Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fisstech

Zamieszcza historie od: 1 czerwca 2016 - 9:05
Ostatnio: 11 grudnia 2016 - 21:11
  • Historii na głównej: 19 z 19
  • Punktów za historie: 5555
  • Komentarzy: 169
  • Punktów za komentarze: 1498
 

#76187

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem złą ciocią.

Wczoraj siostra zapytała mnie, czy nie zechcę dołożyć się na prezent świąteczny dla młodego. Zdziwiło mnie to, bo nie dalej jak tydzień temu dałam jej na ten cel kilkadziesiąt złotych. Odparła, że tak, jasne, ale ona chce jeszcze 200 złotych, bo postanowiła kupić młodemu tablet.

Już pomijając fakt, że nie uważam wcale, żeby to był najlepszy prezent na świecie dla siedmiolatka, odparłam, że nie pomogę, bo nie dam rady - mój dziesięcioletni laptop ledwie zipie, a komputer jest mi potrzebny do pracy, więc muszę oszczędzać na nowy sprzęt. Zaznaczyłam również, że siostra na czysto zarabia dwa razy więcej ode mnie, więc na tablet da jeszcze radę bez problemu sobie odłożyć - przecież młody nie musi mieć sprzętu za tysiąc złotych.

Co usłyszałam w odpowiedzi?
"Jak chcesz, ale ja mu powiem, że SPECJALNIE NIE CHCIAŁAŚ dołożyć się do prezentu, żeby zrobić mu na złość".

Tyle dobrze, że dziecko mądrzejsze i bardziej jednak ceni czas, jaki z nim spędzam, niż wartości materialne.

z rodziną najlepiej na zdjęciach

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (277)

#75361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój siostrzeniec chodzi obecnie do drugiej klasy szkoły podstawowej. Ponieważ siostra pracuje w różnych godzinach, często to na mnie spada obowiązek odprowadzenia go na lekcje.

Jakiś czas temu siostra wróciła z wywiadówki, na której rodzice innych dzieci powiedzieli jej, że współczują młodemu, kiedy go przyprowadzam i nieraz mają ochotę podejść i mu pomóc, bo jest im go zwyczajnie żal. Podali nawet powody, które według nich świadczą o tym, że nie nadaję się do opieki nad dzieckiem:

- nie zmieniam młodemu butów (przypominam, że dzieciak jest w drugiej klasie, a nie w przedszkolu);
- pozwalam mu samemu zdejmować i ubierać swoją kurtkę;
- pozwalam mu samemu otwierać/zamykać swoją szafkę;
- pozwalam mu samemu wyjmować z szafki buty i je do niej chować;
- czekam cierpliwie, aż sam zawiąże swoje buty, a jeśli ma z tym problem, to pokazuję mu, jak się to robi i czekam, aż to powtórzy;
- pozwalam mu samemu nieść swój plecak, o ile nie jest zbyt ciężki;
- pozwalam mu samemu ubrać się w domu, co raz poskutkowało tym, że poszedł do szkoły w dwóch podkoszulkach, czego nie zauważyłam - dla nas była to okazja do pośmiania się, a dla rodziców innych dzieci ewidentny przykład znęcania się nad młodym;
- przed przejściem przez jezdnię każę mu się zatrzymać i rozejrzeć. Zawsze!

I teraz wisienka na torcie - jakiś czas temu uczestniczyliśmy w zajęciach dla dzieci w miejscowym Domu Kultury. W pewnym momencie oznajmiłam młodemu, że idę do toalety i poprosiłam, żeby na mnie zaczekał. Jakaś mamusia ze szkoły podpatrzyła moje zachowanie i poskarżyła siostrze, że zostawiłam dziecko bez opieki (w sali pełnej opiekunów) i ona nie rozumie, jak tak można.

Nie mam do nich pretensji - to ich sprawa, jak wychowują swoje dzieci. Mój siostrzeniec nie będzie jednak do końca życia nosić butów zapinanych na rzepy. Wiem, że gdybym wszystko robiła za niego, to byłoby o wiele szybciej, ale wolę spokojnie poczekać i dać mu czas, którego potrzebuje do dokładnego wykonania danej czynności, interweniując dopiero wtedy, kiedy naprawdę sobie nie radzi. Wyjaśniłam to dobitnie swojej siostrze i od tamtej pory na szczęście mam spokój.

rodzice

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (323)

#75048

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne poglądy wyznawane przez moją babcię.

Sobota to dla wielu osób dzień, w którym sprzątają swoje domy i mieszkania. Nie inaczej jest u mnie. Dzisiaj miałam wyjątkowo dużo roboty, więc postanowiłam poprosić o pomoc swojego siostrzeńca, lat sześć. Młody dostał ściereczkę do mebli i miał za zadanie zetrzeć kurze w salonie. Akurat kończył, kiedy na horyzoncie pojawiła się babcia.
- Dlaczego kazałaś mu sprzątać? - zapytała.
- Przecież jak dorośnie, to weźmie sobie babę, która będzie to wszystko robić za niego.

Później dowiedziałam się, że znęcam się nad dzieckiem...

nie ma jak w domu

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 340 (366)

#74653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia jeszcze z czasów studenckich. Wyjechałam do Warszawy, żeby odbyć obowiązkową praktykę (studiowałam w Lublinie). Co ważne, na laptopie nie miałam zainstalowanego systemu Windows, ale Linux. Używałam edytora tekstu OpenOffice, który zapisywał pliki w rozszerzeniu odt, ale bez problemu mógł je otworzyć edytor Microsoftu.

Będąc więc w Warszawie, zrzuciłam potrzebne dokumenty z laptopa na pendrive i udałam się do znajdującego się w ścisłym centrum puktu ksero. Wchodzę, ucinam sobie z panem (prawdopodobnie studentem dorabiającym sobie latem) miłą pogawędkę i podpinam pendrive do komputera. Pan rzuca okiem na monitor i mówi: "Proszę pani, ale my nie będziemy w stanie tego wydrukować". Zbaraniałam. Mówię, że drukowałam nieraz i nigdy nie było z tym problemu. Pan westchnął i odparł protekcjonalnie: "Proszę pani, to jest Windows. Nie otworzy pani pliku w odt na Windowsie. To jest niemożliwe i niewykonalne. Tak da się tylko na Linuksie".

Tłumaczę, że pan jest w błędzie i mogę pokazać mu, że plik da się otworzyć. Spotkałam się z murem. "Nie, to jest niemożliwe, żaden Windows pani tego nie otworzy". Powiedziałam więc, że wobec tego tracą państwo klientkę i z przyjemnością wydrukuję dokumenty u konkurencji. Odpowiedź sprawiła, że moja szczęka znalazła się niebezpiecznie blisko podłogi: "Tak to jest, jak do WARSZAWY przyjeżdża osoba, która nie zna się na używanym przez siebie systemie operacyjnym".

Dokumenty wydrukowałam w sąsiadującym punkcie, w dodatku prowadzonym przez kobietę. Miło, profesjonalnie i z uśmiechem.

punkt ksero

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (278)

#74433

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu napisał do mnie zleceniodawca z prośbą o dokonanie jak najszybszej korekty książki, bo musi ona niebawem pójść do druku (podejrzewam, że w jakimś wydawnictwie self-publishingowym). Wprawdzie proponował cenę zaledwie 2 zł za stronę, ale zapewniał solennie, że chodzi jedynie o przejrzenie tekstu i przeredagowanie dosłownie kilku miejsc. Postanowiłam zaryzykować.

Otrzymałam tekst. Wystarczyło mi rzucić na niego okiem, żeby wiedzieć, że tego tekstu przejrzeć się nie da. Już w pierwszym akapicie (3 linijki) znalazłam 20 błędów i to bynajmniej nie interpunkcyjnych. Dalej było już tylko gorzej. Zleceniodawca chciał mieć sprawdzony rozdział już na następny dzień, więc napisałam, że rezygnuję, ponieważ poprawianie go zajmie mi z pewnością o wiele więcej czasu, a ja akurat przygotowuję materiał do druku dla innego zleceniodawcy i zwyczajnie się nie wyrobię.

Przez następne dwa dni moja skrzynka była bombardowana wiadomościami typu: "Proszę wysłać tyle, ile pani zrobiła", "Proszę sprawdzić tyle, ile będzie pani w stanie", "Naprawdę mi zależy" i tak dalej. Pomyślałam więc, że mogłabym wobec tego ponegocjować cenę, w końcu mam pochylić się nad tekstem, który będzie wymagać większej ilości pracy. Napisałam więc, że nie ma problemu - mogę się tego zlecenia podjąć, ale na pewno nie za taką stawkę. Co ważne, była to odpowiedź na wiadomość, którą otrzymałam dosłownie chwilę wcześniej. Na reakcję nie musiałam długo czekać - okazało się, że tekst jednak magicznie został już sprawdzony (pewnie się inni korektorzy zabijali o to zlecenie), a moja propozycja wyższej stawki jest niepoważna.

Cóż, przynajmniej moja skrzynka pocztowa jest mi za to wdzięczna.

pracs

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (271)

#74507

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dzisiaj na kolejnej rozmowie kwalifikacyjnej w agencji reklamowej i zastanawiam się, czy ta branża rzeczywiście jest tak oderwana od rzeczywistości, czy też to ja po prostu mam pecha.

Tym razem rozmawiałam z miłą panią rekruterką. Po wymianie uprzejmości i krótkiego nakreślenia mi misji firmy, poprosiła mnie o wykonanie krótkiego zadania kreatywnego, polegającego na ułożeniu hasła reklamowego dla jednego ze wskazanych produktów. Otrzymałam kartkę i mogłam przystąpić do pracy. Rekruterka nie dała mi długopisu, więc postanowiłam użyć swój. Ledwo jednak udało mi się napisać pierwsze słowo, rekruterka powiedziała, że uznaje rozmowę za zakończoną i mogę nie oddawać swojej kartki. Przyznam szczerze, że tak zdziwiona nie byłam już dawno. Zapytałam, w czym tkwi problem. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg: "Proszę pani, my jesteśmy szanującą się firmą, która nieustannie dba o swój wizerunek. Używanie długopisów z niebieskim wkładem jest nieprofesjonalne. Nie poszukujemy amatorów". Nie chciało mi się dłużej ciągnąć tej farsy, po prostu podziękowałam i wyszłam.

Chyba dam sobie spokój z agencjami reklamowymi.

praca

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (382)

#74480

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiaj. Zadzwonił do mnie redaktor pewnego czasopisma, informując, że szukają korektora na zastępstwo i pytając, czy bym nie chciała się takiej pracy podjąć. W to mi graj! Proszę o przesłanie próbnego tekstu. Po chwili wywiązał się między nami taki dialog:

Facet: Ale my chcielibyśmy korektę w pdf, dałaby pani radę?
Ja: Pewnie! Pokombinuję i będzie.
Facet: A jakiego programu do edycji pani używa?
Ja: X.
Facet: A to nie, my pracujemy na programie Y. Musi pani mieć ten właśnie program. Kosztuje XXX zł.
Ja: W porządku. Czy potrzebują państwo jakichś danych związanych z zakupieniem tego programu dla mnie?
Facet: Ale pani sama ma go sobie kupić.
Ja: Proszę pana, ale ja za proponowane przez pana wynagrodzenie nawet na niego nie zarobię!
Facet: No wie pani, musi pani inwestować w siebie. Takie są prawa rynku, że nie zawsze wychodzi się na plus.

Zapytałam pana, czy on też inwestuje w siebie, oddając swoją pensję na poczet redakcji. Pan się rozłączył. Pewnie do tej pory zachodzi w głowę, jak to możliwe, że nie przyjęłam oferty życia.

praca

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 338 (360)

#73992

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę dni temu byłam na najdziwniejszej rozmowie o pracę w swoim życiu.

Co ważne, w maju w naszym mieście odbywały się Targi Pracy. Miała tam swoje stoisko również pewna agencja reklamowa, która poszukiwała pracowników. Sama w podobnym miejscu nigdy nie pracowałam, ale jakieś umiejętności mam, więc stwierdziłam, że zostawię CV - jeśli uznają, że mogłabym na coś im się przydać, na pewno się odezwą. No i odezwali się, zaprosili na rozmowę, pełna kultura. Ta rozmowa jednak już na wstępie uświadomiła mi, że Janusze Biznesu istnieją w każdej branży.

Pan już na wstępie zapytał, na jakie stanowisko aplikowałam i dlaczego złożyłam u nich CV, skoro nigdy wcześniej nie pracowałam w agencji. Odpowiedziałam więc szczerze, że zostawiłam CV na Targach Pracy i doszłam do wniosku, że skoro firma się ze mną skontaktowała, to oznacza, że wie mniej więcej, na jakim stanowisku by mnie widziała. Panu się ta odpowiedź nie spodobała, ale drążył dalej. Maglował mnie w podobnym stylu przez prawie godzinę, przez co po pięciu minutach zaczęłam czuć się jak małpa w cyrku, a po dziesięciu miałam ochotę wyjść. W pewnym momencie pan stwierdził, że wprawdzie widzi we mnie pasję i zapał do pracy, ale że to za mało i on chciałby zobaczyć jakiś namacalny dowód na to, że posiadam doświadczenie w tym, co robię. Jakiś czas temu pracowałam w czasopiśmie związanym z azjatycką popkulturą (nie mangą i anime), więc przyniosłam je ze sobą. Pan odparł, że nie będzie tego czytał i że w ogóle dziwne, że ktoś lubi i kupuje takie rzeczy (oczywiście po upewnieniu się, że mam azjatycką popkulturę wpisaną w rubryce o zainteresowaniach), po czym niemalże rzucił magazynem, wyraźnie niezadowolony, że nie udało mu się znaleźć dowodu na moją bezużyteczność. Dał mi też do zrozumienia, że mam dziwne hobby, których on nie rozumie i nigdy się z nimi nawet nie zetknął. Uważał, że jeśli nie mam czegoś wpisanego w rubryce związanej z doświadczeniem zawodowym, to oznacza, że tego nie umiem, czyli jeśli mam wpisaną edycję i korektę tekstów, to oznacza, że sama nie umiem pisać i nie potrafię ich tworzyć. Generalnie miałam wrażenie, że cała to rozmowa miała na celu uświadomić mi, jak bardzo się ośmieszyłam, składając CV w firmie Pana Byznesmena.

Największą piekielnością było jednak dla mnie jej zakończenie. Pan stwierdził, że w sumie to od początku nie zamierzał mnie zatrudniać i nie będzie tworzył specjalnie dla mnie nowego etatu, ale jeśli chcę, mogę powalczyć o możliwość udowodnienia mu swojej wartości i wykonać dla niego część pewnej pracy za darmo, a on zastanowi się potem, czy mi za tę pracę zapłacić. Normalnie stwierdziłabym, że chyba się szaleju najadł, ale podczas tej rozmowy tak mnie wkurzył, że postanowiłam udowodnić mu, jak bardzo się myli co do mojej osoby. Zgodziłam się. Zrobiłam korektę jednej podstrony na witrynie internetowej firmy. W tekście było mnóstwo błędów, co zaznaczyłam, wymieniając każdy z nich, podając uzasadnienie i wpisując poprawną formę. Pan chyba się obraził i chyba nie o to mu chodziło, bo pomimo obietnic już więcej się do mnie nie odezwał.

Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Po kiego wała zapraszać na rozmowę kwalifikacyjną kogoś, w kim nie widzi się potencjalnego pracownika swojej firmy? Kogoś, kto nie spełnia postawionych w procesie rekrutacji wymagań? Dla rozrywki? Dla podbudowania sobie ego? Do tej pory głowię się, o co mogło chodzić.

praca

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (257)

#74288

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szczyt absurdu właśnie został osiągnięty.

Napisała do mnie pewne blogerka (skądinąd chyba dosyć znana) i zaoferowała mi pracę w charakterze korektorki jej wpisów. Bloga przejrzałam - notki w większości napisane mocno poniżej przeciętnej (jeśli chodzi o poprawną polszczyznę), ale tragedii nie było, więc zgodziłam się. Dziewczę wprawdzie mocno kręciło nosem, kiedy dowiedziało się, że nie posiadam wykształcenia kierunkowego, ale postanowiło mimo to przesłać mi do sprawdzenia próbny tekst. Tekst króciutki (jakieś pół strony w Wordzie i to większą czcionką), ale tak naszpikowany błędami, że samo poprawienie przecinków nie miało sensu. Zapytałam więc dziewczęcia, czy godzi się na przeredagowanie tekstu. Odparło, że oczywiście, że bez problemu, że mam zrobić, jak uważam - po prostu ma być dobrze.

Tekst poprawiłam. Tekst odesłałam.

Oto, co otrzymałam w odpowiedzi (pisownia oryginalna):
"haha, ja specjalnie cię sprawdzałam zeby pokazać ci, że nie zrobisz tego dobrze. Cała notka napisana byla poprawnie trzeba było tylko poprawic jedno slowo jedna literowka a ty zrobilas wszystko. tekst byl dobry i poprawny, a ty sie ośmieszyłaś. Dzieci tobie wiem juz zeby na przyszlosc zatrudniac tylko osoby Z DOKTORATEM POLONISTYKI. Stracilam swoj czas na ciebie, doksztalc sie".

Oj, chyba się pogniewamy... ;)

praca

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 484 (500)

#74205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia z samych początków mojej korektorskiej działalności.

Zostałam poproszona o sprawdzenie paczki artykułów. Dodam, że zleceniodawcą był właściciel portalu, który czytywałam i znałam styl poszczególnych autorów. Dokonałam więc zarówno korekty, jak i przeredagowania tekstów, jeśli one tego wymagały. Poprawiłam przecinki, błędy stylistyczne i składniowe, pozmieniałam w paru miejscach szyk wyrazów w zdaniu (chyba każdy z nas zgodzi się z tym, że lepiej brzmi zdanie: "Gorąco polecam w wolnym czasie sięgnąć po tę książkę", niż: "Polecam gorąco sięgnąć w czasie wolnym po tą książkę"). Dodam też, że w tekście było dużo niepotrzebnych apostrofów przy odmianach imion i nazwisk, np. "Stephen'a King'a". Paczkę odesłałam.

W odpowiedzi skontaktował się ze mną jeden z autorów sprawdzonych przeze mnie artykułów, komentując moją pracę słowami: "Przepraszam bardzo, ale chyba nie nadaje się pani do sprawdzania tekstów. Zmieniła pani parę zdań, co zabiło mój oryginalny i na wysokim poziomie styl! Błędy w tekście były celowe! Apostrofy zamierzone! Nie musi mi pani udowadniać, że nie umiem pisać, bo to pani tego nie umie!".

Cóż, strona istnieje do dziś. I tak nadal pojawia się na niej mnóstwo błędów. Ciekawe dlaczego.

praca

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (238)