudzież innych sportowych dyscyplin). Cena niemała, ale konkurencyjna. Wyceniliśmy go na około 1/3 wartości zakupu.

Wszystko ładnie opisane, obfotografowane. Od razu rozpoczął się ruch w interesie.

Pierwsza pisze pani: chce go na 100%, ale właśnie idzie do pracy i przelew zrobi wieczorem.
Odpisuję: ok, nie ma problemu. Podam dane żony bo to jej własność.
Pani: o to ja mam do żony kilka pytań.

W międzyczasie dwa pytania czy przedmiot jest dostępny. Odpowiadam, że zarezerwowany do wieczora. Klienci rezygnują.

Przekierowałem, żona odpowiedziała wszystko gra. Czekamy na wieczór.

Godzina 22:00 pisze kolejna zainteresowana osoba. Więc zapytuję panią "Na 100% biorę", czy finalizujemy sprzedaż. Odczytała, cisza. Do dzisiaj.

Rano kolejne oferty kupna.
Tym razem pan z mojego miasta.
"Bierę na 100 %. Gdzie podjechać?".
Przekierowuję do żony, gość dzwoni. Pierwsze pytanie: ile spuścimy?
Wreszcie dogadują się, pan uprzejmie mówi, że jak się będzie do nas zbliżał, zadzwoni.

W międzyczasie znów dwa zapytania i znowu odpisuję, że rezerwacja. A od kontrahenta cisza w eterze.

Mija parę godzin, wysyłam zapytanie, kiedy możemy się pana szanownego spodziewać, bo fajnie byłoby coś zaplanować. Gość odpisuje: jednak rezygnuję.

Oczywiście napisałem do kolejnego, ale na razie cisza.

Zastanawiam się, czy naprawdę tak ciężko odpisać. Sami introwertycy?

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (153)

#87466

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak zapewne wiecie, od 30 listopada mamy otwarte sklepy dla klientów, ale na pewnych zasadach. Jedną z nich jest ograniczona liczba kupujących.

Pracuję w wielkopowierzchniowym sklepie z artykułami świątecznymi, pakunkowymi, zabawkami itp. Jak zapewne się domyślacie, na brak klientów nie musimy teraz narzekać.
Na nasz sklep limit klientów wynosi powiedzmy 50 osób.
Tyle mamy koszyków na zakupy, które stoją przy wejściu na specjalnym stojaku. Na stojaku tym, w strefie wejścia, wiszą informacje o tym, że każdy Klient musi zabrać koszyk oraz o limicie wchodzących.

Jednak większość nas odwiedzających notorycznie ignoruje nakaz wejścia na sklep z koszykiem, a także nasze prośby. Doszło do tego, że przez większość część czasu, przy wejściu musi stać jedna osoba z personelu aby upominała Klientów o zasadzie. Jest to oczywiście kosztem pracy na sklepie, gdyż stojąc przy wejściu, nie ma nas na sali sprzedaży, gdzie moglibyśmy poprawiać ułożenie asortymentu, dokładać towar, pomagać Klientom, pilnować złodziei itd.

To jeszcze nie największa piekielność.
Podobne ograniczenia i rozwiązania z koszykami są w innych sklepach. Jednak niemal każdy, kto wychodzi na sklep z osobą albo osobami towarzyszącymi oponują albo wręcz reagują agresją, że oni przyszli razem.
I co z tego?!? Nie mamy limitu rodzin tylko limit klientów. Jeśli wychodzisz do sklepu z żoną lub mężem to jest Was dwoje, a więc musicie zabrać dwa koszyki. To wiedza na poziomie pierwszej klasy szkoły podstawowej.

Miałem przypadek gdzie klient wszedł z synem około 8 lat. Proszę go aby dobrał koszyk, bo każdy musi mieć, a ten do mnie "no przecież jestem sam". Trzymając syna za rękę.
Nie zliczę ilu było buców (bo inaczej ich nazwać nie można), którzy nas ignorowali albo wyzywali. Bywały ucieczki na sklep, żeby tylko nie wziąć koszyka. Parodia. Dorośli ludzie.
Jedna kobieta, po tym jak jej wytłumaczyłem, czemu musi mieć koszyk, stwierdziła "popier**ne zasady". Możliwe, ale nie my je ustalamy. Dostaliśmy takie wytyczne z firmy, a jeśli będę miał kontrolę z Sanepidu, która wykaże przekroczone limity, karę administracyjną otrzyma osoba zarządzająca zmianą.

I proszę, nie piszcie tekstów typu: "jak się nie podoba, zmień pracę". Mam taką, jaką mam. Bardzo ją lubię, tak jak i kontakt z normalnymi klientami. Ale to, że pracuję w takiej branży nie oznacza, że muszę tolerować takie zachowania.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że może ta historia uświadomi chociaż parę osób i będzie trochę spokojniej.

Sklepy święta pandemiczna rzeczywistość

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (195)