Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dussiolek

Zamieszcza historie od: 11 sierpnia 2011 - 0:34
Ostatnio: 12 września 2021 - 12:26
  • Historii na głównej: 17 z 26
  • Punktów za historie: 14620
  • Komentarzy: 172
  • Punktów za komentarze: 1483
 

#84306

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam sobie ostatnio na pobraniu krwi.

Parę osób za mną w kolejce stanęła kobieta z może sześcioletnim dzieckiem. W pewnym momencie chłopiec coś jej pokazał, a ta odeszła z nim za załom ściany, gdzie młody zaczął wymiotować. Głośno i malowniczo, fontanna niemalże. Trwało to dobrą chwilę - dzieciak robił chwilowe przerwy i zaczynał od nowa.

Rozumiem, chory, powstrzymać trudno, tylko że toaleta była parę kroków od miejsca, w którym stali, dotarliby w takim samym czasie, jak i za ten róg. Kobieta nawet nie spróbowała z nim tam dojść.

Na sugestię, że może jednak warto, odparła, iż widać chyba, w jakim dziecko jest stanie, jak niby mają tam się dostać?

No nie wiem, pędem najlepiej.

Chłopak zarzygał pół korytarza, na szczęście głównie wodą, bo jakby poszła fala u świadków, to armagedon murowany. A jak już młodemu torsje minęły, to mamusia zwyczajnie cichaczem wróciła do kolejki. A po co komuś choć zgłaszać, samo wyschnie...

Pielęgniarki zawołano po fakcie, bo mają system zamykania drzwi na klucz, kiedy kogoś obsługują, nie reagując na dobijanie. A akurat ktoś tam wyjątkowo dużo czasu zmitrężył.

przychodnia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 82 (94)
zarchiwizowany

#52856

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W czasach liceum miałam w klasie koleżankę, z którą zaczęłam się nawet zaprzyjaźniać. Fajna dziewczyna, z poczuciem humoru podobnym do mojego (a to rzadkość), dobrze nam się gadało. Jednak kilka sytuacji sprawiło, że jednak zrezygnowałam z zacieśniania tego kontaktu i po ukończeniu szkoły nasze drogi się rozeszły. Opiszę tu dwie, które dla mnie były decydujące.

1.
Kaśka zaprosiła mnie do siebie. Wyszła po mnie nawet na stację,idziemy, rozmawiamy aż doszłyśmy do jej domu. A tam jeden z najdziwniejszych widoków jakie dane było mi oglądać. W małym sadzie do każdego drzewa uwiązana była kura. Zwykłym sznurkiem od snopowiązałki. Za szyje! Biedaczki były już w tych miejscach całkiem łyse i poobcierane, oczy jakieś wybałuszone, stały w miejscu bojąc się nawet poruszyć.
(J)Kaśka cóż wy z tymi kurami robicie?!
(K)A bo babcia nowe kupiła i je przyzwyczaja do miejsca żeby na drogę nie uciekały.
(J)Ale sznurkiem? Za szyje? nie można jakiejś zagródki zrobić?
(K)Oj tam nic im nie będzie tylko tydzień tak stoją, jeszcze parę dni i się je spuści. Babcia się zna i wie co robi...

Próbowałam porozmawiać o tym z jej babcią i rodzicami, ale mnie skrzyczeli od bezczelnych dziewuch, co się wtrącają. Ogrodzenia są brzydkie i szpecą podwórko, a przecież to nic takiego, bo to tylko kury, a babka całe życie to robi i nic w tym strasznego i w ogóle wszyscy tak robią...
No chyba nie- ja na szczęście nigdy wcześniej ani później czegoś takiego nie widziałam.

2.
Jednego dnia w szkole zaczęła opowiadać jak to pojechała do Krakowa i cały dzień się tam bawiła. Troszkę zdziwiona spytałam niewinnie jak to się stało, że rodzice ją puścili samą, bo zazwyczaj na to nie pozwalali. A Kasia spokojnie:
(K)A sami mi kazali, bo chcieli żebym kota z pociągu wyrzuciła.
(J)Kota? Z pociągu? Jak tak można? Pewnie jeszcze w biegu?
(K)A stary już był, myszy nie łapał, spał tylko przy piecu to po co nam taki kot? Wzięliśmy młodego, a temu darowaliśmy wolność. No i pewnie, że w biegu, bo inaczej jeszcze by mi wskoczył z powrotem.
(J)Wolność? Wyrzucając z jadącego pociągu?! Nie lepiej to uśpić było, nie męczyłby się biedak?
(K)A tam uśpić. Niby taka z ciebie obrończyni zwierząt, a od razu byś usypiała! Przecież on może sobie jeszcze trochę pożyć, tylko gdzie indziej! To kot- coś sobie złapie, szopę jakąś znajdzie i da radę. A musiałam z pociągu żeby drogi nie znalazł!
(J)Akurat o ile w ogóle przeżył to przecież sama mówisz, że już nic nie łapie tylko śpi...

Nie przekonałam jej. Uważała, że dała kotu szansę na drugie ekscytujące życie, a ja jestem czepliwą jędzą.

I po przyjaźni. Jakoś nie żałuję.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (405)

#51568

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o lekach w lesie przypomniała mi tragedię jak wydarzyła się w mojej rodzinie.

Siostra mojej babci została niemal siłą wydana za mąż za nieco dziwnego osobnika z bardzo dziwacznej rodziny - bo stara panna, bo miejsce w domu zajmuje itp. Babcia próbowała temu zapobiec, ale Zośka raz, że posłuszna rodzicom, dwa uznała, że wiek 35 lat to ostatni dzwonek by zajść w ciążę, więc po jakimś czasie uległa.
Jej teściowa okazała się być istną czarownicą, baba totalnie z piekła rodem. Życie Zośki było zatem bardzo trudne, ale wszystko osładzała jej dwójka dzieci, które szybko pojawiły się na świecie.

Niestety ciotka musiała pracować. Mimo, że babka o dzieci nawet dbała, Zosia starała się by na czas jej nieobecności pociechami zajmowały się sąsiadki, a nie teściowa (mieszkali na głuchej wsi, szans na przedszkole nie było). Czasem jednak było to niemożliwe i zostawać z dzieciakami musiała piekielna.
Pewnego razu przed wracającą z pracy Zosię wybiegł synek i woła:

(S) Mamo, mamo, a Marysia nic tylko śpi! Budzę ją i budzę, a ona nawet się nie rusza!
Ciotka biegiem do chałupy, a tam babka spokojnie:
(B) No dobrze, że wracasz, bo ta twoja mała już całkiem sztywna leży...

Marysia była już zimna, miała pięć lat. Okazało się, że zjadła babcine leki nasercowe myśląc, że to witaminki. Babka nie tylko nie próbowała w żaden sposób małej ratować i nie zareagowała gdy mała poczuła się bardzo źle. Okazało się, że nawet ściągnęła dla niej z szafy ukryte tam pudełko z lekami gdy mała poprosiła o witaminy. Ot masz tu wybierz sobie...

Prokurator uznał tą śmierć za nieszczęśliwy wypadek i starucha konsekwencji nie poniosła. Mało tego - zaczęła straszyć starszego o rok chłopca, że siostra po niego przyjdzie nocą, że zabierze go ze sobą, że już na niego czeka. Mały bał się zasnąć, zaczął się moczyć, cały czas histerycznie płakał. Dopiero gdy moja babcia razem z matką urządziły piekielnej wielką awanturę grożąc jej więzieniem za niedopilnowanie, a wręcz przyczynienie się do śmierci dziecka, ta wystraszyła się nieco i zaprzestała męczenia chłopca.

Jędza dożyła w spokoju słusznych lat, a Zosia nigdy nie potrafiła się otrząsnąć po tej tragedii. Odchowała syna, a gdy ten był już dorosły celowo przestała się leczyć i zmarła szybko na skutek powikłań cukrzycowych.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 962 (1056)

#49442

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój brat pracuje w sklepie ogrodniczym.

Przyszła do niego kobita koło pięćdziesiątki i zaczyna uprzejmie:
(K) Wie Pan ja w takiej nieprzyjemnej trochę sprawie, reklamację złożyć chciałam...
(B) A z czym jest problem?
(K) No bo ja w 2009 roku kupiłam tutaj takie krzesełko ogrodowe, wie pan plastikowe takie, całe 25 złotych kosztowało, no i ja się na nim ostatnio tak gibłam i noga mu się urwała, mówię panu całkowicie odpadła...
(B) Ale czego w takim razie pani oczekuje?
(K) No jak to? Pieniądze mi zwróćcie, bo to wadliwy towar był! Zwrot mi się należy!

Brat w środku zarechotał, ale grzecznie odpowiada:
(B) Ja pani tej reklamacji nie mogę przyjąć, choćbym chciał.
(K) Jak to nie, złodzieje, wada była, należy mi się!
(B) Po pierwsze plastikowe krzesła ogrodowe nie miewają czteroletniej gwarancji...
(K) Ale ja zostałam w błąd wprowadzona! Sprzedawca mówił, że ono mnie przeżyje!
(B) Po drugie sama pani mówi, że uszkodziła to krzesło mechanicznie, a więc z własnej winy - zwrot nie przysługuje.
(K) burcząc: Jak by to bubel nie był, to by się nie połamało...
(B) A czego pani oczekiwała po krześle z plastiku za 25 złotych? I w ogóle gdzie go pani ma?
(K)Wywaliłam! Przecież połamane do jasnej cholery! Mnie w błąd wprowadzono!
(B) Bez uszkodzonego towaru zwrotów nie przyjmujemy, poza tym nie ma pani dowodu zakupu.
(K) No do śmieci chyba poszedł kto by tyle papierków trzymał, a to miało być takie porządne krzesełko! A jakbym znalazła to mi pan kasę zwróci?
(B) zrezygnowany: Jakby pani znalazła to by pani przeczytała, że nie mogła tego kupić tutaj, bo zakupu dokonała pani w 2009, a ten punkt otwarto w 2011.

Kobieta na to w krzyk:
(K) To jest skandal! Idiotkę ze mnie robi! Ja doskonale wiem gdzie to kupowałam! Bubla mi wcisnęli,a teraz jeszcze wariatkę ze mnie robią! Ja tego tak nie zostawię o nie! Do urzędu ochrony konkurencji napiszę!
(B) Proszę napisać sam jestem ciekawy co odpowiedzą.
(K) Ty się tak draniu nie ciesz do twojego szefa też napiszę!
(B) A to nawet dobry pomysł, on się na pewno ucieszy,że mamy tak wierną klientkę, że już dwa lata przed otwarciem sklepu u nas kupowała. Może nawet da jakiś gratis w nagrodę.

Baba się zapowietrzyła i wyszła donośnie trzaskając drzwiami. Do właściciela wysmażyła długaśną skargę, a ten po podpytaniu o co dokładnie chodzi skwitował:
(S) Co ci ludzie mają w głowach? Kaszankę?

sklepy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (894)

#49206

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja teściowa posada coś w rodzaju domku letniskowego w zagubionej wśród lasów wiosce. Co czwartek w pobliskim miasteczku odbywa się wielki trag znany w całym województwie z płodów rolnych i niezwykle taniej odzieży. Mamusia zaś znana jest z wielkiego zamiłowania do cotygodniowych wizyt na tejże imprezie.
Pewnej środy wieczorem gdy zażywaliśmy gościny u teściowej, została ona nawiedzona przez sąsiadkę.

(S)Pani Zosiu, pani Zosiu, jedzie Pani jutro na targ prawda?
(T)No jadę, sąsiadko jak zwykle, a co wam potrzeba?
(S)Kupiłaby mi Pani ze dwie białe, męskie koszule, takie z rękawem dłuższym, elegantsze..
(T)Nie ma sprawy, poszukam i tak na ciuchy idę, ale po co wam to?
(S)A bo wiecie ten mój ojciec to ostatnio taki niewyraźny, słaby jakiś, ręce mu się trzęsą, jak by mi tak teraz umarł, to gdzie ja czas znajdę za koszulą jeździć, a jakoś w tej trumnie wyglądać musi...
(T)(wdychając): A no racja, racja.
(J)A nie lepiej to najpierw z tatą do lekarza pojechać jak niewyraźny zamiast od razu do grobu go kłaść?
(S)Oj dziecko on schorowany, stary, czas mu już nadchodzi, co mu lekarz pomoże?

Powalona argumentem odpowiedziałam nieco zgryźliwie:
(J)Podpowie czy warto już w koszule inwestować czy się jeszcze wstrzymać można...
(S)Ech młodaś to nie rozumiesz - zawsze warto mieć na wszelki wypadek!
No fakt, warto.

Sąsiadka szczegóły dogadała i poszła, a mnie się oberwało od teściowej:
(T)Po co to tak ironizować? Wiesz ona przecież dobrze zna swojego ojca, to jak mówi, że będzie na dniach umierał, to pewnie się nie myli.

Koszule zostały zakupione i tylko pan ojciec miał inne zdanie, bo rok po fakcie złośliwie żyje i ma się całkiem nieźle...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 861 (983)
zarchiwizowany

#46275

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z bardzo długą brodą, ale może Was też rozbawi.

W rodzinnej wsi mojej babci mieszkał sobie przed wojną pewien dziarski młodzian o imieniu Franciszek. Chłopak ten wyróżniający się bystrością był jednocześnie naczelnym żartownisiem we wsi, ciągle dowcipkował, każdego w coś wkręcał. Obrywał przez to często od zagniewanych obiektów swych psot, ale rekompensowała mu to powszechna sympatia jaką darzyła go lokalna społeczność, którą często rozbawiał.

Pewnego razu Franek udał się na targ do miasta- lekką ręką dziesięć kilometrów w jedną stronę. Kiedy już wracał po całym dniu na nogach zatrzymała się mijająca go furmanka. Byli to jedni z bogatszych gospodarzy we wsi. Zaproponowali podwiezienie:
-(G)co tak Franuś na piechotę wracasz? Siadaj z nami!
-(F)e zaszedłem piechotą to i tak samo wrócę!
-(G)no siadaj jak masz okazję jeszcze się w życiu pomęczysz...

Franek wahał się długo, ale proponujący nie chcieli dać za wygraną, więc w końcu na wóz się wgramolił. Po dotarciu na miejsce zeskoczył zgrabnie, czapki uchylił i rzekł spokojnie:
-(F)A c...j wam w d...ę!

Gospodarz cały poczerwieniał z gniewu, chwycił bata i dalej Franka gonić. Dopadł go pod chałupą i w krzyk:
-(G)Toś ty taki?! To my cię z serca całą drogę wieźli, żebyś piechotą iść nie musiał, a ty nie dość, że podziękować nie potrafisz to jeszcze takie słowa? A żeby cię!
A Franio na to:
-F)Przecież musiałem wam tak powiedzieć, bo byście potem przez rok po wsi gadali, że wy mnie podwozicie, a ja wam nawet ch...j wam w d... nie powiem!

Publika, która zdążyła się zgromadzić ryknęła śmiechem. Dobroczyńca za to nadął się cały, zatrzepotał rękami i uciekł klnąc pod nosem tym razem purpurowy ze wstydu.
Wszyscy bowiem wiedzieli, że gospodarze ci raz, że bardzo lubili ploty, a dwa uwielbiali pomagać na siłę, po czym mimo uzyskania licznych dowodów wdzięczności opowiadali po wsi jak to musieli pomagać i nawet dziękuję nie usłyszeli. Zaleźli tym za skórę niejednemu.
A Franka wspominają w rodzinnej wsi po dzień dzisiejszy.

wieś spokojna wesoła

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (311)
zarchiwizowany

#42671

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Myślicie, że spotkaliście najbardziej piekielną staruszkę? Mieliście szczęście, że na waszej drodze nie stanęła moja prababka...

Dożyła ona iście sędziwego wieku mając końskie zdrowie, sokoli wzrok i umysł jak brzytwa. Była przy tym wyjątkowo specyficzną osobą, z wielce oryginalnym poczuciem humoru. Gdy coś lub ktoś wzbudził jej antypatię czy sprzeciw stawała się wyjątkowo złośliwa- stąd większość jej piekielności.

Babunia miała też taką zasadę, iż to, że świat się zmienia to tylko jego problem i to on powinien dostosowywać się do szacownej nestorki, a nie odwrotnie.
Z tego powodu chodziła sobie zawsze środkiem drogi, jak za starych dobrych czasów, a że samochody? Niech się kierowcy martwią!
I tak pewnego razu wracała sobie ze sklepu, środeczkiem jak Pan w niebiosach przykazał, gdy nagle zza zakrętu wyjechał na nią jadący prawidłowo motocyklista. Jakimś cudem wymanewrował tak, że mijał babcię na centymetry. A babka na to szybciutko popchnęła nieszczęśnika. Mocno. Gość stracił równowagę i wpadł do rowu. Ledwo się spod tego motoru gramoli, a staruszka stanęła nad nim, soczyście na niego splunęła i orzekła:
-Nie umiesz ch..u jeździć to se leż w rowie!

A do zadziwionych świadków:
-Widzieliście go! Motor se kupił i myśli, że mu wszystko wolno, porządnym ludziom chodzić nie pozwala!

W efekcie facet mocno poobijany, motor do kompleksowego remontu, ale skargi nie złożył, ba nawet się nie wydarł- chyba z szoku choć możliwe, iż uważał, że nikt nie da wiary w sprawstwo prawie stuletnej, maleńkiej kobiecinki z siatami...

Ps. Historii z babunią mam kilka, dodam jeśli staruszka zdobędzie waszą sympatię ;).

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 306 (478)

#42234

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój brat pracuje w sklepie.
Przychodzi dziś pewna regularna klientka - taka sympatyczna, ugrzeczniona babcia. Kupiła jakąś pierdółkę i zagaduje:

(B) Ale zimno co? Ale i tak musiałam wyjść, bo idę na cmentarz taką jedną chryzantemę wyp...lić!

Młody zdziwiony, bo kobitka zawsze kulturalna, a tu takie słownictwo...

(M) A co z nią nie tak?
(B) Wyobraża pan sobie brat mojego męża przyniósł mu na grób tą chryzantemę! Jak on w ogóle śmiał! I to przy mnie! Już nie chciałam tak na cmentarzu awantury robić, innym spokój zakłócać, ale nie pozwolę i wyp....lę!
(M) A to nie dobrze, że bratu kwiaty przyniósł?
(B) No wie pan! On nam w 64! roku pięćset złotych nie oddał! A teraz ma czelność i chryzantemy mu przynosi? Niech sobie wsadzi! Nie pozwolę, ona tam stać nie będzie, idę wyj...ać!

I poszła, a młody został osłupiały, bo różnie w jego życiu już bywało, ale taka zawziętość - nawet w obliczu śmierci - to mu (i mnie też) się jednak w głowie nie mieści.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 523 (645)
zarchiwizowany

#36758

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam wczoraj na pogrzebie sąsiada. Mimo, że parafia nasza jest niewielka był to czwarty pochówek w przeciągu ostatnich dwóch dni. Niestety dwa następne szykują się na poniedziałek. Wszystkie obsluguje jedna firma pogrzebowa, bo i jedną mamy.

Część żałobników (a było ich wielu)ze względu na pracę spóźniła się i by nie zakłócać mszy czekała na orszak na cmentarzu. Także kilka starszych osób wyszło przed końcem mszy by dotrzeć tam własnym tempem. Wśród oczekujących był mój tata.

W czasie ostatnich minut nabożeństwa panowie w pelerynkach urwali się na moment z kościoła by zapalić cztery pochodnie umiejscowione w rogach baldachimu ocieniającego miejsce wiecznego spoczynku.
I tak biegną panowie (dosłownie)w podskokach przez cmentarz machając tymi zniczami, zacierając ręce, z uśmiechami od ucha do ucha i donośnymi głosami wesoło śpiewają!
- I JESZCZE JEDEN I JESZCZE RAZ!!!
Mamy ostatnio urodzaj!

Rozumiem, że dla tych panów to chleb powszedni, dobry zarobek, no i może odreagować jakoś muszą, ale na litość boską przy żałobnikach? Rodzinie? Mam nadzieję, że najbliższym nikt nie powie...

cmentarz

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (184)

#28152

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj opiszę historię, która nie jest w żaden sposób zabawna, za to jak najbardziej piekielna i dotyczy dorocznego, wiosennego zidiocenia ludzi, którzy słowa wyobraźnia nigdy chyba nawet nie słyszeli.

W mojej rodzinnej wsi jest górka - z jednej strony mało uczęszczana droga z dwóch liczne domy, z czwartej prywatne młodniki i las. Sam zaś pagór pokryty jest ugorami(około 30 hektarów). Teren obecnie użytkowany głównie do spacerów.

Ostatniej niedzieli jakiś debil postanowił w ramach rozrywki podpalić trawę od strony drogi. Nie trzeba być Einsteinem, wystarczy chyba choć jedna komórka mózgowa, by wiedzieć jak zachowa się ogień na suchych, ponad 15 lat niekoszonych nieużytkach...
Zanim pożar został zgłoszony był już bardzo trudny do opanowania. W akcji musiało wziąć udział 17 zastępów strażackich skupionych z jednej strony na nie dopuszczeniu ognia w pobliże siedzib ludzkich, z drugiej zaś na ochronie lasu. Po ciężkiej walce pożar opanowano tuż na linii starego lasu. Spłonęło ponad 15 hektarów, żadnego z młodników nie udało się uratować.

Chyba nic w życiu mnie tak nie zdenerwowało jak ta sprawa. Moi rodzice stracili pół hektara dziesięcioletnich samosiejek - trudno. Na szczęście udało się uratować nasz oficjalnie nasadzony zagajnik.
I nie chodzi mi o jego wartość materialną, bo szczerze mówiąc nawet nas ona nie interesuje. Chodzi o to, że las ten sadziliśmy całą rodzina 20 lat temu, kilka z tych najbliższych nam osób już nie żyje. Las ten jest dla nas pomnikiem wspólnych szczęśliwych chwil kiedy jeszcze byliśmy wszyscy razem i ostatniego naprawdę dobrego roku dla naszej rodziny. Z tego względu jest dla nas bezcenny, a jego utrata byłaby wyjątkowo bolesna...

Mimo to dziękuję Bogu i wszystkim siłom wyższym, że wiatr tego dnia wiał tak, a nie inaczej (a wiał naprawdę mocno), gdyż w przeciwnym razie zamiast ratować uprawy i sentymenty trzeba by walczyć o liczne domy i życie ludzkie. Można śmiało powiedzieć, że niewiele brakowało do prawdziwej tragedii. Dobrze też, że wszystkim korzystającym z dobrej pogody spacerowiczom udało się uciec.

Sprawca na razie nie został wykryty.
Jak można być takim debilem? Zwłaszcza, iż nie tak dawno we wsi obok, pewien pan przy podpalaniu traw nie przewidział właśnie zmiany kierunku wiatru, w skutek czego uległ zaczadzeniu, a następnie częściowo spłonął. Myślałby ktoś, że taki wypadek w najbliższej okolicy skłoni ludzi do zastanowienia - cóż niedoczekanie.

Według mnie kary dla wykrytych sprawców podpaleń traw powinny być zdecydowanie wyższe, choćby całkowite pokrycie kosztów akcji przez bezmózgiego delikwenta.

Tylko w tym powiecie, wciągu trzech dni straż interweniowała w 104-ech przypadkach podpaleń traw.

wiosenne objawy debilizmu

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 597 (701)