Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fahren

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2011 - 0:00
Ostatnio: 24 kwietnia 2024 - 22:55
O sobie:

"Mniej więcej", to są dwa palce w d**. Jeden mniej, drugi więcej.

  • Historii na głównej: 61 z 126
  • Punktów za historie: 29158
  • Komentarzy: 2495
  • Punktów za komentarze: 17548
 
zarchiwizowany

#31063

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzucam pracę, zostaję aktorem!

Oto dlaczego - wybrałem się do sklepu po coś na obiad z teczką. Po odejściu od kasy zatrzymuje mnie ochroniarz, że niby coś sobie kupiłem bez płacenia. "No dobra, paragon wziąłem, może pan sprawdzać" po czym... pan uzewnętrznił zawartość teczki przy kasach. A ponieważ wiedziałem, że nic kradzionego nie znajdzie - postanowiłem się pobawić. Oprócz zakupów w teczce miałem identyfikator, po naszywkach widzę, że "nasza" firma, więc wyciągam plakietkę ze słowami "XXX, pan ZZZ zlecił mi sprawdzenie tego obiektu i niestety, nie jestem zadowolony z pańskiej pracy". Facet zbladł, zaczął przepraszać, prosić, żebym o tym nie mówił ZZZ, bo go wyleje itp. Co mi pozostało? "niewypełnienie zlecenia" ;]

XXX - Moje imię i nazwisko
ZZZ - Imię i nazwisko kierownika (dość znana postać w firmie)

...są w kropeczki...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 21 (119)
zarchiwizowany

#30981

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kumpel opowiedział mi taką ciekawostkę:

Jego kumpel miał samochód, mercedesa na niemieckich numerach (w latach 90 to było coś). Ale mu ten samochód ukradli, gdzieś pod Szczecinem. Jedyne, co mu po nim zostało, to dokumenty, kluczyki i karta do radia (bez karty radia nie uruchomisz). Dostał odszkodowanie, kupił inne auto i po jakimś pół roku odwiedził rodzinę we Wrocławiu. Pobył tam jakiś czas i cóż - trzeba wracać. Przeszedł się trochę po mieście w ramach zakupów i znalazł identyczny samochód, jaki mu ukradli. Różnica tylko taka, że był na polskich numerach. No to sobie poczekał, myśląc, że właściciel się niedługo zjawi. Przyszedł po jakichś 20 minutach, ten kumpel zagaja rozmowę, czy to jego samochód, gdzie kupił itp. Zapytał także o radio.

(K)umpel - A działa panu radio w samochodzie?
(W)łasciciel - No właśnie nie, włączyć nie mogę.
K - Bo widzi pan, mi jakiś czas temu ukradziono taki samochód. Została mi karta do radia i jeśli to ten - radio panu włączę. Ja tam nie będę robił żadnych problemów, odszkodowanie dostałem, kupiłem drugie, ale rozumie pan, chciałbym sprawdzić z czystej ciekawości.
W - No dobra, jak pan włączy radio, daję 200 zł (dzisiejszych).
Kumpel wsiadł, włożył kartę i działa. Karta sprzedana i na tym się skończyło.

Zamierzchłe lata ′90

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (259)

#29365

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak Bob Marley uratował co najmniej pięć żyć za jednym zamachem.

Poznań, trasa na Piątkowo. Ograniczenie do 70, ale przestrzegają go tylko rowerzyści (dwa pasy w tą, pas zieleni i dwa pasy w drugą stronę). Na membranie stir it, nie spieszyło mi się, to jechałem sobie /zaledwie/ 70km/h.
Wyjeżdżam zza zakrętu i widzę, że jakaś (pewnie świeżo upieczona) babcia ładuje się na drogę. Z wózkiem. Co istotne - wózek - spacerówka. A to niezbyt się komponuje z w miarę wysokim krawężnikiem. Efekt - przy wchodzeniu na jezdnię dziecko wypadło z wózka. Ja od razu po hamulcach i bach - stoję. METR od dziecka. Wyskoczyłem z auta, sprawdzić czy coś się czasem nie stało (na szczęście lekkie otarcia od upadku) i słyszę babciną tyradę, jakim to złym i okrutnym kierowcą jestem.

- Proszę pani, ja tu pasów nie widzę, więc nie wiem, czemu pani się pod samochody ładuje i do tego z dzieckiem.

- (czerwień straży pożarnej na twarzy) A bo chciałam sobie troszeczkę skrócić.

- Skrócić, to pani mogła w ten sposób życie dziecku. Tam dalej jest przejście podziemne, czasem się przydaje.

- (wiekopomna chwila na piekielnych) Przepraszam.

Pani wsadziła dziecko z powrotem do wózka i poszła dalej, tym razem chodnikiem. Ja odjechałem kawałek i zatrzymałem się w zatoczce, żeby się uspokoić.

Teraz pomyślcie, co by było gdybym (jak inni) miał setkę na budziku... Zmarnowane życie dziecka, moje, babci i rodziców...

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (755)

#28884

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O miejsce pracy trzeba dbać, prawda?
Toteż w czasie obchodu wyrzucam do kosza wszelkie butelki. Głównie po napojach procentowych, które jakoś nie chciały trafić do śmietnika, coby budynek, który ochraniam wyglądał na bardziej zadbany.

Przed chwilą dostałem telefon od kierownika za pijaństwo w pracy. Skąd taki wniosek?

Ano mieszkańcy "poskarżyli się", że często widują mnie z butelkami...

Praca

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 826 (848)
zarchiwizowany

#29569

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na jakie pomysły można wpaść pod wpływem % we krwi? Różne. Dzisiaj w pracy niemniej zaskoczył mnie fakt imprezowania... na dachu. Na budynku 4 piętrowym. Z nachylonym dachem pokrytym dachówkami. Bez możliwości złapania się czegokolwiek. Zgadnijcie, kto by miał przegwizdane, gdyby któryś spadł?

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 10 (42)
zarchiwizowany

#29382

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Założyli mi blokadę na koło za postój za znakiem B-1 (zakaz ruchu). Tyle, że ja, jako niepełnosprawny mogę się do tego znaku nie stosować.

Potwierdzenie: http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/3549

Jakieś pomysły, jak nauczyć straż wiejską patrzeć za szyby?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (247)
zarchiwizowany

#28395

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czasem kupuję ubrania w second handach, bo można trafić ubrania w naprawdę dobrym stanie za śmieszne pieniądze. A że ciepło się robi, to postanowiłem odświeżyć szafę i wybrałem się do jednego z takich przybytków. Wyszukane, zapłacone i heja do domu. Coś mnie tknęło, żeby sprawdzić głębokość kieszeni, ot tak, żeby wiedzieć co i ile można w nie wpakować. No i w bluzie trafiłem na woreczek. W woreczku test ciążowy. Zużyty. Nie wnikam, skąd się tam wziął.

P.S dla ciekawskich - wynik był pozytywny.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (294)
zarchiwizowany

#28270

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego kuzyna (mąż kuzynki, nie wiem, jak się na niego mówi). Kilka lat temu podwiózł brata. Brat, mając jakieś sprawy do załatwienia wysiadł nieco wcześniej. Kuzyn przyjechał do domu (niecały kilometr dalej) dowiedział się, że jego brat nie żyje. Dlaczego? Jacyś ludzie w miejscu, gdzie wysiadł gonili go z siekierą. Podobno głowa zmasakrowana (nie widziałem, wolałem zapamiętać go żywego). Policja zbadała wszelkie poszlaki itp. Raport? "Zginął gdyż ciężarówka zahaczyła go rogiem naczepy na skrzyżowaniu". Z tego, co wiem, sprawcy nadal są na wolności.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (201)

#26769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Choruję na stawy. Każdy jeden jest w jakimś stopniu ograniczony. Najbardziej nadgarstki i to właśnie o nich będzie.

Szpital, w którym się leczyłem miał dwa budynki, zwane Szpitalem i Sanatorium. Ogólnie ludzie ze Szpitala nie znali się z ludźmi z Sanatorium (i vice versa), toteż nie wiedzieli, kto na co choruje. Zasada była taka, że jeśli było mało osób zapisanych na jakieś ćwiczenia, to łączyli grupę wraz z drugim budynkiem. Niepisaną zasadą było też to, że jeśli prowadząca ćwiczenia była potrzebna gdzieś indziej, to jej rolę (do powrotu) przejmował ktoś, kto już te ćwiczenia zna.

No i mieliśmy tzw "rączki" - czyli ćwiczenia rąk. Akurat to konkretne polegało na położeniu dłoni na krawędzi stołu, przytrzymaniem jej drugą łapką i machaniem łokciem w górę i w dół. O ile w dół mogłem łokieć opuścić, tyle do góry nieco ponad poziom już nie. Prowadzącą wywiało do sali obok, naprzeciw mnie siedział jakiś gościu z Sanatorium, który widząc, że zbyt wysoko łokcia nie podnoszę sądził, że się obijam. Postanowił coś z tym zrobić. Mianowicie - wstał, przytrzymał mi dłoń (tą na stole), złapał za łokieć i pociągnął. Ból porównywalny do zgięcia kolana w nie tą stronę, co zwykle. Nadgarstek "wyjęty z użycia" przez 3 tygodnie.

Może opis nie jest tak piekielny, jak wizualizacja tego zajścia ale uwierzcie - do dzisiaj mam ten widok przed oczami. A minęło z 10 lat.

Szpital i Sanatorium w Sopocie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 477 (525)
zarchiwizowany

#27298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakoś latem 2009 wracając od koleżanki dość późną godziną (było już ciemno) natknąłem się na pewną staruszkę. Nieprzytomną. Pierwsza myśl - ocucić ją. Udało mi się to po pięciu minutach. W tym czasie zatrzymał się przejeżdżający samochód (prawdopodobnie widząc, że ktoś klęczy na chodniku). Szybka informacja o tym, co wiem na temat zajścia. Kierowca jednak bardziej opanowany ode mnie wezwał karetkę, widząc krew na włosach do niedawna nieprzytomnej pani. Gdzie piekielność?

1- Staruszka leżała pod komisariatem, w oświetlonym miejscu. Policjant wyszedł po ok 10 minutach od rozpoczęcia "akcji"

2- Karetka przyjechała na sygnale po 20 minutach od wezwania. Mimo, że do szpitala piechotą można się wyrobić w 10 minut.

Gratuluję w/w instytucjom za szybkie i sprawne działanie.

Policja & Pogotowie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (200)