Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fahren

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2011 - 0:00
Ostatnio: 19 marca 2024 - 20:38
O sobie:

"Mniej więcej", to są dwa palce w d**. Jeden mniej, drugi więcej.

  • Historii na głównej: 61 z 126
  • Punktów za historie: 29157
  • Komentarzy: 2485
  • Punktów za komentarze: 17513
 
zarchiwizowany

#29382

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Założyli mi blokadę na koło za postój za znakiem B-1 (zakaz ruchu). Tyle, że ja, jako niepełnosprawny mogę się do tego znaku nie stosować.

Potwierdzenie: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/3549

Jakieś pomysły, jak nauczyć straż wiejską patrzeć za szyby?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (247)
zarchiwizowany

#28395

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czasem kupuję ubrania w second handach, bo można trafić ubrania w naprawdę dobrym stanie za śmieszne pieniądze. A że ciepło się robi, to postanowiłem odświeżyć szafę i wybrałem się do jednego z takich przybytków. Wyszukane, zapłacone i heja do domu. Coś mnie tknęło, żeby sprawdzić głębokość kieszeni, ot tak, żeby wiedzieć co i ile można w nie wpakować. No i w bluzie trafiłem na woreczek. W woreczku test ciążowy. Zużyty. Nie wnikam, skąd się tam wziął.

P.S dla ciekawskich - wynik był pozytywny.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (294)
zarchiwizowany

#28270

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego kuzyna (mąż kuzynki, nie wiem, jak się na niego mówi). Kilka lat temu podwiózł brata. Brat, mając jakieś sprawy do załatwienia wysiadł nieco wcześniej. Kuzyn przyjechał do domu (niecały kilometr dalej) dowiedział się, że jego brat nie żyje. Dlaczego? Jacyś ludzie w miejscu, gdzie wysiadł gonili go z siekierą. Podobno głowa zmasakrowana (nie widziałem, wolałem zapamiętać go żywego). Policja zbadała wszelkie poszlaki itp. Raport? "Zginął gdyż ciężarówka zahaczyła go rogiem naczepy na skrzyżowaniu". Z tego, co wiem, sprawcy nadal są na wolności.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (201)
zarchiwizowany

#27298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakoś latem 2009 wracając od koleżanki dość późną godziną (było już ciemno) natknąłem się na pewną staruszkę. Nieprzytomną. Pierwsza myśl - ocucić ją. Udało mi się to po pięciu minutach. W tym czasie zatrzymał się przejeżdżający samochód (prawdopodobnie widząc, że ktoś klęczy na chodniku). Szybka informacja o tym, co wiem na temat zajścia. Kierowca jednak bardziej opanowany ode mnie wezwał karetkę, widząc krew na włosach do niedawna nieprzytomnej pani. Gdzie piekielność?

1- Staruszka leżała pod komisariatem, w oświetlonym miejscu. Policjant wyszedł po ok 10 minutach od rozpoczęcia "akcji"

2- Karetka przyjechała na sygnale po 20 minutach od wezwania. Mimo, że do szpitala piechotą można się wyrobić w 10 minut.

Gratuluję w/w instytucjom za szybkie i sprawne działanie.

Policja & Pogotowie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (200)
zarchiwizowany

#24256

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed chwili:

Mam na obiekcie tzw. Promenadę, tj odgrodzony kawałek chodnika z kilkoma placami zabaw. Jak można się domyślić - jest tam zakaz wyprowadzania psów. Jednakże jeden z lokatorów idąc na fajeczkę złamał ten zakaz, co piesek wykorzystał załatwiając "cięższą sprawę". Podszedłem do tego pana, zwróciłem mu uwagę na zakaz i wyczyn psa i poprosiłem, żeby po czworonogu posprzątał i zabrał go do domu. "Panie, a co to komu przeszkadza, przecież się załatwił przy płocie". Uświadomiłem panu, dla kogo są przeznaczone place zabaw i co też tak młodocianym może przyjść do głowy. Pan się nie przejął. Więc... zapytałem, czy ma dzieci.
-"Ano mam, a co?"
-"Więc proszę (wręczam mu siatkę foliową) zebrać to, co pies zostawił, zanieść do domu i dać dzieciom do zabawy, bo jestem pewny, że jak przyjdą na plac - znajdą i i tak zaczną się tym bawić"

Pana lekko ścięło, ale posłusznie zebrał ślady bytności psa i wrzucił do śmietnika.

Na razie tyle, zobaczymy, czy coś jeszcze dzisiaj się trafi :)

Wspólnota

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (278)
zarchiwizowany

#24173

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z rodziną tylko na zdjęciu...

Szwagier mój jest z zamiłowania mechanikiem. Więc tata zostawił mu samochód do naprawy. Kupił na ten czas inny, bo "bez auta jak bez ręki". Samochód jest naprawiany ponad rok (!) i ogólnie jest w coraz gorszym stanie. Wczoraj dzwonił do taty brat (mój, nie jego). Z taką sprawą, że ktoś ukradł tablice rejestracyjne z naprawianego auta. I na tych tablicach podjechał na stację i wlał paliwo bez płacenia. Niby nie aż tak piekielne, gdyby nie dwa fakty:

1) - Samochód ciągle stoi w garażu, pilnowany przez psa i kłódkę.

2) - Pracownik stacji twierdzi, że te tablice były na Vw Passacie. Opis auta pasuje do tego, jakim jeździ brat szwagra.

Wniosek nasuwa się sam

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (207)
zarchiwizowany

#22273

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia usłyszana od Szefa Kompanii (emerytowanego już)

Kilkanaście lat wstecz, przechodził obok swojej jednostki, po cywilu. I zauważył, że ktoś wspina się po płocie od wewnętrznej strony. Poczekał i rozpoznał swojego żołnierza, który bez przepustki próbował "wyrwać się" do dziewczyny. Gdy żołnierz był już na chodniku, SK zatrzymał go i wypytuje, gdzie się wybiera itp. Żołnierz zmieszany (w końcu niemałe konsekwencje go czekały) odpowiadał i przepraszał. Na to SK kazał mu przejść przez ten płot dodatkowe 50 razy (do jednostki i na chodnik, łącznie 100 wspinaczek). Gdy żołnierz skończył, SK zapytał go, czy ma jeszcze siły. Po odpowiedzi że tak - SK pozwolił mu iść, gdzie chciał wypisując przepustkę. Po powrocie żołnierza znalazł na swoim biurku 0,5 w ramach podziękowań :)

Dawne czasy w wojsku

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (321)
zarchiwizowany

#21672

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, że "serwis" nie znaczy "profesjonalnie"

Na początku grudnia padła mi pompa wody (spora nieszczelność). Więc dałem auto do serwisu (jak sądziłem, lepiej zrobią, niż "garażowcy") Wymienili pompę, przy okazji kilka innych części (w tym rozrząd) i fajnie. Nacieszyłem się autem dwa dni. Przestał palić na (w moim mniemaniu) trzy cylindry (z czterech). No to do reklamacji. Auto wzięli, po kilku dniach dzwonią, że działa. Ponoć zawiodły kable wysokiego napięcia, niby w innych miejscach. Bullshit, od października ich nie ruszałem. Po kolejnych pięciu dniach przestał trzymać obroty (spadał do 500 obr/min, gaz w podłodze nic nie zmieniał). Sprawdzam olej - ledwo dolna kreska. Dolałem i trzyma... przez jakieś 20 km bo zdążył wypalić. Teraz stoi na parkingu i go nie ruszam, bo po prostu nim nie dojadę.

O rozrządzie wspomniałem, bo sami mówili, że przestawili o jeden ząb w stosunku do starego (źle założonego podobno), więc mniemam, że przez to uszkodziły się zawory. Tak więc straciłem sporo kasy i nadal nie mam sprawnego auta...

Autoserwis "Bosch" w Poznaniu (Piątkowo)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (221)
zarchiwizowany

#20657

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W poprzedniej historii wspomniałem, że moja siostra przez nieobecność miała piekło w szkole. Tak więc po kolei.

Siostra wraz z klasą pojechała na kolonie, opiekunami było kilku nauczycieli (w tym informatyk, prywatnie mąż polonistki uczącej w tej samej szkole). Jak to na koloniach bywa, gdy podopieczni śpią, opiekunowie oddają się innym rozrywkom, jak np opróżnianie butelek z napojem procentowym. Po powrocie ktoś o owym opróżnianiu się wygadał. A że w to miejsce z tymi nauczycielami jechała tylko klasa mojej siostry, winnego zaczęto szukać tam. Pech chciał, że siostra była nieobecna podczas poszukiwań, toteż klasa zrzuciła winę na nią (nieobecna nie mogła się wybronić. I wtedy ciało pedagogiczne zaczęło ją niszczyć psychicznie, każdy z nauczycieli na niej "siedział". Dostawała różnego rodzaju uwagi za:

- Brak rękawów przy mundurku (co z tego, że jest w-f i ma prawo dziewczyna sobie je odpiąć, coby się nieco schłodzić)
- Zbyt nisko zapięty mundurek (czyli do miejsca, gdzie obręcz barkowa łączy się z mostkiem) i "świeci" dekoltem (Nauczycielek ten zakaz nie obejmuje)
- Zbyt wysoko zapięty mundurek ("skoro zakrywa szyję, to pewnie coś na niej ma")
- Lakier na paznokciach
- Nawet ledwo zauważalny makijaż (miała wtedy 15 lat, makijaż normalna rzecz moim zdaniem)
- Inna fryzura (siostra włosy prostuje, raz nie miała czasu i jej pofalowały)
- Sposób chodzenia (do dziś nie wiem, o co chodziło)
- Jakakolwiek biżuteria
- Pofarbowaną grzywkę

Rodzice wzywani do szkoły byli średnio 3 razy w tygodniu. Z byle powodu. A mama moja jeździła, tłumaczyła, przepraszała i w ogóle. Jednego dnia mama musiała wstać wcześniej, zrobić mleko dla najmłodszej z rodzeństwa, która się obudziła. Gdy mama przygotowywała mleko, siostra (ta gimnazjalistka) akurat do szkoły wychodziła, więc mama wiedziała, w jakim była stanie. Po godzinie telefon. Ze szkoły. Że z wyglądem siostry jest coś nie tak. Ok, to mama w auto, ja przy najmłodszej i pojechała. Co się okazało? Siostra przyszła do szkoły z pełnym, mocnym makijażem (w tym miejscu zapaliła się czerwona lampka, bo nie kojarzyła, żeby siostra była jakoś wyraźnie wymalowana). Zaraz po tym, mama poprosiła, żeby siostra była przy tej rozmowie, co będzie miała szansę się wytłumaczyć. Ok, nauczycielka po nią poszła (trwały lekcje, ważne) i po wprowadzeniu do dyrektorki mama oniemiała. Makijażu brak. Nawet rzęsy nie były wymalowane, czy nos przypudrowany. To mama od razu zaczęła wrzeszczeć na dyrektorkę, że po co ja wzywa do szkoły, skoro nic się nie dzieje, siostra nic złego nie robi ani nic. Tłumaczenia ciała pedagogicznego, że "najwyraźniej go zmyła" były co najmniej żenujące. I tu punkt kulminacyjny - gdy mama wychodziła, jedna z nauczycielek (dziwnym trafem polonistka) odprowadzała mamę do drzwi. I nagle "drrrrrrryń" - dzwonek na przerwę, wszyscy wychodzą na korytarz i mama wręcz chamsko pokazuje palcem "Ta nie ma mundurka", "Ta jest na szpilkach", "Ta ma pofarbowane włosy", "Ta ma kolczyki", "Ta ma praktycznie dekolt na wierzchu". Wyliczanka trwała do 15 osoby w ciągu minuty, za każdym razem wymieniając inne uchybienie, za które u siostry był telefon do rodziców. Nauczycielka tylko się zmieszała i przytakiwała.

Niestety, miejscowość nasza duża nie jest, toteż nie było gdzie siostry przenieść. Musiała się z tym gimnazjum użerać przez rok, bo na szczęście była już w ostatniej klasie.

Gimnazjum

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (256)
zarchiwizowany

#20596

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będąc w klasie maturalnej przytrafiło mi się piekiełko z polonistką. Dlaczego? Pokrótce - siostra uczyła się wówczas w gimnazjum. Pojechała wraz z klasą na kolonie, gdzie opiekunami byli nauczyciele. Jednym z nich był informatyk, prywatnie mąż polonistki (ważne), uczącej w tej samej szkole. A wiadomo, jak to na koloniach, gdy dzieci śpią, można się oddać różnym rozrywkom, takim jak opróżnianie butelek z napojem procentowym. Jakoś krótko po powrocie, po szkole rozeszła się wieść, jaką też opiekę dzieci miały po nocach. A że tylko jedna klasa akurat tam jechała, było wiadomo, gdzie szukać "winnego". Pech chciał, że tego dnia siostry w szkole nie było, toteż cała klasa zrzuciła winę na nią (nieobecna się nie wybroni). I od tego czasu całe ciało pedagogiczne uwiesiło się na siostrze. Ale to temat na osobną historię. Czemu przez to i mi się oberwało? Gdyż polonistka z tegoż gimnazjum uczyła też mnie w tym czasie do matury (Nauczanie indywidualne w domu, dyrekcja LO przydzieliła mi właśnie ją do nauki).

Skoro nauczanie "domowe", nauczycielka miała tryb "róbta co chceta", czyli:
- Sprawdziany z ledwo zaczętego tematu (na poziomie "wałkowania" od min 2 tygodni)
- Przeczytanie lektur w rekordowym czasie (stawiam piwo temu, kto przeczyta "Lalkę" w tydzień, nie zaniedbując innych przedmiotów)
- Dość często odpytywała, gdy (o dziwo) orientowałem się w temacie jakiejś książki, słyszałem tylko "Dobrze, siadaj". Bez oceny, bez niczego. Zaś pomyłki sowicie wynagradzała laczkami.
- Prezentację "z sensem" zacząłem pisać dopiero w kwietniu (pisałem dokładnie to samo, co miałem wcześniej, tylko użyłem innych słów)
- Po jakimś czasie (jak mi się wydaje, dwóch miesiącach) od rozpoczęcia roku szkolnego, nauczycielka zażyczyła sobie, żebym to ja do niej jeździł na lekcje, nie ona do mnie (warunki były identyczne, w czasie nauki rodzeństwo było w szkole) - koniec końców wyszło mi to na zdrowie, bo codziennie jakieś 6 km pokonywałem rowerem

Efekt? - Dopuszczający na świadectwie, 95% na maturze. Dowiedziałem się, że najchętniej polonistka by mnie posadziła, bo "słaba średnia mi z ocen wychodzi" (Ciekawe, jak miałem mieć mocniejszą, skoro nie dostawałem nic powyżej 3?) ale nie mogła, bo na indywidualnym trzeba przepuścić, w końcu nauczycielka skupia się tylko na jednym uczniu i skoro nie nauczy - to chyba wybrała zły zawód.

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (173)