Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Erick

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2013 - 21:30
Ostatnio: 14 czerwca 2022 - 11:10
O sobie:

Dwudziestodwuletnie monstrum, które już męskiego przezwiska prawie nie używa, ale jest. Wiem więcej niż wiedziałam.

  • Historii na głównej: 27 z 38
  • Punktów za historie: 3864
  • Komentarzy: 45
  • Punktów za komentarze: 237
 

#88790

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Aby ponarzekać trochę.

Jakiś czas temu wyprowadziłam się z domu. Wiecie, krok w dorosłość, koniec z życiem na garnuszku, trochę wolności, ale i dużo więcej odpowiedzialności.

Z wyprowadzką przyszła i praca. Właściwie pierwsza na etat, dotąd pracowałam tylko wakacyjnie.

Ale chyba nigdzie nie może być za dobrze, bo trochę mam zażaleń.

1) Współpracowniczki

Zaczynając pracę oznajmiono mi jasno, że oprócz mnie i jednej dziewczyny, cały zespół ma kilkuletnie doświadczenie i powinnam zdanie ich szanować, bo ogarniają sklep bardziej. Ja się z tym nie kłóciłam, chętnie zadawałam pytania, próbowałam nauczyć się wszystkiego w miarę szybko, żeby nie tracić i mojego i ich czasu. Problem w tym, że Panie w twarz mi się uśmiechają, mówią, że sobie radzę, ale sekretnie idą na skargę do Kierowniczki jakich to ja błędów nie robię. Oczywiście zbieram za to solidnie, szczególnie teraz, gdy pracuję już prawie dwa miesiące. Ani razu nie usłyszałam wprost, że robię coś źle, tylko od razu musiałam urządzać sobie pogawędki z Kierowniczką.

2) Kierowniczka sama w sobie.

Nie studiuję, pracuję na zleceniówce, 8h dziennie 5 dni w tygodniu. Czasem częściej. Nigdy mi się nie zdarzyło poprosić o wolne w konkretny dzień, bo nie potrzebowałam. Dzień jak dzień, jestem w nowym mieście i jeszcze nie mam tu znajomych. Jedynie poprosiłam, żeby dała mi znać trochę wcześniej niż o godzinie 19:00 w przeddzień wolnego, że będę je miała, bo chciałam odwiedzić rodziców.

Ale ostatnio odnowił mi się kontakt ze starym znajomym, nie widziałam gościa pięć lat okazało się, że mieszka relatywnie blisko (1,5h pociągiem, ale serio, super facet, jestem w stanie pojechać) i poprosiłam o wolne w konkretne dni - niedzielę i poniedziałek i żeby w sobotę pracować na porannej zmianie, żeby o ludzkiej godzinie do znajomka dojechać. Naiwna, myślałam, że po dwóch miechach pracy bez szemrania i jakiejkolwiek niedyspozycyjności moja prośba by przeszła, ale spotkałam się z odmową, bo "oni chcą jechać do rodziny i nie ma kto za mnie stanąć". No nie powiem, trochę przykro.

I tak, zdaję sobie sprawę, że to najpewniej zderzenie małolaty z rzeczywistością i "prawdziwym życiem", ale jednak trochę kłuje w bok.

praca

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (174)

#88874

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś o piekielnych współlokatorach. Ogólnie to jest nas bardzo dużo w mieszkaniu, bo aż ośmioro (może trochę patodeweloperka, bo de facto nie ma salonu, ale są dwie łazienki a i wszystkie pokoje rozsądnego rozmiaru). Raczej wszyscy się dogadujemy, ale po prostu nie ma możliwości, żeby w tyle osób wszystko było spoko.

1) Pięknisia.
Dziewczyna jest ogólnie naprawdę bardzo miła. Serio. Ale k*rwa wytłumaczcie mi jak można siedzieć 3,5 godziny w kiblu? I ja nie przesadzam... Dziewczyna mając na 10 do pracy wstaje o 4 - wiem, bo ją nakryłam, sama tak wstaję jak mam na 6. Ona siedzi w tej łazience i robi w niej WSZYSTKO, dosłownie wszystko, zaczynając od faktycznie "łazienkowych" czynności kończąc na psikaniu butów schollem, malowaniu paznokci i bóg wie co jeszcze. Łazienki są faktycznie dwie, ale przecież nie będziemy wszystkich rzeczy trzymać w pokojach, żeby móc sobie przejść do drugiej, niektóre rzeczy po prostu leżą w jednej.

2) Alojzy.
Gwóźdź programu. Żeby nie było, Alojzy to nie jego prawdziwe imię, został tak nazwany po sztucznym chłopcu z Akademii Pana Kleksa, bo i jeden i drugi to skur*ysyn jakich mało. :) Alojzy jest bardzo pedantyczny. Na tyle, że każde niezmyte naczynie zgłasza do właściciela, że jest syf, nikt nie sprząta, brud, smród, sodoma i gomora. Raz nawet chciał zgłaszać naczynia, przy których stałam żeby je zmyć. Jego pedantyzm jednak ogranicza się do kontrolowania zachowań innych ludzi, a więc usyfiona płyta indukcyjna po jego gotowaniu umyje się sama, vanish który rozlał na pralce też sam się wytrze, a makaron sam wylezie z odpływu i przejdzie do śmietnika. Chętnie korzysta ze wspólnej chemii, ale sam się nie poczuwa, żeby cokolwiek kupić, bo dlaczego on ma kupować? Jak była jego kolej na wyrzucanie śmieci to akurat skończyły się worki i typ po prostu... zostawił pusty kosz. Na pytanie czemu nie kupił worków odparł, że to nie jego obowiązek i jak nam się nie podoba to możemy wyrzucać śmieci do kontenera na zewnątrz.
Alojzy bardzo też nie lubi obcych. Do jednej z współlokatorek przyjechał chłopak. Sprawa ustalona z właścicielem, a sam chłopak cichutki jakby go nie było, czasem do mnie zapukał czy pójdziemy zapalić. Ale Alojzemu nie spodobała się obecność obcego człowieka, więc zadzwonił do właściciela i powiedział, że gościmy już go prawie miesiąc (tydzień) i w ogóle to co to ma być. Ale Alojzego dziewczyna może być co weekend i nie ma z tym żadnego problemu i w ogóle o co chodzi. Swoją drogą alojzowa dziewczyna ma trochę za długie ręce jeżeli chodzi o nie swoje kosmetyki i chyba za bardzo się polubiła z moim żelem do twarzy. Ale dla Alojzego problemu nie ma, bo jego ukochana robi mu pranie i śniadanko.

wspólokatorzy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (131)

#88316

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam rodzinny biznes - sklep z pamiątkami nad morzem. I nie chcę brzmieć jak boomer, ale mam wrażenie, że ludzie dziś nie chcą pracować, ale chcą zarabiać.
Jako, że sklep otwarty w sezonie (kwiecień - wrzesień) to zatrudniamy osoby młode (16-20 coś lat), bo tylko oni są chętni do pracy w takim wymiarze. No i jest kurka dramat.

Kiedyś płaciliśmy dniówkami. Dziewoja przyszła do pracy. Była punktualna, pracowała jak mrówka, ogólnie byliśmy z niej bardzo zadowoleni. Po tygodniu się zwolniła przez "problemy ze zdrowiem". Dziwnym trafem w tamten weekend miała urodziny - ergo, przyjść na parę dni, dostać parę stówek i odejść, ch..j z pracodawcą. Teraz płacimy tak, że dziennie dostają 40% dniówki, resztę co 10 tego. Ot, zabezpieczenie. Przez to odeszła druga dziewoja. Bo ona potrzebuje codziennie całość i kropka. Okej, powodzenia na dalszej drodze.

Trzecia dziewoja zwolniła się, bo... dostała polecenie żeby schować telefon do torebki. Bo kiedy myślała, że nikt nie patrzy notorycznie esemesowała z chłopakiem, którego też traktowała jakby był co najmniej niepełnosprawny. Normalnie ludzie próbują się dostać do wieszaka, który wisi wysoko, a ona siedzi i pisze zamiast zdjąć wieszak kijem. Zwolniła się około 3 godziny po tym, jak ojciec kazał jej schować telefon. Żeby nie było. Miała co godzinę 10 minut przerwy, żeby zapalić i sprawdzić telefon i raz 45 żeby zjeść.

Czwarta nie przyszła, bo była koleżanką trzeciej, a to się nie godzi.

Piąty przyszedł do pracy pijany jak żul spod Biedronki, zataczał się normalnie.

Szósty i Siódma, parka. On - pantoflarz, ona lekko walnięta. Pracują trzy dni. Czwartego, ona wraca z przerwy tak pijana, że wywraca się z wieszakiem. Zostaje zwolniona. On odchodzi, bo jak to tak bez swej damy. Wczoraj zaprzyjaźniona Pani z restauracji w której zawsze jadam obiady wzięła mnie na bok. Oświadczyła, że: "ta twoja pracownica w brązowych włosach mnie okradła". Zonk. Jak to. Parka chodzi po miejscowości do miejsc w których wiedzą, że mamy lekką zniżkę po znajomości, zamawiają jedzenie "dla szefa". Dziewczyna próbowała zakosić puszkę coca coli. Na jedzenie nie mają, na alkohol zawsze.

Póki co, najlepiej sprawdza mi się chłop z wyrokiem, który kilka razy w tygodniu przychodzi na 13, bo ma odróbki. A mamy dopiero końcówkę lipca.

praca morze sezon

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (218)

#87662

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogadajmy o koloniach.

Pracuję w wakacje w sklepie z pamiątkami. Kolonie to z jednej strony zastrzyk pieniędzy do kasy, a z drugiej największy koszmar każdego sprzedawcy.

1) Opiekunowie.

Opiekunowie kolonii mają płacone za zajmowanie się tymi dziećmi tak jak ja mam płacone za stanie za kasą. :) Ale chyba w momencie wpuszczenia dzieci do sklepu to im się zapomina, bo notoryczne jest stanie PRZED sklepem i palenie papieroska, szybki spacerek po kawkę, zajrzenie do sklepu obok, ploteczki... Wszystko, byleby się nie zajmować dziećmi sztuk 30.
Nie dość, że zwalają mi na głowę całą wycieczkę, to jeszcze reagują wręcz agresywnie na zwrócenie uwagi. Bo co mi przeszkadza tłum rozbieganych dzieciaków robiący slalomy między półkami z porcelanowymi figurkami :)

2) Kradzieże.

Tak tak, dobrze zrozumieliście. Najwięcej kradzieży zdarza się właśnie podczas wizyt kolonii. Ile z tego to czyny intencjonalne, a ile to "wziął do ręki, nie odłożył i zapomniał"? Nie wiem. Ale wiem, że jak się już wybiegnie za nimi to opiekunowie człowieka olewają tak długo jak mogą, bo przecież śpieszy im się niezmiernie.

3) Zachowanie ogólnie.

Dzieci są dziećmi. Ale nie rozumiem czy dzieci w wieku szkolnym nie rozumieją jeszcze, że po sklepie się nie biega? Że oglądając koszulki nie je się lodów? Uwagi zwrócić nie ma kto, bo przecież opiekunowie na papierosku, a ja, patrząc w prawo, słyszę jak się coś tłucze po lewej.

kolonie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (146)

#87589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj, w biegu na wizytę, wleciałam do Żabki.

Zapomniałam jednak o godzinach dla seniorów, mój błąd.
Pani Kasjerka jednak okazała się wyrozumiała i orzekła "szybciutko to załatwimy".

Wzięłam, co wziąć miałam i w akompaniamencie pikania klasy Pani Kasjerka opowiedziała, że:
- mimo, że była prawie 11, do Żabki nie wszedł nikt, kto do Żabki w tychże godzinach powinien wejść
- najwięcej seniorów pojawia się w przeciągu pół godziny PO 12.
- ponieważ przybywają poza godzinami dla seniorów to swoje muszą odstać czasem, a więc i narzekają niezmiernie.

I weź tu bądź człowieku mądry!

godziny dla seniorów

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (178)

#87517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ogólnie rzecz biorąc jestem bardzo negatywnie nastawiona do nauczania religii w szkołach. Uważam to za marnowanie czasu uczniów, według mnie powinny być szkółki niedzielne i koniec.

Moja rodzina nie jest wyznaje katolicyzmu chociaż są chrześcijanami (ja nie, ja jestem gdzieś między byciem agnostyczką i ateistką). W ramach tego moja siostra została zapisana na religię w drugiej klasie, czyli w wieku w sam raz do komunii.

Tylko, że moi rodzice nie byli zbytnio zainteresowani komunią dziecka. Pani katechetka próbowała wykorzystać barierę językową mojej mamy, która, chociaż radzi sobie w języku, polega na słowach i tematach odbiegających od codziennych. Dowiedział się ojciec, który już po polsku rozumie bardzo dobrze, nie był zadowolony. Dosadnie powiedział katechetce, że młoda nie będzie przystępować do komunii i koniec kropka.

Przez kolejne dwa miesiące młoda skarżyła się, że pani od religii jest dla niej złośliwa i jakoś bardziej surowa niż dla innych dzieci. Młoda święta nie jest, więc pierwsze przypadki zostały troszkę przez rodziców zignorowane, ale po którymś razie nie można było dzieciaka zignorować. Siostra została z religii wypisana, żeby w miarę pokojowo załagodzić sytuację.

Niestety okazało się, że to panią katechetkę tylko rozzłościło mocniej. Zdarzyło się, że jedna z nauczycielek młodej poszła na zwolnienie, młoda ma zastępstwo z panią katechetką.

Była to lekcja pierwsza, młoda zaspała, dojechała na styk, w zamieszaniu zapomniała zmienić buty. Pyta więc panią czy może wyjść zmienić buty.
Pani katechetka oznajmiła, co następuje:
- Nie, bo ona nie zostawi całej klasy, żeby jednego dziecka pilnować. - Brzmi sensownie, powiecie! No, tylko, że szafka z butami stoi dosłownie koło drzwi od klasy, wystarczyło chociażby drzwi zostawić otwarte.
- Młoda chyba się powinna cofnąć do przedszkola, skoro nie umie jednej rzeczy zrobić sama. - No tak, bo przecież dziecku się nie może zdarzyć czegoś zapomnieć tragedia.
- Młoda nie może wyjść zmienić butów, ale nie będzie brudzić podłogi i ma zdjąć buty w tej chwili. - No i kazała młodej zdjąć te buty i siedzieć z nogami na linoleum. Pomijając już to, że podłoga pewnie zimna to młodej było po prostu wstyd. Wróciła tego dnia do domu i od razu się rozpłakała.

Następnego dnia pani dyrektor miała spotkanie pierwszego stopnia z ojcem. Ponoć było dość nieprzyjemnie, ale skutek osiągnięty. Katechetka została zjechana od góry do dołu przez dyrekcję.

katechetka szkoła

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (177)

#87446

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ręce opadają.

Moja sąsiadka, Pani Iksińska, ma koty. Nie jakoś super dużo, ale cztery koty ma. A w maju miała więcej, bo jej się kotka okociła zanim zdążyła ją zabrać na sterylizację. No nic trudno.

Moja Młoda od dwóch lat jęczała rodzicom o kota, więc jak Iksińskiej się urodziły kocięta to rodzice pod naporem bardzo upartej dziewięciolatki ulegli i tym sposobem mamy naszą Kitunię. Pieszczocha, rodzice mieli nadzieje, że będzie ona kotem bardziej podwórkowym, co mysz złapie (a podwórka jest sporo), ale Kitunia raczej woli siedzieć w domu.

Na dwór też wychodzi, więc i na podwórzu ma dodatkową miskę. Czasami koty Iksińskiej sobie podjadły lub wody się napiły. Nie ma problemu. W międzyczasie Iksińska resztę kociaków porozdawała, sobie zostawiła jednego i tym sposobem z siedmiu czy ośmiu kotów zeszła do czterech. Tylko chyba że o trzech z nich jej się zapomniało.

Trójka jej kotów właściwie jest nasza. Wiecznie siedzą na naszym podwórzu, właściwie notorycznie przesiadują przed drzwiami, czekając na jedzenie. Nasza głupota, że w dobroci serca żeśmy je dokarmiali trochę, bo widać, że głodne. Powiecie więc- przyzwyczailiście to macie!

Ale ja mam wrażenie, że to nie koty się przyzwyczaiły tylko Iksińska, która przestała je po prostu karmić i polega na tym, że my będziemy jej kotom dawać jeść. No i się nie myli, bo serce boli. Matula nie raz Iksińską upominała, koty znikały na dwa dni, potem znowu siedzą pod drzwiami. Kitunia też jakoś nie chce wychodzić, bo jeden z tych kotów wręcz jej nie cierpi i zawsze atakuje.

I nawet z domu nie idzie wyjść, bo zawsze któryś się wepchnie do domu między nogami i spierniczy gdzieś w środek domu, bo przecież prawie grudzień i zimno. Koty non stop na dworze. A Iksińska zadowolona, że jej ostatnio mniej karmy schodzi.

koty sąsiadka

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (173)

#85824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ramach historii liberiany (https://piekielni.pl/85823).

Mam 19 lat, robię prawo jazdy. Instruktora polecił mi kolega, który jest trochę niezdarny, a zdał za drugim razem, więc uwierzyłam, że jego instruktor uczy dobrze.

No i było dobrze. A potem Piekielny Instruktor upodobał sobie łapanie mnie za udo, robienie sobie spacerków palcami po tymże udzie, ogólnie nadmiernie dotykalski się zrobił.

Stresuje mnie to niezmiernie, do tego stopnia, że miewam problemy z ruszeniem z miejsca, co się nie zdarza, jeśli [PI] mnie nie dotyka. Kilkakrotnie mówiłam mu, żeby zabrał rękę, bo mi to przeszkadza. Nie dociera.

Kiedy pierwszy raz kazał mi jechać na piątym biegu w pewnym momencie po prostu powiedziałam mu, że muszę zjechać, wysiadłam z samochodu i się rozpłakałam. I stałam jak taka sierota w środku lasu, z papierosem w łapie i rozmazanym makijażem. A czemu? Bowiem po raz pierwszy w życiu jechałam tak szybko (jakieś 120/h na liczniku), a [PI] progresywnie zbliżał się łapskiem do mojej waginy. I jak ja mam się skupić na nie wpierd*leniu się w drzewo jak obok siedzi dziad i mnie bezkarnie molestuje?

Nie mam odwagi tego zgłosić. [PI] pracuje w mojej szkółce już z dobre 15 lat i jest byłym policjantem. Tak tylko opowiadam z bezsilności.

prawo jazdy nauka

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (227)

#85638

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako uczennica technikum, miałam praktyki i o praktykach dzisiaj będzie.

Moje miasto nie jest zbyt duże, nie ma tu więc dużej ilości biur turystycznych, a właśnie taki mam kierunek. Jak tylko podali nam datę praktyk spiknęłam się z koleżankami i podreptałyśmy do biura i....

1) Brak komunikacji.
Biuro prowadziło małżeństwo. I chyba mieli jakieś problemy, bo w ogóle ze sobą nie rozmawiali. W efekcie, właściciel podpisał umowę z moją grupą (4 dziewczyny), a właścicielka z chłopakami z mojej klasy (a było ich trzech). W tenże uroczy sposób państwo właściciele mieli siedmioro praktykantów w biurze o wymiarach 3x2,5. Nawet próbowali z nami rozwiązać umowę jak się skapnęli, ale chyba woleli przeboleć siedmioro nastolatków niż tłumaczyć się z takiej gafy.

2) Marnowanie naszego czasu.
ZOSTAŃCIE ZE MNĄ.
Na drzwiach biura napisane były godziny otwarcia; 10-17. I z nami państwo właściciele umawiali się na 10. ANI RAZU żadne z nich nie pojawiło się na czas. I nie mówię tu o spóźnieniach rzędu 15 minut, raczej od 45 do "nie przyjadę, przyjdźcie jutro". I tak sobie staliśmy w siódemkę, na mrozie bo to już listopad, na rogu ulicy wyglądając dosyć podejrzanie - raz nawet zagadał nas przechodzący strażnik miejski.
Po którymś razie po prostu przyjeżdżaliśmy na 11 i jak nikogo nie było do 11:30, to już nie przyjechał nikt. I tak oto kierujemy się do ostatniego punktu...

3) Na ostatnią chwilę.
Z racji ciągłego olewania nas w biurze spędziliśmy może trzy dni. Z miesięcznych praktyk. I jakoś dwa dni przed ich końcem Pan Właściciel przypomniał sobie, że on nie ma nam z czego wystawić oceny! Że nic nam zrobić nie kazał. I zwalił nam na łeb cały katalog. 150 wycieczek do kompletnej poprawy. Ja nie wiem, kto mu to cholera jasna pisał, ale pomijając dosyć nieudolne formatowanie tekstu i jeszcze gorsze literówki, katalog był pełen błędów ortograficznych.

150 wycieczek na 7 osób to 21 wycieczek na 6 głów i 22 na 7-mą. Ogólnie - do zrobienia, ale do kompletnego przepisania było dobre 90% całego katalogu.
Wściekli bylim, ale zrobilim! No i wziął i odesłał nam ten katalog, bo coś mu nie gra. Odesłał go mi, reszta grupy krótko mówiąc ma już go głęboko w d... więc zostałam sama... z 150 wycieczkami na wczoraj.

Jedyne co dobre to to, że chociaż miałam celujący z tych praktyk.

praktyki turystyka szkoła

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (134)

#84837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na litość, towarzysze, trochę rozsądku i wyobraźni!

Mieszkam nad morzem, do samej wody półtora kilometra, aktualnie mam tydzień wypoczynku, nim zacznę pracę. Z tegoż tytułu, jak i z okazji gorąca, od kilku dni praktykuję plażing.

I widzę.

Roznegliżowane dzieciaki. Ale tak serio, latające na golasa, bez niczego, choćby pampersa na tyłku. I tak się zastanawiam, gdzie rodzice mają wyobraźnię.

Plaża to przecież miejsce publiczne, w sezonie letnim wypełnione setkami ludzi. Nikt, ale to nikt mi nie powie, że na taki tłum nie trafi się choć jeden pedofil. A Brajanki i Dżesiki latają po plaży z gołą dupą, jak gdyby nigdy nic.

Jako osoba wychowana w biznesie sezonowym, typowo nadmorskim obwieszczam - kto znajdzie chłopięce kąpielówki za drożej niż 30 zł i kostium dziewczęcy za więcej niż 50, temu stawiam flachę.

Szarpnijcie się na nie.

plaża

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (187)