Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Feainnewedd

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2011 - 14:40
Ostatnio: 14 lipca 2011 - 15:46
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 727
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 2
 

#13046

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na trasie tramwajowej, którą jeżdżę, porusza się 6 linii. Prowadzą do centrum i mnóstwo osób jeździ tamtędy do pracy/na uczelnię. Ze względu na duży ruch, często pojawiają się żebrzące osoby, które na przeróżne sposoby próbują zwrócić na siebie uwagę i zarobić parę groszy, przesiadając się co chwilę.

Jadąc tramwajem, zawsze słucham muzyki i czytam książkę. Staram się znaleźć miejsce siedzące, albo chociaż móc się oprzeć, żeby nie mieć problemów z trzymaniem się i jednoczesnym przewracaniem stron jedną ręką. Tamtego dnia, nie było miejsc siedzących, ale było dużo wolnego miejsca, więc oparłam się o szybę naprzeciw ostatnich drzwi. W połowie trasy, wsiadła para - mężczyzna z akordeonem i kobieta z małym dzieckiem.

Mężczyzna grał idąc wzdłuż siedzeń, a kobieta szła za nim z plastikowym kubkiem, podstawiając go każdemu niemal pod nos. Zaczytana, ignorowałam ich, dzięki słuchawkom nie słyszałam akordeonu. Po przejściu przez wagon i zdobyciu paru drobniaków, stanęli koło mnie i czekali na otwarcie drzwi, żeby wysiąść i przejść do drugiego wagonu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dziecko.

Tramwaj podjechał na przystanek. Gdy drzwi przy których stałam się otwierały, dziecko wytrąciło mi książkę z ręki i splunęło na nią, mówiąc coś z wściekłą miną. Od razu zdjęłam słuchawki, gotowa zwrócić uwagę opiekunom dziecka. Ale oni tylko popatrzyli obojętnie, a kobieta potrząsnęła kubeczkiem z groszami i powiedziała:
- Było dać.

Transport publiczny

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 580 (660)
zarchiwizowany

#13037

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłe wakacje pracowałam we Francji przy zbiorze jabłek. Poza naszą grupą, wszyscy pracownicy byli Francuzami. Spośród Polaków tylko ja znałam francuski i potrafiłam się z nimi dogadać. Na mnie też spadała odpowiedzialność za przekazanie wszystkich niezbędnych informacji.
Nie tyle piekielna, co niezdecydowana była nasza brygadzistka.

Pierwszego dnia zbieraliśmy twardą, czerwoną odmianę. Po krótkim instruktażu używania sprzętu, brygadzistka pokazała nam, które jabłka mamy zbierać - mocno czerwone z plamkami. Zabraliśmy się do roboty.
Dwie godziny później, pani wraca, po drodze zbierając zostawione przez nas jabłka. Wkłada je do skrzyni i mówi, że takie też się nadają - czerwono-pomarańczowe. Zdziwiliśmy się, ale wróciliśmy na początek alejki i zbieramy od początku.
Tuż przed przerwą w południe, znów zbliża się brygadzistka, znów dorywając naręcza jabłek. Tym razem były ledwo pomarańczowe, w porównaniu z pierwszymi wyglądały na niedojrzałe. I znów gadka, że mamy się cofnąć i dozbierać.
Zbieraliśmy tak do ostatniej przerwy, podczas której brygadzistka znów przyszła i powiedziała, że mamy rwać jak leci - zielone, pomarańczowe, czerwone - wszystko. Popatrzyliśmy tylko na siebie z niemym pytaniem "nie można było tak od razu?" i po raz kolejny cofnęliśmy się dozbierać tym razem niedojrzałe jabłuszka.

Sytuacja nie była jednorazowa, powtarzała się przy każdej kolejnej odmianie. Szybko jednak zaczęliśmy ignorować początkowe zalecenia i od początku rwaliśmy wszystko.

Francuskie sady

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (121)

1