Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Floyd

Zamieszcza historie od: 19 sierpnia 2011 - 4:59
Ostatnio: 13 lutego 2018 - 15:39
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 3301
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 189
 

#81204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie długo - weźcie chrupki!

Jestem klientem Pomarańczowej Sieci od wielu lat. Korzystam z usług mobilnych (telefon i internet) oraz stacjonarnych (internet i telewizja). W połowie grudnia 2017 wykonałem telefon na infolinię w celu przedłużenia umowy i skorzystania z pewnej atrakcyjnej oferty. Ustalona została oferta z konkretnym telefonem. Konsultantka, z którą rozmawiałem, zapewniła mnie, że kuriera mogę spodziewać się za jakieś 2-3 dni. Niestety konsultantka błędnie wprowadziła do systemu nasze ustalenia – zaznaczyła telefon zupełnie innej firmy! O pomyłce dowiedziałem się już następnego dnia, gdy zadzwoniłem na infolinię z prośbą o podanie numeru przesyłki kurierskiej. Natychmiast próbowałem wyprostować ten błąd, lecz dowiedziałem się, że niestety jedyna droga to oczekiwać na kuriera z przesyłką, odmówić jej odbioru oraz czekać, aż wróci ona do Pomarańczowych i całość zamówienia zostanie anulowana. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że nawet nie próbuję zrozumieć tej idiotycznej procedury, ponieważ zakładam, że nad wymyśleniem tak niezwykłej głupoty musiał siedzieć człowiek o szczególnym talencie.

Po kilku dniach ponownie skontaktowałem się z infolinią. Tym razem połączyłem się z panem Grzegorzem. Człowiek ten, jako jedyny spośród tych, z którymi miałem przyjemność rozmawiać wcześniej, zadał sobie trud, odszukał i odsłuchał nagranie mojej rozmowy z tamtą konsultantką i poinformował mnie, że z ogromnym żalem potwierdza winę firmy, przyznaje mi rację i rozumie moje zdenerwowanie, ponieważ z nagrania bardzo jasno wynikało, jak miała wyglądać oferta i jaki miał być dołączony telefon.
Za „haniebne” uznał również to, że zapewniano mnie o dostarczeniu przesyłki jeszcze w tym samym tygodniu, podczas gdy już w momencie tej rozmowy było kilka dni po terminie. Pan konsultant zapewnił mnie, że osobiście zajmie się moją sprawą. Uznał, że w związku z tak rażącymi błędami leżącymi po stronie firmy postara się dla mnie o odpowiednią rekompensatę i obiecał, że skontaktuje się ze mną konkretnego dnia o konkretnej godzinie. Ustawił sobie nawet przy moim numerze status "pilne" - tak mówił. Pomyślałem wówczas, że firmie faktycznie zależy na opinii klientów i ewentualne błędy stara się naprawić tak, by klienci czuli się usatysfakcjonowani. Niestety, ani umówionego dnia, ani w żadnym innym późniejszym terminie pan Grzegorz już się nie odezwał.

Ja, pozostając w dalszym ciągu ze starym i szwankującym telefonem, wykonywałem niemal codziennie kolejne połączenia na infolinię z pytaniami i prośbami o anulowanie tego pierwszego błędnego zamówienia. Za każdym razem byłem odsyłany z działu do działu i wciąż słyszałem zapewnienia, że w ciągu 48 godzin na pewno moja sprawa zostanie całkowicie zamknięta. Jak się za chwilę okaże, za każdym razem byłem bezczelnie okłamywany przez pracowników infolinii.

Przy którymś z kolei połączeniu usłyszałem, że oto mój problem został zlikwidowany i mogę przystąpić do złożenia nowego zamówienia. Nie chcąc ryzykować, że znowu infolinia spieprzy sprawę, udałem się do salonu stacjonarnego w dużym centrum handlowym celem dopełnienia formalności i wzięcia nowego aparatu. Na miejscu spędziłem ponad 3 godziny, ponieważ tam akurat wystąpił jakiś błąd techniczny i konieczne było czekanie na usunięcie awarii. W końcu doczekałem się czynności związanych z podpisaniem dokumentów i przedłużeniem umowy. I tu – ku mojemu ogromnemu zdenerwowaniu – okazało się, że owszem – moje grudniowe zamówienie zostało anulowane, ale tylko przy usługach mobilnych, zaś przy stacjonarnych w dalszym ciągu „wisi” to błędne i wszelkie działania są zablokowane.

Moja wizyta w salonie miała miejsce ponad 3 tygodnie od dnia feralnej pomyłki pierwszej konsultantki. Wtedy także napisałem oficjalne pismo z prośbą o całkowite rozwiązanie problemu. Tam również usłyszałem zapewnienie, że w ciągu 48 godzin sprawa zostanie załatwiona. Mało tego, pracownik salonu dumnie oświadczył mi, że jest ekspertem i jego zgłoszenia są traktowane priorytetowo. Wow! Byłem naprawdę pod dużym wrażeniem obcowania z człowiekiem tak wielkiej rangi, lecz oczywiście nie musiałem zbyt długo czekać na to, by przekonać się, jaki to z niego ekspert, gdyż jego zapewnienia znowu okazały się kłamliwą chęcią zepchnięcia mojej sprawy gdzieś „dalej”, byleby tylko się mnie pozbyć, bo problem jak był, tak jest nadal.

Wczoraj (4 tygodnie od początku tych przepychanek) zadzwoniła do mnie jakaś zupełnie nowa konsultantka z propozycją przedłużenia oferty. Ucieszyłem się – warunki ustalone, telefon wybrany, kobieta zaczęła odczytywać mi zgody, które miałem potwierdzić. I już pod koniec naszej rozmowy wyskoczył w systemie błąd – moje zamówienie w dalszym ciągu nie jest anulowane na usługach stacjonarnych! Po tym telefonie wykonałem kolejne połączenie na infolinię i kolejny raz spotkałem się z tym samym – zapewnieniem, że sprawa jest przekierowana do odpowiedniego działu, że ktoś się tym zajmie i w ciągu 48 godzin na pewno problem zniknie. Z tego co wiem, jeszcze nie zniknął. I to było kolejne 48 godzin!

Za chwilę minie miesiąc, odkąd wskutek jednego głupiego błędu popełnionego przez pierwszą konsultantkę mam zablokowaną możliwość podpisania nowej oferty i przedłużenia umowy, korzystam ze starego telefonu, który nie jest już w stanie sprostać moim potrzebom i jestem notorycznie lekceważony przez kolejnych pracowników infolinii.

Gdyby tego całego syfu było mało, to dzisiaj, dla umilenia mi współpracy z Pomarańczowymi, otrzymałem rachunek za usługi mobilne. Moje połączenia z infolinią w ostatnim okresie rozliczeniowym kosztują mnie ekstra ponad 50 PLN! Szlag mnie trafił!

Zastanawiam się tylko, jaką rekompensatę przewiduje "Sieć Numer 1" za stracony czas, pieniądze, nerwy i bezczelne olewanie klientów. Kto wie, może dostanę smycz do kluczy z napisem "I love Pomarańczowych"? - jeśli tak będzie, to zapewniam - nie poczuję się usatysfakcjonowany.

call_center

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (96)

#28026

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka pracuje w urzędzie. W tym samym urzędzie pracuje również relikt PRL-u – baba, która nade wszystko umiłowała sobie niezmąconą uciążliwymi interesantami pracę, co oznacza, że posyłanie petentów do diabła opanowała wręcz do perfekcji. Długie godziny spędzone na celebrowaniu kawy i przeglądaniu czasopism były niemalże jej znakiem firmowym, ale ostatnimi czasy jej bezczelność sięgnęła szczytu.

Cóż więc takiego robi? Ot, psikusy. Sprytne babsko bowiem, gdy tylko zabrzęczy telefon na Jej biurku, wita petentów słowami: „Kotłownia, słucham”. Po tych słowach, rzecz jasna, interesant natychmiast się rozłącza i dzwoni na drugi telefon, na biurko obok – do koleżanki...

No, geniusz! :)

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 985 (1023)

#23642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przysięgam - nigdy w życiu nie zgodzę się na wydanie reszty "bez grosika"!

W styczniu w Polsce nagle spadł śnieg. Wszyscy byli zaskoczeni, łącznie ze mną. Jechałem samochodem przez ciemne miasto, gdy nagle okazało się, że nie mam płynu do mycia szyb. Warunki na drodze paskudne - sypie, bryzga, rozmazuje się, refleksy świetlne jeszcze bardziej utrudniają sytuację... Widoczność prawie zerowa. Postanowiłem zatrzymać się na stacji, by kupić płyn. Niestety moja wyprawa była pilna, na szybko i nie miałem ze sobą ani pokaźnej gotówki, ani karty. Mała butla z płynem kosztowała 14,99 zł, a mnie udało się, grzebiąc po wszystkich kieszeniach spodni i kurtki, wydłubać jedyne 14,95 zł. Płynu nie kupiłem... Negocjacja nie była możliwa.

Sorry, ale nie miejcie do mnie pretensji, gdy w jakimkolwiek supermarkecie odmówię wydania reszty bez grosika, wydłużę czekanie i zażyczę sobie, by kasjerka znalazła jednak dla mnie ten brakujący grosik.

PS.
W tym przypadku to była stacja benzynowa - ale przecież ileż to razy zdarzyło mi się zatankować za 99,99 zł - dawałem stówę i nie otrzymywałem reszty... Niech ich szlag!

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 808 (870)
zarchiwizowany

#17286

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja na wielkim parkingu przed hipermarketem:

Po dokonaniu dość obfitych zakupów, podjechałem z koszykiem do samochodu. Wypakowuję zakupy do bagażnika, układam, już prawie kończę. Na dnie wózka zostało jeszcze kilka drobiazgów, gdy nagle kątem oka widzę, że mój koszyk odjeżdża. Odwróciłem się i zobaczyłem małą Cygankę, która na moje pytanie, co robi, z uśmiechem oznajmiła, że odprowadzi mój wózek. Złapałem za uchwyt wózka, przyciągnąłem go z powrotem do siebie i odparłem, że jeszcze nie skończyłem wypakowywać zakupów, a poza tym dziękuję za pomoc, ale nie potrzebuję jej.

Doskonale wiedziałem, że małej chodzi o 2 zł, które tkwiły w blokadzie wózka. Przy okazji mogła też liczyć na to, że nie zorientuję się, że na dnie było jeszcze kilka drobiazgów. Mała wyszarpnęła mi koszyk i zaczęła krzyczeć, że ona chce go odprowadzić i już! Dokończyłem wypakowywanie zakupów i doszło do wyszarpywania wózka – ona w jedną, ja w drugą stronę. Mojego "NIE" nie akceptowała, a ponieważ nie odpuszczałem, dziewczę zaczęło się drzeć.

Wymyśliłem więc, że dołożę swoją cegiełkę do dobrego wychowania dziewczyny i dam jej szansę uczciwie zarobić sobie na te 2 zł. Wyjąłem z bagażnika parę niepotrzebnych śmieci: jakaś pusta butelka po piciu, zgnieciona torba z McDonalda i kilka papierków po batonikach. Spakowałem więc te duperele do siatki i powiedziałem małej, że jak je wyrzuci do śmietnika (oddalony o jakieś 50m), będzie mogła odprowadzić mój koszyk i wziąć sobie monetę. Ta się tylko bezczelnie zaśmiała, wskoczyła do środka do wózka i powiedziała, że on już jest jej. Na moje słowa, by wyszła z koszyka, wystawiła tylko język. No to się wkurzyłem. Nie będę się przecież kłócił z gówniarą, ani tym bardziej szarpał z nią.

Zamknąłem samochód i zacząłem pchać wózek z małą w środku w stronę stanowiska z wózkami. Szczylówa całą drogę miała wywalony język w moją stronę i stroiła głupkowate miny. Nie odzywając się już do niej ani słowem, podjechałem na miejsce, zatrzymałem się, chwilkę odczekałem. Ta nic – siedzi jak zaraza i się śmieje. No to wjechałem w drugi wózek, zapiąłem łańcuszek, wyjąłem 2zł i zacząłem udawać, że idę w swoją stronę, kątem oka obserwując, co nastąpi. Śmiech zamienił się w donośny wrzask. Wtem z prędkością światła spod ziemi wyrosły trzy stare Cyganki, które podbiegły do wózka i uwolniły gnoja, oczywiście rzucając w moją stronę jakieś soczyste klątwy...

A gdyby gówniara skalała się tą symboliczną pracą i zrobiła, o co ją poprosiłem, dostałaby 2zł. Cóż, łatwiej jest szantażem i terrorem wymuszać haracz. Niestety miała pecha, bo trafiła na kogoś równie Piekielnego. Niech więc spada.

Pozdrawiam Czytelników!

Parking

Skomentuj (89) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 788 (808)

#16148

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie powiem, że nigdy nie wierzyłem w bezinteresowność różnych instytucji – zwłaszcza w urocze promocje, kiedy to wszystko jest gratis.

Dzwoni do mnie pewnego razu na komórkę bliska znajoma. Odbieram i od razu wywiązał się taki dialog:
-Chyba ci się na łeb rzuciło!
-Ale o co ci chodzi?
-No jak to? Czego ty słuchasz?!

Od słowa do słowa okazało się, że pewna popularna sieć komórkowa włączyła mi muzyczkę – tzw. „granie na czekanie”. Zagotowało się we mnie, gdyż na punkcie muzyki mam totalnego świra i mój muzyczny smak jest bardzo sprecyzowany. Zadzwoniłem natychmiast do siebie z innego telefonu i nagle moje uszy doznały gwałtu. Piana mi wystąpiła na usta, więc natychmiast postanowiłem zadzwonić do Biura Obsługi Klienta tejże sieci, żeby wyjaśnić zaistniałą sytuację.
[J] – Ja
[BOK] – Biuro Obsługi Klienta.

J – Dzień dobry, nazywam się xxx. Proszę mi powiedzieć, skąd w moim telefonie wzięła się muzyczka na czekanie?
BOK – Proszę się nie martwić, mamy aktualnie taką promocję, że ta muzyczka jest za darmo przez miesiąc!
J – Ale ja nie prosiłem o żadną muzyczkę.
BOK – Ale ona jest za darmo!
J – Czy pan rozumie, co ja mówię? Nie prosiłem o to i ja tego nie chcę!
BOK – Proszę pana! Przez najbliższy miesiąc pan za to nie płaci, dopiero po upływie okresu promocji muzyczka będzie płatna – x zł.

Szlag mnie trafił. Koleś jest albo tępy, albo tak służalczo wywiązuje się z przykazów odgórnych. Biorę to pod uwagę, więc staram się jeszcze być opanowany. W końcu to jego praca. Mówię więc dalej:

J – Panie, nie jestem kretynem i znam swoje potrzeby. Telefon u was mam od prawie 8 lat i gdybym chciał mieć muzyczkę na czekanie, na pewno bym sobie taką zamówił!
BOK – Pan chyba nie zrozumiał, co ja powiedziałem. Nic pan za to nie płaci przez miesiąc, a po miesiącu może pan z tego zrezygnować!

Teraz miarka się przebrała...

J – Proszę pana. Ja się szanuję i dbam o swój wizerunek. Dzwonią do mnie różni ludzie, łącznie z moimi potencjalnymi przyszłymi pracodawcami. Nie życzę sobie, żeby usłyszeli w czasie oczekiwania na moje zgłoszenie jakieś „umpa-umpa”, które natychmiast negatywnie skojarzą! Proszę mi to w tej chwili wyłączyć! Nie chcę żadnej muzyczki!
BOK – Ehhh... W takim razie proszę wysłać SMS o treści xxx na numer xxx.
J – Czy ja za tego SMS-a będę płacić?
BOK – Tak, zgodnie z regulaminem. (kwoty nie pamiętam; była w każdym razie znacznie wyższa niż koszt zwykłego SMS-a)
J – Pan chyba żartuje! Włączacie mi jakąś funkcję wbrew mojej woli, narażacie mnie na niekorzystne konsekwencje bez mojej nawet wiedzy, a teraz każecie mi płacić za wyłączenie tego?! Nie proszę pana! Pan mi to natychmiast wyłączy i ja za to nie zapłacę nawet grosza! Rozumie pan?
BOK – Dobrze, wyślę w takim razie pana zgłoszenie i w ciągu najbliższych (iluś tam) godzin zostanie to wyłączone.
J – Nie w ciągu xx godzin, tylko w ciągu pięciu minut, albo rozwiążę z wami umowę w trybie natychmiastowym!
BOK – Postaram się w takim razie...

To nie był koniec. Moja wściekłość była już naprawdę duża, rozmowa toczy się więc dalej...

J – Rozumiem, że połączenie z Biurem Obsługi Klienta jest bezpłatne w takiej sytuacji?
BOK – Niestety nie. Płaci pan x zł, ale za to koszt jest za połączenie, a nie za czas jego trwania...

Oszczędzę Wam czytania dalszego dialogu, bo sami się już domyślacie, jaka była moja reakcja na tę rewelację.

Skończyło się w każdym razie błyskawicznie. Muzyczka została wyłączona w mgnieniu oka, a koszt połączenia z BOK-iem został w moim przypadku anulowany.

Nie jestem skąpy i tych kilka złotówek naprawdę nie odgrywa tu istotnej roli, ale chodzi o fakt. Zastanówcie się – ilu takich klientów popularna sieć komórkowa zrobi w jajo, a z ilu debili pod płaszczykiem promocji?

PS. Chwilkę po rozłączeniu się otrzymałem SMS-a o treści takiej, że pan XX dziękuje za rozmowę ze mną i jakieś tam dalej łzawe ble ble ble...

No, dzięki!

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (620)

1